11.2 Ten z kolejną tajemnicą.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Spojrzałam na siostrę z niedowierzaniem, unosząc brew. Zrzuciła na mnie bombę, informując o wielkim błędzie z przeszłości i sądziła, że nie będę kontynuować tego tematu. Chciałabym tak móc, ale jednak to było silniejsze ode mnie. Co takiego mogła zrobić, by twierdzić, że zasługiwało to na miano życiowej pomyłki? Miliardy pomysłów obijało się o moją czaszkę, nie dając mi spokoju. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogłaby zdradzać męża, ale to była jedna z pierwszych, jaka tylko pojawiła się w mojej głowie. Właśnie z tego powodu wolałam wierzyć, że to nie było prawdą. Nie osądzałam, nawet nie zamierzałam tego robić, aczkolwiek potrzebowałam prawdy. Dla własnego spokoju, co było czystym egoizmem.

          Z drugiej strony informacja, że inny członek rodziny nawalał tak bardzo, jak ja, była pocieszająca. Złudnie, ale jednak. Zawsze obawiałam się tego, że rozczarowywałam dziadka na każdym kroku, podczas gdy Jennifer była wzorem wszystkich cnót. Tak mi się wydawało i wychodziło na to, że bardzo się pomyliłam. Nie powinno mnie to cieszyć, ale jednak tak było. Źle to o mnie świadczyło.

          — Naprawdę nic więcej mi nie powiesz? — dopytywałam, dopijając wino.

          Tonący brzytwy się chwyta, a ja byłam zdesperowana, by odkryć prawdę. Nie należałam do cierpliwych osób i sam pomysł czekania na odpowiedź sprawiał, że miałam ochotę wiercić jej dziurę w brzuchu. Takie zaczynanie tematu i urywanie go, naprawdę porządnie wyprowadzało mnie z równowagi. Sama często tak postępowałam, ale wtedy takie zachowanie mi nie przeszkadzało.

          Odstawiłam pusty kieliszek na stół i sięgnęłam po butelkę, by ponownie go napełnić. Dolałam również alkoholu siostrze, zerkając na nią kątem oka. Naiwnie wierzyłam w to, że lekki szum w głowie rozwiązywał język i stwarzał okazję do zwierzeń. Niestety Jennifer nie była skłonna wypić, aż tak wiele, by do tego w ogóle doszło. Poinformowała mnie, że zamierzała jeszcze spędzić wieczór z mężem. Planowała jedynie nakrzyczeć na mnie, bym się opamiętała. I wyjść.

          — Nie jestem na to gotowa, Mia. Lubię świadomość bycia idealną. Zawsze tak na mnie patrzyłaś, jakbym była chodzącą perfekcją, pozwól mi się jeszcze chwilę tym nacieszyć — uśmiechnęła się smutno, kręcąc z rezygnacją głową. — Twój wyjazd pomógł mi sporo ukryć. Wyjechałaś, zniknęłaś, nie wracałaś, więc dużo łatwiej było mi zataić przed tobą pewne błędy — dodała, sięgając po moją rękę. — Nie winię cię, właściwie jestem wdzięczna. Dzięki twojej spektakularnej ucieczce dziadek szybciej mi wybaczył — zaśmiała się bez wesołości, zaciskając palce na mojej dłoni.

          Po chwili mnie objęła, więc posłusznie otoczyłam ramionami jej pas, pozwalając na to. Miliardy pytań pojawiło się w moich myślach, ale wiedziałam, że Jennifer była bardzo upartą osobą, więc równie dobrze mogłam odpuścić. Im bardziej chciałabym ją zmusić, tym bardziej ona by się wycofywała. Pod tym względem byłyśmy podobne. Smak porażki nie należał do najsłodszych, ale byłam w stanie go przełknąć. Na jakiś czas.

          — Dobrze wiedzieć, że nieświadomie się do czegoś przydałam — zażartowałam, odsuwając się od siostry.

          Najwyraźniej z tego powodu tak łatwo mi to wszystko odpuściła. Nie była na mnie zła, ponieważ zniknęłam. Mój wyjazd sporo ułatwił i chociaż nie miałam o tym pojęcia, dziwnie czułam się z tą myślą. Z faktem, że rodzinie łatwiej było beze mnie. Nie miałam najmniejszego prawa, by czuć się zranioną, ale ta świadomość wcale mi się nie spodobała.

          Sięgnęłam po kieliszek, upijając spory łyk wina.

          — I chociaż bolała mnie myśl, że się ode mnie odsunęłaś, że Juana nie zna jeszcze własnej cioci, czułam jednocześnie ulgę. No i dzięki tobie wrócił też Miguel — oświadczyła Jen.

          Zaskoczyła mnie tym tak bardzo, że zakrztusiłam się alkoholem, który miałam w ustach. Zakaszlałam, a Jennifer dobrodusznie poklepała mnie między łopatkami, uśmiechając się pod nosem. Moje zaskoczenie jej nie umknęło, ponieważ było aż nazbyt widoczne.

          — W porządku? — zapytała, jak tylko skończyłam się krztusić.

          Pokiwałam głową w ramach odpowiedzi i przetarłam wierzchem dłoni usta. Spojrzałam na siostrę, wpatrując się w nią pytająco. Wydawało mi się, że nie było nic, czym mogłaby mnie zaskoczyć. I znowu się pomyliłam.

          — Dlatego jestem ci wdzięczna. Wróciłaś i pokazałaś, że wszystko da się naprawić, że należymy do pewnych miejsc i chociaż uciekamy, oddalamy się, one zawsze będą w nas, a my w nich.

          Zmrużyłam lekko czoło, wpatrując się w nią. Nie zawsze potrafiłam się z nią porozumieć, ale udowodniła mi, że zazwyczaj wynikało to z braku komunikacji pomiędzy nami. I chociaż chciałam to wyjaśnić, było coś, co bardziej przykuło moją uwagę.

          — Jak to Miguel też wrócił? — zapytałam, robiąc głupią minę.

          Niezbyt mnie to wtedy obchodziło. Miguel Pereira od samego początku był dla nas niczym członek rodziny i dziwnie było mi z myślą, że i on zostawił dziadka.

          Podwójny cios dla seniora rodu, chociaż wiedziałam, że to ja zawiodłam go bardziej. Zniknięcie wnuczki musiało boleć mocniej niż odejście członka prywatnej ochrony.

          — Nie wiedziałaś, że wyjechał zaraz po tobie? Rzucił wszystko i wyjechał? — powiedziała, mrużąc podejrzliwie oczy. — Wrócił do armii. Był na misji albo misjach. Dziadek był pewien, że Miguel już do nas nie wróci. Oczywiście, odwiedzał nas, bo jesteśmy dla niego niczym rodzina, ale jednak zawsze ciągnęło go do armii. Chciał zbawić świat w ramach pokuty — dodała, wzdychając ciężko.

          — O czym ty mówisz?

          — Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia? — zapytała, uważnie mi się przyglądając. — Poważnie? — dorzuciła, zaczynając się śmiać, jakby ten fakt ją bawił.

          Nic nie rozumiałam.

          — Jennifer! — upomniałam ją, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.

          Zniknęłam na pięć lat, licząc się z tym, że świat nie stanie w miejscu, ale jednak tego się nie spodziewałam. Wydawało mi się, że Miguel cały czas był w Miami, u boku dziadka. Tymczasem siostra sugerowała, że wrócił do miasta z mojego powodu. A to nie mogło być prawdą, ponieważ nic nas nie łączyło. Oczywiście, byliśmy przyjaciółmi, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie rzuca swojego życia dla przyjaciółki.

          To nie miało najmniejszego sensu. Nie mogłam zacząć sobie wmawiać, że Miguel mógłby cokolwiek do mnie czuć, bo to zniszczyłoby wszystko. Dosłownie. Czasami zastanawiałam się nad tym, jakby to było się w nim zakochać, ale to były tylko zwyczajne fantazje, które nie mogły stać się prawdą.

          Miguel od zawsze przestrzegał zasad. Oczywiście, naginał je dla mnie, ale miałam pewność, że gdybym przekroczyła tę granicę, zostawiłby naszą rodzinę. Skrzywiłam się na tę myśl, a zimno ogarnęło moje ciało. Ceniłam Miguela jako przyjaciela.

          — Może faktycznie byłaś za młoda, by to zauważyć. Miguel pojawił się w naszej rodzinie i bardzo szybko zyskał sympatię dziadka. Nic dziwnego, to wspaniały facet, ale tłamsi w sobie sporo poczucia winy. Nie znam szczegółów, wiem tylko, że obwinia się z powodu śmierci młodszej siostry. Może dlatego tak zawsze o ciebie dbał, przypominasz mu o niej. Nie znam całej prawdy, ale połączyłam kilka faktów — przyznała, wzruszając lekko ramionami. — Ale skoro o tym nie wiesz, nie powinnam ci o tym mówić. Spytaj Miguela. To twój przyjaciel.

          — Jennifer, litości. Nie możesz mówić mi takich rzeczy i przerywać w połowie. Tak nie wolno! — zaprotestowałam ze złością, zaciskając dłoń w pięść. Uderzyłam nią w kolano. — Dlaczego wszyscy mnie okłamujecie? I dlaczego sugerujesz, że jestem dla niego ważniejsza, niż mi się wydawało?

          — Nikt cię nie okłamuje. Sekrety mają to do siebie, że lubią pozostawać w ukryciu. Miguel ma trudną przeszłość, porozmawiaj z nim. Nie znam całej prawdy, Mia. Wiem tylko, że bardzo przeżył stratę siostry i jako starsza siostra, mogę tylko sobie wyobrażać, co to za ból — odpowiedziała, uśmiechając się smutno. — Myślałam jednak, że wiedziałaś o tym, że od nas odszedł. I Mia, każdy, kto ma oczy, widzi, że ten facet ma do ciebie słabość. Nie raz wpakował się przez to w kłopoty.

          — Nie miałam o tym pojęcia — przyznałam, wzdychając ciężko.

          Upiłam kolejny, spory łyk wina, starając się jakoś poukładać zdobyte informacje.

          — Normalnie dziadek nie pozwoliłby zbliżyć się do ciebie komuś tak młodemu, niedoświadczonemu. Znana byłaś z niesforności i z głupich pomysłów, ale Miguel zdobył jego zaufanie. Dziadek ufa mu tak bardzo, że powierzył mu ciebie. Zawsze o ciebie dbał. Obydwoje dbali — zakończyła swoją myśl Jen, uśmiechając się radośniej. — Zawsze byłaś kochana, Minionku, od początku.

          — Okłamywana, byłam okłamywana na każdym kroku, siostro — mruknęłam, krzywiąc się.

          — A pytałaś o to kiedykolwiek? Jak możesz twierdzić, że ktoś kłamał, skoro nawet nie zadałaś pytania? Mia, nikt nie ma obowiązku ci się zwierzać — zauważyła Jen, sięgając po swój kieliszek. Upiła mały łyk i posłała uśmiech w moim kierunku.

          Nie mogłam kłócić się z tym argumentem. A Bóg mi świadkiem, bardzo chciałam.

          — Miguel nic mi nie mówił — przyznałam niechętnie, jednocześnie to sobie uświadamiając.

          — Może ceni sobie to, że lubisz go dla niego samego, za to jaki jest, a nie patrząc na jego przeszłość? Może ma tak jak ja? Może nie chce mówić wszystkiego, by pozostać krystalicznym? On się obwinia, bo nie zdążył uratować siostry. Nie wiem, jak zginęła, co takiego się wydarzyło, ale jego poczucie winy jest nazbyt widoczne. Przynajmniej dla mnie. Widziałam to, gdy ty wylądowałaś w szpitalu po tamtym incydencie z przeszłości — oświadczyła, klepiąc mnie po kolanie. — Zawsze mu na tobie zależało.

          — Gdy się obudziłam w szpitalu, w środku nocy, Miguel spał przy moim łóżku — wymamrotałam, przypominając sobie tamte przykre wydarzenia. — Nigdy nie myślałam, że mógłby czuć się winny. To ja nawaliłam. Wsiadłam do tamtego samochodu i pozwoliłam, by to wszystko się wydarzyło. Nie pomyślałam i...

          — Nieważne — przerwała mi, uśmiechając się lekko. — Było, minęło. Miguel zawsze się o ciebie troszczył. Nie tylko na polecenie dziadka, ale z własnej woli. I nie możesz wymagać od niego, by ci się zwierzał, jeśli nie ma na to ochoty.

          — Wiem — przyznałam niechętnie. Uśmiechnęłam się kwaśno i spojrzałam siostrze w oczy. — To, co? Jeszcze po kieliszku? — zapytałam, chcąc zmienić temat.

          Wiedziałam, że te myśli, długo będą mnie dręczyły, ale Jennifer nie musiała o tym słuchać. Nie byłam pewna, co wolałam; by Miguel był we mnie beznadziejnie zakochany, czy fakt, że opiekował się mną z powodu poczucia winy.

          Sądziłam, że te myśli zmienią nieco moje podejście, więc musiałam się szybko z nimi uporać. Nie chciałam tracić Miguela, nie chciałam widzieć w jego gestach podtekstów ani szukać drugiego dna w zachowaniu. To byłoby zbyt pokręcone, nawet jak na mnie.

          Skrzywiłam się. Było już za późno na to, by cofnąć szkody, jakie wyrządziła ta prawda. I chociaż nie była zbyt komfortowa, wolałam ją, niż kolejne kłamstwa.

          Najdziwniejsze było jednak to, że chociaż nienawidziłam kłamać, stałam się nałogową kłamczuchą. Niestety, nie wiedziałam czy istniał dobry sposób, by wybrnąć z tej sieci kłamstw, bez utraty posady i szacunku wśród osób, które zdążyłam polubić.

          Wiedziałam jednak jedno, prędzej czy później, będę musiała to zrobić.

          — Nie, Mia, na mnie już pora. Poradzisz sobie z tym, co powiedziałam? — zapytała, uśmiechając się dobrotliwie.

          — Jasne — skłamałam gładko, odwzajemniając jej gest.

         Naprawdę byłam okropną osobą.







Cześć!
Co tam u Was słychać? Jak Wam mija ten szalony czas? Dajcie znać, co myślicie.
Tulę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro