To, co utraciłam.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skulona w kącie, patrzyłam aż odlatujemy z Ettopi. Mała planeta, pokryta żyznymi trawami i w środku-naszą bazą. Mamy ją od nie dawna. Od kilku miesięcy. Była opuszczoną placówką klonów. Udało nam się shakować komputer, i odłączyć identyfikację stacji. Miejsce to pomogło nam w wielu misjach. Odwiałam od siebie wszystkie myśli dekoncentrujące mnie. Teraz, muszę się skupić na misji, jaką mamy do wykonania. Jako najbardziej zaawansowana Jedi w naszym składzie, odpowiadam za grupę. Nasz plan brzmiał:
Uwolnienie rebeliantów, to nasze zadanie.
Ja, Sabine, Kanan, Ezra i Zeb, odciągniemy uwagę szturmowców.
W tym zamieszaniu Ahsoka uwolni rebeliantów.

Słowa wprost wyjęte z ust Hery Syndulli. Naszej pilot. Z pewnością była świetnym strategiem, odziedziczyła to po swoim ojcu-Cham'ie Syndulli.
Jednak, najbardziej się bałam jednego- Vadera. To już nie był Anakin. To nie był mistrz Jedi którego poznałam na Christpshix. To była bestia straszniejsza od Gundarków. I niestety, silniejsza od Rancora. Bałam się z nim walczyć. Nie byłam gotowa, poza tym, on niewahał by się by mnie zniszczyć. A ja bym się bała go zabić. Miałby nademną przewagę. Poza tym, przy nim będą jego wierne i bezmyślne pionki-Siódma Siostra i Piąty Brat. Ale, od zawsze czułam że między mną, a Siódmą jest jakaś więź... Lecz teraz, to nieważne! Odpędziłam od siebie te myśli, i patrzyłam na już nam bliską Gwiazdę śmierci.

— Ahsoka!— usłyszałam głos Hery.— Chodź!

Poszłam na mostek Ducha. Syndulla siedząc przy sterach, wyraźnie nadczymś rozmyślała.

— Jesteś gotowa? Masz najtrudniejsze zadanie.— zapytała.
— Jestem.
— To dobrze, módl się byś nienatkneła się na Darht'a Vadera.
— Będę na siebie uważać, Hero.
— No, mam nadzieję. Ale, chcę ci coś teraz pokazać.— to mówiąc, Twi'lekanka wyświetliła mi hologram Gwiazdy śmierci.— Rebelianci, znajdują się w tym punkcie. Jest to nie daleko lądowiska, więc zdąrzysz się z tym szybko uporać. Jednak! Więzienie w którym trzymają naszych popleczników, jest zakodowane. Tutaj, będziesz musiała otworzyć zamek mocą. Ale myślę że niebędzie to dla ciebie problemem. A teraz, idź się przygotować.

Wyszłam z mostka, a Hera udając statek transportowczy, targowała się z Imperialnym oficerem o wpuszczenie do hangaru. Wylądowaliśmy. Brama prowadząca do statku powoli się otwierała. Ściskałam w swej dłoni miecz świetlny, którego za chwilę miałam uruchomić. Przypomniały mi się wtedy słowa Anakina: Ta broń, to twoje życie.
W końcu usłyszałam krzyk jednego z szturmowców.

— To statek Rebeliantów z Lothal!— to był sygnał dla nas. Ja, Kanan, Ezra, Zeb i Sabine wyskoczyliśmy ze statku. Moi przyjaciele strzelali do szturmowców, robiąc mi coś w rodzaju korytarza, przez którego miałam przejść. Hera nas wspomagała celując do szturmowców ze statku. Włączyłam miecze świetlne i pobiegłam w kierunku więzienia. Skręciłam w krótkie korytarze, i w końcu. Byłam przy komórce naszych przyjaciół. Otworzyłam zamek mocą, i zobaczyłam coś strasznego. Rebelianci nie żyli. Przyjrzałam się ich ciałom. Zgineli od miecza świetlnego. Całkiem nie dawno... Zaraz?! Co?! Wtedy, zorientowałam się, że Sith który odpowiedzialny za tę zbrodnie, jeszcze może tu być. I czycha na mnie. Wybiegłam z więzienia, najszybciej jak potrafiłam, ale w tej chwili ktoś mnie przyciągną mocą do siebie. Ktoś mnie trzymał. Obruciłam się. To był Darht Vader. Pisnełam ze strachu. Bałam się...

Zeb Orrelios Pov~

Usłyszeliśmy krzyk. Ahsoki. Skupił nas. Popatrzyliśmy na siebie. Po chwili Kanan  krzyknął.

— Zeb! Leć po nią!
— Czemu to zawsze ja?! Może chociaż raz Ezra by ratował naszych ludzi?!— oburzyłem się.
— Chciałbyś!— krzyknął mi Ezra.
— Ty głupi osiłku! Leć po nią!— Kanan popatrzył na mnie wzrokiem który zabija. Poddałem się i pobiegłem, w stronę Ahsoki.

Ahsoka Tano Pov~

Szarpałam się jak ryba, która wyszła z morza. Lecz żelazna ręka zaciskała się na mojej szyji. Gdy czułam już, że umieram, wtedy Darht obluzowywał rękę, a następnie znów mnie dusił. Bawił się ze mną w okrutną zabawę. Traciłam przytomność. Bałam się sięgnąć, po miecz świetlny. Wiedziałam że w pojedynku z Vaderem, moje szanse na zwycięstwo są jak stotysięcy do jednego. Nagle, dłoń mojego byłego mistrza zacisneła się bardziej niż przedtem. Dusiłam się.

— Żegnaj smarku, miło było być twoim mistrzem.– powiedziałmze swoim sarkastycznym poczuciem humoru, którego teraz nienawidziłam. Po chwili, poczułam jak Lord mnie puszcza, a ja opadam nie przytomna na podłogę...

Zeb Orrelios Pov~

Zaatakowałem Darhta Vadera, od tyłu. Nasza sojuszniczka była już nie przytomna. Vader wyjął miecz świetlny. Nawet z karabinem typu B O, nie miałem szans. Bo on ma coś czego ja nie mam-Moc. Jedyne co mogłem zrobić, to złapałem Togrutankę i pobiegłem z powrotem do hangaru. Maszyna nadal mnie goniła. Gdy zobaczył mnie Kanan, krzyknął:

— Hera! Zwijamy się!— Sabine, Ezra, rdzwy kubeł, Kanan i ja wskoczyliśmy do statku. Jarrus przyjrzał się nie przytomnej Ahsoce.
— Ona nie żyje?!— krzyknął ze wściekłością.
— Ona żyje. Jest nieprzytomna.

Kanan Jarrus Pov~

— Ona żyje. Jest nie przytomna.— powiedział Zeb. Popatrzyłem na niego z pode łba. Zabraliśmy Tano do jej kajuty. Podłączyliśmy respirator, by mogła oddychać. Teraz trzeba było czekać aż się obudzi. Zeb wyszedł z pokoju, a ja zostałem. Usiadłem na łóżku plecami do Fulcrum'a. Nagle usłyszałem za sobą szept.
— Nie zabijaj mnie... Nie zabijaj mnie...— spojrzałem w tył. Ahso nadal leżała nie przytomna. Co to było?

No... Co myślicie o tym rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro