#17 - Kocurku, to nie tak

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miał w kilku miejscach lekko zaczerwienioną skórę na szyi, jednak nie nazwałabym tego jednoznacznie malinkami. Mógł przecież dostać uczulenia.

Serafin był w szampańskim humorze, w odróżnieniu ode mnie. Coś mnie ssało w żołądku, bolała mnie głowa i duszy modliłam się, by tata jeszcze nie zaczął robić obiadu albo żeby mama była bardzo zajęta.

Albo jedliśmy wszyscy razem, albo każdy w swoim pokoju. A ja nie miałam czasu na rodzinne obiadki. Chciałam zaciągnąć Serafina do siebie.

Samochód na szczęście nie stał na podjeździe, dlatego moje kłamstwo wciąż pozostawało autentyczne. Gliński zaparkował naprzeciwko garażu.

— Wejdziesz na chwilę? — Uśmiechnęłam się najbardziej bezinteresownie, jak tylko potrafiłam.

— Kiedy Melcia zaprasza mnie do środka, nie jestem w stanie odmówić — odparł, posyłając mi całusa.

Niestety, los mi tego dnia nie sprzyjał, bo w domu unosił się zapach domowej pizzy i mimowolnie ślinka naciekła mi do ust.

— Mela, czemu nie napisałaś, że będziemy mieć gościa na obiedzie? — zapytał tata, wyglądając z kuchni, kiedy krzyknęłam "jestem".

— Bo zawsze robisz za dużo jedzenia, a dostawienie jednego talerza nie jest żadną sztuką.

— A może Serafin nie lubi pizzy z cebulą?

— Pizzę uwielbiam w każdym wydaniu — wtrącił się Serafin, uśmiechając się od ucha do ucha. — A cebuli nigdy za wiele. Tak samo jak czosnku.

— Mój chłopak. — Lekki niepokój opuścił tatę i znów był lekko podstarzałym facetem z dwójką dzieci, a nie policjantem od przesłuchań. — Chodźcie, będę już wyjmować ją z piekarnika.

Tatuś zadzwonił dzwonkiem, wołając tym samym resztę rodziny. To był jedyny dźwięk, na który reagowali wszyscy jednocześnie - podskoczeniem, westchnieniem, a na końcu tupotem stóp.

Antek wyglądał na zaspanego, ale tym razem był sam. No, chyba że swoją dziewczynę zostawił na górze, ale mój brat został zbyt dobrze wychowany, aby tak postąpić. Miał rozczochrane włosy i wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka, co pewnie nie mijało się dalece z prawdą.

Mama zaś wciąż była w dresie, włosy powychodziły jej z i tak luźnego koka, a za uchem trzymała jeden ze swoich żółtych ołówków. Miała ich co najmniej ze dwadzieścia, a i tak używała tylko tego, który akurat wcisnęła między włosy.

Moja rodzina nie należała do tych nadzwyczajnych, chociaż wszystko było u mnie dziwaczne. Ojciec robiący za kurę domową, matka zarabiająca na dom, brat, który mimo rudych włosów wyrywał mnóstwo lasek, no i ja, polonistka z rodziny w pełni matematycznej.

Nie wiedziałam, czy da się upaść jeszcze niżej.

— Dzień dobry — przywitał się Serafin, na co mama odpowiedziała mu uśmiechem.

— Cześć, jestem Antek — przedstawił się mój słodki braciszek, wyciągając dłoń w jego stronę. Serafin uścisnął ją.

— Serafin.

— Miło mi cię poznać, ale jeżeli choć spojrzysz krzywo na moją siostrę, to znajdę sposób, aby pozbawić cię uśmiechu na długi, długi czas.

Kiedy Antek zniknął w kuchni, mój koci fetyszysta nachylił się do mnie i wyszeptał:

— Chyba mi groził, ale nie jestem w stanie brać go na poważnie, kiedy wygląda jak rozwścieczone kociątko.

Westchnęłam tylko i pociągnęłam go w stronę jedzenia.

Tatuś zawsze robił najlepsze żarcie na świecie. Miał do tego rękę, tak samo jak do dzieci i matematyki. Zawsze zastanawiałam się, dlaczego nie otworzy własnej budki z jedzeniem albo malutkiego baru? Byłam pewna, że miałby z tego mnóstwo zabawy, a i również jakieś własne pieniądze, które mógłby przeznaczyć na rozwój osobisty. Nie był jeszcze stary, więc nie widziałam żadnych przeszkód. Mama też nie miałaby nic przeciwko. Anek i ja mieliśmy już prawie po siedemnaście lat, więc nie potrzebowaliśmy opieki przez cały dzień.

Jedliśmy w totalnej ciszy. Niewyspana mama przeżuwała dwa razy wolniej niż zwykle. Antek bacznie obserwował Serafina, który po prostu jadł. Tata patrzył z troską na mamę, a ja patrzyłam na nich wszystkich i zastanawiałam się, co w nich wszystkich wstąpiło.

Na całe szczęście szybko skończyliśmy tę gastronomiczną maskaradę i pociągnęłam Serafina na górę, dziękując wcześniej za posiłek.

Serafin po raz pierwszy widział mój pokój, kiedy więc przekroczył próg tej dziewczęcej katedry, zatrzymał się i przebadał wszystko wzrokiem, włącznie z moim pozostawionym na oparciu krzesła stanikiem, który szybko schowałam do szuflady, gdy tylko się zorientowałam, że wcześniej go nie sprzątnęłam.

Jakież jednak było szczęście Serafina, kiedy próg przekroczył sam Hitler. Kot miał wysoko podniesiony ogon i fuknął, kiedy mijał nową osobę. Ale koci fetyszysta wcale nie zwrócił na to uwagi, po prostu wziął go na ręce i pocałował w nosek. Hitler wydawał się zdegustowany i zirytowany, zaczął więc syczeć. Nawet to nie odstraszyło Serafina. Przytulił kota, siadając na łóżku. Zaczął go głaskać, drapać za uszami, smyrać po łapkach. Hitler niestety nie dał się zbyt długo. Najpierw Serafina podrapał, później ugryzł, po czym uciekł z jego kolan i szybko umościł się na obracanym fotelu.

Patrzyłam na to wszystko, powstrzymując śmiech.

— Ten kotek jest dziwny — mruknął koci fetyszysta.

— Nie, to po prostu Hitler. — Zamknęłam drzwi, ale nie na kluczyk, ponieważ byłoby to zbyt podejrzane. — Serafin... Mógłbyś zdjąć koszulkę?

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, jak musiało to brzmieć. Poczułam, jak się rumienię, gdy na usta mojego gościa wpłynął szelmowski uśmiech.

— Wiesz, Melciu, nie sądziłem, że...

— Nie, nie chcę się z tobą bzykać, głupku! — przerwałam mu. — Chcę po prostu coś zobaczyć.

Wyglądał na zawiedzionego, ale podniósł się i powoli się rozebrał. Zawstydziłam się jeszcze bardziej, bo tak naprawdę nie wiedziałam, dlaczego chcę to wiedzieć. Być może te zadrapania wcale nie były po kobiecych paznokciach. Widok jego nagiej skóry sprawił, że musiałam na chwilę odwrócić wzrok.

— Możesz odwrócić się do mnie tyłem? — poprosiłam, a on bez słowa to zrobił.

Lekko różowe szramy ciągnęły się po niemal całych jego plecach. Najwięcej było ich pod łopatkami. Były długie i ewidentnie zrobione paznokciami. Komuś musiało być naprawdę dobrze. Podeszłam bliżej i przejechałam po niektórych z nich palcami.

— Kocurku, to nie tak... — Serafin odwrócił się do mnie przodem, pewnie spodziewając się łez, rozpaczy i smutku, dlatego był trochę skołowany, kiedy zobaczył, że się uśmiecham.

— Naprawdę sądziłam, że ci na mnie zależy i starasz się o mnie tak na poważnie. Widzę, jak bardzo się myliłam. Ale to nawet lepiej, nie złamiesz mi serca.

— Melciu, to nie po seksie!

— Nie po seksie, mówisz? Chyba nie uwierzę, kiedy powiesz, że przewróciłeś się na plantację kaktusów. Nie okłamuj mnie, Serafin! Tak bardzo ci go brakowało, że musiałeś zrobić skok w bok? Takich śladów to byś po szybkim numerku nie miał. Ja wiem, że jestem nudna, że nie da się ze mną bawić, ale skoro stwierdziłeś, że jestem warta twojej uwagi, to myślałam, że postarasz się choć odrobinę. Wiem, że bliskość w tworzeniu każdego związku jest ważna i to ro...

Chyba już nie mógł znieść mojego ględzenia, ponieważ zamknął mi usta swoimi ustami.



Halo, halo, ktoś wzywał policję? DWA METRY OD SIEBIE PROSZĘ, A NIE SIĘ CAŁOWAĆ.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro