Rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Forgot pov.

Czasami myślę o tym, dlaczego spotykamy w życiu różnych ludzi. Dlaczego nie innych, tylko właśnie tych. Dlaczego doświadczamy czułości bądź obojętności z ich strony. Dlaczego czasami zupełnie obcy nam ludzie okazują się naszymi największymi dobroczyńcami. Milion odpowiedzi i każda wydaje się być poprawna, choć każdej czegoś brakuje do pełni. Obecność tych ludzi, że pojawili się na drodze, to, że kochali, śmiało się, płakali, krzyczeli, uczyli, ranili i nagle znikali skłania do refleksji, że spotykamy tych, których mamy spotkać. W marnym życiu, w monotonnym życiu zawsze może pojawić się odrobina swiatła odrobina przyjemności, odrobina ciekawości. Dowiedziałem się tego ostatnio.

Pamiętam jak skromne literki układały się pod piórem tworząc słowa, później zdania. Eleganckie pismo współgrało z czarnym atramentem. Żarówka co jakiś czas migotała przeszkadzając w pisaniu. Jedyny dźwięk jaki można było wtedy usłyszeć to skrobienie pióra. Gdy karta była już zapełniona przejrzałem ją parę razy, by upewnić się, że żaden parszywy błąd nie wtargnął do odpowiednio ułożonego zdania. Mimo, że nigdy się to nie wydarzyło, zawsze wolałem się upewnić. Odłożyłem kartę do odpowiedniej szafki. Powróciłem na swoje miejsce i już miałem wziąć odwiecznego kompana do rąk, gdy nagle usłyszałem głośny huk. Jedna z szafek upadła, a tajemnicza osoba wraz z nią. Spojrzałem najpierw na żarówkę, później na osobę.

- Jasne włosy...- wymamrotałem i podniosłem się. Podszedłem do chyba nieprzytomnego gościa. Wziąłem go w ramiona i przejrzałem go szybko.- Biała cera...-

Postaci tej z początku nie rozpoznałem. Wyglądał troszkę jak obrońca Multiwersum, ale jednak małe szczegóły odbiegały od opisu obrońcy.

- Pomarańczowe tęczówki...- burknąłem. Położyłem intruza na miękkim materacu i przykryłem kocem. "Nie wygląda niebezpiecznie... Jak się przebudzi, odprowadzę go do jego uniwersum." stwierdziłem w myślach i powróciłem do swojego zajęcia kompletnie ignorując szafkę, która aktualnie też ułożyła się do snu.

Po paru zapisanych kartach usłyszałem, jak intruz wierci się mamrocząc coś pod noskiem. Nie do końca rozumiałem co mamrotał, dało się tylko usłyszeć ciche "Wyjdą" albo "Nie rób tego". Zaintrygowało mnie to do podejścia bliżej. Kucnąłem przy osobie odsuwając jego grzywkę na bok. Pogłaskałem go leciutko po policzku.- Miękkie...- zauważyłem przyciskając dłoń. Był to niski chłopak o ile się nie mylę z jasnymi jak wanilia włosami obciętymi do szyji. Miał ubraną przezabawna szatę w dobrze dobranych kolorach i szarawo-zielony szal komponujący się do ubioru. Oddech był spokojny. Nie otwierał jeszcze oczu ale można było wyczuć, że nie śpi.

- Obudziłeś się już?- spytałem prawie szeptając. W końcu jeżeli nie spał to nie chciałem go budzić. Istota otworzyła zaspane oczy. Tak jak myślałem, były pomarańczowe. Na dodatek zamiast źrenic miał dziwne kształty co jakiś czas zmieniające się. "Chronicle..." pomyślałem.

Chłopak ziewnął i przetarł oczka. Przez chwilę tak siedział, ale gdy zobaczył gdzie się znajduje od razu się podniósł. - K-kim ty jesteś?!- spytał wystraszony.

- To bardzo intrygujące pytanie jak zarazem badziewnie proste. Jakbym był normalnym stworzeniem przedstawiłbym się, ale nie znam do końca swojego imienia. Chyba brzmi Sans... Ale nie mam stuprocentowej pewności co do tego.- wzruszyłem ramionami.

- Sans... Sans! Jesteś inną wersją Sansa!- powiedział jakby zestresowany.

- Można tak powiedzieć. Ale nie przepadam za tym imieniem. Bardziej pasuje... - zamyśliłem się.

- Forgot?- uniósł jedną brew.

- Tak, jak zgadłeś?- usiadłem obok niego.

- Tak mam cię w księdze wpisanego. Oczywiście jeżeli chcesz, mogę je zmienić. Jestem Chronicle.- uśmiechnął się łagodnie i podał mi rękę. Przez chwilę wahałem się co do odwzajemnienia gestu, ale w końcu uścisnąłem jego drobną rączkę.

- Czemu tu przybyłeś?- spytałem bacznie obserwując jeszcze złączone ręce. Chłopak speszony odsunął ją i odwrócił wzrok.

- To... W sumie nie mam pojęcia. Chyba ćwiczyłem teleportację... Wybacz, że rozwaliłem ci szafkę.- westchnął ze skruchą w głosie.

- Nie zepsułeś jej. Każdy potrzebuje snu, to normalne. Ona uznała, że to już czas, by zrobić sobie drzemkę.-

- Ale wiesz, że to przedmiot?-

- Przedmiot czy nie, ma w sobie sens bytu. A sens bytu oznacza dla niej życie. Gdyby ludzie nie mieli sensu bytu, też by nie spali.-

- Kompletnie cię nie rozumiem.- uśmiechnął się rozbawiony. Spojrzałem na niego zdziwiony i przez ułamek sekundy nasze spojrzenia spotkały się. Chłopiec szybko zmienił kierunek spojrzenia. Był zawstydzony... A ja nie rozumiałem czym.

- Czy coś cię trapi?- spytałem.

- Nie nie, to tylko taki odruch.- zachichotał nerwowo. - Chyba powinienem już powoli się zbierać, w końcu nie mogę tu długo zostać, mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.-

- Na przykład?-

- U-uhm... Muszę zająć się... Posegregowaniem książek!-

- Książek?-

- Książek.-

- Brzmi fajnie.- burknąłem.- Ja nie mam nic ciekawego do roboty w tym odludziu. Same pisanie wspomnień i wkładanie ich do szafek. Dosłownie nic ciekawego.- 

 - Zapisujesz wspomnienia?- spytał zaciekawiony. 

 - Czyż to nie oczywiste? Nie widzisz ile tu szafek? Wszystkie te szafki mają w sobie wspomnienia poszczególnych osób. I wszystkie wspomnienia ręcznie piszę.- 

 - Ale skąd to wszystko wiesz?- 

 - Sam nie wiem. Tak jakoś mam.- 

 - A nadążasz z pisaniem?- 

 - Oczywiście, że nie. Większość półek same się zapełniają. Ja tylko piszę po to, by tu nie zwariować.- 

 - Brzmi...- 

 - Nudno?- 

 - Ciekawie.- uśmiechnął się wesoło.I zapanowała niezręczna cisza. Patrzyłem na każdy jego ruch. Jak ruszał nogami w przód i w tył, jak bawił się palcami, jak cienki pot spływał mu po policzku. 

 - Może pomogę ci w drodze powrotnej.- podniosłem się i podałem mu rękę. Chłopak mimo skrzywienia na twarzy i małego rumieńca przyjął rękę. Pociągnąłem go do siebie, co poskutkowało, że chłopak na mnie spadł. Oczywiście przytrzymałem go. Tylko po co złapałem go za talię... Uniosłem jedną brew widząc, jak twarz chłopaka w sekundzie zmieniła kolor na intensywny róż. 

 - G-gah! Przepraszam!- odsunął się szybko zawstydzony. "Może po prostu jest nieśmiały... Albo się nie znam.". 

 - Nie masz za co przepraszać. To ja cię pociagnąłem. Nie rozumiem o co ci chodzi. - westchnąłem i tupnąłem lekko nogą. pod nami pojawiła się dziura, która wciągnęła nas obu na raz. Po paru sekundach pojawiliśmy się w uniwersum Chronicle, czyli... 

 - Biblioteka?- zdziwiony rozejrzałem się. 

 - Tak... Taki mój samotny kącik.- Uśmiechnął się lekko. 

 - Samotny?- 

 - Mh. Głównie przebywam tu sam. Nie mam jakiś szczególnych znajomości. Raz na ruski rok przychodzi tu Ink bądź Error, ale nic poza tym.- 

 - Więc jesteś samotny?- 

 - Można tak powiedzieć...-Zapadła między nami cisza. Grobowa cisza. Jest... Samotny. Tak samo jak ja... Może... 

 - Mogę być twoim przyjacielem.- palnąłem głupio.

// Rozdział by: MikiAkaMilkshake

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro