Nie zapomnij mnie...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejny łyk drinka rozgrzał moje gardło. W skupieniu obserwowałem Chrisa, który siłą wyciągnął mnie do klubu pod pretekstem "Nie chcę być sam jak ostatni kretyn". Patrząc jak teraz flirtuje z jakąś nieprzeciętną blondynką stwierdzam, że sam dałby sobie radę. 

Nudziło mnie ciągłe siedzenie, obserwowanie ludzi i barmana, który od czasu do czasu zagadał do mnie bez większego powodu. 

Co chwila podchodziły do mnie dziewczyny z zamiarem wyciągnięcia mnie na parkiet. Odmawiałem. Spławiałem je mówiąc, że nie potrafię tańczyć. Chociaż prawda tak naprawdę była inna. Nie chwaląc się byłem zajebistym tancerzem. Tylko powód był zbyt poważny by pokazać moje umiejętności płci przeciwnej. Nie interesują mnie dziewczyny.

- Barman! Polej mi!

Huk sprawił, że podskoczyłem z przerażenia. Czarnowłosy chłopak runął obok mnie na blacie zalany w trzy dupy z kieliszkiem w ręku. Odruchowo przeczesałem swoje platynowe włosy. 

- Yuri.. Jutro będziesz nieprzytomny. - westchnął barman, który najwyraźniej znał go.

- Ale Phiiiiichiiiiit! - jęknął. - Ja myślę jeszcze trzeźwo! Nawet pijany nie jestem!

- Udowodnij. - zaśmiał się brunet. 

Yuri spojrzał na mnie swoimi brązowymi, intensywnymi oczami. Przełknąłem ślinę. Nie wpatruj się tak we mnie. Nie wiesz jakim człowiekiem jestem. Teraz bardziej przyjrzałem się jak wyglądał. Jego czarne włosy były zawiązane niebieskim krawatem, ubrany był w białą koszulę zapiętą tylko na dwa, środkowe guziki. Miał na sobie też czarne rurki, które uwydatniały jego zgrabne nogi. Mój ideał.

Czarnowłosemu raczej nie przeszkadzało, że jestem dla niego całkowicie nieznajomy. Złapał mnie za nadgarstek i popatrzył błagalnym wzrokiem. 

- Zatańcz ze mną! - krzyknął entuzjastycznie. Pobiegł na parkiet i stanął na środku wyczekując na mnie.

- Yuri to jednodniowiec. 

- Co? - zdziwiłem się nie rozumiejąc co powiedział do mnie barman.

- Cokolwiek byś nie zrobił i tak zapomni Cię po tym dniu. - wyjaśnił.

- Wiadomo, że zapomni. W końcu ma kaca. - westchnąłem wstając z siedzenia.

Podszedłem do chłopaka, który od razu złapał mnie za ręce. Prowadził mnie w tańcu. Moje oraz jego ruchy idealnie ze sobą współgrały. Nie interesowali nas ludzie, którzy patrzyli na nas z niesmakiem. Oraz te wszystkie dziewczyny, które chciały ze mną tańczyć. Ten chłopak sprawił, że pierwszy raz od dawna na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- A teraz obrót Panie... Właśnie! Jak masz na imię? - zapytał ukazując swój szeroki uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać odwzajemniłem jego gest.

- Victor Nikiforov. A ty? - zapytałem się zarzucając mu ręce na szyję. Chłopak objął mnie w tali i wtulił się w moją klatkę piersiową.

- Jestem Yuuuuuriii! Yuri Katsuki! - mruknął oraz zaśmiał się głośno. - Ile masz lat Victor? Nie wierzę, że taki staruch tak żwawo się porusza.

- Dlaczego stwierdzasz, że jestem stary? - fuknąłem.

- Bo jesteś siwulcem. - pokazał mi język, a ja natychmiastowo zmrużyłem oczy. Nienawidziłem, gdy ktoś mówił, że mam siwe włosy.

- To platynowy. - warknąłem nachylając go ku parkietowi. - Jeszcze jedno słowo o moich włosach, a wylądujesz dupą na tych płytkach.

Czarnowłosy zaśmiał się, ale już więcej nie odzywał. Przestraszyłem go? A może zrobiłem złe wrażenie? Chłopak wydawał się nie przejmować moimi słowami. Dalej szalał na parkiecie w moich objęciach z tym błogim wyrazem twarzy.

- 28. - szepnąłem mu do ucha. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Mój wiek.

- Aaa! - krzyknął nagle oświecony. - Ja mam 27! EJ! JESTEŚ STARSZY O ROK! To nie fair! - jęknął płaczliwym głosem. Wybuchnąłem śmiechem, a po chwili dołączył i do mnie Yuri.

- Lubię Cię Yuri. - uniosłem delikatnie kącik ust. - Wybacz, ale jestem homoseksualistą. Nie obrażę się jeśli uciekniesz teraz z piskiem do domu.

- Dlaczego miałbym uciekać? Też Cię lubię!

Spoglądałem na niego w szoku. To pierwszy raz, gdy chłopak mówi, że mnie lubi. Yuri, gdzie ty byłeś całe moje życie?


>>>NEXT DAY<<<

Przetarłem oczy i ziewnąłem przeciągle. Usiadłem po turecku przy okazji rozglądając się dookoła. To nie był mój pokój. Żółte ściany przerażająco raziły mnie w oczy. Jestem niemal pewny, że są fluorescencyjne. 

Więc... Skoro to nie mój pokój to czyj?

- NIE RUSZAJ SIĘ! - usłyszałem głośny krzyk. Dygnąłem, ale pozostałem w tej samej pozycji. Przeniosłem swój wzrok na jeden z rogów pokoju, w którym stał czarnowłosy chłopak. - KIM JESTEŚ, CO TU ROBISZ I CZY MI COŚ ZROBIŁEŚ?!

Dokładnie analizowałem sytuację w jakiej się znalazłem.

W rogu pokoju stał przerażony Yuri ubrany w bokserki i nieco za dużą koszulę. W dłoniach naprzeciwko siebie, celując we mnie trzymał patelnię. Westchnąłem. Patelnia wygrała.

- Wczoraj w nocy zlałeś się w trzy dupy. Wydukałeś mi jedynie swój adres, więc zabrałem się do domu. Tutaj natomiast uwaliłeś się na mnie i tak zasnąłeś, a jesteś w cholerę ciężki, więc odpadłem i zasnąłem. - wyjaśniłem.

- Nic wczoraj... Nic? - przełknął ślinę jakby obawiał się odpowiedzi. Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Jedynie wyciągnąłeś mnie do tańca z krawatem na głowie.

Chłopak wypuścił z rąk patelnię i zasłonił swoją czerwoną twarz dłońmi.

- Jak do tego doszło..? - jęknął. - Musiałem mieć wczoraj gorszy dzień... Tylko przez co?

Yuri podszedł do szafki nocnej. Wyjął z niej spory notatnik. Przeglądał poszczególne strony w skupieniu dopóki nie zatrzymał się na jednej z nich.

- Co ty robisz? - zapytałem z ciekawości.

- Sprawdzam co wczoraj takiego zrobiłem. - mruknął.

- Nie pamiętasz co robiłeś przez uchlaniem? - prychnąłem. Yuri przeniósł na mnie swój smutny wzrok i pokiwał przecząco głową.

- Spójrz na ścianę za sobą. To ona mnie wita codziennie. Przynajmniej tak myślę...

Zmarszczyłem brwi. Odwróciłem się. Na żółtej ścianie zobaczyłem w miarę duży i zauważalny czarny napis. "Yuri Katsuki, miałeś wypadek w dzieciństwie przez co tracisz pamięć z każdym kolejnym dniem. Więcej znajdziesz w komodzie". To żart? Czy naprawdę on nie pamięta nic?

- Ile lat to trwa? - zapytałem.

- Myślisz, że wiem? - prychnął. - Mam pustkę w głowie. Jedyne co pamiętam to jak jechałem na rollercoaster z rodzicami i siostrą. Właśnie, co z moją siostrą?!

- Kiedy jechałeś na tą ciuchcię?

- To rollercoaster. 

- Nie ważne.

- Miałem może 17 lat. Siostra...

Stracił pamięć w tak młodym wieku. Od 10 lat przechodzi dzień od nowa. To jest ponad 3 tysiące dni.. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Jak to w ogóle możliwe?

Nagle Yuri zaczął płakać. Nie wiedziałem co mam zrobić. Przeczołgałem się na łóżku w jego stronę. Zajrzałem przez jego ramię na dziennik, który trzymał. Na stronie było zdjęcie grobów jego siostry oraz rodziców. Przełknąłem ślinę.

- Ej.. Młody.. - szepnąłem i złapałem go za ramię. - Jest coś co mogę zrobić?

- Tracisz tu czas. - pociągnął nosem. - Nie ma sensu byś tu siedział. Jutro nie będę Ciebie pamiętał i tego co dla mnie zrobiłeś. Nawet jeśli zapiszę w tym dzienniku to co się stało. Nie będę mógł sobie tego wyobrazić. Wybacz... Jak masz na imię? - zapytał, po czym walnął się ręką w czoło. - Jestem żałosny...

- Victor. - powiedziałem pośpiesznie i szarpnąłem do siebie chłopaka. Opadliśmy na łóżko. Przytuliłem go mocno pozwalając się wypłakać. - Tak długo jak będziesz tracił pamięć postaram się ją odświeżać. Sprawię, że mnie nie zapomnisz.. Obiecuję.

- Nie składaj obietnic, których nie dotrzymasz. Chociaż.. Kłam ile możesz. To nie ma znaczenia. 

Będę go chronić. Zrobię wszystko dla niego. Nie chodzi tutaj o to, że zakochałem się w nim. Współczuję mu tych wszystkich dni w niepewności. Przechodzi piekło. Każdego dnia. Nie potrafiłbym żyć w taki sposób. Ten napis na ścianie by mnie codziennie dobijał. Myśl, że nic nie pamiętam z poprzedniego dnia sprawiłaby, że oszalałbym jak wariat. A po tym zabiłbym się.

Yuri uspokoił oddech. Odgarnąłem z czoła jego czarne włosy. Był naprawdę słodki.. A wtulony w moje ciało wyglądał tak niewinnie. Zakochałem się. I to cholernie mocno. Pragnę tylko jego. Nie pozwolę by mnie zapomniał.



>>>NEXT DAYS<<<

Odsunąłem się na krześle od komputera. Po raz ostatni spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 13:20. Moja męcząca praca się skończyła. Nareszcie...

- Dobrej pracy. - powiedziałem wstając i zabierając swoją teczkę.

Jak najszybciej opuściłem firmę, w której pracowałem.

Nie widziałem się z Yurim od dwóch dni. Chciałem go odwiedzić, ale czy nie wystraszy się widząc obcego faceta przed swoimi drzwiami? Uzna mnie za stalkera. Brawo Nikiforov. Obiecałeś mu.. A i tak masz go w dupie. Co z tego, że teraz pewnie nie pamięta moich słów?

Rozmyślając tak zobaczyłem w oddali znajomą sylwetkę. Yuri z dłońmi w kieszeniach spacerkiem kierował się w stronę parku. Nie wiele myśląc zacząłem biec w jego stronę.

- Yuri! - krzyknąłem radośnie. Chłopak odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie przerażony, po czym wziął nogi za pas i zaczął uciekać.

- Zostaw mnie zboczeńcu! - krzyknął na odchodne i zniknął w krzakach.

Stanąłem na środku chodnika. Walnąłem się dłonią w czoło. Przecież on mnie nie pamięta! Cholera! Zapomniałem! 

Czyli po tym jak wydarłem się do niego na ulicy to speszy się i ucieknie? Jak spotkam go na imprezie to wszystko będzie okey? Dlaczego ty jesteś taki skomplikowany? 

Odetchnąłem głęboko. Coś czuję, że nieźle się wpakowałem...



>>>NEXT DAY<<<

Był kolejny dzień. Nie mogę zaprzepaścić swojej szansy. Każdy dzień to jedna szansa dla mnie by Japończyk się we mnie zakochał. Ale czy można codziennie zakochiwać się w kimś od nowa? Może po prostu odpuszczę? Na świecie jest tylu homo facetów, którzy pokochaliby takiego nieudacznika jak ja... Co ja kurwa pierdole?

Nikt mnie nie pokocha.

Rozmyślając tak chwyciłem za jakiś jogurt stojący na sklepowej półce. Agrestowy... Takiego to jeszcze nie brałem. Przyglądałem się opakowaniu, które kusiło swoim wyglądem. Może smaczne?

- Odradziłbym. - usłyszałem obok siebie melodyjny głos. Odwróciłem głowę w jego kierunku i zachłysnąłem się powietrzem. To możliwe? - Wszystko co ma w sobie agrest jest obleśne, a już szczególnie z tej firmy.

- Mówisz? - zapytałem patrząc ponownie na opakowanie. - A coś polecasz?

Czarnowłosy uśmiechnął się życzliwie i wskazał palcem na brzoskwiniowy jogurt. Odstawiłem agrest, a chwyciłem za ładne, morelowe opakowanie. 

- Ubóstwiam. - zaśmiał się. - Na tym się wychowałem. A jak widzisz. - wskazał na swoje ciało. - Wyrośli ze mnie ludzie. 

Zaśmiałem się pod nosem. Dobrze wiem jakie masz ciało. Tak zwinnie tańczyć nie każdy potrafi. Chociaż teraz wydajesz się być inny. Twój głos jest delikatny i męski, nie wyglądasz jak darmowy striptizer, a co najważniejsze nie jedziesz alkoholem jak ten menel. Jesteś schludnie ubrany oraz twoje perfumy przyjemnie drażnią me nozdrza. 

- A ty? - potrząsnąłem głową. Cholera nie słuchałem.

- C-co? - wykrzywiłem usta w zdezorientowanym uśmiechu. A przynajmniej tak myślę. Yuri prychnął.

- No przedstawiłem się. - wzruszył ramionami. - Twoja kolej.

- Aaaa Victor Nikiforov. - zaśmiałem się nerwowo. - Yuri Katsuki, prawda?

- Co? - chłopak uniósł brwi. - Nie zdradzałem swojego nazwiska.

Przełknąłem ślinę. Kolejna wpadka?

- No, bo... Eee... - podrapałem się po karku. Chłopak w dalszym ciągu mierzył mnie wzrokiem, który przebijał mnie na wskroś. - Strzelałem?

- Nie możliwe... Czy ty mnie śledzisz? - rozszerzył oczy. Zacząłem się jąkać. Jak wybrnąć?! Help?

- Ja.. Ee... Bo to tak.. Przypadkiem.. No.. Przepraszam? - chłopak wybuchł głośnym śmiechem. Piękny... Klienci spojrzeli na niego jak na chorego psychicznie. Eh?

- Ale miałeś minę! - otarł łezkę spływającą po policzku. - Jak srający kot na pustyni. Buahahahah!

- Ej, ludzie na Ciebie patrzą. - mruknąłem czując ich wzrok również na mnie.

- No i co z tego? - wzruszył ramionami. - Zdanie innych nieszczególnie mnie obchodzi. - uśmiechnął się po czym dodał cicho. - I tak o tym zapomnę.

Czyli przeczytał napis na ścianie. Na cholerę on w ogóle tam jest? Nie lepiej żyć w niepewności i być szczęśliwym? Chociaż... Sam nie wiem co bym zrobił.

- To do zobaczenia! - pomachał mi. Chwyciłem go za przedramię przez co spojrzał na mnie pytająco. - O co chodzi? Jednak bierzesz ten agrest?

- Masz czas po południu?

*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*


Chłopak jakby od niechcenia mieszał łyżką w kawie wpatrując się we mnie jak w obrazek. A może po prosu mam jeszcze okruszki z kremówki? Odetchnąłem głęboko i wziąłem łyk kawy.

- Podobam Ci się? - zapytał nagle na co zachłysnąłem się. Odkaszlnąłem kilka razy, po czym przetarłem brodę wierzchem dłoni.

- Co to za pytanie?

- Normalny gościu nie zaprasza do kawiarni drugiego gościa, by odwdzięczyć mu się za polecenie jogurtu. - powiedział unosząc wysoko brwi. Masz mnie.

- Może... - burknąłem pod nosem, na co uśmiechnął się delikatnie.

- Gdybym mógł umówiłbym się z Tobą na randkę. - zaśmiał się krótko, a zaraz po tym posmutniał. - Szkoda...

- A co? Masz dziewczynę? - zagaiłem chociaż wiedziałem doskonale jaki jest powód. Chłopak pokiwał głową. 

- Ten problem jest o wiele poważniejszym niż dziewczyna. - westchnął. - Nie wytrzymałbyś ze mną więcej niż jeden dzień.

A myślisz, że ile za Tobą latam?

- Znudziłbyś się mną.

Przestań pieprzyć.

- Tak chyba zawsze było.

Zamarz tę ścianę.

- Yuri pokochałem Cię od pierwszego wejrzenia, a ty to tak wszystko pieprzysz. - mruknąłem wstając. - Obiecaj mi, że jeszcze dzisiaj zamalujesz tę pedalską ścianę. 

- Ona jest piaskowo żółta! - burknął urażony. - Chwila, chwila... Dlaczego mam ją malować?

- Po prostu obiecaj. - wywróciłem oczami wstając od stołu. 

Wyszedłem na zewnątrz. Słońce przeraźliwie świeciło mi w oczy. To już ta pora roku, prawda?

- Victor!! - usłyszałem donośny krzyk, a po tym poczułem jak ktoś ciągnie mnie za koszulę. - Znamy się prawda? - wydyszał. - Ile dni się znamy? Co robiłem w poprzednich dniach? Victor, powiedz mi co wiesz!

- Sprawię, że mnie zapamiętasz. - pogłaskałem go po głowie i z uśmiechem oddaliłem się zostawiając go w szoku.


>>>NEXT DAY<<<

Otóż moje konto wygląda tak:
* Poznanie na dyskotece.
* Przypomnienie i pocieszenie chłopaka
* Nazwanie mnie zboczeńcem
* Zaproszenie na ciastko

Dobrze, prawda? Nawet bardzo dobrze, ale żadna z tych rzeczy nie sprawiła, że chłopak choć odrobinkę mnie zapamiętał. Może za mało się staram?

Więc nadszedł czas na plan... E! Nie będę za nim wrzeszczał czy przypadkowo wpadał! Celowo na niego wpadnę i powiem mu, że się znamy. Genialne!

Siedziałem na ławce w parku czytając książkę i rozglądając się dookoła. Dowiedziałem się od Phichit'a, że Yuri lubi sobie pobiegać oraz, że jak go zranię to zakopie mnie żywcem w piasku pod wodą. Nie wiedziałem czy mam mu podziękować czy kiwnąć głową i uciec. Ostatecznie wykrzywiłem się w uśmiechu i wybiegłem z klubu. Magia, prawda?

W oddali zobaczyłem czarnowłosego, który ze słuchawkami w uszach biegał po parkowej ścieżce. Szybko schowałem książkę do torby, którą miałem ze sobą i jak gdyby nigdy nic zacząłem biec w jego kierunku. Może ja już oszalałem z tej miłości...

Biegłem tak w jego stronę dopóki nie zderzyliśmy się, a chłopak patrzył na mnie z przerażeniem. Złapałem się za czoło. Ale bucu nie musiałeś aż tak w niego przypierdolić!

- O rany! Nic panu nie jest? - zapytał klękając obok mnie. Te legginsy... Noś je częściej.

- Nic mi się nie stało. - otrzepałem się i spojrzałem na jego twarz. Był przestraszony. Rozszerzyłem oczy udając zaskoczenie. - Yuri!

- C-co? - chłopak zmarszczył swoje czoło. - Skąd mnie znasz?

- Poznaliśmy się w klubie na tej imprezie! - uśmiechnąłem się wstając wraz z nim z ziemi. Chłopak o dziwo nie podzielał mojego entuzjazmu. - Musiałem odprowadzić Ciebie do domu tak się schlałeś.

- O czym pan mówi? - uniósł delikatnie rękę przykładając ją do klatki piersiowej. Co to za bojowa postawa?

- Wiem, że tego nie pamiętasz, bo w końcu tracisz pamięć co dwadzieścia cztery. - posmutniałem. - Powiedziałeś mi o tym wtedy, gdy zobaczyłeś ten napis na ścianie.

- Jaki napis?! - wydarł się cofając o krok. - Nie mam na ścianach żadnych napisów!

Czyli ją pomalował? Dziękuję.

- Ale Yuri..

- Precz ode mnie ty jebany psychopato! - krzyknął dodatkowo kopiąc mnie w dzwonki. Fak! Kurwa boli. Spojrzałem na miejsce, gdzie do niedawna jeszcze stał Katsuki. Spieprzył. Czyli jednak nie taki genialny pomysł...


>>>NEXT DAY<<<

Dlaczego moja idealna rutyna została zaburzona? Z dnia Victora Nikiforova, pracownika w biurze:

Zwykle wstaję o 5 rano, szykuję się do pracy. Zawsze o 5:30 piję kawę, a o 5:40 wychodzę z domu. Wstępuję do sklepu i kupuję sobie tą samą drożdżówkę co zawsze. W pracy jestem na 6:30, czyli godzinę przed czasem. Tam siadam na swoim stanowisku i czytam książkę, na którą nigdy nie mam czasu w domu. Po pracy wracam o 14 metrem. Robię zakupy w spożywczaku naprzeciw mojego bloku, a przekraczam próg o 15:25. Przebieram się, gotuję obiad, szykuję do pracy i idę spać o 21, by jak zawsze wcześnie wstać.

Co się dzieje teraz?

Proszę państwa! Victor Nikiforov, ten nerd, który w życiu nie chciał przebywać na dworze więcej niż pięciu minut, okłamał szefa mówiąc, że jest chory, a tak naprawdę od tygodnia ugania się za chłopakiem, którego poznał na imprezie! A aktualnie go śledzi. Owacje!

Dochodziła już 20 godzina. A za Yurim łażę od 7 godzin. Niby nic takiego. Był w sklepie, u przyjaciela, załatwił sobie glebę na prostej drodze... Nigdy tego nie zapomnę. Odwiedził kawiarnię i bar mleczny. A teraz zwyczajnie kieruje się do domu. Wygląda na szczęśliwszego, gdy nie widzi tego napisu z rana. Chociaż coś powoli chodzi...

Schowałem się za koszem na śmieci nie chcąc być zauważonym. Zmierzch dał się we znaki. Powoli zaczynało ciemnieć, a na ulicy pustoszeć. Nie jest tu za bezpiecznie. Skróty skrótami, ale w dzień.

- Ej ty! - do Yuriego podszedł jakiś facet. Zmarszczyłem brwi. Kim jesteś i jak śmiesz łapać mojego chłopaka za ramię? - Stary! Patrz kto się stęsknił!

- To on! Nie no bomba! - zaśmiał się drugi, który był nieco grubszy. I bardziej łysy. - Tak spodobała Ci się nocka z nami, że wracasz z podkulonym ogonkiem?

- O c-c-co Wam cho-o-dzi? - spytał Japończyk drżącym głosem. - N-nic nie pamiętam! - dodał szybko.

- Jasne, jasne... - zaśmiał się chudszy chwytając go mocno za nadgarstki i ciągnąc w jakąś uliczkę, znikając mi przy okazji z oczu. Kurwa co tu się dzieje?!

- Nie szarp się!

- Zostawcie mnie!

- Oszczędzaj głos, kochanie...

- Nie! Nie, nie nie! Pomocy!

Pobiegłem w stronę uliczki. Moim oczom ukazało się dwóch mężczyzn i zapłakany Yuri. Jeden (chudszy) trzymał chłopaka za ręce, a drugi był w trakcie ściągania jego bokserek. Zacisnąłem rozwścieczony zęby i rzuciłem się w kierunku grubej świni.

- Kurwa zostaw go! - warknąłem kopiąc faceta w tą jego zaślinioną mordę. Jego towarzysz spojrzał na niego i czym prędzej puścił Yuriego. Oboje uciekli zostawiając mnie sam na sam z chłopakiem. Płaczącym chłopakiem.

- Ej... Nie płacz... - szepnąłem kucając obok niego. Jego ciało trzęsło się. Zagryzłem wargę. Chociaż podciągnij te bokserki.

- Dz-dz-dziękuję! - załkał obejmując mnie. Było to tak nagłe, że omal nie straciłem równowagi. - Tak cholernie dziękuję!

- Już ciii... - zacząłem go kołysać. - Będzie dobrze.

- J-jak Ci się odwdzięczę? - pociągnął nosem i spojrzał na mnie. Piękne oczy...

- Wystarczy, że zapamiętasz moją pomoc. - mruknąłem obejmując go mocniej.

Wczoraj... Wczoraj go zgwałcono. A mnie przy tym nie było. Zawiodłem go. Zawiodłem. 



>>>NEXT DAY<<<

Upijałem się już kolejnym piwem. Barman spojrzał na mnie współczująco.

- Zamierzasz się poddać? - zapytał. Machnąłem ręką na bruneta.

- Jebać lajf. - prychnąłem lekko podpity. - I tak wszystko chuj weźmie! 

- Wiesz co... - Phichit niby niezauważalnie zabrał stojący przede mną kufel z piwem. Wydąłem dolną wargę. - ...Tobie już wystarczy.

Przekręciłem oczami i oparłem swoją głowę o dłoń. Mijają kolejne dni, a ja gówno zrobiłem. Zastanawiam się czy nie wrócić do mojej zasranej rutyny. Jęknąłem cicho.

Dlaczego ciągle mi się nie udaje?

- Barman! Polej no! - obok mnie runęło truchło pewnego czarnowłosego. Oczywiście odruchowo podskoczyłem.

- Yuri.. Błagam Cię.. - westchnął brunet. 

- Jesteś zalany w trzy dupy. - zaśmiałem się krótko przypominając sobie sytuację, w której się poznaliśmy. 

- A ty to niby nie! - pokazał mi język. - Dla Twojej świadomości jestem w pełni świadomy.

- Moja świadomość jest tego świadoma. - uśmiechnąłem się mimowolnie do niego. Czarnowłosy zagryzł dolną wargę i zilustrował mnie wzrokiem.

Robisz to już któryś raz z kolei. 

- Lubię Cię! - podskoczył nagle przy mnie. Złapał mnie za przedramię i zaczął ciągnąć na parkiet. Posłałem proszące spojrzenie do Phichita na co on tylko wzruszył ramionami. Dzięki.

Yuri zawiesił swoje ręce na moim karku i zaczął delikatnie bujać się do muzyki. Koniec końców sam objąłem go w pasie. Co z tego, że leciał Martin Garrix? My tańczymy wolnego.

Czarnowłosy przytulił się do mnie i westchnął. Zmarszczyłem brwi. Przeniosłem dłoń na jego czarne włosy zaczynając się nimi bawić.

- Jestem Yuri! - powiedział nagle. - A ty?

- Victor Nikiforov. - zaśmiałem się. Który raz już mu się przedstawiam? 

- Victor! Jak zwycięzca! - powiedział entuzjastycznie. - A ja tylko Yuri. Jaki żal... - zaśmiał się. - A teraz na poważnie... Dlaczego pijesz?

Naprawdę chcesz wiedzieć?

- Można powiedzieć, że moja miłość powoli umiera. - prychnąłem. Chłopak posmutniał.

- Kondolencje...

- Nie w tym sensie! - powiedziałem szybko. - Po prostu tracę nadzieję, że mnie ktokolwiek pokocha.

Chodzi mi o Ciebie, debilu.

- Jesteś przystojny i nie odmówiłeś mi tańca. Masz już u mnie punkt. - zaśmiałem się. Nie jeden, a nawet kilka. - No i nie krzyczysz jak oszalały.

- I kto to mówi.. - mruknąłem na samo wspomnienie ile razy ode mnie uciekałeś... 

- Może... Poprawię Ci humor? - zaproponował uroczo przy tym uśmiechając się.

- W jaki sposób? - zapytałem.

Chłopak pociągnął mnie w dół za koszulkę łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Przeniosłem swoje dłonie na jego twarz przyciągając go bardziej do siebie. Nie przestawaj.. Bądź mój..


*#*#*#*#*#*#*#*(R-18)#*#*#*#*#*#*#*


Nie pamiętam nawet jak to szybko się potoczyło. Znajdowaliśmy się w moim pokoju, a konkretnie na łóżku, półnadzy, zawzięcie się całując. Swoim językiem drażniłem jego podniebienie, przez co głośno wzdychał. Ocierałem się swoim członkiem o jego wypukłość chcąc jak najszybciej dojść w chłopaku.

- Victor.. - mruknął Yuri przejeżdżając językiem po mojej żuchwie. - Sprawię, że ta noc będzie niezapomniana.

Dla mnie na pewno, z Tobą mam wątpliwości.

Chłopak swoimi zgrabnymi palcami złapał za gumkę moich bokserek i jednym, zwinnym ruchem ściągnął je ze mnie. Wpatrywał się w mojego nabrzmiałego członka zagryzając przy tym wargę. Zmarszczyłem brwi, gdy jego twarz zaczęła się do niego przybliżać. Czy on chce zrobić to o czym myślę?

- Yuri!

Czując wnętrze jego gardła, wybuchłem. Jęknąłem głośno zaciskając dłoń na jego włosach. Jego język pieścił mojego nabrzmiałego penisa. Rozkosz jaka mnie wypełniła była większa niż kiedykolwiek w życiu. Nie mogąc się już powstrzymać dłonią zacząłem nadawać mu własne tempo. Odchyliłem głowę do tyłu czując jak zbliża się mój szczyt.

- Mocniej Yuri... - westchnąłem wbijając się głębiej w jego gardło. Doszedłem.

Tuż po tym fakcie uświadomiłem sobie, że pieprzyłem nachalnie jego usta. Zaczerwieniłem się i odwróciłem wzrok, gdy ten z szerokim uśmiechem połknął spermę. Swoimi dłońmi nakierował moją twarz do jego i ponownie mnie pocałował. Błądziłem dłońmi po jego nagich plecach, aż do bokserek, które ewidentnie mi przeszkadzały. Obróciłem się wraz z czarnowłosym tak, że to on teraz leżał pode mną. Chwyciłem za gumkę od jego bokserek i ściągnąłem je zamaszystym ruchem.

- Victor.. napaliłem się. - wyjęczał obciągając dłonią swojego penisa. - Mhm...! Victor!

- Nie masturbuj się przede mną. - warknąłem. - Sam doprowadzą Cię do szaleństwa.

Naśliniłem przed nim prowokacyjnie swoje palce, po czym wsadziłem jeden z nich w odbyt chłopaka. Yuri mruknął z przyjemności. Zacząłem nim poruszać czyniąc jego wnętrze mokrym. Po chwili dołożyłem drugi oraz trzeci palec gwałtownie nimi poruszając.

- Kurwa nie baw się ze mną tylko pieprz mnie! - krzyknął zirytowany wypychając swoje biodra do przodu. Sam tego chciałeś.

Przysunąłem się do niego i spojrzałem mu w oczy. Hipnotyzowały mnie swoją żądzą, pożądaniem. One mnie pragnęły.

Jednym zwinnym ruchem wbiłem się w czarnowłosego na co głośno jęknął.

- Boli? - zapytałem zmartwiony, że stosunek ze mną może okazać się nie tyle przyjemnym co bolesnym.

- Jest idealnie. - mruknął kładąc swoje ręce nad głową.

Chwyciłem go za nadgarstki i zacząłem się poruszać. Jego wnętrze było ciasne, co doprowadzało mnie do szału. Ekstaza w jaką popadłem sprawiła, że nic i nikt nie mógł mnie już powstrzymać od kochania się z nim.

Przyśpieszyłem.

Japończyk wzdychał za każdym pchnięciem, które wykonałem. Podoba Ci się, prawda? A myśl, że o tym zapomnisz sprawa, że chcę by ta noc się nigdy nie skończyła. Nachyliłem się do jego obojczyków. Zassałem na nich skórę zostawiając widoczny, czerwony ślad.

- Victor! - jęknął. - Szybciej!

- Oh Yuri... - pocałowałem go przelotnie w usta i spełniłem jego prośbę.

Moje ruchy stały się silniejsze i szybsze. Czułem jak ponownie fala gorąca zalewa moje podbrzusze. Nie dam dłużej rady... Yuri nie torturuj mnie tak. Nie patrz na mnie z taką miłością w oczach, której już jutro nie będziesz miał. Dlaczego w ogóle się ze mną kochasz? Poznałeś mnie tego wieczora, a już wchodzisz mi do łóżka? Może to tylko skutek alkoholu jaki w Tobie buzuje?

- VICTOR! - krzyknął dochodząc.

Wykonałem ostatnie mocne pchnięcie czując, jak jego dziurka zacieśnia się na moim penisie. Spełniłem się po raz drugi tej nocy...

Opadłem obok Japończyka, głaszcząc go po głowie.

- Kocham Cię... - szepnął wtulając się w moje ciało. Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Ja Ciebie też. - westchnąłem. Wpatrywałem się jak chłopak powoli zasypia. Łza spłynęła po moim policzku. - Błagam... Nie zapomnij mnie...


*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*

Przeciągnąłem się czując jak promienie słońca specjalnie kłują moją twarz. A weźcie zniknijcie. Przynajmniej rano. Uniosłem się delikatnie do siadu przeciągle ziewając. Mlasnąłem pod nosem rozglądając się dookoła. Nikogo nie było. Rozszerzyłem zdenerwowany oczy. Yuri? Wyskoczyłem z łóżka ubierając na siebie bokserki. Zacząłem biegać po pomieszczeniach szukając chociaż jednej oznaki życia Katsukiego. Na daremno. Nie było go, tak samo jak i jego rzeczy. Zniknął...



>>>NEXT DAY (WEEK)<<<

Nie widziałem go od tygodnia. Byłem we wszystkich miejscach, codziennie, po dziesięć razy. I nic. To było pewne, że zapomniał o mnie. Tak jak zawsze. Wybacz Yuri, że nie będę mógł dotrzymać tej obietnicy. Przepraszam... Naprawdę przepraszam...

Zobaczyłem w oddali znajomą czarną czuprynę, a obok niego Phichita. Widząc ostatnią szansę pobiegłem ile fabryka dala w ich kierunku.

Chciałem usłyszeć tylko te dwa słowa. Kocham Cię.

Albo sam je powiem jak już zajdzie taka potrzeba. Bo w końcu nie będę mógł Ciebie za cokolwiek winić.

- Yuri! - krzyknąłem zabiegając mu drogę i łapiąc za ramiona. - Yuri! - krzyknąłem ponownie ciężko przy tym dysząc. Spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem. Wiedziałem...

- Tak? - zapytał spinając się lekko. - Możesz mnie puścić?

- Hm? A, tak! Jasne! - zarumieniłem się lekko i podrapałem po karku. - Martwiłem się o Ciebie, zniknąłeś tak na tydzień bez słowa... Szukałem Cię.

- Nie potrzebnie. - Yuri cofnął się o krok. - Kim ty...?

- Przepraszam, że nie dotrzymam obietnicy. - burknąłem przerywając mu. Nie pamięta mnie, a kolejnego pytania typu "Kim jesteś?" lub "Jak się nazywasz?", nie zniosę... - Poddaję się. - zwróciłem się do Phichita.

- O co chodzi? - czarnowłosy posłał pytający wzrok do bruneta.

- A chciałem tylko byś mnie nie zapomniał... - prychnąłem pod nosem. - Widocznie za dużo oczekiwałem.

- Co?...

- Dziękuję za te wszystkie dni... - uśmiechnąłem się słabo. - Kocham Cię.

Odwróciłem się od niego i zacząłem odchodzić. Wiedziałem, że tak się stanie. Miałem nadzieję, że mi się uda. Że będę tym jedynym wygranym. Zawiodłem się na swojej osobie.

Po moim policzku zaczęły spływać łzy. Dlaczego ja?

- VICTOR TY JEBANA CIOTO, CHCESZ MNIE TAK ZOSTAWIĆ?! - wzdrygnąłem się na ten krzyk. Odwróciłem się powoli do Yuriego, który stał kilka metrów przede mną.

- I tak nie mam już nic do stracenia! Z resztą jutro zapomnisz o mnie łącznie z moim imie... - zaciąłem się na chwile. - Jak mnie nazwałeś?

- Victor. - spuścił wzrok. - Victor Nikiforov.

Byłem w szoku. C-co?

- Pamiętam Cię, Victor... Pamiętam każdy dzień związany z Tobą...

Złapałem się za czoło. On mnie pamięta... On mnie pamięta... On mnie pamięta. O kurwa on mnie pamięta!

- Yuri! - krzyknąłem i podbiegłem do niego wtulając się w jego ciało.

- Kocham Cię, Victor. - wyszeptał patrząc swoimi załzawionymi, czekoladowymi oczami w moje, które pewnie były w podobnym stanie.

- Już nigdy mnie nie zapomnisz... - wyszeptałem całując go czule.



***

Hey!

I THE END!

Taki tam OS na 500 obserwatorów ;P

Okazjon okazjon *O*

Dziękuję Wam za wszystko <333 Jesteście tacy kochani, ale czasami myślę czy przeze mnie nie popieprzyło Wam się w głowach ;*

Ale i tak was kocham <3

Tadzia2

Wybacz mi moje beztalencie ;-; Ale obiecałam, więc i tak wstawiam ;P (nie mogłam znaleźć ołówka)

Jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko <3

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro