§ 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wizyta u Brańskich przeciągnęła się do następnego dnia. Tata, jak nie on, dał się prawie upić panu Sławkowi i uległ pani Joasi, która kategorycznie zabroniła nam wracać do Warszawy po nocy. Co prawda jako amatorka wygodnego odpoczynku nie byłam zachwycona wizją spania na turystycznym materacu wciśniętym między stół a meblościankę, ale nie zamierzałam narzekać. Zwłaszcza kiedy przypominałam sobie, że Michał i Maciek nocowali w namiocie. W tym zestawieniu i tak miałam lepiej.

Nocy nie mogłam zaliczyć do udanych, gdyż śpiący na rozkładanej kanapie tata chrapał jak lokomotywa. Jakim cudem mama wytrzymywała z nim w jednym łóżku? Matko, jakie miałam szczęście, że Michała ta przypadłość oszczędziła, bo byłabym permanentnie niewyspana. Chociaż i tak czasami mnie budził, kiedy za bardzo się wiercił i przypadkowo kopał po nogach czy wbijał łokieć w żebra. To jednak mogłam wytrzymać w przeciwieństwie do chrapania.

Nad ranem tata przystopował nieco z tym swoim koncertem i miałam nadzieję, że uda mi się zdrzemnąć choć ze dwie godzinki, ale przed siódmą na parter zeszli Ana i Ksawery. Starali się zachowywać w miarę cicho, ale i tak się ocknęłam. Z tego, co się wczoraj dowiedziałam, Pestka miała umówione spotkanie z prokuratorem oskarżającym w sprawie, którą prowadziła. Niedzielny poranek to dość dziwna pora na załatwienie kwestii stricte zawodowych, ale mojej prawie-bratowej najwyraźniej to nie przeszkadzało. Tak samo jak Ksawciowi nie przeszkadzało, że jego ukochana wybierała się na spotkanie z facetem, który ją podrywał. I to w dodatku w obcisłych sportowych ciuchach, idealnie podkreślających jej kobiece kształty.

Nie, to nie ruszało mojego brata ani trochę. Natomiast fakt, że byłam w szczęśliwym związku już tak.

Po ostrej wymianie zdań w kawiarni nie mieliśmy okazji wrócić do tematu Michała. Nie ulegało jednak wątpliwości, że Ksawery nie miał zamiaru zmienić zdania. Za każdym razem, kiedy w rozmowie z innymi nawet mimochodem wspominałam o Okońskim, spinał się i posyłał mi surowe spojrzenie. Ignorowałam je, ale to przecież nie mogło trwać wiecznie. Poza tym nie chciałam wyjeżdżać bez osiągnięcia chociażby pozornego porozumienia między nami. Nie znosiłam pozostawiać niewyjaśnionych sporów. A już zwłaszcza z osobami, na których mi naprawdę zależało. Dlatego też miałam nadzieję, że uda nam się jeszcze porozmawiać przed moim powrotem do Warszawy.

Nie minęło pięć minut od wyjścia Any i Ksawerego, podczas których udało mi się przemknąć oczy, kiedy zapipczała moja komórka. Sięgnęłam po nią niechętnie, ale kiedy tylko dostrzegłam, że to wiadomość od Michała, od razu się ożywiłam. Przesłał mi zdjęcie śpiącego na brzuchu w rozkopanym śpiworze Maćka z dopiskiem: „Mam nadzieję, że chociaż ty miałaś lepszą noc. Młody tak się wiercił, że budziłem się chyba z siedem razy. Zdecydowanie wolę spać z tobą :D".

Uśmiechnęłam się jak głupia, a senność minęła jak ręką odjął. Szybko zaczęłam odpisywać.

„U mnie niestety nie lepiej, miałam wrażenie, jakbym spała w jednym pokoju z lokomotywą. Ha, skoro Maciek się tak wiercił, to teraz już wiesz, co ja przeżywam z tobą :P".

Wspominałam Michałowi, że za bardzo rzuca się po łóżku, ale on zbagatelizował problem, twierdząc, że do tej pory nikt się na to nie skarżył. Cóż, może jego dotychczasowe dziewczyny miały na tyle mocny sen, że nie czuły, kiedy nieświadomie wymierzał im kopniaki.

Nie łudziłam się już, że uda mi się zasnąć, więc przez następne pół godziny wymienialiśmy się wiadomościami. Mimo niewyspania ta korespondencja zdecydowanie dodała mi energii. Był to pierwszy poranek od trzech dni, który zaczęliśmy osobno. Najwyraźniej brakowało nam tego kontaktu.

Początkowo nie zakładałam, że będę nocować u Michała niemal codziennie, w końcu mieliśmy się nie spieszyć. Okazało się jednak, iż tak trudno się nam rozstać, że łatwiej tego po prostu nie robić. Tak naprawdę jedyny czas, jaki spędzaliśmy osobno, to ten, kiedy Michał był w pracy. Przez całą resztę dnia próbowaliśmy się sobą nasycić, co, jak widać, wciąż nie nastąpiło. I już nie mogłam się doczekać wieczora, który planowaliśmy znów spędzić wspólnie.

Około ósmej do salonu, w którym spaliśmy, wpadła Julka – sześcioletnia siostrzenica Any. Rzuciła się na mnie z głośnym śmiechem, co postawiło na nogi wciąż chyba lekko wczorajszego ojca. Skomentował tę nagłą pobudkę sfrustrowanym sapnięciem, po czym wygramolił się z łóżka i ruszył w stronę łazienki.

– Pan Karol się obraził? – spytała Julka z przejęciem.

– Nie, dlaczego? – spytałam, bo nie dostrzegałam niczego dziwnego w zachowaniu ojca.

– No bo nic nie powiedział, tylko wyszedł.

Ach, no tak. Dla mnie to było coś typowego, ale dla dziecka najwidoczniej nie. Miałam nadzieję, że nie będzie tak obcesowo traktował swoich wnuków, o ile jakieś mu się przydarzą.

– Nie przejmuj się nim – poleciłam, podnosząc się do siadu, co wcale nie było łatwe z leżącą na mnie dziewczynką. – On tak zawsze, bez względu na to, jaki ma humor.

Julka uznała to chyba za satysfakcjonujące wytłumaczenie, bo nie ciągnęła tematu. Zdążyłam zauważyć, że była bardzo otwartym dzieckiem, które chętnie nawiązywało nowe znajomości, także z dorosłymi, ale do ojca najwyraźniej nie miała zamiaru zbytnio się zbliżać. Musiała wyczuć, że gdyby tylko próbowała zagaić rozmowę, szybko zostałaby spławiona.

Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona tym, ile tata zdołał wczoraj wykrzesać z siebie towarzyskiego nastawienia. Może to zasługa alkoholu, którego nie pijał za często, więc już pierwsza butelka piwa go rozluźniła. A może to charyzma pana Sławka, któremu usta się niemal nie zamykały, sprawiła, że mrukliwość ojca mniej rzucała się w oczy. Tak czy inaczej, czułam, że dzisiaj niestety powróci typowy mecenas Dziurowicz, czyli zrzędliwy gbur.

– Kto to? – spytała Julka, kiedy moja komórka wydała z siebie dźwięk oznajmiający przyjście nowej wiadomości.

– Michał, mój chłopak – odparłam z szerokim uśmiechem.

– Ten, którego nie lubi wujek Ksawery?

Serio? Ksawciu tak głośno musiał wyrażać swoją niechęć do Okońskiego, że dotarło to aż do uszu dziecka? Ja rozumiem, że miał swoje uprzedzenia, które najchętniej bym wypleniła, ale, na litość boską, nie wszyscy musieli o nich wiedzieć.

– Tak, właśnie ten – potwierdziłam z westchnieniem.

Nie miałam za dużo do czynienia z dziećmi, więc nie bardzo wiedziałam, jak rozmawiać z nimi o poważnych sprawach. Uznałam jednak, że nie ma sensu kłamać, o ile to oczywiście nie wyrządzi dziecku krzywdy. W końcu życie nie zawsze jest kolorowe i dobrze, aby dzieciaki zdawały sobie z tego sprawę.

– A dlaczego go nie lubi? – dociekała Julka. – Czy ten twój chłopak zrobił coś złego? Moja mama nie lubi cioci Pestki, bo nie powiedziała czegoś w sądzie i przez to tata trafił do więzienia.

Starałam się zachować kamienny wyraz twarzy, aby nie dać po sobie poznać, że to ostatnie zdanie dość mocno mnie zaskoczyło. Wiedziałam oczywiście, że siostra Any od kilku lat nie utrzymywała z nią kontaktów i obiło mi się też o uszy, że szwagier Pestki miał problemy z prawem, ale nie znałam szczegółów. Wyglądało jednak, że to naprawdę pokręcona sprawa i być może mama Julki faktycznie miała powody, aby żywić żal do Any. Jedno nie ulegało wątpliwości – konflikt sióstr Brańskich był znacznie poważniejszy niż wyolbrzymione zarzuty Ksawerego.

– Cóż, Michał zrobił pewną rzecz, która nie podobała się wujkowi – wyjaśniłam ogólnikowo, mając nadzieję, że to wystarczy. Oczywiście nie wystarczyło.

– Zrobił ci krzywdę? Ten Michał? I dlatego wujek się na niego gniewa?

Kurczę, ta mała była naprawdę bystra. A więc tym bardziej nie było sensu wciskać jej kitu.

– Nie, Michał nie zrobił mi krzywdy. Ale zrobił to kiedyś inny chłopak. I Ksawery boi się, że znów ktoś mógłby mnie skrzywdzić.

A przynajmniej chciałam wierzyć, że właśnie taki był prawdziwy powód niechęci mojego brata. Nie chodziło tylko o samego Okońskiego, ale przede wszystkim o to, że w ogóle byłam w jakimś związku. Do każdego chłopaka, z którym się spotykałam, miał zastrzeżenia. Często całkiem bezpodstawne. W przypadku Michała jego argumenty nie były tak całkiem wyssane z palca, ale zdecydowanie przesadzone.

– Martwi się o ciebie – stwierdziła Julka z zatroskaną minką.

– Zdecydowanie tak. I zwykle miło jest, kiedy ktoś się o ciebie troszczy, bo chce dla ciebie dobrze. Tyle że tak naprawdę nie zawsze to faktycznie jest dobre.

Nie byłam pewna, czy Julka zrozumiała, co miałam na myśli, ale pokiwała głową ze zrozumieniem. Jak na swój wiek, była bardzo dojrzała.

– To tak jak ze mną i ciocią Pestką – oznajmiła. – Mama nie chciała, żebym się z nią spotykała, ale przecież ciocia wcale nie jest zła. Jest bardzo fajna. Lubię się z nią bawić.

– Dokładnie tak samo jest ze mną i Michałem – odparłam. – Ksawery nie chce, abyśmy się widywali, ale ja bardzo lubię spędzać z nim czas.

Zabawne, że znajdowałyśmy się w tak podobnych sytuacjach. To, co nasi bliscy uznawali za troskę, tak naprawdę odbierało nam swobodę wyboru. Julka co prawda była jeszcze dzieckiem i nie mogła w pełni samodzielnie o sobie decydować, ale matka nie powinna jej ograniczać kontaktów z członkami rodziny, o które mała sama zabiegała. Przecież Ana i Ksawery nie mieli na nią złego wpływu. To zagrożenie istniało tylko w głowie siostry Pestki. Moja sytuacja wyglądała nieco prościej, bo nie musiałam się nikogo słuchać i mogłam zrobić na przekór bratu. Tyle że wcale tego nie chciałam. To była ostateczność, do której będę skłonna się uciec dopiero wtedy, kiedy wszelkie próby przekonania go do Michała spełzną na niczym.

– Nie smuć się – powiedziała nagle Julka, przytulając się do mnie. – Mnie mama w końcu pozwoliła spotykać się z ciocią. Wujek też na pewno niedługo przestanie gniewać się na tego twojego Michała. I może nawet się polubią!

Chciałam wierzyć, że tak właśnie będzie, ale to była chyba zbyt optymistyczna wizja. Póki co moim celem było ubłaganie Ksawcia, aby choć spróbował zaakceptować moją decyzję. Nie łudziłam się, że w najbliższym czasie mój brat i chłopak zostaną kumplami. Liczyłam jednak, że przez wzgląd na mnie będą w swojej obecności starać się trzymać nerwy na wodzy. O ile oczywiście dojdzie do jakiegoś spotkania.

Dalszą rozmowę przerwał nam krzyk pani Joasi z pytaniem, co życzymy sobie na śniadanie. Julka migiem zerwała się na nogi i pobiegła do kuchni, w której krzątała się jej babcia. Uznałam, że to najwyższy czas wygrzebać się z pościeli.

Mama Any potraktowała naszą wizytę z wielkim przejęciem, więc stół niemal uginał się od jedzenia. Góra kanapek, płatki z mlekiem, jajka w niemal każdej możliwej postaci, kawa, herbata, kakao. Pluton wojska by tego nie przejadł, a nas była zaledwie garstka. Wszystko było jednak przepyszne. No ale to nic dziwnego, bo w końcu pani Joasia pracowała jako kucharka w przedszkolu, więc gotowanie dla tłumu wybrednych małych ludzi miała opanowane do perfekcji.

Bałam się, że podczas śniadania może panować napięta atmosfera, ale, o dziwo, i tym razem tacie udało się poskromić jego zrzędliwość. Nie był oczywiście duszą towarzystwa, ale na szczęście odpuścił sobie bycie gburowatym mrukiem.

Kończyłam pałaszować jajecznicę z pomidorami, kiedy wrócili Ana i Ksawery. Pestka wydawała się błądzić gdzieś myślami. Miałam ochotę spytać, czy spotkanie z prokuratorem popchnęło sprawę do przodu, ale wiedziałam, że i tak niewiele mogłaby mi powiedzieć. Uznałam więc, że lepiej jej nie zagadywać i nie odrywać od analizy, która zapewne zachodziła właśnie w jej głowie. Skupiłam się za to na Julce, która z entuzjazmem opowiadała o zajęciach plastycznych organizowanych przez miejską bibliotekę, na które uczęszczała.

Mimo poświęcenia uwagi dziewczynce co chwilę spoglądałam na Ksawerego. Chciałam wyczuć jego nastrój, aby wiedzieć, czego mogę się spodziewać, jeśli spróbuję wrócić do naszej wczorajszej rozmowy. Wydawał się wyluzowany, gawędził swobodnie z tatą i panem Sławkiem. Miałam więc nadzieję, że już ochłonął i uda nam się spokojnie porozmawiać.

Po skończonym posiłku tata zakomunikował, że czas pomału się zbierać. Pani Joasia próbowała przekonać go, abyśmy zostali jeszcze do obiadu, na który miała zamiar zaserwować typowe śląskie danie – rosół oraz roladę z kluskami śląskimi – ale tata uprzejmie odmówił, twierdząc, że jutro z samego rana ma rozprawę w sądzie, do której musi się jeszcze dzisiaj przygotować. Nie potrafiłam wyczuć na ile to prawda, a na ile wygodna wymówka, ale sama też raczej optowałam za wcześniejszym powrotem. Na wieczór byłam umówiona z Michałem, a nie chciałam iść na spotkanie zmęczona podróżą. Przydałoby się kilka godzin na odświeżenie i zebranie energii.

Pani Brańska była niepocieszona naszym wcześniejszym wyjazdem, ale rozchmurzyła się, kiedy tata rzucił niezobowiązującą propozycję kolejnego spotkania, tym razem u nas, w Warszawie. Tak, aby pani Joasia mogła poznać mamę. Byłam tym zaproszeniem zaskoczona niemniej niż Ana, która prawie zakrztusiła się kawą. Cóż, najwyraźniej ojciec poczuł się w obowiązku zrobić dobre wrażenie na przyszłych teściach swojego syna. Inaczej pewnie mama zmyłaby mu głowę.

Kiedy tata próbował przekonać panią Joasię, że nie potrzebujemy prowiantu na drogę, udało mi się znaleźć Ksawerego. Wygłupiał się z Julką w ogrodzie, ale kiedy tylko mnie zobaczył, przeprosił dziewczynkę i podszedł do mnie.

– No i co tam, młoda? – rzucił niby niezobowiązująco, ale widziałam, że jemu też na wątrobie leży to, jak skończyła się nasza ostatnia rozmowa.

– Nie chcę wyjeżdżać pokłócona – przyznałam bez owijania w bawełnę. – Wiem, że się o mnie troszczysz, ale nie możesz kontrolować moich wyborów. Jeśli znów się sparzę, to trudno. Wolę zaryzykować ewentualne zranienie, niż do końca życia żałować, że nie podążyłam za głosem serca. I naprawdę zależy mi na tym, abyś uszanował moje zdanie, bo go nie zmienię.

Ksawery westchnął ciężko, ale posłał mi łagodne spojrzenie. Wyraźnie wciąż miał obiekcje, ale nie miał zamiaru już próbować przekonywać mnie do swoich racji. Nie wiedziałam, co skłoniło go do spuszczenia z tonu, ale byłam wdzięczna, że nie dążył do kontynuowania sporu.

– Wiem, że nie zmienisz zdania – odparł z lekką rezygnacją w głosie. – Jesteś na to zbyt uparta. Zawsze byłaś – dodał z bladym uśmiechem.

– Tak, ale teraz jestem starsza i mądrzejsza – przypomniałam. – Musisz zrozumieć, że nauczyłam się na starych błędach, ale to nie znaczy, że nie będę popełniać nowych. Na tym chyba polega życie, nie? Poza tym chcę postrzegać ten związek jako szansę na szczęście, a nie możliwy błąd. Chciałabym, żebyś i ty tak na to spojrzał. Oczywiście najbardziej cieszyłabym się, gdybyś w pełni zaakceptował moją decyzję i spróbował lepiej poznać Michała, ale jeśli to zbyt wiele, to proszę, żebyś chociaż nie stawał nam na drodze. To dla mnie naprawdę ważne. Do tej pory wspierałeś mnie we wszystkim i nie chcę, aby to się zmieniało.

Ostatnie zdanie dodałam nieco łamiącym się głosem i w oczach Ksawerego też dostrzegłam wzruszenie. W zasadzie rzadko rozmawialiśmy tak szczerze od serca, bo traktowaliśmy wzajemne wsparcie jako coś oczywistego. Teraz jednak poczułam potrzebę podkreślenia, jak aprobata Ksawcia wiele dla mnie znaczyła. Chciałam być w pełni szczęśliwa, a bez niego nie byłoby to możliwe.

– Nie obiecam, że nagle zacznę pałać do Okońskiego sympatią, ale jestem skłonny dać mu kredyt zaufania – oznajmił. – Najbardziej zależy mi na twoim szczęściu, a skoro to on cię uszczęśliwia... – westchnął przeciągle – no to cóż mogę zrobić?

Zanim jeszcze skończył mówić, rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam. Takie zapewnienie póki co mi wystarczyło. Miałam nadzieję, że prędzej czy później Ksawery przekona się do Michała, ale nie wszystko na raz. Czułam, że tutaj najlepiej sprawdzi się metoda małych kroczków i pierwszy właśnie został wykonany. Na kolejne przyjdzie czas.

– Ale żeby było jasne – dodał, kiedy wciąż wisiałam na jego szyi – jeśli ten gagatek śmie cię skrzywdzi, nie powstrzymasz mnie przed obiciem mu mordy. Albo, jakby to powiedział pan Sławek, nakopaniem do rzyci.

Zaśmiałam się, bo chociaż gwara śląska była dla mnie czarną magią, w wykonaniu Ksawerego brzmiała naprawdę zabawnie. On sam też się zaśmiał, a więc uznałam, że ta groźba była wypowiedziana pół żartem, pół serio.

– Jeśli tylko coś przeskrobie, na pewno cię o tym poinformuję i pozwolę dać mu nauczkę – zapewniłam. – I dziękuję, że dasz mu szansę – dodałam, na co przewrócił teatralnie oczami. – Kocham cię, braciszku.

– Ja ciebie też, młoda.

Objął mnie jeszcze mocniej i chwilę trwaliśmy w tym uścisku. Poczułam, jak kamień spada mi z serca. Wyglądało na to, że wszystko jest na najlepszej drodze do tego, aby moje życie w końcu było takie, jak sobie wymarzyłam.

– Widzę, że tata całkiem nieźle dogaduje się z Brańskimi – oznajmił Ksawery, kiedy już skończyliśmy nasz pojednawczy przytulas. – Normalnie jestem w szoku.

Podążyłam za jego wzrokiem i dostrzegłam, że tata rozmawiał swobodnie z rodzicami Any i nawet się przy tym uśmiechał. No niesłychane!

– Będziesz miał naprawdę fajnych teściów – stwierdziłam. – O ile w końcu się oświadczysz. – Posłałam mu znaczące spojrzenie.

– Już niedługo – odparł z cwanym uśmieszkiem. – Wszystko mam zaplanowane.

– Trzymamy cię za słowo. – Pogroziłam mu palcem. – Wszyscy, łącznie z tatą.

– Spokojnie. Nie zawiodę was.

– No ja mam nadzieję!

Znów się zaśmialiśmy i to wystarczyło, abym poczuła, że między nami znów jest po staremu.

~ ~ ~

– Tęsknił pan, panie mecenasie? – spytałam kokieteryjnie, opierając się nonszalancko o framugę drzwi wejściowych.

– Za panią zawsze, pani redaktor – odparł Michał z szerokim uśmiechem, po czym przyciągnął mnie do siebie i żarliwie pocałował.

Niewiarygodne, że rozstaliśmy się zaledwie wczoraj rano. Czułam się, jakbyśmy nie widzieli się z tydzień, a nie niecałe dwa dni. Naprawdę, co ta miłość robi z człowiekiem?

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę – szepnął mi do ucha, mocno przytulając. – Chyba zdążyłem już przywyknąć do tego, że śpisz obok i dziwnie było spędzić noc samotnie.

– Jakie samotnie? – Posłałam mu podejrzliwe spojrzenie. – A Maciek?

– E tam, do niego nie można się przytulić. A przynajmniej nie tak czule – dodał, sugestywnie muskając palcami moje piersi.

– Och, ty erotomanie – westchnęłam teatralnie. – Jak ładnie poprosisz, to może dzisiaj będziesz miał się do kogo poprzytulać.

– Mam nadzieję, że nie tylko poprzytulać. – Uśmiechnął się kpiarsko.

Kiedy wychodziłam z domu, mama już nawet nie pytała, czy mam zamiar wrócić na noc. Nie uznawałam co prawda kolejnego nocowania u Michała za oczywistość, ale zdecydowanie duże prawdopodobieństwo. Zanim jednak przeszlibyśmy do łóżkowych uciech, chciałam porozmawiać. I to na dość istotne tematy.

– Dobra, rozważę taką ewentualność – odparłam, wyswobadzając się z jego uścisku, co zdecydowanie mu się nie spodobało. – Ale najpierw może jakaś kolacja – zaproponowałam, kierując się do kuchni.

– Nie zdążyłem nic przygotować, dopiero co odwiozłem młodego do domu – oznajmił, podążając za mną.

– No to tym razem może ja przygotuję coś na szybko – zaoferowałam się, otwierając lodówkę. – Rozmawiałeś z Gosią o tym makaroniarzu? – spytałam niby mimochodem.

Tak naprawdę chciałam dowiedzieć się, czy Michał miał na tyle rozumu, aby spokojnie porozmawiać z siostrą, a nie od razu robić aferę, jak to uczynił mój kochany braciszek. Jeszcze wczoraj wieczorem, kiedy rozmawialiśmy przez telefon, przekonywałam go, aby nie wyciągał pochopnych wniosków, tylko najpierw spytał Gosię o jej włoskiego przyjaciela. Miałam nadzieję, że rzeczywiście tak zrobił.

– Ta, spytałem wprost, czy się z kimś spotyka – odparł, wyciągając z szafki garnek. – Na początku próbowała mnie zbyć, ale w końcu przyznała się, że weekend spędziła z niejakim Robertem. To jakiś architekt przed czterdziestką. Poznała go kilka miesięcy temu na jednej z konferencji, na której była tłumaczką. Wpadli sobie w oko, ale wtedy poszli tylko na kawę. Potem trochę pisali ze sobą na Facebooku, a teraz spotkali się w zeszły weekend, kiedy Gośka dostała tę niespodziewaną fuchę.

Michał zrobił niezadowoloną minę, jakby uważał, że siostra pojechała na tę konferencję tylko po to, aby zobaczyć się ze swoim adoratorem. Cóż, niewykluczone, że tak właśnie było. Ale czy należało ją za to karcić? Była przecież wolną kobietą. Fakt, samotną matką, ale to nie ograniczało jej w kwestii kontaktów z mężczyznami. Maciek nie był już niemowlakiem, nie wymagał, aby matka skupiała się tylko na nim. Poza tym na pewno chciał, aby mama była szczęśliwa. A to mogło się wiązać ze znalezieniem mężczyzny, który ją pokocha i to szczęście zapewni.

– A więc to całkiem świeża sprawa – stwierdziłam, krojąc warzywa.

– Tak, i dlatego też chyba nie była zadowolona, że musiała mi się do tego przyznać.

– Nic dziwnego. Pewnie sama jeszcze do końca nie wie, na czym stoi – zauważyłam. – Tym bardziej, że szykuje się związek na odległość.

– No właśnie nie do końca. – Michał znów westchnął. – Makaroniarz przyjechał tu na półroczną wymianę między filiami, ma nadzorować jakiś ważny projekt czy coś. I podobno nawet rozważa przeprowadzkę do Polski na stałe.

O proszę. Facet najwyraźniej nie boi się składać nieco pochopnych deklaracji. Może to ten włoski temperament. Oby tylko za szybko mu się nie odwidziało.

– To chyba dobrze, że będą mieli okazję lepiej się poznać – zauważyłam. – A poza tym, skoro facet tak poważnie myśli o przyszłości, to przemawia na jego korzyść, nie?

Michał skinął niemrawo głową. Niby się ze mną zgadzał, ale wciąż wydawał się nieprzekonany.

– Martwisz się o Maćka – bardziej stwierdziłam, niż spytałam. – Gosia nie powiedziała Robertowi, że ma dziecko?

– Powiedziała. Uznała, że byłaby nieuczciwa, gdyby to przed nim zataiła.

– I co on na to?

Michał wzruszył ramionami.

– Twierdzi, że lubi dzieci i chciałby poznać Maćka. Gosia uznała jednak, że to jeszcze za wcześnie. Prosiła, żebyśmy nie wspominali przy młodym o spaghetciarzu. Chce mu sama o nim powiedzieć, kiedy będzie pewna, że to nie żadna przelotna znajomość. Do tej pory z nikim się nie spotykała, więc dla Maćka to będzie zupełnie nowa sytuacja. A zapewne dodatkowo bardziej stresująca ze względu na to, że facet nie mówi po polsku.

Nie byłam pewna, jak postąpiłabym na miejscu Gosi, ale jej taktyka wydawała się racjonalna. Nie ukrywała przed facetem istnienia dziecka, więc ten od początku wiedział, na co się pisze, jeśli zdecyduje się z nią związać. Z poinformowaniem syna o pojawieniu się w jej życiu mężczyzny postanowiła się jednak wstrzymać, aby nie namieszać Maćkowi zbytnio w głowie. A przynajmniej do czasu, kiedy relacja z Robertem nie nabierze konkretnego kształtu. Jak dla mnie brzmiało to bardzo rozsądnie.

– No to o co się jeszcze boczysz? – Spojrzałam na niego krytycznie. – Gosia podeszła do sprawy zdroworozsądkowo. Ten cały Roberto też musi być spoko gościem, skoro twoja siostra w ogóle zwróciła na niego uwagę. Wiem, że chciałbyś być jedynym mężczyzną w tej rodzinie, ale Gosia zasługuje na faceta, który będzie się o nią troszczył jak o kobietę, a nie jak o siostrę. A Maćkowi przyda się męski autorytet także w postaci przybranego ojca, nie tylko ulubionego wujka, który go rozpieszcza. Zobaczysz, wyjdzie im to na dobre.

Posłałam mu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. Podszedł do mnie, objął od tyłu i pocałował w czubek głowy.

– Pewnie masz rację – przyznał. – Po prostu tak długo byliśmy tylko we trójkę, że trudno przywyknąć mi do myśli, że między nami pojawi się ktoś nowy. Oczywiście chcę, żeby Gosia była szczęśliwa i znalazła miłość. Ciężko mi jednak tak szybko zaakceptować zmiany. Potrzebuję czasu, żeby się z tym oswoić.

Po części go rozumiałam, ale przecież musiał dopuszczać do siebie myśl, że kiedyś Gosia się w kimś zakocha. I że będzie chciała z tym kimś stworzyć rodzinę. Może przez to, że tak długo było sama, Michał zaczął wypierać ze świadomości taką ewentualność. A teraz znalazł się w sytuacji, której się nie spodziewał, i nie potrafił tak po prostu na nią przystać.

– Spokojnie, wszystko na pewno się ułoży – odparłam, obracając się przodem do niego i całując krótko w usta.

– Też na to liczę – odparł z uśmiechem. – A jak tam Ksawery? Nadal zionie nienawiścią na samo wspomnienie mojego imienia?

Kiedy opowiedziałam Michałowi szczegóły mojego sporu z bratem, nie był nimi zbytnio zdziwiony. Nie zbagatelizował sprawy, ale wiedział też, że w tej chwili niewiele mógł zrobić. Uznał, że na razie lepiej trzymać się na dystans, a kiedy Ksawciu z Aną wrócą do Warszawy, zorganizujemy wspólne spotkanie, aby panowie mogli oswoić się ze swoim towarzystwem.

– Podobnie jak ty nie skacze z radości, że jego siostra znalazła sobie faceta, ale opanował nieco żądzę mordu – wyjaśniłam. – Powiedział, że skoro mnie uszczęśliwiasz, to cię oszczędzi.

– Uszczęśliwiam cię? – spytał zaczepnie, uśmiechając się cwanie.

– Owszem i lepiej, żeby się to nie zmieniło, bo w przeciwnym razie Ksawciu nakopie ci do rzyci – oznajmiłam z pełną powagą.

– Do czego? – Spojrzał na mnie z konsternacją.

– Nie jestem pewna – przyznałam. – Byłam na Śląsku niecałe dwie doby, a to za krótko, aby ogarnąć śląską gwarę.

– Tak czy siak, brzmi dość niepokojąco, więc wolałbym nie przekonywać się, co to właściwie oznacza.

Zaśmiałam się, widząc jego zaniepokojoną minę. Jego reakcja była nieco wyolbrzymiona, ale wiedziałam, że naprawdę wolałby nie podpaść mojemu bratu. Chociażby ze względu na to, że Ksawery był ważnym elementem mojego życia, z którego nie miałam zamiaru rezygnować.

– W takim razie najlepiej będzie, jeśli utrzymasz poziom mojego szczęścia na optymalnym poziomie – zasugerowałam.

– A co sprawi, że ten poziom pozostanie w nienaruszonym stanie? – spytał, pocierając mój nos swoim.

– Nakarm mnie, a potem zabierz do sypialni – szepnęłam, uśmiechając się słodko.

– Da się zrobić – odparł, po czym mnie pocałował. 

*************************************************************

Hej :) W dzisiejszym rozdziale być może nie za wiele się dzieje, ale uznałam, że przyda się trochę wytchnienia, bo w kolejnym bohaterów czeka ważna i niełatwa rozmowa. 

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 

Do napisania za dwa tygodnie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro