Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   — Co ty sobie wyobrażasz?! — wykrzyczał Victor, łapiąc palcami Jurija za twarz. Zacisnął dłoń.

   — Co ty odwalasz staruchu?! Nie jesteś moim ojcem! — odkrzyknął Plisetsky, jednak nie tak głośno, jak sobie życzył, ponieważ dłonie mężczyzny nie pozwoliły mu otworzyć ust zbyt szeroko. — Puść mnie!!

   — Gdzie byłeś?! — Nikiforow nie dawał za wygraną, mimo że młodszy szarpał się, by ten w końcu puścił jego twarz.

   — To nie twoja sprawa — syknął blondyn przez zęby, czerwieniejąc lekko na policzkach. W głowie miał obraz poprzednich godzin spędzonych razem z Otabekiem.

   — Jestem za ciebie odpowiedzialny, dzieciaku! — Vitya zacisnął zęby. Yuuri położył dłoń na jego ramieniu.

   — Uspokój się, zaraz zrobisz mu krzywdę a przecież nie o to chodzi — Japończyk rozluźnił uścisk na twarzy nastolatka i zabrał dłoń platynowłosego, chowając ją w swojej. — Nie masz nad nim żadnej władzy. Nawet jeśli był z tamtym chłopakiem, to nic nie możesz zrobić...

   — Ale... Co jeśli oni... — najstarszy oparł czoło o ramię Katsukiego i zacisnął oczy.

   — Jurij jest poza prawem — uspokoił go szybko ciemnowłosy. — I nie jest głupi. Nawet jeśli coś między nimi jest, to wątpie, by chciał go wpakować do więzienia.

   — Pierwszy raz zgadzam się z Wieprzem — odezwał się przedmiot rozmowy, rozmasowując swoją szczękę. Z wierzchu wyglądało, jakby był niemało zdenerwowany zachowaniem opiekunów. W rzeczywistości był jednak bardziej zawiedziony, że ci nadal nie potrafili mu zaufać.

   — Cicho bądź — warknął starszy Rosjanin. — Idź do siebie.

   Najniższy tylko przewrócił oczyma i poszedł do swojego pokoju, specjalnie trzaskając drzwiami. Rzucił się na łóżko, by od razu napisać do Beki. Nie zrobił tego jednak, pozwalając sobie na kilka głębszych westchnięć. Victor zaczął być nieznośny, od kiedy Jurij został zmuszony do zamieszkania z nim i Yuurim. Ciężko było stwierdzić, czy był to jego niezaspokojony instynkt rodzicielski, mężczyzna w końcu przekroczył już wiek trzydziestu lat i miał prawo czuć się za coś odpowiedzialnym. Fakt, że swoją frustrację postanowił rozładowywać na Plisetskym, który akurat się napatoczył, pozostawiał jednak wiele do życzenia i sprawiał, że chłopak wątpił, że był to tylko instynkt.

~~

   Yuuri i Victor rozmawiali przyciszonymi głosami. Nie dla tego, że obawiali się, że Jurij ich usłyszy, a dla tego, by uspokoić platynowłosego.

   — Nie możesz się na niego denerwować. Ma już swoje życie, lubi robić na przekór, jest opryskliwy, arogancki, nadwrażliwy, rozpuszczony i jest... nadpobudliwy, ale nie głupi. Poza tym ma do siebie szacunek. Do ciebie też — mówił Katsuki.

   — Skąd wiesz? — Nikiforov zmarszczył brwi i popatrzył z góry na swojego chłopaka. Zawsze udawało mu się wyciągnąć z niego całą złość, by potem ją zniszczyć. Tym razem zapewne też tak miało być.

   — Widziałeś przecież jego brak doświadczenia. Jego delikatność. Może i nam nie pozwala jej zobaczyć na codzień, ale na lodzie najlepiej okazuje swoje emocje, przecież go obserwowałeś — wyjaśnił ciemnowłosy siadając na kanapie i klepiąc miejsce obok siebie, by jego partner usiadł obok.

   — Niby tak... Ale co jeśli to się zmieniło i teraz pieprzy się bez zabezpieczeń z tym Kazachem? — Vitya usiadł obok i ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał sobie tego wyobrażać. — Oni nie mogą. To jeszcze dziecko, nie chcę by żałował.

   — Victor... — szepnął Japończyk i objął go.

~~

   Obaj mężczyźni nie wiedzieli, że Jurij słyszał każde ich słowo. Zamarł w bez ruchu. Nie odpisał na smsa od Beki. Był przerażony bardziej niż kiedy ten siwuch otworzył drzwi Altinowi. Jak mogli go posądzać o coś takiego? Nie był dziwką i szanował się, raczej stronił od dotyku. Przecież o tym wiedzieli.

Plisetsky ukrył twarz w dłoniach i zacisnął zęby. Zawód, który odczuwał po konfrontacji z Victorem pomieszał się z smutkiem. Ogromnym smutkiem, że osoby, które mimo wszystko są mu bliskie, tak go postrzegają.

Opryskliwy.
Nadpobudliwy.
Rozpuszczony.
Robiący na przekór.
Arogancki.
Nadwrażliwy.
Puszczający się...

   Okropne słowa, a to właśnie tak był postrzegany. Owszem, nie był szczególnie miły, łatwo było go urazić ale nikogo nie obchodziło dlaczego taki był. Wszyscy tylko go oceniali. Nawet Otabek. Mówił mu, że jest piękny. To też ocena, powinna być miła, ale nie dla Jurija. Nie lubił być oceniany po pozorach. Tylko Kazachstańczyk widział w nim słodką, kruchą i delikatną istotkę, którą był na prawdę. Potrafił pomóc z dobrego serca, przecież Katsuki o tym wiedział.

   Pojedyńcza łza uwolniła się na policzek młodego chłopaka. Szybko ją otarł, by oszukać samego siebie. Musiał być silny bez względu na to, jak czuł się w rzeczywistości.

~~

   — Beka, przyjedź — załkał Plisetsky w słuchawkę telefonu.

   — Co się stało? — zapytał zaniepokojony Otabek.

   — Przyjedź — blondyn zakończył połączenie i rzucił telefonem o łóżko.

   Nie minęło wiele czasu nim rozległ się dzwonek do drzwi domu Yuuriego, Victora i Jurija. Najmłodszy szybko znalazł się w korytarzu, by otworzyć. Wpuścił Otabeka do domu i pchnął drzwi, by się zatrzasnęły. Rzucił się w ramiona chłopaka i zapłakał w jego ramię.

Wyższy podniósł młodszego i zaniósł do jego pokoju. Wiedział gdzie to jest, bo bywał tu już pod nieobesność starszyzny. A'la rodziców Jurija. Kiedy już znaleźli się w pomieszczeniu, Altin usadził trzymanego chłopaka na łóżku i usiadł obok. Blondyn wsunął się na jego kolana i schował twarz w zagłębieniu jego szyi.

   — Beka, co jest ze mną nie tak? — zapytał cicho prosto z mostu.

   —Co masz na myśli? — ciemnowłosy był zaskoczony, nie wiedział jak ma się zachować, dlatego tylko zaczął gładzić miękkie włosy Plisetskyego, przeczesywać je palcami i głaskać je jak kota.

   — Co jest we mnie tak beznadziejnego, że wszyscy od razu mnie oceniają i nie chcą zmienić zdania? — młodszy rozpłakał się już na dobre.

   — Jura, ludzie mają w nawyku oceniać. A ty wyglądasz bardzo niepozornie więc uważają cię za łatwy cel — Otabek musiał westchnąć kilka razy nim odpowiedział. Nie rozumiał nagłego pytania swojego chłopaka.

   —Opryskliwy. Nadpobudliwy. Rozpuszczony. Robiący na przekór. Arogancki. Nadwrażliwy. Puszczający się... — załkał w szyję Kazacha.

   — Kto ci tak powiedział? — zapytał jeszcze bardziej zaskoczony chłopak.

   — Wieprz i Staruch — odpowiedział załamany.

   — Jak? Kiedy?

   — Użyli tych słów o mnie jak rozmawiali między sobą, myśleli, że nie słyszę...

   — Głupi jesteś Jura — Otabek zaśmiał się i mocno przytulił blondyna. — Traktują cię jak swoje dziecko, gdybyś na prawdę był taki okropny, nie trzymaliby cię przy sobie

   Jurij nie odpowiedział. Westchnął tylko i ucałował szyję starszego. Właśnie w takich momentach na prawdę cieszył się, że ma go przy sobie. I na prawdę miał ochotę się "puścić".

------------
Otabek filozof.

Podoba mi się ten kadr z yoi co jest w mediach.

Edit. Poprawianie tego rozdziału wydawało mi się okropnie niezręczne, ale mam przeczucie, że to jeden z lepszych w całej tej pracy, a może i serii

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro