7.1 Ten, w którym Mia zostaje asystentką.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Stało się. Choć nigdy nie cieszyła mnie myśli o poniedziałku, po raz pierwszy nie mogłam się go doczekać. Z trudem przetrwałam weekend. Byłam pełna obaw, ale też podekscytowana tym wszystkim, co miało nadejść. 

Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi do mojego nowego biura, rozpoczynając tym samym pierwszy dzień pracy, ale też kolejny etap w mojej karierze. Zamierzałam napawać się tą przyjemną chwilą, dopóki trwała. Wbrew założeniom dziadka dość szybko udało mi się zdobyć zajęcie, które co prawda było na samym spodzie moich zawodowych aspiracji, ale stanowiło dobry początek w  rozwoju. 

    Błędnie założyłam, że przekonanie Miguela do kłamstwa będzie proste. Nie było. Długo się opierał i właściwie toczyliśmy batalię o to przez cały weekend. Każde z nas musiało iść na ustępstwa, na które wcale nie było gotowe. 

    On zamierzał towarzyszyć mi dosłownie wszędzie — jeśli istniała taka możliwość — więc planował wozić mnie do pracy, wpadać w porze lunchu i ogólnie zaznaczać swoją obecność. Co więcej, wymusił na mnie zainstalowanie w telefonie aplikacji, umożliwiającej mu śledzenie każdego mojego kroku. Zapewniłam go, że nie rozstanę się z komórką. Tyle mogłam zrobić. Tym sposobem miał pozostać w ukryciu, gdybym musiała wyjść na jakieś spotkanie. Nie chciał dostać łatki zbyt zaborczego i stalkującego mnie faceta. Chociaż wcale nie podobało mu się to, że musiał tytułować się moim narzeczonym. Całą sobotę warczał na mnie, tłumacząc, że takie kłamstwo naprawdę będzie miało kolosalne konsekwencje. 

    Mogło tak być, ale nie zamierzałam do tego dopuścić. Zależało mi na nowej posadzie, na zdobywaniu doświadczenia i udoskonaleniu umiejętności, a nie na nowych przyjaźniach. Zdecydowanie nie planowałam zostać przyjaciółką szefa ani tym bardziej zwierzać mu się z osobistych spraw. 

    Cihangir Anetakis był dla mnie tylko środkiem do celu, nikim więcej.

    Natomiast ja, obiecałam, że powiem dziadkowi prawdę, choć na samą myśl odczuwałam mdłości. Wiedziałam, że Miguel będzie musiał mu na mnie donieść. Miałam świadomość, że nadal pozostawał moim opiekunem i informował seniora rodu Ortega o każdym moim kroku. Był jednak na tyle miły, że wcześniej przedstawiał mi fakty, które dostarczał również dziadkowi. I dał mi czas, bym to ja powiedziała prawdę, chociaż wolałabym, by mnie wyręczył. Tak byłoby łatwiej, ale oznaczałoby to dla mnie porażkę. Byłam osobą dorosłą i tak musiałam się zachowywać. Dojrzale. Chowanie się i unikanie tematu nie mogło mi pomóc. Ani w przeszłości ani teraz.

    Nie obawiałam się reakcji dziadka na wieść o mojej pracy u jego konkurencji. Wiedziałam, że nie będzie szczęśliwy, ale kiedyś się z tym pogodzi. W końcu dałam mu wybór — mógł otworzyć przede mną drzwi do swojego imperium. Odrzucił tę ewentualność. Martwiłam się jednak, że swoim postępowaniem wpędzałam Miguela w poważne kłopoty. Był moim ochroniarzem. Dziadek przymykał oko na to, że jego pracownik pozwalał mi na dużo więcej, niż powinien. Dotąd jednak Miguel nie brał udziału w moich rozgrywkach. Udając mojego narzeczonego, wiele ryzykował, ale też udowadniał, że naprawdę traktował mnie jak swoją przyjaciółkę.

    Wypuściłam powoli powietrze spomiędzy warg, zamykając za sobą drzwi. Pomieszczenie nie było przesadnie duże, ale tak naprawdę nie potrzebowałam wiele miejsca, by wykonywać swoje obowiązki. Według Haliny nie miałam ich zbyt dużo. Wystarczyło zjawić się w pracy odpowiednio wcześnie z dobrą kawą dla szefa, kontrolować jego kalendarz, przekierowywać połączenia i wykonywać bieżące polecenia. Wszystko brzmiało prosto, gdy się było rodziną tego człowieka, a szanse na zwolnienie w tym przypadku były tak naprawdę niewielkie. Gorzej, jeśli chodziło o mnie. 

    Niewiele wiedziałam na temat mojego nowego stanowiska. Na studiach początkowo pracowałam jako kelnerka, bo to była najbardziej dochodowa opcja, a później odbyłam staż w firmie budowlanej, ale mój zakres obowiązków był zgoła inny. Jeśli miałam być szczerą, o pracy asystentki nie miałam bladego pojęcia.

    Miałam świadomość, że mój dobry nastrój pryśnie, gdy tylko przyjdzie mi się zmierzyć z Cihangirem. Nie byłam na to gotowa.

    W końcu nasze biura oddzielała jedynie szklana ściana, którą zasłaniała automatyczna roleta. Drżałam na samą myśl, że wkrótce ta bariera zostanie zlikwidowana, a ja będę wystawiona na jego widok. Z drugiej strony szyby, które mnie otaczały niemal ze wszystkich stron, sprawiały, że jedno pomieszczenie, płynnie stawało się kolejnym, a wszystko to na jednej, gigantycznej przestrzeni. 

    Wstałam zbyt późno, by wstąpić do pobliskiej kawiarni, a jednak wolałam się nie spóźnić. Postanowiłam, że zaoszczędzę nieco czasu, korzystając z firmowego ekspresu, zamiast stać w gigantycznej kolejce i martwić się upływającymi minutami. 

    Tym sposobem mogłam spokojnie rozejrzeć się po swoim biurze, zanim udałam się do pomieszczenia imitującego niewielką kuchnię, gdzie przygotowywano z reguły napoje dla klientów. 

    Ekspres był w pełni zautomatyzowany. Wystarczyło nacisnąć odpowiedni przycisk, by przebierać w rodzajach kaw, jakimi dysponowało urządzenie. Odetchnęłam z ulgą. Nie nadawałam się na baristę, choć w czasie studiów próbowałam zaczepić się w pracy w pewnej znanej kawiarni i z wielkim entuzjazmem chciałam nauczyć się porządnie parzyć kawę. Na dobrych chęciach się jednak skończyło. Pozostałam więc przy obsłudze klientów na sali. Kelnerowanie szło mi lepiej, a słodki uśmiech niejednokrotnie ratował mnie z opresji. Najpewniej dlatego, że kawiarnia znajdowała się w okolicy kampusu i to głównie studenci w niej przesiadywali.

    Moje szczęście się jednak wyczerpało, bo na wyświetlaczu pojawił się komunikat o konieczności przeprowadzenia procedury odkamieniania ekspresu i choć starałam się go zignorować, powtarzając sobie w duchu, że może jednak uda mi się jakoś to obejść, po kilku minutach musiałam odpuścić. Widocznie zbyt wiele osób przede mną próbowało postąpić w podobny sposób.

    — No świetnie — sarknęłam pod nosem. — Co za pech.

    Automatycznie uderzyłam dłonią w blat, a porcelanowe filiżanki zatańczyły na swoich spodeczkach. Cud, że nic nie strąciłam  na ziemię. 

    I wtedy kogoś usłyszałam. Podświadomie czułam, że to mój szef. Podskoczyłam i oparłam dłoń na lewej stronie klatki piersiowej, przekrzywiając głowę. Chciałam zlokalizować intruza, który mnie wystraszył.

    Zmrużyłam oczy, wzięłam kilka głębokich wdechów i dłuższy moment wpatrywałam się w mężczyznę, znajdującego się nieopodal mnie. 

    Pomyliłam się. To nie był Cihangir, a mężczyzna, którego pamiętałam z hotelu. Moja obecność najwyraźniej naprawdę go zaskoczyła, więc nie byłam w tym sama. 

    — Pani Arriaga? — zapytał z powątpiewaniem, drapiąc się po skroni.

    Zdecydowanie nie przypominał tego apodyktycznego dupka sprzed tygodnia, który nie chciał pozwolić dojść mi do słowa.

    — Właściwie to panienka, ale tak — potwierdziłam, uśmiechając się nieznacznie.

    Odwzajemnił mój gest i odchrząknął, poprawiając poły swojej marynarki.

    — Wychodzi na to, że nie jesteś asystentką mojego kuzynka — skomentował, nieco zdezorientowany.

    — Właściwie jestem, ale wtedy nie byłam — podsumowałam, wzruszając lekko, dość obojętnie ramionami. — Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jestem Mia i jak rozumiem, to pan ma mnie wprowadzić we wszystko, tak? 

    Nie mogłam się na niego złościć. Dzięki jego pomyłce, pokazałam na co mnie stać.

    — Miles. Miles Flamand. Jestem tu od niedawna, stąd mój błąd. Przepraszam. Masz jakiś problem z ekspresem? — zapytał, zwracając uwagę na urządzenie, które po raz kolejny wydawało charakterystyczny dźwięk.

    Skrzywiłam się, ponieważ nie był to przyjemny odgłos i jęknęłam.

    — Prosi się o odkamienianie, czy coś w tym stylu — odpowiedziałam szczerze, rozkładając bezradnie ręce.

    Mężczyzna zaśmiał się, gestem dłoni nakazał mi się odsunąć i sam zajął się wszystkim. Jego ruchy były oszczędne, ale obserwowałam go, gdy wykonywał kolejne czynności.

    Musiałam się tego nauczyć, bo najwyraźniej w tej firmie, każdy próbował się od tego wymigać. Nie licząc Milesa. 

    Po chwili kliknął w ekran, uruchamiając całą procedurę i wrócił ze swoją uwagą do mnie.

    — Okej, Mio, zaczynajmy. Chodź ze mną. Oprowadzę cię, przy okazji powiem ci, co i jak, zapraszam. — Uśmiechnął się zachęcająco, wskazując mi kierunek. — Na kawę musimy trochę poczekać.

    Posłusznie skierowałam się za nim, słuchając wszystkiego, co miał mi do przekazania.

    — Pamiętaj, by koło południa iść do kadr. Tam ktoś przygotuje umowę dla ciebie. Podpisz ją. Tam też załatwisz wszystko, by mieć stały dostęp do tego piętra i zwrócisz swoją jednorazową przepustkę. Wszystko jasne? — zapytał, uśmiechając się szeroko.

    W ciągu ostatniej godziny, zmieniłam zdanie na jego temat. Na początku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, ale wtedy, w tamten poniedziałek, okazał się miłym i przyjaźnie nastawionym współpracownikiem. Wyjaśnił mi, że mimo pokrewieństwa z właścicielami, nie był na samym szczycie. Dopiero kończył studia i musiał pokazać, że zasługuje na posadę. 

    Spodobało mi się to. Nawet jeśli Halina zachowywała się niczym wariatka, która ocenia ludzi przez pryzmat wyglądu. 

    — Tak, dziękuję — potwierdziłam.

    — Do zobaczenia, Mio. — Zasalutował mi dłonią, niczym żołnierz i z uśmiechem wycofał się z pomieszczenia, zostawiając mnie samą.

    Podeszłam do ekspresu, odkrywając, że ten już działał. A nawet został przez kogoś użyty w międzyczasie.

    Otworzyłam szafkę, chcąc sięgnąć po filiżankę, gdy usłyszałam kroki. 

    Odwróciłam się, stając oko w oko z szefem.

    Napięcie Cihangira biło z całej jego sylwetki, a żyłka pulsowała tuż nad linią kołnierzyka białej koszuli. Zacisnął dłonie w pięści, ale równie szybko, jak to zrobił, poluźnił uścisk. Wyglądał, jakby był gotowy do ataku, chociaż zupełnie nie wzbudzał we mnie strachu. Złość na pewno, ale nie bałam się go. Ani trochę. Prędzej mogłabym przyznać, że jego aparycja mnie onieśmielała.

    Jego ciemne oczy ciskały pioruny, stając się niemalże czarne ze złości.

    — Co ty tu, u diabła, robisz? — zapytał, zaciskając usta w wąską linię.

    Nie cieszył się na mój widok. I chociaż nie spodziewałam się niczego innego, tak czy siak zrobiło mi się przykro. Naiwnie oczekiwałam chociaż krzty wdzięczności z jego strony. Chciałam, by nasza współpraca była udana. 

    Wyprostowałam się i wygładziłam materiał moich spodni, zdejmując z nich niewidzialne paproszki. Nie powinnam tak się zachowywać. W chwili, w której to do mnie dotarło, szeroki, dumny uśmiech wpełzł na moje wargi.

    — Witaj. Dzień dobry. Dzień dobry, panu? — wypaliłam, zastanawiając się głośno nad tym, jak powinnam się do niego zwracać. — Jestem nową asystentką. Twoją. Pańską! — odpowiedziałam, domyślając się, że ten udawany entuzjazm to mogła być jedyna słuszna taktyka.

    Niestety, pomyliłam się. Nim zdążyłam chociażby zareagować, złapał mnie za przedramię i pociągnął w jedynie sobie znanym kierunku.  Zgadywałam, że obrał sobie za cel swój gabinet.

    Zajęło nam to dosłownie dwie, może trzy minuty, podczas których walczyłam, by nie stracić zębów. Może i dobrze chodziło mi się w szpilkach, ale nie nosiłam ich od dłuższego czasu, a fakt, że wlókł mnie za sobą niczym worek kartofli, wcale nie pomagał.

    Zatrzasnął za nami drzwi, a ja wykorzystałam ten moment, by wyrwać dłoń z jego mocnego uścisku. Rozmasowałam bolące miejsce i rzuciłam mu pełne pretensji spojrzenie.

    Nie miał prawa się tak zachowywać.

    — W co ty grasz? — zapytał, niedbałym gestem przeczesując swoje włosy. Nawet one były tak posłuszne, że od razu ułożyły się tak samo idealnie, jak początkowo. — To nawet nie jest zabawne, dziewczyno. Minęła ledwo ósma, nie jestem w nastroju do żartów — dodał, celując we mnie palcem wskazującym.

    — Ja? — odbiłam pytanie, marszcząc z niedowierzaniem czoło. — To ty zachowujesz się jak niewychowany gbur. Jestem twoją nową asystentką — powtórzyłam, po raz kolejny powstrzymując się od wywrócenia oczami. Pewne zachowania nie wchodziły w grę, gdy stało się przed szefem. — I zaczynam rozumieć, dlaczego potrzebowałeś nowej asystentki. Jesteś taki nieokrzesany — dodałam, nie potrafiąc się powstrzymać od tego komentarza.

    — Śmiem wątpić — skomentował. — Jesteś na to za ładna i za młoda — przyznał, przekrzywiając głowę.

    Znacząco zlustrował mnie wzrokiem, wcale tego nie ukrywając. 

    — Zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniłam błędu. Czy cała twoja rodzina ocenia ludzi jedynie przez pryzmat wyglądu? — zapytałam, krzywiąc się.

    Miałam nadzieję, że tylko jego ciotka była szalona i nieprzewidywalna. Liczyłam, że on okaże się porządnym szefem, od którego będę mogła dużo się nauczyć. Oczywiście, jak już zaakceptuje mnie na tym stanowisku. Miałam świadomość, że musiało upłynąć wiele czasu, zanim uda nam się dotrzeć. 

    — Poznałaś Halinę — zawyrokował, przesuwając palcami po swoim zaroście. — Niech będzie. Jakim cudem przekonałaś ją do zatrudnienia? — kontynuował.

    Złagodniał. W momencie, w którym pojął, że faktycznie poznałam jego ciotkę i nie kłamałam, odpuścił sobie pozę rozzłoszczonego dupka.

    Odetchnęłam z ulgą, poprawiając niesforne kosmyki włosów, które opadły na moje czoło. 

    — Czy to ważne? Przekonałam, ponieważ jestem świetna. Tylko to powinno cię interesować. Moje umiejętności, nie wygląd — upomniałam go, wzruszając nieznacznie ramionami. — I jeśli pozwolisz, chciałabym zacząć pracę. Nim się rozmyślę — dodałam, wysilając się na przesłodzony uśmiech.

    Cihangir uniósł dłonie w obronnym geście i pokiwał głową.

    — Przepraszam — powiedział spokojnie, pokazując mi tym samym, że był szczery. — Zacznijmy od początku. Ktoś wprowadził cię już we wszystko? Masz hasła? Wszystkie potrzebne dane? 

    Zaskoczył mnie. Spodziewałam się, że będzie testował moje umiejętności, wytrzymałość i przede wszystkim cierpliwość, nie ułatwiając mi żadnego zadania.

    — Tak. Miles starał się przekazać mi jak najwięcej informacji — odpowiedziałam, chowając dłonie za plecami. 

    Tam je złączyłam, nie chcąc pokazywać własnego zdenerwowania. Zazwyczaj mi się to nie zdarzało, ale przy tym człowieku nieco trudniej przychodziło mi zachowanie opanowania. W jakiś dziwny sposób bardzo szybko wyprowadzał mnie z równowagi. Skutecznie.

    — Miles też jest w to zamieszany? Od samego rana wziął się do roboty? Nie wierzę, że wstał tak wcześnie. — Uniósł sceptycznie brew. — Halina naprawdę musiała coś w tobie zauważyć. 

    — Jakieś sugestie, nim wyjdę, by rozpocząć pracę, panie Anetakis? — zapytałam, uśmiechając się przesłodko.

    Trochę sztucznie, co nie umknęło jego uwadze, ponieważ zmrużył oczy i sam odwzajemnił mój gest. 

    — Mów mi po imieniu, ponieważ formalności mamy za sobą. Dzisiaj po prostu zorganizuj swoje miejsce pracy, poznaj firmę, cokolwiek. Udaj się do działu kadr, by przygotowali umowę. Nie będę cię potrzebował, ponieważ wpadłem tylko po dokumenty. Widzimy się jutro, punkt ósma trzydzieści. Kawę piję czarną...

    — Bez mleka i cukru, mocną — wtrąciłam, przypominając sobie jedną z instrukcji Milesa.

    Twierdził on również, że jeszcze nikomu nie udało się podać Cihangirowi kawy, która, by mu odpowiadała. Przynajmniej nie będę pierwszą, która go rozczaruje w tej kwestii. 

    — Firmowy telefon masz mieć przy sobie zawsze. Możesz go wyłączać na noc, ale wolałbym, byś była dostępna w każdym momencie, w razie nagłego wypadku. Nie mam w zwyczaju, by ktokolwiek pracował ponad normę, ale jako moja asystentka musisz być gotowa na takie przypadki — dorzucił, kierując się do biurka. — Ewentualnie prześlij mi numer, pod którym będziesz dostępna po godzinach pracy.

    Otworzył szufladę, wyciągnął z niej teczkę i spojrzał na mnie, uśmiechając się cynicznie.

    — Widzę w tobie potencjał. Oczarowałaś Gaddisa, poradziłaś sobie z Haliną. Coś w tobie musi być, Mio. Nie spieprz tego. Jesteś siódmą asystentką w tym roku. Wolałbym na tobie skończyć. A teraz możesz już odejść. — Wycelował we mnie aktówką, mrugając do mnie.

    Stałam tak na środku jego gabinetu i chwilę wpatrywałam się w niego, zastanawiając się, czy nie miałam czasem omamów. Kilka minut wcześniej miał ochotę mnie zamordować, by po chwili puszczać do mnie oczka, sprawiając wrażenie wyluzowanego i zadowolonego. 

    Zamrugałam pospiesznie, odchrząknęłam, chcąc ukryć własne zakłopotanie i pokiwałam głową, pokazując tym samym, że przyjęłam te informacje do świadomości.


Cześć!
Nie będę się rozpisywać, dziękuję Madzi, bo bez niej ten rozdział na pewno nie byłby skończony, ani zaczęty, naprawdę. A Wy, moje misie kolorowe, skrobnijcie dla mnie komentarz, zależy mi na tym.
Tulę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro