Drugie spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— To ty! — krzyknął uśmiechnięty szatyn, kładąc książkę na blacie. — Masz krótsze włosy, ale to ty! Wredna menadżerka, Neko-chan.

Przyjrzałam mu się zdezorientowana, zupełnie nie wiedząc, o czym chrzani. Kto to w ogóle jest? Nie znam dzieciaka, a ten mi wyjeżdża z Neko-chan. Mundurek, który miał na sobie znałam doskonale. Podobny przecież nosiłam przez trzy lata liceum. Ach, piękne czasy, gdy moim największym zmartwieniem były egzaminy semestralne i eliminacje do turniejów siatkarskich. Jak cholernie mi teraz tego brakuje...

Ściągnęłam brwi i zapytałam obojętnie:

— Znam cię?

Skasowałam książę, kątem oka obserwując jak robi naburmuszoną minę. Zupełnie jakby ktoś zabrał czterolatkowi lizaka.

— Oikawa Tōru, Aoba Johsai — wypiął dumnie klatę, prezentując szkolny mundurek.

W głowie zaświeciła mi się lampka. Skądś kojarzyłam to nazwisko, ale za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

— Mundurek znam, ciebie nie.

Przewróciłam oczami i podałam mu cenę książki. Był to jednak kolejny klient, uczeń, nieznana mi twarz, która pójdzie w zapomnienie. Nie interesowało mnie to, przecież zniknie z mojego życia prędzej czy później... jak każdy inny.

— Powinnaś mnie zapamiętać — prychnął, wydymając policzki niczym chomik.

Nie powinnam.

Lampka w głowie świeciła coraz intensywniej. Gdzieś to już widziałam, jestem kurewsko pewna, że gdzieś to już widziałam. Bezpośredniość z jaką do mnie mówił była intrygująca, a jednocześnie odpychająca. Znałam ten typ doskonale i niezbyt go lubiłam.

Obok, bezszelestnie, pojawił się niewiele niższy od niego chłopak. Miał na sobie ten sam mundurek, ale emanowała od niego odwaga i zupełnie inna mentalność. Pewność siebie, która przytłaczała również męczącego mnie szatyna. Poważna mina sugerowała niezadowolenie z postępowania kolegi, a natychmiastowy cios w głowę zapewne miał go przywrócić do rzeczywistości.

Przysięgam. Gdzieś już to widziałam...

— Przepraszam za niego, jest skończonym idiotą — powiedział.

Schylił się w geście przeprosin i zmusił do tego samego Oikawę. Zaśmiałam się rozbawiona scenką, machając lekceważąco.

— Nie przejmuj się. Nie on pierwszy i nie ostatni.

Uśmiechnęłam się do niego pogodnie. Oparłam głowę o ręce, wsparte o blat. Przyjrzałam się chłopakom, a w szczególności niejakiemu Oikawie.

Musiałam przyznać. Przystojny z niego szczeniak, wysportowany i zadbany. W moim beznadziejnym typie. Skarciłam się za to w myślach. Nie ma mowy, żebym wpakowała się w kolejny związek ze sportowcem. Zbyt dobrze wiem jak to się kończy.

— Nie byłaś czasami menadżerką Aoba Johsai? — zapytał brunet, gdy już się wyprostował.

— Byłam... Jakieś trzy lata temu. Powinnam cię znać?

— Spotkaliśmy się raz na treningu — wyjaśnił.

Bingo!

— Ach, czyli ty jesteś tym pyskatym szczeniakiem, co się spóźnił na trening — rzuciłam do drugiego chłopaka, przypominając sobie w końcu z kim mam do czynienia.

— Mogłabyś chociaż zapamiętać mnie z moich niesamowitych wystaw, a nie spóźnienia się na trening...

Wystawił język w moją stronę, robią przy tym dziecinną minę. Zaśmiałam się szczerze rozbawiona jego zachowaniem. Dawno nie spotkałam takiego dzieciaka. Niesamowite.

— Złe rzeczy najlepiej zapadają w pamięć. Nie wiesz o tym?

ღ ღ ღ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro