Dziesiąte spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Przestań! — warknęłam, piorunując go wzrokiem. — Co to zmienia? Co zmienia fakt, czy oglądałam ten mecz czy nie?!

— Wiele — powiedział spokojnie, chociaż czułam, że ma ochotę krzyczeć.

Sama nie wiem czemu kłamałam. Nie wiem czemu taką trudność sprawiało mi przyznanie się do tego. Byłam na jego meczu. Obserwowałam z zapartym tchem. Potem chciałam podejść, pocieszyć go. Nogi jednak odmówiły mi posłuszeństwa, gdy zobaczyłam przy nim inne dziewczyny. Byłam zazdrosna. Tak cholernie zazdrosna, że zmusiłam Tōru by cierpiał ze mną.

Żałosne. Ja jestem żałosna.

— Dla mnie nic. To tylko mecz w liceum, dzieciaku.

— Byłaś tam czy nie? — powtórzył oschle pytanie.

— Nie — znowu skłamałam.

Czemu tak bardzo bałam się pokazać, że mi zależy? Czemu ogarniał mnie taki strach? Czemu...?

— Mówiłem ci, że to dla mnie ważne! — nie wytrzymał, zaczął krzyczeć. — Mówiłem ci, kurwa, że jesteś dla mnie ważna i chcę, żebyś tam była. Niezależnie od wyniku.

— Przestań! — uderzyłam go pięścią w klatę. — To nie powinno tak wyglądać. My nie powinniśmy...

— Ale jesteśmy! Cholera, kiedy przestaniesz się o to obwiniać?!

— Nie przestanę. Ty nic nie rozumiesz.

Przymknęła powieki, czując jak zbiera mi się na płacz. Nawet w takim momencie, nie mogłam być dla niego wsparciem. Nie mogłam po prostu podejść i go przytulić. Wiek to tylko, cholerna, zdradziecka, liczba

— Faktycznie, nie zrozumiem. W końcu jestem tylko dzieciakiem — warknął, a zaraz za tym usłyszałam trzask drzwi.

Ta przeszywająca pustka bolała, kurewsko paliła moje wnętrzności. Spalała wszystko na swojej drodze. Poczucie winy. Namiętność. Wspólne wspomnienia. Została tylko ona.

Samotność.

ღ ღ ღ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro