#11 - Wątpliwości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zamknęłam się w łazience. Nie byłam przyzwyczajona do miłosnych wyznań, nie potrzebowałam ich do szczęścia. Czy ja w ogóle chciałam związku? To, że śliniłam się do Adama i wyobrażałam sobie z nim wieloletnią, szczęśliwą przyszłość wcale nie znaczyło, że rzeczywiście o tym marzę.

Nie chciałam być przez kogokolwiek ograniczana w jakikolwiek sposób. Rodzice to rodzice, oni nie zaglądali mi przez ramię, kiedy pisałam smsy, nie dopytywali, z kim romansuję, średnio obchodziły ich moje kontakty z innymi ludźmi, o ile wracałam bezpieczna do domu. Z drugiej strony – nie miałam dotychczas zbyt bujnego życia towarzyskiego, wiec nie mieli powodów do inwigilowania. Miałam jednak obraz tego, jak traktują Antka, a ten dostawał tyle luzu, ile potrzebował.

Posiadanie chłopaka, który nie należał do mojego nudnego świata przepełnionego książkami, oznaczałoby ciągłe sprawdzanie, mijanie się w tym, co robimy, aż w końcu rozeszlibyśmy się, stwierdziwszy, że do siebie nie pasujemy. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa na jakiekolwiek rozstania.

Przemyłam twarz zimną wodą, załatwiłam, co miałam załatwić i już miałam wychodzić, kiedy w ostatniej chwili się zawahałam.

Musiałam mu coś powiedzieć. Wytłumaczyć, że nie mogę przyjąć jego zalotów, ale tak, aby to zrobić delikatnie.

— Wcale nie jestem niegrzecznym chłopcem przez przeszłość — usłyszałam zza drzwi. — Jasne, nie miałem łatwego życia, ale każdy, kogo napotkałem na swojej drodze, wyciągał w moim kierunku pomocną dłoń. Problem tkwił w tym, że nigdy nie chciałem ich pomocy. Lepiej mi było, gdy sam sobie ze wszystkim radziłem. Szło mi naprawdę wyśmienicie, psycholodzy twierdzili, że zatrważająco szybko poradziłem sobie z odejściem matki. Nie potrzebuję twojego współczucia, jeżeli się nad tym zastanawiasz.

— Więc dlaczego udajesz niegrzecznego chłopca? — zapytałam.

— Nie udaję. Naprawdę nim jestem. Tak mi lepiej. Czuję się sobą, czuję, że nikt mnie nie ogranicza, że gdybym miał skrzydła, mógłbym wzlecieć. Kiedy robię rzeczy, które według starszych uznawane są za niegrzeczne czy niestosowne, czuję się prawie, jakbym był nieśmiertelny. — Parsknął śmiechem, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam, jak kręci przy tym głową. — Nie mam pojęcia, dlaczego tak pragnę twojej uwagi. To jak uzależnienie. Dźwięk twojego głosu uspokaja mnie bardziej niż cokolwiek innego, co poznałem do tej pory. Patrzę na ciebie i widzę zagubione kocię. Widzę małego, rudego kociaka, którego ktoś wystawił w pudełku na mrozie i czuję silną potrzebę zabrania cię do domu. Tak jakbym to przeznaczenie kazało mi się tobą zająć, żeby nic złego ci się nie przytrafiło.

— Serafin, ja... — Otworzyłam drzwi i na niego spojrzałam. Ciemne, rozczochrane włosy sterczały mu na wszystkie strony świata, a na twarzy chłopca nie było nawet cienia uśmiechu. Jego oczy również nie błyszczały. Wydawało się, że ktoś zgasił cały tlący się w nim zapał. — Nie mogę odwzajemnić twojego wyznania. To bardziej skomplikowane, niż może ci się wydawać. My do siebie po prostu nie pasujemy, wiesz? Twój świat jest poprzewracany do góry nogami i dobrze się w nim czujesz. Mój to istna perfekcja i symetryczność, gdzie nie ma miejsca na niedociągnięcia. Wszystko wyrysowane jest od linijki, tak, aby nie zboczyć z wyznaczonej drogi, która zadowoli mnie, moich rodziców i ludzi, na których mi zależy. Nie pasujesz do mojego, a ja do twojego.

— Skąd możesz mieć pewność, że nie pasujesz do mojego świata, skoro nigdy nie przekroczyłaś całkiem jego progu?

Znowu użył tego sformułowania, zmuszając mnie do wahania. Dlaczego to tak bardzo na mnie działało? Dlaczego nie mogłam po prostu kategorycznie przekreślić życia, jakie proponował mi Serafin i spokojnie wrócić do swojego wzdychania do Adama?

Ano tak, Adam okazał się cichym naciągaczem, który w łóżku widział więcej dziewczyn, niż ja gwiazd naliczyłam na niebie przez całe swoje życie.

— Serafin, ja... nie... — Zamknęłam oczy.

Poczułam, jak jego dłoń delikatnie muska mi policzek. Założył mi zbłąkany kosmyk za ucho.

— Pokażę ci mój świat i wtedy stwierdzisz, czy wolisz wrócić do swojego, w porządku?

Bez zastanowienia pokiwałam głową. Miał taką szorstką, a jednocześnie przyjemną w dotyku skórę, poza tym był taki ciepły. Nigdy wcześniej nikt oprócz Antka lub rodziców nie dotykał mojej twarzy w ten sposób.

— Odwiozę cię teraz do domu, okej? A, no i fajnie by było, gdybyś dała mi swój numer telefonu, bo głupio mi było grzebać w twojej torebce.

W tamtym momencie nie zastanawiałam się, jakie konsekwencje będę musiała ponieść. Wciąż czułam jego dotyk na swojej skórze.

***

Rodzice nie pytali, co się działo ani jak było. Mama się tylko uśmiechnęła do Serafina, który odprowadził mnie pod same drzwi, pożegnał się i tyle go widziałam. Przed odjazdem z parkingu napisał mi jeszcze „miłego dnia c:".

Położyłam się na łóżku, pragnąc tylko zasnąć i się nie obudzić, ale przecież czekała mnie jeszcze powtórka materiału na poniedziałek. Bolała mnie głowa, nogi, ręce, wszystko. Kto wymyślił imprezy w sobotę?

Do pokoju wpadł Antek, rozłożył się na fotelu i uśmiechnął złowieszczo. Zawsze uważałam, że to on jest tym lepszym i ładniejszym bliźniakiem, że zgarnia całą chwałę. Dobry uczeń, nienaganny (ha, akurat!) syn, dobry brat. Zawsze potrafił mnie wesprzeć, gdy tego potrzebowałam.

— Co jest, siostra? — zapytał, grzebiąc w telefonie. — Nie sądziłem, że potrafisz się bawić.

— Nie wiem, o co ci chodzi — prychnęłam.

— O to.

Podstawił mi pod nos telefon. Na ekranie wyświetlone było moje zdjęcie z Adamem, na którym razem wznosimy kubki do toastu, którego nawet nie pamiętałam. Oczywiście było wstawione na profil Adama, co znaczyło, że musiałam się nieświadomie zgodzić na jego zrobienie.

— Ja pier...

— Licz się ze słowami, siostrzyczko. — Antek uśmiechał się jak nigdy. — No, to jak było? Całowałaś się w końcu?

— To nie twoja sprawa.

— Ależ oczywiście, że moja. Jesteś moją siostrą, chcę wiedzieć, co się dzieje w twoim życiu. — Odłożył telefon na biurko i zaczął kręcić się na fotelu. — I kogo ewentualnie mieć na oku.

— Antek, czego chcesz? — W końcu udało mi się usiąść i oprzeć plecy o poduszki. Dopiero wtedy zorientowałam się, że obok leży rozłożony jak żaba na liściu mój ukochany kocur Hitler.

— Niczego, naprawdę. Po prostu pomyślałem, że będziesz chciała się zwierzyć, wiesz, jak siostra bliźniaczka bratu bliźniakowi.

— Jeżeli będę chciała się podzielić swoimi problemami, to sama przyjdę. Pamiętam, gdzie masz pokój, wcale nie mam daleko. A teraz, tam są drzwi. — Pokazałam palcem kierunek.

— Proszę, proszę, moja siostrzyczka się buntuje. — Antek podniósł się i wyszedł, nie dodając nic więcej.

Pierwszy raz potraktowałam brata w taki sposób. Powinnam chyba czuć wyrzuty sumienia albo skruchę, ale nie potrafiłam. Wzdrygnęłam się na myśl, jaki wpływ ma na mnie Serafin, po czym pokręciłam głową i z powrotem wygodnie się ułożyłam, nogą szturchając Hitlera. Kocur miauknął przeciągle, jak to miał w zwyczaju, obrzucił mnie pełnym pogardy spojrzeniem i przeniósł się na krzesło.

Czasami fajnie mieć wsparcie we własnym kocie.


O rany, to już 11 rozdział!

Fajnie, fajnie, ale chyba muszę zacząć pisać kolejne, żeby nie zalegać później z publikacją dłużej niż kilka dni. xD

Jak wam się podobał rozdział?  c:

Trzymajcie się ciepło i zostańcie w domu! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro