Przemytnik i chodzący dywan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ahsoka Tano Pov~

Obudziłam się. Byłam na Mortis. Rozejrzałam się. Wszędzie było zielono, jasno. Kiedy tu byłam ostatnio, było inaczej. Wstałam i się otrzepałam z kurzu. Spojrzałam na mój krążownik, który był cały w drzazgach. No to pięknie. Byłam uwięziona na planecie, na której panowały dziwne moce. Mimo że Syn, Ojciec i Córka zgineli, wyczułam w pobliżu żywe istoty. I były przeciwko mnie...

Ezra Bridger Pov~

Skoczyliśmy w nadprzestrzeń. Martwiłem się o naszą sojuszniczkę. Jeśli ona naprawdę jest na Mortis, może jej grozić niebezpieczeństwo. Wyczułem na Moris formy życia. I nie były wykształcone. Czyli Mortis zamieszkały potwory! Nie mineło kilka chwil, a zobaczyliśmy w oddali białą planetę.

Uwaga załoga! Wkraczamy w atmosferę!— krzykneła Hera. Zobaczyliśmy oślepiające, białe światło. Zasłoniłem oczy. Nie pamiętam co było potem... Poczułem, jak ktoś mnie uderza po twarzy.
Wstawaj Bridger! Chyba nie chcesz, żebym wrzucił cię do jamy Sarlacca!— to był Zeb. Czemu on zawsze musi mnie budzić, w tak brutalny sposób?
Dobra, już wstaję.— podniosłem się, przecierając oczy. Wokół mnie stali Rebelianci.
Wreszcie się obudziłeś— powiedziała Sabine– martwiliśmy się o ciebie.
Wiemy, że Ahsoka jest w tym obszarze. — powiedziała Hera. Nagle, zobaczyłem, że zaczyna się ściemniać. Piękna polana, zamieniła się w przerażający las. Było wszędzie ciemno. Kanan wyjął laterkę. Ale nawet ona, słabo pomagała.
— No, ja bym radził wracać na Ducha, i poczekać, aż nastanie dzień— powiedziałem.
— Nie Ezra. Zostajemy tutaj, i idziemy szukać Soki.— moje plany zniweczyła Hera.
— Co?! Oszaleliście!?— wykrzyczałem.
— Tak, oszaleliśmy— powiedział Kanan. Grupa rebeliantów poszła do przodu.— Ezra, idziesz, czy nie?
— Ja tu zostaję!—uparłem się.
— Dobra. Ale mam nadzieję, że nie będziesz się bał Mynocków zamieszkujących ten obszar. Mam nadzieję, że nie lękasz się gigantycznych pająków.— powiedziała Sabine. Wzdrygnąłem się, i pobiegłem za przyjaciółmi. Wszędzie było ciemno. Rozglądałem się na wszystkie strony. Bałem się, ale nie chciałem się do tego przyznać. Ale Sabine chyba czyta w myślach...
— Hej, Ezra. Słyszałam, że kiedyś mieszkały tutaj duchy!— nabijała się.
— Akurat ci uwierzę.
— Możliwe, że nadal tu są! One uwielbiają polować na czternastolatków z ciemnoniebieskimi włosami i niebieskimi oczami!— gadała dalej. Ukrywałem, że jej opowieści, mnie straszą.
— Nieprawda!
— Chcesz się przekonać?— powiedziała Wren. Nagle, poczułem, że coś mnie chwyta w bok, i unosi do góry. O nie! To duchy!
— Aaaaaaaa! Sabine! Ratuj!— szkoda, że nie pomyślałem.  Za chwilę zrozumiałem, że to nie duchy! To Zeb! Sabine leżała na ziemi ze śmiechu, pełna satysfakcji, że udało się mnie nabrać.
— Dzieciarnia! Przestańcie się wygłupiać!— przywołała nas do pożądku Syndulla. Poszliśmy dalej. Nagle, miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Zwróciłem się do Kanan'a.
— Kanan?
— Tak?
— Mam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje...
— Młody, tak ci się tylko wydaje!— uspokoił mnie Jarrus. Ale ja nadal nie byłem pewien. Wtedy, zakręciło mi się w głowie. Poczułem, że tracę siły, i upadam na twardą ziemię. Ostatnie co słyszałem, to krzyk Sabine...

Sabine Wren Pov~

Szliśmy przez las. Dla zabawy nastraszyłam Ezrę. A to kawał mi się udał! Po chwili, zobaczyłam, że Bridger'a nie ma już obok mnie! Obejrzałam się, Ezra leżał na ziemi, nie przytomny!

– Ezra!— krzyknełam. Podbiegłam do niego.
— Co mu jest?— Kanan był przerażony.
— Zemdlał... Za kilka godzin się obudzi— nagle, poczułam że mnie skręca w żołądku. Traciłam przytomność. W jednej chwili, Hera upadła na ziemię. Też zemdlała.
— Hera!— krzyknął Kanan i przy niej uklęknął. Po chwili Kaan i Zeb stracili przytomność. To samo stało się ze mną...

Hera Pov~

Otworzyłam oczy. Pamiętałam, jak zemdlałam. Byłam sama w lesie na Mortis. Usłyszałam szelest w krzakach. Mechanicznie wyjełam blaster, i byłam przygotowana na atak. Nagle, zobaczyłam w oddali Kanan'a! Wlepiał we mnie wzrok.

— Kanan! Powiedz mi, co się tu dzieje?!— powiedziałam ze wściekłością. Wtedy, Jarrus wyjął... Czerwony miecz świetlny! Błyskawicznie przygwoździł mnie do drzewa, i podstawił palące się ostrze, do mojej szyi.
— To już koniec Hera— zaczął— Ezra, Sabine, Zeb i Chopper nie żyją. JA ich zabiłem. Zostałaś mi już tylko ty! Ale, mam dla ciebie propozycję. Wiesz, myślę że łączy nas silne uczucie... Dołącz do mnie. Przejdź na ciemną stronę mocy! Możemy razem zdobyć galaktykę!
— Nie! To tylko wizja! Ty nie jesteś prawdziwym Kanan'em!
— Zkąd masz tę pewność?
— Prawdziwy Kaan, nigdy nie przeszedł na ciemną stronę!
— Cóż, przekonajmy się...— uniósł miecz świetlny. O nie!

Sabine Pov~

Ocknełam się. Leżałam na lodowatej podłodze gwiazdy śmierci... Zaraz?! Co?! Gwiazdy śmierci? Jak ja się tu znalazłam? Byłam na Mortis! Dobra, mam to kompletnie gdzieś. Teraz, muszę wyrwać się z tej dziury. Wyjełam z kieszeni spodni granat, i wysadziłam drzwi. Wybiegłam z więzienia, i strzelałam do szturmowców. Idioci, się nawet nie bronili. Wtedy, usłyszałam krzyk... Bardzo znajomy... Ahsoka! Pobiegłam w stronę, gdzie słyszałam wrzaski. Dochodziły z więzienia. Otworzyłam je... Tam nie było jej! Zamiast Togrutanki, był tam cały oddział szturmowców. Poczułam ból, rozdzierający moje serce, gdy jeden z pocisków trafił mnie prosto w serce...

Zeb Pov~

Wstałem. Nie znajdowałem się na Mortis. Byłem na Lasanie. Wszędzie było pusto, domy były zniszczone. To wina Imperium... Zniszczyli całą moją planetę. Karabast! Chodzące garnki! Stworzone do bezmyślnego zabijania. Po chwili, usłyszałem za plecami głos:

— Tak długo czekałem na tę chwile...

Ezra Bridger Pov~

Po straceniu przytomności, szybko się obudziłem. Nadal byłem w lesie na Mortis. Usłyszałem trzepot gigantycznych skrzydeł, a za chwilę, wokół mnie, wylądowały dwie skrzydlate istoty. Jedna z nich, była pięknym, biało-zielonym ptakiem. Druga zaś, była przerażającym, czarnym potworem. Szkoda, że dopiero wtedy zauważyłem, że Sabine była martwa, w szponach tego potwora, a Kanan leżał nie żywy obok pięknego ptaka. Z cienia, wyszedł starzec, z niesamowicie długą brodą.

— Witaj, Ezra— powiedział.
— Kim jesteście! Co zrobiliście z moimi przyjaciómi!
— Jesteśmy mocą. Żyliśmy tutaj wiele lat temu, lecz zostaliśmy zabici. Jednak, nasze dusze, wciąż żyją. A co do twoich przyjaciół, zabiliśmy ich. Jednak! Jedno z nich, możesz uratować. Tylko jedno z nich ożyje.

Kogo wybrać? Kanan to mój mistrz, a Sabine, przyjaciółka. Kogo wybrać? Kogo wybrać???

Kanan Pov~

— Pobudka Kanan! — usłyszałem krzyki. Zerwałem się z podłoża. Leżałem na łóżku, a obok mnie siedziały Hera i Ahsoka.
— Co się stało?
— Dostałeś mocnego wstrząsu, tam na Mortis— powiedziała Ahsoka. Dopiero wtedy, zauważyłem, że ich głos, jest dziwny, i obie dziewczyny nie mrugają oczami. Po chwili, zobaczyłem, jak Hera i Ahsoka złowieszczo się uśmiechają. Co się z nimi stało? Zobaczyłem też, że obie mają na czołach znaki...
— Dziewczyny, co wam się stało?– zapytałem.
— A nic Kanan— powiedziała Hera, z uśmiechem pedofila na ustach, a jej głos, zabrzmiał jak u wiedźmy. Ahsoka zapaliła miecz świetlny, i uniosła go.
— Dobranoc, Kaan!

Ezra Pov~

Wstałem. Byłem znowu w lesie! To była tylko wizja! Hera, Sabine, Kanan i Zeb również się obudzili.

— Co się stało?— zapytała nie przytomna Hera.
— Zostaliśmy chwilowo opętani, przez moce, które są na tej planecie.— wyjaśnił Jarrus.
— Dziwne— zaczeła Sabine— miałam wizję, że zostałam rozstrzelana przez garnki.
— Ja miałem wizję, w której zabił mnie agent Kallus— powiedział Zeb.
— Miałem wizję, jak Ahsoka i Hera zamieniły się w jakieś wiedźmy.— Kaan.
— W mojej wizji, musiałem uratować albo Kanan'a, albo Sabine.
— A ja, miałam wizję, w której Kanan przeszedł na ciemną stronę mocy, i próbował mnie zabić— dokończyła Syndulla.
— Musimy wydostać się z tego lasu, zanim podlegniemy z powrotem!

Ahsoka Tano Pov~

Chodziłam po planecie. Miałam nadzieję, że znajdę jakiegoś dobrego pilota, nim zapadnie zmierzch. Wtedy, usłyszałam głosy.

— Chewie! Już prawie naprawione!
— Arrgh!
— Dobra, dobra. Podaj mi narzędzia!— podbiegłam w stronę, gdzie słyszałam odgłosy. Zobaczyłam jakiegoś szesnastolatka, Wookiego i... Kupę złomu!
— Kim jesteście, i co robicie na tej planecie?!— odezwałam się. Obrucili się w moją stronę.
— Chewie! Popatrz! Mamy doczynienia z wymarłym gatunkiem! Rycerz Jedi! Ha! Zbiór bredni, i sztuczek— powiedział nastolatek.
— Nie mogłeś powstrzymać się od komentowania— powiedziałam z przekąsem.
– Jak widzisz. Jestem Han Solo. A to jest Chewie.
— Aha. Nazywam się Ahsoka Tano. A ta kupa złomu, co to jest?— przedstawiłam się.
— Nie nazywaj tego kupą złomu! To legendarny Sokół Millenium! Nie znajdziesz nigdzie lepszego, i szybszego statku!
— To dobrze. Potrzebuję transportu na Shili. Więc, może przewieziecie mnie, tym CZYMŚ?— zapytałam, ze złośliwym żartem na ustach.
— Chewie! Przewieziemy tę miłą panią na Shili?
— Arrrghh!— ryknął Wookie.
— Transport masz załatwiony— powiedział Han.

Pojawili się Han i Chewie! Pojedynek Ahsoki i Vadera, już nie długo będzie!
~Ahsoka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro