#4 - Mikołajkowy prezent

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Poniedziałek znów powitał mnie chłodem i gdy tylko wyściubiłam nos za drzwi, pragnęłam wrócić do domu. Niestety, czekała mnie szkoła i dwie godziny znienawidzonej matematyki pod rząd. Kiedy kierowca autobusu kasował mi miesięczny bilet, prawie jęknęłam z zimna, bo za mną stało jeszcze kilka osób, mężczyzna robił to bardzo powoli, a do środka wlatywało przeraźliwie chłodne powietrze.

Drzwi szkoły znowu przekroczyłam dwadzieścia minut przed dzwonkiem, co w porównaniu do reszty mojej klasy było wczesnym pojawieniem się w znienawidzonej placówce.

Tego dnia korytarze okupowały podróbki świętych mikołajów w czerwono-białych czapkach. Gdyby nie fakt, że na dworze leżało jakieś trzydzieści centymetrów śniegu, pomyślałabym, że na nowo odradza się patriotyzm wśród młodzieży. Moja klasa nie obchodziła mikołajek, więc nie musiałam bawić się w podobnego rodzaju podchody. Trochę było mi z tego powodu przykro, ponieważ zawsze uwielbiałam zimę i związane z nią święta oraz tradycje, ale przecież nie mogłam przekonać do swoich racji dwudziestu osób.

Aż do długiej przerwy miałam święty spokój. Wtedy też znikąd pojawił się Serafin z dość dużą, świąteczną paczką. Nie była to torebka, a starannie zapakowane pudełeczko z kokardką. Wątpiłam, aby on sam brudził sobie rączki tak niemęską robotą, dlatego też, kiedy stanął przede mną i uśmiechnął się szelmowsko, uniosłam brew.

— Cześć, Melcia — przywitał się, siadając obok. — Jak się ma mój Kocurek?

Zachowywał się, jakbym w piątek wcale go nie ugryzła, a mój sobotni wybuch złości wcale się nie wydarzył, choć przecież dowodem na to były rysy na moim biednym telefoniku. Zerknęłam na jego nadgarstek, ale nie było na nim śladu moich zębów.

— Serafin, dobrze się czujesz? Mówiłam ci przecież, że nie jestem twoim kotkiem. — Odsunęłam się trochę, ale chłopiec poszedł w ślad za mną.

— Ależ jesteś. Tylko jeszcze troszkę się wstydzisz. — Położył mi pudełko na kolanach. Znowu poczułam od niego ten nieprzyjemny smród papierosów. — A tutaj masz prezent. Jestem pewien, że ci się spodoba.

Spojrzałam z przestrachem na pakunek, a potem ten sam wyraz twarzy przeniosłam na Serafina. Wydawał się nim trochę dotknięty, ale tylko przez ułamek sekundy.

— Nie bój się, to nie bomba. Narkotyki też nie. Jakbym chciał, żebyś zaczęła ćpać, zaprosiłbym cię do domku na drzewie. Ale jestem grzeczny... Właśnie, chodź ze mną na randkę!

Zakrztusiłam się powietrzem.

Nie wiedziałam, czy wolę złego Serafina, który zachowuje się zaborczo czy jego nieco słodszą, acz nadal kontrowersyjną wersję.

— Nie ma mowy — odpowiedziałam bez namysłu. — Mówiłam ci, że nie chcę mieć z tobą do czynienia, więc się łaskawie odczep.

— Ale ja cię chcę, Melcia.

Przeszedł mnie dreszcz. Jego beznamiętny głos dosłownie przeszył mnie na wylot, a ciemne oczy świdrowały dziurę w brzuchu. Jakby wydawał się w środku zraniony. Jednakże ta myśl rozwiała się z kolejnymi słowami:

— Żadna dziewczyna mi jeszcze nie odmówiła.

— To ja będę pierwsza — fuknęłam, odstawiając prezent na podłogę. — Nie chcę tego, weź to sobie.

— Nie mogę.

— Dlaczego? — Ściągnęłam brwi.

— Kto oddaje i zabiera, ten się w piekle poniewiera. — Podniósł się z ławki, znowu uśmiechnął, a potem odszedł, zostawiając paczkę pod moimi nogami.

Kilka dziewczyn znowu spojrzało nieprzychylnie w moją stronę. Dostałam prezent od najbardziej pożądanego faceta w szkole. Pierwszy raz słyszałam o tym, by Serafin Gliński coś komuś podarował oprócz złamanego nosa.

Coś czułam, że nieszybko zdobędę nowe przyjaciółki.

***

Serafin się nie odzywał, nie znalazłam go na korytarzu, więc chcąc nie chcąc, musiałam przytaszczyć jego prezent do domu. Ukryłam go przed czujnym wzrokiem gotującego ojca, a kiedy pobiegłam na górę, pilnowałam się, aby przypadkiem nie przeszkodzić mamie w pracy i nie wywołać fali zbędnych pytań.

W końcu dostałam mikołajkowy prezent od chłopaka, co nie zdarzało się na porządku dziennym. Tym bardziej, że znałam go zaledwie cztery dni. Albo i nie znałam, bo praktycznie nic o nim nie wiedziałam. Nie chciałam też wypytywać, bo jeszcze Serafin wziąłby to za oznakę zainteresowania, a tylko tego mi jeszcze brakowało.

Położyłam paczkę przed sobą na łóżku i użyłam niezawodnego węchu Hitlera. Zgarnęłam kota z korytarza i położyłam przed pakunkiem, mając nadzieję, że mój dom po wszystkim wciąż będzie stał.

Tak naprawdę podejrzewałam, że Serafin po prostu się założył, że się ze mną prześpi. Jedna z największych kujonek w szkole pod wpływem niezaprzeczalnego uroku badboya. Szkoda, że go nie zauważałam, pewnie potrzebowałam okularów.

Albo zatyczek do nosa, bo odór jego papierosów przyćmiewał mi umysł.

Hitler położył się na pudełku, gniotąc kokardkę. Upewniłam się tym samym, że zawartość mnie nie zabije. Zepchałam kocura na łóżko, na co miauknął i umościł się na poduszce.

Serce waliło mi jak nigdy, kiedy powoli rozklejałam złączone dwustronną taśmą fragmenty. Jednocześnie chciałam i nie chciałam wiedzieć, co znajdę w środku i jak bardzo Serafin ma nierówno pod sufitem.

Pod mnóstwem świątecznego, ozdobnego papieru znalazłam najzwyklejsze, brązowe pudełko. Delikatnie nim potrząsnęłam, ale nic się nie rozbiło.

Oczekiwałam czegoś normalnego, jak perfumy i słodycze, może książka albo kubek, ale to, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Wśród krwistoczerwonego atłasu znalazłam kopertę, a w niej krótki, wydrukowany liścik.

Nie mogę się doczekać, aż Cię w nich zobaczę. Być może wtedy będziesz mi miauczeć. Jesteś moim i tylko moim Kocurkiem. <3

Serafin

Z niemałym zdziwieniem wpatrywałam się opaskę z czarnymi, koronkowymi, kocimi uszami oraz obróżką z zawieszką w kształcie kociej łapki. Zastanawiałam się przy tym, jak bardzo mam przesrane, jeżeli Serafin się ode mnie nie odczepi.

Ten przeklęty, koci fetyszysta naprawdę wyobrażał sobie niestworzone rzeczy. Jak mogło mu przejść przez myśl, że mogłabym mu... miauczeć? Uch, na samą myśl mnie wzdrygało. Zamknęłam pudełko i wsunęłam je głęboko pod łóżko, by nie musieć oglądać tego wymownego prezentu.

Musiałam coś zrobić. Jeżeli już teraz Serafin wyprawiał takie rzeczy, do czego mógł się posunąć w przyszłości? Naprawdę nie chciałam się tego dowiadywać. Ani zostawać obiektem ujścia jego fetyszów. Jeszcze gdyby podniecały go stopy albo inna część ciała... Nie, musiał sobie ubzdurać cholerne koty!

— Hitler, co ja mam zrobić? — pożaliłam się kotu, patrząc w sufit.

Nie odpowiedział, a ja znowu stanęłam w martwym punkcie.



Pamiętajcie, że to tylko fikcja literacka. Nie należy powielać słabych tekstów na podryw Serafina oraz jego, jak i Melanii, zachowania.

Trzymajcie się ciepło!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro