3.1 Ten, w którym Mia odkrywa, że jest bezdomna.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Wzięłam głęboki wdech, dumnie krocząc przed siebie. Gratulowałam sobie w myślach, ponieważ nim opuściłam windę, zdążyłam wcisnąć przycisk odpowiadający za zamknięcie drzwi. Dzięki temu zszokowany Adam nie mógł za mną pójść.

    Nie podejrzewałam go, by miał na to ochotę, ale wolałam zabezpieczyć się na wszelki wypadek, nie chcąc dać się zaskoczyć. 

    Fortuna dziadka była wystarczająco dobrym powodem, by przełknąć dumę i zrobić z siebie idiotę. Niestety.

    Rozejrzałam się dookoła, jednocześnie wyciągając z torebki komórkę. Musiałam zamówić taksówkę, ale powinnam również oddalić się spod budynku, by nie natknąć się na dziadka.

    — Panienko Ortega, co za niespodzianka. — Miguel pojawił się przede mną jakby znikąd.

    Zagrodził mi przejście, wsuwając dłonie do kieszeni materiałowych, ciemnych spodni i stanął, przyjmując nonszalancką pozę.

    Pierwszy raz od bardzo dawna pozwolił sobie na tak wiele luzu.

    Uśmiechnęłam się przesłodko, poprawiając zbłąkany kosmyk włosów, zakładając go za ucho. Chwilę wpatrywałam się w mężczyznę.

    Właściwie bez powodu, ponieważ patrzenie na niego było dość przyjemną czynnością. Wielokrotnie przekonywałam go, że powinien rzucić pracę u dziadka i zatrudnić się jako model bądź aktor. Z takim ciałem i aparycją miał wielką szansę, by stać się gwiazdą.

    Nigdy jednak mnie nie posłuchał. 

    — Powiedziałabym, że się cieszę na twój widok, ale nie lubię kłamać — oznajmiłam, pocierając palcem wskazującym miejsce nad górną wargą.

    Skoro tutaj był, oznaczało to tylko jedno. Dziadek mnie przejrzał i zagwarantował sobie pewność, że dotrę na ten nieszczęsny obiad. Skrzywiłam się na tę myśl.

    — Nie umiesz kłamać, panienko — skomentował, a na jego ustach pojawił się uśmiech.

    Słowo daję.

    Przyłożyłam dłoń do lewej piersi i zmrużyłam oczy, bacznie się w niego wpatrując.

    — O mój Boże — wypowiedziałam powoli te słowa, każde mocno akcentując. — Czy ty, Miguel, naprawdę się do mnie uśmiechnąłeś? — zapytałam, celowo udając, że zrobiło to na mnie tak piorunujące wrażenie.

    — Oczywiście, ponieważ panienka...

    — Stop! — przerwałam mu, pokonując dzielącą nas odległość. Przyłożyłam dłoń do jego ust, uniemożliwiając mu mówienie. — Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie panienką, gdy nie ma obok nas innych ludzi, kopnę cię — ostrzegłam.

    Może ta groźba nie była najgroźniejsza, ale liczyłam, że tym razem mnie posłucha. Rozumiałam, że był profesjonalistą. Wiedziałam, że kochał swoją pracę i nie chciał stracić posady. Liczyłam jednak na to, że będzie umiał nagiąć nieco swoje zasady i traktować mnie bardziej przyjaźnie. Potrzebowałam tego. 

    Miguel niemalże natychmiast sięgnął po moją rękę i odsunął ją od swojej twarzy.

    — Regulamin mówi, że...

    — Gdzieś mam to, co mówi twój regulamin. Gdy nie ma obok nas innych ochroniarzy, twojego przełożonego czy dziadka, mów mi po imieniu. Jestem Amelia, dla przyjaciół Mia — wtrąciłam ponownie, cofając dłoń. — A jeśli nie, nie odzywaj się do mnie, to polecenie! Masz być pieprzonym mimem w mojej obecności, o — dorzuciłam wściekle, odwracając się na pięcie.

    Chciałam uciec, ale mi na to nie pozwolił. Jego smukłe palce zacisnęły się w stalowym uścisku na moim nadgarstku. 

    Widziałam, że miał coś powiedzieć, ponieważ otworzył usta, ale przeszkodził mu w tym dźwięk klaksonu. 

    Obydwoje jednocześnie przekręciliśmy głowy, by spojrzeć, skąd dochodził dźwięk.

    Na drodze, przy chodniku, na którym staliśmy, zatrzymał się czarny chevrolet camaro SS. Wiedziałam to, ponieważ był to samochód, który bardzo mi się podobał. Wyglądał drapieżnie. 

    Miguel automatycznie przyciągnął mnie do siebie, chowając mnie za swoimi plecami. Zadziałał instynktownie, nawet jeśli nieco się szarpałam, nie chcąc pozwolić się przestawić.

    — Urwisie, widzę, że lubisz wpadać z deszczu pod rynnę. — Usłyszałam znajomo brzmiący głos, a kilka sekund później, zza uchylonej szyby ukazała mi się przystojna twarz mężczyzny z windy.

    Zaśmiałam się.

    Musiał mieć ze mnie niezły ubaw.

    — Bez obaw, ten tutaj w porównaniu do tamtego to rycerz na białym koniu, dziękuję za troskę — skomentowałam, posyłając w jego kierunku wesoły uśmiech.

    Nieznajomy odwzajemnił gest, a mi serce zabiło nieco szybciej. Widywałam wielu przystojnych mężczyzn, ale ten robił na mnie wyjątkowo mocne wrażenie.

    — Polecam się na przyszłość — dodał.

    I jak szybko się pojawił, równie szybko zniknął.

    — Mia, cholera, jesteś w mieście niecałe trzy godziny i już pakujesz się w kłopoty? — Z tonu Miguela biło całkiem sporo pretensji, ale nie mogłam się złościć.

    Przekręciłam głowę, spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się najpiękniej, jak tylko umiałam.

    — Miguel, wiedziałam, że jesteśmy przyjaciółmi — skomentowałam, ściskając dłonią jego ramię.

    Westchnął ciężko, wznosząc oczy, jakby ktoś na górze miał mu pomóc. W czymkolwiek. 

    — A skoro już to ustaliliśmy, pozwól mi odejść, bo nie ma na tym świecie siły, która zmusiłaby mnie do zjedzenia obiadu z Lalusiem — oświadczyłam pewnie, zacierając ręce.

    — Tylko idiota, by tego oczekiwał, bez obrazy — odparł, uśmiechając się złośliwie. — Jestem tutaj, ponieważ pan Ortega umówił cię w kilku miejscach na oglądanie mieszkania. Pozwoliłem sobie przełożyć te spotkania na nieco wcześniejszy termin, wiedząc, że uciekniesz przed panem Moreno — wyjaśnił.

    Zaimponował mi tym. Nie było mnie w mieście naprawdę długo, a mimo to potrafił przewidzieć moje zachowanie.

    Chwilę stałam i po prostu wpatrywałam się w niego, uśmiechając się, testując tym samym jego cierpliwość.

    Odchrząknął, czekając na moją odpowiedź.

    — Czekaj, czekaj — powiedziałam nagle, gdy tylko dotarł do mnie sens jego słów. — Oglądanie mieszkania? Ale dlaczego? Co z naszym apartamentem? — zapytałam.

    Nie przemyślałam tego. Założyłam, że będę mogła wrócić do miejsca, w którym mieszkałam przed ucieczką.

    — Pan Ortega go sprzedał i przeniósł się do domu na wyspie. Twoja siostra wyszła za mąż, wyprowadziła się, a ty uciekłaś. Nie potrzebował mieszkania w centrum, może rzadziej bywać w firmie, ponieważ świetnie prosperuje — wyjaśnił.

    Miguel, chociaż był tylko jednym z tabunu ochroniarzy, wiedział dużo więcej ode mnie. Ta myśl jakoś tak uwierała i wprawiała w dyskomfort. I chociaż tego nie chciałam, od razu zaczęłam mieć czarne wizje. Skoro dziadek odpuszczał, mógł być chory. Wiedziałam, że był mistrzem w tuszowaniu słabszego samopoczucia, więc równie dobrze mogło mu coś dolegać, coś poważniejszego.

    Skrzywiłam się.

    — Chodź, stoję na zakazie, musimy się pospieszyć — poinformował mężczyzna, sięgając po moje ramię.

    Przyciągnął mnie do siebie i zmusił do ruchu. Byłam zbyt zajęta czarnowidztwem, by oponować. Pozwoliłam wsadzić się do samochodu, na tylną kanapę.

    Kilkanaście kolejnych minut milczałam, gryząc się z własnymi myślami. Miguelowi to pasowało. 

    W końcu jednak odnalazłam komórkę w torebce i wyszukałam numer siostry. Jeśli chciałam informacji, to właśnie u niej powinnam ich szukać. I naprawdę chciałam ją zobaczyć. Nasze zdania się różniły, ale to nie zmieniało tego, że byłyśmy siostrami. Tęskniłam za nią w każdej chwili. 

    Odczekałam kilka sygnałów, aż usłyszałam głos sekretarki. Skrzywiłam się, powstrzymując od przekleństwa.

    — Cześć, Jenny, to ja, twoja okropna, młodsza siostra, wróciłam do Miami. Właściwie jestem w mieście od kilku godzin i jeśli miałabyś ochotę, chciałabym się z tobą spotkać. Zadzwoń, napisz, cokolwiek. Tęskniłam za tobą, do usłyszenia, ściskam. — Nagrałam się, zostawiając jej wiadomość.

    — Panienko Mio, wszystko w porządku? — zapytał Miguel, więc skrzyżowałam z nim spojrzenie we wstecznym lusterku i spiorunowałam go wzrokiem.

    Wyraźnie powiedziałam mu, że nie życzę sobie, by używał tego sformułowania. Naprawdę go nienawidziłam. Skrzywiłam się, nie ukrywając tej niechęci.

    W ciągu ostatnich pięciu lat jedną z wielu zalet było właśnie to, że nikt mnie tak nie tytułował. Byłam zwyczajną Mią, dziewczyną, która opuściła Stany, marząc o ukończeniu trudnego kierunku studiów.

    Nie używałam pieniędzy z funduszu powierniczego, więc zasmakowałam trudów typowego, studenckiego życia. Pracowałam dorywczo jako kelnerka, mieszkałam w niezbyt uroczym akademiku. Dzieliłam pokój z dość nietypową dziewczyną i skupiłam się na tym, co było ważne.

    By móc z dumą wrócić do domu, a nie z podkulonym ogonem. 

    Zacisnęłam usta w wąską linię i skrzyżowałam dłonie na wysokości klatki piersiowej, zachowując się niczym naburmuszone dziecko.

    — Mia, w porządku? — ponowił pytanie, kapitulując.

    — Nie, ale pracuję nad tym — odpowiedziałam. — Dziękuję za troskę.

    Przeniosłam spojrzenie za szybę, wzdychając ciężko. Naiwne z mojej strony było to, że liczyłam na łatwy początek. Wydawało mi się, że najtrudniejszy będzie sam powrót. Myliłam się. Z każdą kolejną minutą odkrywałam nowe przeciwności.

    Miguel był dobrym kierowcą, sprawnie manewrował pomiędzy innymi pojazdami i właściwie lubił dociskać pedał gazu, więc nie traciliśmy niepotrzebnie czasu. Jego stylu nie nazwałabym ryzykownym, ale brawurowym na pewno. 

    Dlatego w samochodzie spędziliśmy niecałe pół godziny, aż wylądowaliśmy pod właściwym adresem, gdzie czekał na nas już jakiś mężczyzna.

    Nie spodobał mi się, ponieważ był zbyt idealny. 

    Włosy miał ułożone tak, że żadne pasmo nie odstawało. Koszula biała i wykrochmalona. Pachniał naprawdę intensywnie, ale to szelki, które były dodatkiem do jego stroju, sprawiły, że w mojej głowie pojawiło się skojarzenie z idiotą. Tak po prostu. 

    Możliwe, że na innych robił pozytywne wrażenie, ale mnie nie kupił.

    — Panienko Ortega, jestem Sean i moim zadaniem jest pokazać panience wszystkie apartamenty, także zapraszam — zaczął.

    I potwierdził moje przypuszczenia.

    Nie mogłam go polubić.

    Naprawdę nie znosiłam tego określenia.

    Uścisnęłam jego dłoń, wymusiłam na sobie uprzejmy uśmiech i z grymasem na twarzy udałam się za nim w głąb  budynku. A marzyłam o tym, by jak najszybciej stamtąd uciec.

[...]

    — Panienko, na litość Boską, musi panienka się na coś zdecydować — podsumował zrezygnowany Miguel, posyłając mi błagalne spojrzenie.

    Obejrzeliśmy razem cztery apartamenty i w każdym znalazłam jakieś wady. Jak nie pasował mi wystrój, to miałam wątpliwości co do samego stylu budownictwa. Wszędzie znalazłam coś, co mi przeszkadzało.

    Nie robiłam tego specjalnie, chociaż może moja podświadomość buntowała się przed wyborem mieszkania, które wskazał dziadek. 

    — Jeśli mogę przeszkodzić, wcześniej mieszkał tutaj... — zaczął Sean, ale widząc moją wściekłą minę, odpuścił sobie i zamilknął.

    Nic do niego nie miałam, naprawdę. Rozumiałam, że płacono mu wysokie prowizje za każde sprzedane mieszkanie, ale jakoś tak, irytował mnie.

    — Nie interesuje mnie twój branżowy żargon i kłamstwa. Nie podoba mi się. Nie i już. Nie zamierzam kupić żadnego z tych miejsc, to nic osobistego, po prostu jestem okropna — skomentowałam, uśmiechając się złośliwie i odwróciłam się na pięcie, chcąc jak najszybciej opuścić tamto miejsce.

    Miguel rzucił krótkie przeprosiny w moim imieniu do drugiego mężczyzny i ruszył za mną. Dogonił mnie już w progu.

    — Mia, co ty wyprawiasz? — zapytał.

    Bez trudu mnie rozszyfrował, ponieważ przez ostatnie dwie godziny zachowywałam się karygodnie. Udawałam rozpieszczoną księżniczkę, która na wszystko kręciła nosem. Co więcej, byłam nieuprzejma dla nieznajomego mężczyzny, o tak, dla zasady.

    — Nic. Nie chcę mieszkać w żadnym z tych mieszkań — oznajmiłam pewnie, wciskając przycisk odpowiadający za wezwanie windy.

    Miguel skrzyżował ze sobą swoje ręce na wysokości klatki piersiowej, eksponując własną muskulaturę. Powinnam się cieszyć, że zmienił swoje nastawienie i nie robił z tym żadnych większych problemów, naprawdę, powinnam, ale nie umiałam. 

    — A wyjaśnisz mi, dlaczego? — zapytał, krzywiąc się.

    Nie podobało mu się moje zachowanie i nie musiałam być zbyt spostrzegawcza, by to zauważyć.

    — Bo nie chcę, okej? — odparłam, wiedząc, że to najgłupsza z możliwych odpowiedzi.

    Godna trzylatki, ale mało mnie to interesowało.

    Usłyszałam dźwięk wiadomości, więc odblokowałam telefon, by sprawdzić, kto do mnie napisał:

Wróciłam do domu, wpadnij, gdy tylko będziesz miała chwilę, ściskam.

    Uśmiechnęłam się pod nosem, czując niemałą ulgę. Jennifer nie odrzuciła mojej propozycji, a właściwie nawet wyszła mi naprzeciw. 

    Opuściłam windę, rozglądając się dookoła, chcąc zlokalizować samochód, którym przyjechaliśmy. 

    — A właściwie, dlaczego jesteś tutaj ze mną? Nie powinieneś pilnować dziadka? — Spojrzałam na Miguela, przypominając sobie o tym, że podejrzany był fakt jego obecności. Bawił się w nianię, a mi się to nie podobało. — Oddelegował cię do mnie, prawda?

    Ewidentnie pokazywał, że dziadek nadal kontrolował wszystko.

    — Martwi się o ciebie — wyjaśnił, wzruszając niedbale ramionami.

    Skrzywiłam się i jęknęłam. Gdybym wiedziała, że mi to pomoże, chętnie zaczęłabym wrzeszczeć. Niestety, miałam pewność, że to nie był dobry sposób na frustrację. 

    — Nie odpuści mi, prawda? — zapytałam cicho, pod nosem, spuszczając wzrok.

    Dobrze było wmawiać sobie, że miałam całe mnóstwo siły, by przeciwstawić się dziadkowi, ale znałam swoje możliwości. Walczyłam ostatnie kilka lat i coraz częściej łapałam się na tym, że chciałam odpuścić.

    Ponieważ, gdy udawało mi się wygrać jakąś małą bitwę, senior rodu pokazywał, że prowadzi w rozgrywce całej wojny.

    — Nie myślałaś nigdy o tym w ten sposób, że to jego sposób, by pokazać ci, jak wiele dla niego znaczysz? — zasugerował, opierając w pocieszającym geście dłoń na moim ramieniu.

    Potrząsnęłam głową, zaprzeczając. 

    — Raczej, że to ma manię na punkcie kontroli. Zawsze i wszędzie — oznajmiłam niechętnie, strząsając jego rękę z mojego ciała. — To było ostatnie mieszkanie? — Zmieniłam temat, wracając do istotniejszej dla mnie kwestii.

    Nie miałam gdzie mieszkać. Mogłam wprowadzić się do dziadka, ale wolałam tego uniknąć. Po dłuższym namyśle przyzwyczaiłam się do samodzielności i mieszkania w samotności. 

    — Tak, dlatego zdecyduj się, bo muszę zadzwonić do Seana i przekazać mu, który apartament musi natychmiast przygotować, więc? — odpowiedział, gestem głowy wskazując mi kierunek.

    — Żaden. Naprawdę nie zamierzam mieszkać w żadnym z nich, ale nie przejmuj się, poradzę sobie. A teraz, zapraszam cię na obiad. Jestem potwornie głodna — dodałam, uśmiechając się nieznacznie.

    Liczyłam, że ochroniarz nie będzie wdawał się ze mną w zbędne dyskusje. Nie miałam na to siły.

    — Nie mogę zjeść z tobą obiadu, Mia. Mogę iść na pewne ustępstwa, ale na to nie mogę sobie pozwolić. Podrzucę cię do jakiegoś lokalu, powiedz tylko gdzie.

    Jęknęłam cicho i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Wsiadłam do samochodu.

    — Więc podrzuć mnie do Jennifer, zjem coś u niej. Będziesz mógł wrócić do dziadka i zdać mu raport, nianiu — postanowiłam, uśmiechając się kwaśno.

    Miguel należał do porządnego typu mężczyzn, ale nadal pozostawał pracownikiem firmy Ortega, co gwarantowało mi, że bez względu na wszystko i przede wszystkim będzie ochroniarzem, a dopiero później przyjazną mi duszą. 

    Potarłam palcami skronie i wyjęłam telefon, chcąc napisać do siostry wiadomość. Wcześniej sprawdziłam w nawigacji stan dróg, by upewnić się, jak dużo czasu potrzebuję, by dotrzeć  pod właściwy adres.

Będę za pół godziny. 

Wysłałam jej tę informację i natychmiast otrzymałam wiadomość zwrotną:

Okej, czekam. Piętro 44, apartament 447.

    Oparłam się nieco wygodniej, zapadając się w fotel. Chwilę wpatrywałam się w zielone oczy Miguela, krzyżując nasze spojrzenia w lusterku wstecznym. Tęskniłam za czasami, gdy byłam małą dziewczynką i widziałam w dziadku superbohatera. Pamiętam, że jako dziecko właśnie tak go postrzegałam. Obraz moich rodziców w pamięci był wyblakły i dość niewyraźny, ponieważ straciłam ich naprawdę bardzo wcześnie, dlatego to dziadek zajął ich miejsce. Nie tęskniłam za nimi, ponieważ nie bardzo miałam za czym. Gorzej było właśnie z postacią seniora rodu. Przez długie lata wierzyłam, że jestem księżniczką, która posiada własne królestwo. I tak było, przynajmniej do momentu, gdy słuchałam dziadka. Później cały czar prysł, a ja odkryłam, że prawdziwe życie wcale nie jest, aż tak kolorowe.

    Problemy istniały i niezależnie od chęci, inni nie mogli rozwiązywać ich za nas.

    Jęknęłam cicho, odwróciłam głowę i zamknęłam oczy. Byłam zmęczona. Najchętniej pozwoliłabym sobie na drzemkę, ale nie mogłam. Wydawało mi się, że miałam gotowy plan, ale po raz kolejny odkryłam, że życie lubiło mnie zaskakiwać. 

    Zamiast skupić się na problemach, wolałam sięgnąć po telefon i zająć się przeglądaniem mediów społecznościowych. W końcu, gdy życie rzucało kłody pod nogi, wygodniej było udawać, że się ich nie widzi, zamiast ciągle przez nie skakać. 

    — Wysadź mnie na ulicy, nie trać czasu na parkowanie — poleciłam, orientując się, że znajdowaliśmy się już naprawdę blisko. 

    Wsunęłam telefon do torebki i przesunęłam się bliżej drzwi, sięgając do klamki, będąc gotową na to, by je otworzyć.

    — Mia, mój numer się nie zmienił, dzwoń, gdybym był ci potrzebny — oświadczył.

    Nie wdawał się ze mną w zbędne dyskusje.

    Posłałam mu lekki uśmiech i pokiwałam głową, dając mu do zrozumienia, że przyjęłam ten fakt do świadomości. 

    — Pamiętaj, nie chcę żadnego z mieszkań. I przechowaj w bagażniku moją walizkę, zgłoszę się po nią — dodałam, przypominając sobie o bagażu, który ciągle wszędzie z nami jeździł.

    I nim zdołał, chociaż coś odpowiedzieć, wyskoczyłam z samochodu i trzasnęłam drzwiami. 

    Zatrzymałam się na chodniku, nie odwracając się za siebie. Miałam pewność, że mężczyzna odjechał. Nie z chęci, ale z przymusu, ponieważ dłuższe postoje nie wchodziły w tym miejscu w rachubę. Miguel ponad wszystko kochał prawo i jeśli je łamał, musiało dziać się coś naprawdę ważnego. 

    Ponownie rozejrzałam się dookoła. Znałam okolicę bardzo dobrze, ale w nowym mieszkaniu Jennifer jeszcze nie byłam.

    Już sam budynek robił wrażenie. Zdawał się jedną z tych ikon, które definiowały panoramę Miami i najpewniej jeszcze na etapie budowy stał się dość rozpoznawalnym mieszkalnym budynkiem w mieście. Pamiętałam, że gdzieś, kiedyś czytałam o nim artykuł. Zakup mieszkania tutaj miał być doskonałą inwestycją i gwarancją najlepszego adresu w Miami. 

    Weszłam do środka, gestem głowy witając się z portierem, który od razu skierował się w moją stronę.

    — Proszę sobie darować, poradzę sobie z windą — oznajmiłam, unosząc dłoń, nakazując mu tym samym, by się nie ruszał.

    Posłuchał mnie.

    Kolejne kilka minut starałam się uspokoić. Jechałam na spotkanie z siostrą, a czułam się gorzej niż przed egzaminem końcowym. To z dziadkiem się pokłóciłam, więc nie rozumiałam tego, skąd było we mnie tyle lęku.

    Jęknęłam cicho, przetarłam twarz dłońmi i opuściłam windę, by rozejrzeć się dookoła. Budynek był naprawdę ładny, pionierski projekt, ale takich było wszędzie pełno. Każdy chciał coś udowodnić, pokazać. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ dzięki temu nabywcy mieli w czym wybierać. Nie musiałam być w mieszkaniu siostry, by mieć pewność, że całe było komfortowe i gwarantowało poziom równy sześciogwiazdkowemu hotelowi. 

    Nie zdążyłam nawet zapukać, a drzwi się przede mną otworzyły. Nie było to jednak zaplanowane, ponieważ ze środka wyszedł mój szwagier.

    Christoper Lewis. Wysoki, w drogim garniturze i z grymasem niezadowolenia na twarzy. Takiego go pamiętałam i wcale się nie zmienił. Włosy nadal miał jasne, krótko przystrzyżone zgodnie z panującą modą. 

    — Amelio — powiedział, kątem oka zerkając na ekran telefonu, jakby chciał się upewnić, że ma te kilka sekund na wymienienie ze mną uprzejmości. Pochylił się, by ucałować mój policzek. — Cieszę się, że w końcu wróciłaś — dodał, obdarzając mnie wstrzemięźliwym, uprzejmym uśmiechem.

    To i tak było wiele. Nie znałam go zbyt dobrze, ale miałam go za mruka i pracoholika. 

    — Witaj, Chris. Ciebie również miło widzieć — rzuciłam, uśmiechając się do niego.

    Nie chciałam go oceniać, tak długo, jak moja siostra była szczęśliwa. Chociaż i tego nie wiedziałam na pewno, bo uciekłam od rodzinnego życia. 

    Nie zatrzymywałam go. Podziękowałam mu skinieniem głowy za potrzymanie drzwi i weszłam do środka.

    I dosłownie po kilku krokach spotkała mnie kolejna niespodzianka. 

    Z prędkością torpedy, w moim kierunku ruszyła burza jasnych loków i zatrzymała się dopiero na mnie. Dosłownie. Wątłe ramionka otoczyły moje kolana, niemalże mi je podcinając. Z trudem utrzymałam równowagę, podpierając się dłonią o beżową ścianę. 

    — Cześć, ciociu — rzuciła wesoło, nawet na moment nie luzując uchwytu.

    Nie było to dla mnie zbyt komfortowe, więc po chwili zmusiłam ją, by się odsunęła. Nie dlatego, że przeszkadzał mi jej uścisk. Nie. Cieszyłam się, widząc jej entuzjazm.

    Przykucnęłam, zrównując się z dziewczynką poziomem i uśmiechnęłam się do niej szeroko, wpatrując się w najpiękniejsze, błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widziałam. Tak różne od tych, które posiadali członkowie naszej rodziny.

    Oparłam dłonie na jej ramionach, dłuższy moment po prostu się na nią gapiąc.

    Była piękna. Drobna i zdecydowanie słodka. 

    — Cześć, laleczko — powiedziałam, chrząkając, by oczyścić gardło.

    Z trudem przyszło mi panowanie nad sobą. Nie sądziłam, że sam widok dziecka wyciśnie ze mnie łzy. Naprawdę miałam ochotę się popłakać. Tak wiele straciłam.

    — Masz dla mnie jakiś prezent? — zapytała.

    Nie była typem nieśmiałej istoty i dotarło to do mnie dość szybko.

    — Juana! — Usłyszałam głos siostry, która pojawiła się obok nas. — Co ja ci mówiłam? — Spojrzała na córkę, posyłając jej karcące spojrzenie. — Miałaś pozwolić cioci wejść do środka, jest zmęczona długą podróżą i nie ma obowiązku dawać ci prezentów. Nie masz urodzin — dodała, uśmiechając się pobłażliwie. Przeniosła swoją uwagę na mnie. — Witaj, Minionku.

    Zaśmiałam się cicho, pokręciłam z rozbawieniem głową i wyminęłam dziewczynkę, by podejść do siostry.

    Od kilkunastu lat nie słyszałam tego zdrobnienia. Miała w zwyczaju tak do mnie mówić, gdy byłam jeszcze w podstawówce. W mojej głowie w mig pojawiły się te dobre wspomnienia.

    Przytuliłam ją, chowając się w jej ramionach. Przytknęłam policzek do jej szyi, zamknęłam oczy i delektowałam się ciepłem i znajomym zapachem.

    Wróciłam do domu. 

   


Cześć!
Powinnam sprawdzić ten rozdział jeszcze trzy razy, ale w całym tym szale, który trwa w moim życiu ciężko znaleźć mi na to czas. Dlatego jeśli ktoś coś zauważy, śmiało proszę pisać.
Jak wrażenia? Co myślicie o rozdziale?
Od razu uprzedzam, że kolejna część najwcześniej za tydzień, dwa.
Tulę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro