outsider wyszedł, a ja nic nie wiedziałom

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ale spoko

podzielę się swoją nieistotną opinią

(zero opinii o lyrical contencie, bo jestem półgłuche i mam problemy z rozumieniem tekstu)

Kingdom goes hard ngl, lubię bardzo, zwrotki trochę za krótkie, ale refren jest tak dobry, że jakoś nie płaczę

Can't Break Me Down ma problem, że gdy tego słuchasz, to it's a banger, mój ulubiony soundtrack do wojny ja kontra junimo kart (jeśli nie byliście ze mną w czasach starego konta, jebię junimo kart, jebanie junimo kart prawem, a nawet obywatelskim obowiązkiem), ale po przełączeniu muzyki za nic nie możesz sobie przypomnieć, czego właściwie słuchałeś. trochę jak PTD, z tą różnicą, że PTD to syf, a słuchanie Can't Break Me Down daje jakąkolwiek przyjemność, bc it slaps. zwrotki za krótkie kurła

lil Tim McGraw to jeden wielki mem i też nigdy nie widziałom bezdomnego Azjaty (welp. na żywo.), co raczej nie powinno dziwić, bo to Polska, tutaj spotkanie kogoś innej rasy samo w sobie to sukces

Good Mourning to chyba mój ulubiony singiel (ale to raczej moja słabość do takiego sentymentalnego stylu, świrowałom na punkcie The Abyss, gdzie większość ludzi ten album uważa za nudny, but still), tylko znowu ZWROTKI ZA KRÓTKIE

btw czy Charlie serio stwierdził, że zwyczajne slapnięcie czterech pierwszych utworów na single to dobry pomysł? one zupełnie nie odzwierciedlają reszty albumu

Take It From Me jest nawet niezłe. brakuje jakiegoś mostu przed refrenem, bo dość nagle utwór skacze do niego ze zwrotki. refren jest strasznie długi (ale to zmora tego albumu, chorusowy zestaw zajmuje dobre 90% piosenek), ale, DLA ODMIANY :OOO, druga zwrotka jest sensownej długości

musiałom słuchać tego utworu jakieś dwadzieścia razy, żeby napisać tę opinię, prawdopodobnie tata w pokoju obok dostaje amby, Spotify myśli, że napadła mnie jakaś obsesja, a ja po prostu nie słyszę połowy, a druga połowa wylatuje mi z pamięci z prędkością goblin tinkerera wyszarpującego ci z kieszeni oszczędności na reforge. cierpi na problem Can't Break Me Down

My Own Worst Enemy za to to dziwny utwór, rap jest spoko (but guess what, wiecie, ile trwa?), ten głosik sprawia, że moje dłonie sięgają po kostkę brukową, a kominiarka sama naciąga się na twarz, a słychać go zdecydowanie zbyt często, instrumental się powtarza irytująco niczym lekcje geografii co tydzień, te dwie minuty i trzydzieści cztery sekundy to za długo

Save Me From Myself jest bardzo powtarzalne, ale nawet wchodzi. ten utwór jest za krótki, słuchasz go sobie, masz wrażenie, że zaraz wejdzie jakiś bridge albo coś, a tu nagle następny utwór i shook

Pray For Me, o cholera, najlepsze trzy i pół minuty albumu, 10/10, totalnie moje klimaty. REFREN NIE ZAJMUJE TYLE MIEJSCA CO CHROME RAMU, CUD. wydaje mi się, że to dowód na to, że dodanie paru sekund do utworów się wynagradza

The Ghost też brzmi o wiele lepiej, poproszę instrumental osobno, bo mi się strasznie podoba, wokale są przyjemne. ale jedno mnie dziwi. ten utwór też jest strasznie krótki. niby niczego mu nie brakuje i jakoś nie czuć, że trwa niewiele ponad dwie minuty, ale wydaje mi się, że mógłby skorzystać na dosłownie paru linijkach więcej w zwrotkach (które, z n o w u, są króciutkie)

In The Mouth Of Madness to ten jeden gagatek, na który miałom największy hype. niestety, to też kolejny z gatunku strasznie dziwnych. zwrotki i refren zostały wyrwane z zupełnie innych piosenek. Nightmare z NE1 było w nieco podobnym klimacie, ale tam rapy w zwrotkach nie wydawały się aż tak agresywne i wpasowały się w klimat. Charlie nie musiał od razu przechodzić w soft śpiew, ale nie musiał się też drzeć. instrumental mnie doprowadza do szału i męczy moje i tak chronione uszy (obowiązkowe pływanie w szkole zwężyło mi kanały słuchowe, mogą z niczego zatkać się tak, że nie słyszę bomb atomowych :D), okropny vibe, trochę zawód (i to jeden z najdłuższych utworów na albumie, tylko trzy minuty, ale whyyy). lubię angstowe klimaty, ale z tym serio coś nie gra

The Outsider brzmi za to jak wstęp do epickiego wojennego fragmentu generycznego soundtracku filmu fantasy

TYLKO

ŻE

NIC

SIĘ

TAM

NIE

DZIEJE

KURDE

słuchasz sobie, słuchasz, masz wrażenie „o tu zaraz jebnie”, nie jebie, no dobra, może jeszcze chwilę poczekasz, „o tu na pewno jebnie”, dalej nic, zaczynasz się zastanawiać, o co chodzi, myślisz sobie „no tu na pewno już jebnie z takim buildupem, trochę późno, ale może to wyjątkowo dobry breakdown”, dupa, nie ma tak dobrze, ale żeby było jeszcze ciekawiej, to utwór się wtedy akurat kończy, bo trwa tylko dwie minuty i czternaście sekund

CO DO

ogólnie to takie 4-5/10, mam wrażenie? perfekcyjnie pośrodku, część utworów jest naprawdę dobra (Pray For Me, Kingdom, Good Mourning), część całkiem niezła (Can't Break Me Down, The Ghost), część jakoś wtapia się w tło (Take It From Me, Save Me From Myself), a My Own Worst Enemy, In The Mouth Of Madness i The Outsider wytwarzają we mnie emocje porównywalne do gry w junimo karta. d ł u g o ś ć. tu wszystko jest za krótkie. produkcja nie jest zła, a przynajmniej lepsza od tego, co chłopaki odwalili przy New Empire. kompozycja tracków zostawia trochę do życzenia. w prawie każdym hook się powtarza trzy czwarte utworu, o ile niektórym można to wybaczyć, bo przynajmniej odróżniasz fragmenty od siebie, to w innych człowiek chce zasnąć z nudów. gdzie są długie rapsy z Hollywood Undead? wiem, że ludzie mieli różne oczekiwania co do albumu, ja bardzo chciałom więcej stylu lil Tim McGraw i chillowania bomby. ale jeśli Charlie już zdecydował się na poważniejszy kontent, to czemu zrezygnował z rapu, za który fani HU go uwielbiają? już w zespole się bawią w taką powtarzalność, nie podoba mi się to. jak kolejny zespół zacznie pluć na jakość utworów w imię tworzenia radiowej papki, to będzie mi smutno (tak, pierwszym jest BTS. nie wyrażajcie tej opinii w armatnim internecie, zostaniecie zjedzeni, o mnie został napisany fanfik, gdzie dedykuję swoje życie hejtowaniu siedmiu facetów, których muzykę lubię, jakbym nie miało co robić lol). kompletnie brakuje budowania atmosfery, jakiegoś stopniowania, wszystko brzmi tak samo od początku do końca (największy winowajca — The Outsider. GDZIE TEN BREAKDOWN). niektóre instrumentale to kpina, tak szczerze. In The Mouth Of Madness ponownie zasługuje na osobny shoutout, naprawdę, nie wiem, co jest nie tak, ale czuję potworny dyskomfort podczas słuchania tego. idk, nie mam wysokich wymagań, ale już chyba wolę wracać do Nine Lives niż do Outsider (Nine Lives przynajmniej się sprawdza jako guilty pleasure)

ok jestem po czytaniu opinii na reddicie i podobno teksty to muzyczny ekwiwalent cytatów dwunastoletnich edgy wannabe

this voice from my own worst enemy is my own worst enemy

ostatecznie 4/10, dobranoc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro