§ 11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatni raz poprawiłam sukienkę na wysokości biustu, wzięłam głęboki wdech i nerwowo wcisnęłam dzwonek do drzwi. W oczekiwaniu na gospodarza przyjęłam swobodą, nieco uwodzicielską pozę, chociaż tak naprawdę czułam się dość niepewnie. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Może wygłupiłam się z tą obcisłą małą czarną i mocnym makijażem? Może to wcale nie miała być taka kolacja, jak sobie wyobrażałam. Może wyjdę na napaloną idiotkę i...

– Cześć, Kalinko.

Na dźwięk tego zmysłowego, uwodzicielskiego głosu o mało co nie ugięły się pode mną kolana. Szczególnie że moje imię zabrzmiało tak cholernie cudownie. Przez ten natłok myśli nie zorientowałam się nawet, kiedy drzwi do mieszkania Michała stanęły otworem. A w progu pojawił się on. I na ten widok aż zaparło mi dech w piersi.

Zwykle widywałam go w eleganckim wydaniu, więc nie powinno robić to na mnie większego wrażenia, ale tym razem postawił na nieco swobodniejszą wersję. Materiałowe szare spodnie i niebieska koszula, która idealnie wyeksponowała jego umięśnione ciało oraz podkreśliła kolor oczu, sprawiały, że prezentował się jeszcze bardziej apetycznie niż zawsze. I moje ciało nie mogło pozostać na to obojętne. Cholera, pewnie wściekle się zarumieniłam!

– Cze.. cześć – wydukałam, przeklinając w duchu swój zdradziecki głos. Że też akurat teraz musiał mi zadrżeć!

– Ślicznie wyglądasz – oznajmił Michał, a ja musiałam już teraz płonąć jak pochodnia.

– Dziękuję. – Udało mi się nieco opanować drżenie. – Ty też prezentujesz się świetnie – dodałam, uśmiechając się szeroko.

Przez chwilę staliśmy bez słowa, po prostu się na siebie gapiąc. Atmosfera była tak elektryzująca, że chyba mogłabym sobie nią podładować telefon. Pierwszy z tego dziwnego, aczkolwiek nie nieprzyjemnego odrętwienia, obudził się Michał.

– Zapraszam. – Odsunął się z progu, robiąc mi przejście.

Na nogach jak z waty weszłam do środka. Od razu dotarł do mnie aromatyczny zapach, a więc kolacja musiała być już albo prawie gotowa. Najpierw postanowiłam jednak skupić się na wystroju. W przedpokoju nie znajdowało się nic interesującego poza szafą i lustrem, więc zdjęłam tylko ze stóp szpilki, stawiając je w kącie, po czym ruszyłam w głąb mieszkania.

Salon połączony z kuchnią wyglądał naprawdę schludnie, chociaż trochę bezosobowo. Kremowe ściany, brązowa kanapa, stolik i meblościanka. W części kuchennej zauważyłam niewielki stół z czterema krzesłami, obecnie nakryty dla dwóch osób. Ot, typowe mieszkanie niewymagającego kawalera. Było jednak coś, co zdecydowanie przyciągnęło moją uwagę.

– Wow, naprawdę masz tutaj perkusję – stwierdziłam, wpatrując się w stojący w rogu instrument.

– A co, wątpiłaś? – zaśmiał się. – Niestety przez większość czasu stanowi tylko zakurzony element ozdobny. Rzadko mam teraz czas na granie. A poza tym sąsiedzi pewnie nie byliby zadowoleni z darmowego koncertu. Zwłaszcza że tym nade mną miesiąc temu urodziło się dziecko.

Fakt, mieszkanie w bloku nie sprzyjało rozwojowi talentów muzycznych. Pamiętam, jak kiedyś w podstawówce odwiedziłam koleżankę, która mieszkała w wieżowcu. W mieszkaniu obok niewiele starsza od nas dziewczyna trenowała grę na wiolonczeli. To była katorga dla moich uszu, więc potem jak ognia unikałam wizyt u tej koleżanki.

– Szkoda. – Zrobiłam zasmuconą minkę. – Miałam nadzieję, że coś mi zagrasz.

– Może innym razem – odparł z uśmiechem. – A teraz zapraszam do stołu. Lasagne zaraz będą gotowe.

– Jeśli będą tak samo świetnie smakować, jak pachną, to chyba będę wpadać częściej – rzuciłam lekko, za radą Okońskiego kierując się do stołu.

– Nie miałabym nic przeciwko. – Puścił mi oczko i po dżentelmeńsku odsunął krzesło, na którym usiadłam. Dopiero teraz zauważyłam, że na stole znajdowały się dwie zapalone świece, co oczywiście nadało romantycznego nastroju.

Zanim przeszedł w stronę aneksu kuchennego, musnął delikatnie palcami moje odsłonięte ramię. Trwało to ułamek sekundy, ale i tak podziałało na mnie niezwykle podniecająco. Zwykły, niewinny dotyk. No może nie do końca taki niewinny, bo było w nim coś... czułego. I musiałam przyznać sama przed sobą, że pragnęłam go zdecydowanie więcej.

– Napijesz się? – spytał Michał, pokazując butelkę czerwonego wina. – Chyba że jesteś samochodem.

– Przyjechałam taksówką – odparłam z uśmiechem. – Więc chętnie się napiję.

Okoński odwzajemnił gest, po czym sięgnął po stojący przy moim talerzu kieliszek i sprawnym ruchem napełnił go alkoholem, a później nalał także sobie.

– Jakoś mi się wydawało, że preferujesz bardziej wysokoprocentowe trunki – zagadnęłam, biorąc łyk wina.

Nie wiedziałam, skąd to przeświadczenie. Może dlatego, że za sprawą ojca dostojni prawnicy kojarzyli mi się z kieliszkiem koniaku.

– Niekoniecznie – stwierdził, obracając się w stronę piekarnika. – Od czasu do czasu skuszę się na whisky z colą, ale za wódką nie przepadam. Zwykle stawiam na piwo, chociaż szczególne okazje lubię uczcić dobrym winem.

– A to jest szczególna okazja? – spytałam dość nonszalancko, chociaż liczyłam na szczerą odpowiedź. Tym bardziej że nie umknęło mi, iż wino faktycznie było z wyższej półki.

– Każde spotkanie z tobą to szczególna okazja.

Szczęśliwie Michał nie czekał na moją reakcję, tylko zajął się wyjmowaniem lasagne z piekarnika. Miałam więc chwilę, aby wyrównać przyspieszony oddech i przyłożyć dłonie do rozpalonych policzków. Takie wyznania zdecydowanie działały na mnie onieśmielająco. A przynajmniej te padające ze strony Okońskiego.

Niedługo później na moim talerzu znalazło się apetycznie pachnące i wyglądające danie. I jak się okazało, równie świetnie smakowało.

– To jest przepyszne – oznajmiłam już po pierwszym kęsie. – Twoje zdolności kulinarne są naprawdę na wysokim poziomie.

– Nie przesadzajmy, to nie jest skomplikowana potrawa – zaśmiał się. – Ale cieszę się, że ci smakuje.

– Jeśli chodzi o jedzenie, to nie jestem wybredna – przyznałam, nabierając kolejną porcję na widelec.

– Na pewno jest coś, czego nie lubisz – zasugerował.

Zastanowiłam się chwilę i faktycznie przypomniało mi się o czymś takim.

– Groszek z marchewką. Ohydztwo. Zawsze robiłam bunt w przedszkolu, kiedy ta paćka lądowała na moim talerzu.

Naprawdę to była jedna z niewielu rzeczy, których nie potrafiłam przełknąć. A niestety przedszkolna kucharka serwowała ten wątpliwy specjał co najmniej raz w tygodniu. Na szczęście od tamtej pory nie miałam z nim do czynienia.

– Mogę sobie ten bunt wyobrazić – zaśmiał się Michał. – Mała Kalinka tupiąca nogą i oznajmująca stanowczo, że nie tknie tego paskudztwa.

– Ej, to nie jest śmieszne! – obruszyłam się, ale zaraz również zaśmiałam. – Ty też pewnie masz coś, za czym nie przepadasz.

– Nie znoszę rodzynek w ciastach. A zwłaszcza w serniku – oznajmił z powagą.

– Co? – Zrobiłam wielkie oczy. – Jak można nie lubić rodzynek?

Naprawdę było to dla mnie niepojęte. Może dlatego, że Ksawery je wręcz uwielbiał, więc mama zawsze wsypywała ich tak dużo, że w każdym kawałku ciasta znajdowało się co najmniej kilka. I nikt nigdy nie miał z tym problemu.

– Normalnie. Przecież te rozmokłe pułapki psują cały smak ciasta – wyjaśnił.

Nie mogłam się z tym zgodzić, ale oczywiście zamierzałam uszanować jego zdanie. Bez sensu byłoby wszczynać dyskusję z tak błahego powodu.

– Okej, ale lepiej nie mów tego Ksawciowi, bo awansujesz na jego wroga numer jeden – odparłam pół żartem, pół serio.

– A czy przypadkiem już nim nie jestem? – spytał w podobnym tonie.

Kurczę, chyba niepotrzebnie poruszyłam ten temat. Powinnam się ugryźć w język, zanim rzuciłam imieniem brata. Michał co prawda wydawał się obracać to w żart, ale i tak zrobiło mi się niezręcznie. Musiałam jakoś z tego wybrnąć.

– To nie tak, że Ksawery coś do ciebie ma – próbowałam ratować sytuację. – Po prostu...

– Nie przepada za mną, bo próbowałem poderwać jego dziewczynę – dokończył za mnie. – Rozumiem to, naprawdę. W sumie, jak patrzę na to z perspektywy czasu, to głupio mi, że tak naciskałem na Pestkę. Bo ona od samego początku mnie zbywała. Tak więc przegrałem starcie o jej względy w przedbiegach. Tylko że nie chciałem przyjąć tego do wiadomości.

Do tej pory nigdy nie rozmawialiśmy tak otwarcie o tym, co Michał czuł do Any. Romantyczna kolacja we dwoje nie była ku temu idealną okazją, ale skoro temat został już poruszony, postanowiłam go kontynuować. Poza tym chyba warto było wyjaśnić pewne niedopowiedzenia, zanim sprawy między nami nabiorą rozpędu. A coś czułam, że właśnie do tego dążył ten wieczór.

– A czy teraz czujesz coś jeszcze do Pestki?

Starałam się, aby zabrzmiało to swobodnie, ale chyba dało się wyczuć niepewność w moim głosie. Nie bałam się tego pytania, tylko odpowiedzi, jaką mogłam uzyskać. Liczyłam na szczerość ze strony Michała, a ta niekoniecznie mogła pokrywać się z tym, co chciałabym usłyszeć. Musiałam się jednak przekonać, na czym stoję.

Rozluźniłam się nieco, kiedy Michał spojrzał na mnie z nutką czułości w oczach.

– Nie sądzę, abym tak naprawdę kiedykolwiek coś do niej czuł – wyznał. – Podobała mi się, i nadal podoba, jako kobieta, ale to tylko tyle. Nie ma w tym nic głębszego. Wtedy, kiedy zaczęła pracować w kancelarii, wydawało mi się, że pasowalibyśmy do siebie, ale teraz już wiem, że nic by z tego nie wyszło. Cieszę się więc, że jest szczęśliwa z twoim bratem, i życzę im jak najlepiej. Świetna z nich para.

Odetchnęłam w duchu z ulgą, bo zabrzmiało to naprawdę szczerze. Co prawda już od dawana wierzyłam, że Okoński odpuścił sobie wzdychanie do Any, ale dobrze było też to od niego usłyszeć. Teraz miałam jasne potwierdzenie, że tamten etap swojego życia uczuciowego zamknął na cztery spusty.

– Ja też uważam, że są sobie przeznaczeni – odparłam, z premedytacją nawiązując do Pestki i Ksawerego, aby nie dać po sobie poznać, jak bardzo ucieszyły mnie słowa Michała. – Już nie mogę się doczekać, aż będę mogła się zaangażować w organizację ich ślubu.

Bo to, że będę miała w tym swój udział, nie ulegało wątpliwości. Tak właściwie, to już miałyśmy z Zośką wstępne plany na tę uroczystość. Wystarczyło tylko, żeby para młoda się na nie zgodziła.

– Nie wątpię. – Po raz kolejny zaśmiał się Okoński. – I chcę, żebyś wiedziała, że Pestka już naprawdę mnie nie interesuje – dodał z pełną powagą, chwytając moją dłoń i lekko ją ściskając.

Przekaz był jednoznaczny i bardzo mnie cieszył, ale coś jeszcze wciąż nie dawało mi spokoju. I musiałam poruszyć ten temat. Inaczej nadal zżerałyby mnie wątpliwości.

– A inne kobiety? – spytałam cicho, zanim opuściłaby mnie odwaga.

Michał zmarszczył czoło w zdziwieniu, a więc musiał zrozumieć, że nie miałam na myśli siebie.

– Dlaczego cię to martwi? – zapytał łagodnie, jakby przypuszczał, jakie plotki mogłam usłyszeć i jakie wnioski z nich wyciągnąć.

Wahałam się chwilę, nie wiedząc, jak najlepiej wyjaśnić swój niepokój. Otuchy dodał mi fakt, że Michał nie puścił mojej dłoni, ale wręcz przeciwnie – zaczął czule gładzić jej wierzch. A to zdecydowanie działało na mnie kojąco.

– Kiedy wychodziłam dzisiaj z kancelarii, zaczepiła mnie jakaś dziewczyna – przyznałam. – Twierdziła, że... że szukasz tylko pocieszenia.

Po tym, co usłyszałam od Okońskiego na temat Pestki, słowa tamtej brunetki wydawały mi się tym bardziej absurdalne. Ale co, jeśli był ktoś jeszcze inny? Jeszcze przed Aną. Może ona też miała być pocieszeniem. A teraz przyszła moja kolej.

Michał westchnął ciężko.

– Mogłem się spodziewać, że Judyta będzie próbowała wmówić ci jakieś bzdury – odparł, a więc doskonale wiedział, o kogo chodziło. – Zaczęliśmy się spotykać niedługo po tym, jak sprawa z Pestką ostatecznie nie wypaliła. Nie będę się wypierał tego, że początkowo faktycznie zdecydowałem się na tę znajomość, aby zapomnieć o Anastazji, ale po kilku spotkaniach naprawdę się zaangażowałem. Miło spędzaliśmy razem czas, nieźle się dogadywaliśmy i, nie będę owijał w bawełnę, świetnie zgraliśmy się w łóżku, ale po kilku miesiącach zacząłem czuć, że to jednak nie to. Zwłaszcza kiedy Judyta zaczęła naciskać na poważniejsze deklaracje z mojej strony. Zaczęła wspominać o wspólnym mieszkaniu, chciała przedstawić mnie całej swojej rodzinie, a raz nawet podsłuchałem, jak w rozmowie z przyjaciółką snuła plany o ślubie. Naprawdę ją lubiłem, ale nie byłem jeszcze na to wszystko gotowy. Powiedziałem jej to wprost i zaznaczyłem, że jeśli nie odpowiada jej dotychczasowa luźna relacja, to nie ma sensu tego ciągnąć. Źle to przyjęła i uznała, że się nią zabawiłem i wykorzystałem, właśnie aby zapomnieć o Pestce. Po części miała rację i zdaję sobie sprawę, że nie potraktowałem jej najlepiej, ale to nie tak, że zależało mi tylko na seksie. Nie musisz udawać, że nie słyszałaś tych plotek. Cała kancelaria od nich huczy. Mam tylko nadzieję, że cię nie odstraszyły, bo są dość dalekie od prawdy. Nie jestem dumny z tego, że Judyta poczuła się oszukana, ale nie takie były moje intencje. Po prostu nie była tą jedyną. I skrzywdziłbym ją jeszcze bardziej, gdybym utwierdzał ją w przekonaniu, że jest inaczej.

Byłam mu niezwykle wdzięczna za to wyznanie. Wszystkie wątpliwości, które zasiali we mnie tata i Judyta, rozwiały się niczym dmuchawiec. Sama doskonale wiedziałam, że czasami pewne związki po prostu są skazane na porażkę. Nawet jeśli bardzo byśmy chcieli, żeby się udało. Mogłam zrozumieć rozżalenie Judyty, ale Michał miał rację – wyrządziłby jej większą krzywdę, gdyby zdecydował się tkwić w czymś, co i tak nie miało przyszłości. Tylko oboje byliby nieszczęśliwi.

– Złośliwe plotki to za mało, żeby mnie odstraszyć – zapewniłam, mocniej ściskając jego dłoń. – I wierzę ci. Zarówno w kwestii Pestki, jak i Judyty. Tak już bywa, że to my nie jesteśmy dla kogoś odpowiedni albo ktoś nie jest odpowiedni dla nas. I nic nie można na to poradzić – dodałam ze słodko-gorzkim uśmiechem.

Odniosłam wrażenie, że Michał odetchnął z ulgą. Ja poniekąd też. Widać potrzebowaliśmy tej rozmowy, aby mieć pewność, że nic nie stanie nam na przeszkodzie. I że naprawdę nam na sobie zależy.

– Jesteś wspaniała, wiesz? – oznajmił niespodziewanie, na co po raz kolejny mocno się zarumieniłam. – Bałem się, że mi nie uwierzysz. Albo że chociaż będziesz miała wątpliwości. A ty... tak po prostu mnie wysłuchałaś i przyjęłaś to do wiadomości.

Wydawał się poruszony moją reakcją. Naprawdę sądził, że mogłabym go osądzić bez poznania historii z jego punktu widzenia? Chyba jeszcze wielu rzeczy musieliśmy się o sobie dowiedzieć. Miałam wielką nadzieję na to, że będziemy mieli ku temu okazję.

– To nie jest wyłącznie kwestia wiary – odparłam. – Ufam przeczuciu, a to mówi mi, że możemy być dla siebie tym kimś odpowiednim.

To wyznanie być może było trochę na wyrost, ale tak właśnie czułam. Że to, co rodziło się między nami, było czymś głębszym, czymś wyjątkowym. Nie nazwałabym tego miłością od pierwszego wejrzenia, ale niewątpliwie od samego początku przyciąganie między nami było bardzo silne. Czasami taka wzajemna fascynacja mogła być złudna, ale nie sądziłam, aby tak było w naszym przypadku. Moja niezawodna intuicja podpowiadała mi, że to coś zdecydowanie więcej.

– Ja też tak czuję. – Michał posłał mu swój najpiękniejszy i jednocześnie najczulszy uśmiech.

Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, po prostu się sobie przyglądając. Coś tak prozaicznego, a wywoływało we mnie uczucia, których chyba jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Nie przypuszczałam, że zwykłe spojrzenie może mnie przenieść do innego świata. Ale właśnie tak się stało. I chciałam, aby ten magiczny moment trwał wiecznie. Niestety to było niemożliwe. A pierwszy z tego zaczarowania ocknął się Michał.

– Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy, a teraz czas zabrać się za jedzenie, bo zaraz wystygnie – oznajmił lekkim tonem.

– Racja – zaśmiałam się, nabijając na widelec kawałek lasagne. – Szkoda tych pyszności.

Przez kolejną godzinę zdążyliśmy opróżnić nasze talerze oraz całą butelkę wina i zacząć następną. Po skończonym posiłku Michał zaproponował, abyśmy przenieśli się na kanapę, na co ochoczo przystałam. Najwyraźniej obojgu nam nie odpowiadał dystans dzielącego nas stołu, bo na sofie, choć była spora, usiedliśmy w odległości kilku centymetrów. I wykorzystywaliśmy to do niby przypadkowych, ale tak naprawdę niezwykle pożądanych, elektryzujących dotyków. Z każdym kolejnym muśnięciem dłoni czy ramienia napięcie rosło, ale udawaliśmy, że nic się nie dzieje. Wciąż prowadziliśmy swobodną rozmowę pełną śmiechu. Michał miał dar barwnego opowiadania historyjek, więc słuchając ich, naprawdę świetnie się bawiłam. Niewątpliwie był duszą towarzystwa. A mnie to jak najbardziej odpowiadało. Uwielbiałam słuchać jego aksamitnego głosu. Nawet jeśli mówił o swoich byłych dziewczynach.

Okazało się, że nie licząc Judyty, był w dwóch dość poważnych związkach. Z Kasią umawiał się w liceum, ale ich drogi się rozeszły, kiedy ta wyjechała na studia za granicę. Żadne z nich z tego powodu nie rozpaczało, po prostu zgodnie uznali, że nie zależy im na sobie tak bardzo, aby ciągnąć związek na odległość. Za to na uczelni poznał Wiktorię. Wpadli sobie w oko już na pierwszych zajęciach i tworzyli naprawdę zgraną parę, dopóki Wiki na trzecim roku nie rzuciła go dla jakiegoś doktoranta. To zdecydowanie dotknęło Michała, ale z perspektywy czasu uznał, że wcale nie kochał tej dziewczyny. Ani żadnej innej, z którą się spotykał.

– Chyba po prostu nie mam szczęścia w miłości – stwierdził na zakończenie opowieści o swoich związkach.

– To tak jak ja – odparłam, pociągając spory łyk wina, mimo że już trochę szumiało mi w głowie. – Każdy kolejny facet okazuje się jeszcze większym palantem niż poprzedni.

– O kurczę, mam nadzieję, że nie dołączę do tego grona – zaśmiał się.

– Też na to liczę – odpowiedziałam szczerze. – Na razie na szczęście daleko ci do tego.

– Uf, co za ulga – westchnął teatralnie, na co zaniosłam się chichotem.

Oj, chyba za dużo już tego wina.

W ramach rewanżu postanowiłam nakreślić Michałowi historię moich związków, choć w zasadzie nie było o czym opowiadać. Wspomniałam oczywiście o Eryku jako moim pierwszym chłopaku, ale nie wdawałam się w szczegóły. Wiedziałam, że powinnam to kiedyś zrobić, ale jeszcze nie teraz. Nie chciałam psuć nastroju. Opowieści Okońskiego były utrzymane w lekkim tonie, a moja miała znacznie cięższy kaliber, z którym nie miałam siły się w tej chwili mierzyć. Napomknęłam też o Tomku, z którym zaczęłam się spotykać niedługo po rozstaniu z Erykiem. Ta relacja trwała zaledwie kilka tygodni, ale z pewnych względów była dla mnie szczególna. O tym jednak też nie chciałam więcej mówić, bo łączyło się bezpośrednio właśnie z tamtym rozstaniem. No a potem były już tylko chwilowe znajomości na góra trzy randki, nad którymi nie warto się rozwodzić. Michał chyba wyczuł, że nie mam ochoty ciągnąć tego tematu. Wysłuchał tego, co byłam gotowa mu powiedzieć, ale nie drążył. Byłam mu za to wdzięczna.

Zamknięci w swoim świecie, nie zauważyliśmy nawet, kiedy za oknem mocno się rozpadało. Miałam nadzieję, że ulewa się skończy, zanim zdecyduję się wrócić do domu. Chociaż wcale nie miałam na to ochoty, mimo że dobiegała dwudziesta trzecia. Najchętniej przegadałabym z Michałem całą noc. O ile nie zasnę na jego kanapie z powodu zbyt dużej ilości alkoholu.

Kiedy Michał wyszedł na moment do łazienki, postanowiłam dokładnie rozejrzeć się po pokoju. Wstałam z sofy i podeszłam do meblościanki. Na półce stało kilka drobiazgów, jak na przykład pięć porcelanowych słoników czy kufel na piwo z grawerem z okazji osiemnastych urodzin, ale brakowało ramek ze zdjęciami. A to sprawiało, że ta przestrzeń była taka bezosobowa, mało przytulna. Przydałoby się coś, co by ją ożywiło.

Tuż obok perkusji zauważyłam piłkę do nogi. Była lekko obdarta, a więc zapewne często używana. Zdziwiło mnie to trochę, bo Michał mimo wysportowanej sylwetki nigdy nie wspominał o tym, że jakiś sport uprawia.

– Grasz w nogę? – spytałam, kiedy wrócił do salonu.

– Od czasu do czasu – przyznał. – Mam grupę kumpli ze studiów, z którymi umawiam się na amatorskie mecze.

– Chętnie obejrzałabym taki mecz – rzuciłam, na co Michał spojrzał na mnie ze uniesioną brwią.

– Interesujesz się piłką nożną?

– Nie tyle samą piłką, co raczej piłkarzami – odparłam ze śmiechem, podnosząc piłkę. – Ksawery, kiedy jeszcze pracował w policji, też miał taką grupę znajomych do grania. Chodziłam na te mecze popatrzeć sobie na przystojnych policjantów, w nadziei, że któremuś wpadnę w oko.

To były fajne czasy. Nawet jeśli moje oczekiwania były tak bardzo naiwne. Naprawdę spodziewałam się, że jakiś dorosły facet zwróci uwagę na nastolatkę? Wszyscy byli dla mnie mili, kiedy głośno dopingowałam ich z trybun, ale oczywiście widzieli we mnie tylko słodką młodszą siostrę jednego z kumpli. Wtedy byłam tym rozczarowana, teraz wspominałam to z sentymentem.

– Ksawery był policjantem? – To jeszcze bardziej zszokowało Okońskiego niż moje zainteresowanie futbolem.

– Cywilnym pracownikiem policji – wyjaśniłam. – Pomagał ścigać cyberprzestępców. No wiesz, dobrego hakera może zdemaskować tylko jeszcze lepszy haker.

Mój brat rzadko chwalił się swoją poprzednią pracą, więc nic dziwnego, że ta informacja nie dotarła do Okońskiego. Zresztą dopóki Ksawery nie zaczął spotykać się z Aną, w kancelarii mało kto wiedział, że informatyk od spraw beznadziejnych zza ściany to syn mecenasa Dziurowicza. Ksawciu cenił sobie prywatność i dyskrecję.

– W takim razie musi być naprawdę dobry w tym, co robi – oznajmił Michał.

– Najlepszy – odparłam z uśmiechem. – Myślę, że moglibyście się zakolegować.

Naprawdę chciałam, aby ich stosunki się poprawiły. Przypuszczałam, że Ksawery nie będzie skakał z radości, kiedy dowie się, że spotykam się z Michałem. Musiałam więc się postarać, aby ich wzajemnie do siebie przekonać. Może zamiłowanie do piłki nożnej mogłoby przełamać lody?

– No nie wiem – westchnął Okoński. – Mam wrażenie, że twój brat ledwo mnie toleruje.

– Fakt, nie zaczęliście zbyt dobrze, ale przecież wszystko można naprawić. Naprawdę chciałabym, abyście się dogadywali.

W głowie już zaczynał mi się tworzyć plan ich pojednania. I byłam przekonana, że miałabym w tym co najmniej jedną sojuszniczkę. Pestkę też męczyły te niesnaski, więc na pewno wsparłaby mnie w wysiłkach. Koniecznie musiałam to z nią omówić.

– Zależy ci na tym – stwierdził z lekkim zaskoczeniem.

– Tak, bo zależy mi na tobie – potwierdziłam odważnie.

Michał nie odpowiedział od razu, ale poczułam, że przysunął się bliżej mnie. Stanął tuż za mną, tak że poczułam na karku jego ciepły oddech. Po raz kolejny przeszły mnie ciarki podniecenia.

– Mnie na tobie też – odparł cicho, delikatnie wyjmując piłkę z moich rąk.

Nie wiem czemu, ale bałam się odwrócić. Zrobiło się naprawdę intymnie i chyba mnie to lekko przeraziło. Z jednej strony chciałam, aby napięcie między nami znalazło ujście, ale z drugiej nie byłam chyba na to jeszcze w pełni gotowa.

Aby ukryć zakłopotanie, zrobiłam krok w stronę perkusji. Przesunęłam palcami po talerzu, który cicho zabrzęczał. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy coś nagle przyszło mi do głowy. Coś, co mogło rozładować lub podsycić atmosferę w zależności od tego, na co zdecyduje się Michał.

– A może coś mi zaśpiewasz? – zaproponowałam, zerkając na niego kątem oka, a co on spojrzał na mnie z konsternacją. – Mówiłeś kiedyś, że grasz na perkusji i trochę śpiewasz. Co do grania, to już ustaliliśmy, że nie ma na to dzisiaj szans, to może chociaż coś zanucisz.

Początkowo wydawał się nieprzekonany do tego pomysłu, ale po chwili się uśmiechnął.

– A jaki repertuar preferujesz? – spytał, znów przysuwając się do mnie na odległość centymetrów i tym razem już nie miałam gdzie uciec.

– Może coś Krzysztofa Krawczyka? – zasugerowałam.

– Serio? Nie posądzałem cię o taki boomerski gust – zaśmiał się, a ja udałam oburzenie.

– Boomerski? Nie obrażaj świętej pamięci pana Krzysztofa. Moja mama go uwielbia – skarciłam go. – I ja też lubię jego piosenki.

Nie mogło być inaczej, skoro słuchałam ich razem z mamą, kiedy byłam mała. Kojarzyły mi się z beztroskimi latami dzieciństwa i często zdarzało mi się do nich wracać.

– Nie odpuścisz, prawda? – westchnął.

– Nie. – Uśmiechnęłam się cwanie.

– No dobrze, niech będzie Krawczyk. – Michał odchrząknął, po czym zaintonował. – Chciałem być marynarzem, chciałem mieć tatuaże...

Zaśpiewał to tak tubalnie, że aż parsknęłam śmiechem. Miał naprawdę przyjemny głos, ale najwyraźniej chciał się ze mną podroczyć i nie podszedł do zadania zbyt poważnie.

– Okej, to był chyba kiepski wybór – stwierdził. – O, ale mam coś bardziej adekwatnego.

Czekałam z zaciekawieniem, aby usłyszeć, co wpadło mu do głowy tym razem, ale nie zaczął śpiewać od razu. Spięłam się lekko, kiedy przyciągnął mnie do siebie, opierając moje plecy o swój tors. Dłonie położył na moich biodrach i zaczął nami lekko kołysać. A po chwili usłyszałam tuż przy uchu:

– Na zewnątrz mgła, tylko ziąb i deszcz. A dla mnie świat w ciepłym świetle świec. Powietrze ma elektryczny smak. Chciałbym tak trwać nawet tysiąc lat. – Przymknęłam oczy i dałam się ponieść chwili oraz magicznemu nastrojowi, który stworzył dzięki tej piosence. Jego głos był miodem dla moich uszu. Zwłaszcza że śpiewał to z wielkim uczuciem. – Bo jesteś Ty. Znów przy mnie budzisz się. Bo jesteś Ty. I wciąż czuję, że... – Wtuliłam się w niego mocniej, chłonąc każde słowo. Bo każde brzmiało tak szczerze. – Bo jesteś Ty. Cóż więcej mógłbym chcieć? Bo jesteś tu. I proszę zostań już.

Nie dałam mu zacząć drugiej zwrotki. Motyle w brzuchu nabrały takiej intensywności, że musiałam dać się im uwolnić. Dlatego obróciłam się, wspięłam na palce i na sekundę spojrzałam mu głęboko w oczy, po czym żarliwie go pocałowałam.

Bez wahania oddał pocałunek, który był znacznie odważniejszy niż ten w galerii. Przylgnęliśmy do siebie, jego ramiona mocno obejmowały mnie w talii, swoje zarzuciłam mu na kark i wplotłam palce w jasne włosy. Nasze języki splotły się namiętnym tańcu, którego absolutnie nie chciałam przerywać. To było takie cudownie odurzające.

Po kilku chwilach Michał chciał się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliłam. Wydał z siebie zdumiony jęk, kiedy popchnęłam go w stronę kanapy. Sama byłam zdziwiona swoją odwagą i pożądaniem, ale nie chciałam się tym teraz przejmować. Dlaczego jeszcze chwilę temu byłam taka niepewna? Pieprzyć to. Pragnęłam go i teraz tylko to się dla mnie liczyło.

Opadł na sofę, po czym wciągnął mnie na swoje kolana. Usiadłam na nim okrakiem i, czując jego podniecenie, wróciłam do pocałunku, równocześnie zaczynając rozpinać guziki koszuli. W tym czasie jego palce przesunęły się po moich nagich ramionach, docierając do zamka sukienki, który mocno pociągnął w dół.

Dziękowałam sobie w duchu, że przezornie zdecydowałam się na najładniejszy komplet bielizny, jaki posiadałam. Chociaż wcale nie oczekiwałam, że ta randka będzie miała taki finał. No dobra, może po cichu miałam na to małą nadzieję. A teraz przerodziła się ona w przekonanie, że ten wieczór nie mógł skończyć się inaczej.

Oderwaliśmy się od siebie, kiedy Michał ściągnął ze mnie sukienkę i rzucił gdzieś w bok. Zaraz potem jego usta przylgnęły do mojego obojczyka i zaczęły przesuwać się w stronę okrytych czarną koronką piersi. Oddychałam łapczywie otumaniona tym, co się właśnie działo. Jęknęłam przeciągle i poruszyłam instynktownie biodrami, kiedy jedna z dłoni Michała zsunęła się między moje nogi i przez cienki materiał majteczek musnęła najczulsze miejsce. Nie chciałam pozostać mu dłużna, więc położyłam dłonie na jego odkrytym, umięśnionym torsie i kierowałam się nimi coraz niżej, aż dotarłam do rozporka. Kiedy zaczęłam go rozpinać, Michał nagle oderwał się od moich piersi, podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.

– Kalina – wychrypiał, ciężko łapiąc powietrze. – Chyba powinniśmy trochę zwolnić.

Spojrzałam na niego zdziwiona, nie rozumiejąc, czemu przerwał coś, czego oboje ewidentnie pragnęliśmy. W jego spojrzeniu oprócz pożądania dostrzegłam też wyraźną troskę. Zwłaszcza kiedy z czułością pogładził mój rozpalony policzek.

– Ale dlaczego? – spytałam naprawdę zdezorientowana. – Przecież oboje tego chcemy – dodałam, po czym próbowałam znów go pocałować, ale do tego nie dopuścił.

– Tak, ale ja... – zawahał się, jakby nie potrafił ubrać w słowa tego, co chodziło mu po głowie. – Nie chciałbym ci zrobić krzywdy.

W pierwszej chwili nie miałam pojęcia, co miał na myśli. Przecież już wyjaśniliśmy sobie, że traktuje naszą relację bardzo poważnie, że nie chodziło wyłącznie o zabawę. To było coś zdecydowanie głębszego. W końcu jednak dostrzegłam jego zdenerwowanie. I dotarło do mnie, czego się obawiał.

– Spokojnie, to nie będzie mój pierwszy raz – oznajmiłam z lekkim uśmiechem, na co Michał odetchnął nieco z ulgą. – Ale to naprawdę słodkie, że się tym przejąłeś.

Dla mnie to była oznaka, że naprawdę się o mnie troszczył. Zależało mu na moim komforcie, na moich uczuciach. Rzuciłam się na niego jak na kawałek mięsa, a on nie zmierzał tego bezczelnie wykorzystać. I byłam przekonana, że gdyby to jednak był mój pierwszy raz, Michał zrobiłby wszystko, abym miała z niego najpiękniejsze wspomnienia.

– Na pewno tego chcesz? – upewniał się, wciąż patrząc mi prosto w oczy.

– Na pewno – odparłam pewnie.

– I nie będziesz jutro tego żałować?

– Nie będę.

Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamknęłam mu usta kolejnym pocałunkiem. Przylgnęłam do niego mocniej, czując, że to będzie cudowna noc. Najcudowniejsza, jaka mogła mi się przytrafić. I że absolutnie nie będę jej żałować.    

*****************************************************************

Hej :) To chyba ten rozdział, na który wszyscy czekali. Zwłaszcza jeśli czytali drugi tom Pestki i wiedzieli, że do tego dojdzie :D Mam nadzieję, że kolacja Kali i Michała spełniła Wasze oczekiwania ;)

Dziękuję za gwiazdki i komentarze. Do napisania za dwa tygodnie :)

PS. W kwestii rodzinek jesteście Team Michał czy Team Ksawery? Ja zdecydowanie solidaryzuję się z mecenasem Okońskim  xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro