Bałagan 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

El

Zamorduję, posiekam i wyrzucę jego szczątki na pożarcie rekinom. Jeżeli myśli, że może na mnie krzyczeć, to się pomylił i to grubo. 

Jak on śmiał, czepiać się mnie, kiedy sam na pewno pieprzył się z każdą chętną. Nie wierzę mu, że zrobił to tylko raz, nawet Ed pod tym względem nie jest święty. 

Boże, gdyby on się dowiedział z kim się przespałam, to na pewno by go rozszarpał. A nie mam ochoty, żeby zginęła niewinna osoba. 

Oznaczył mnie, żeby żaden samiec się do mnie nie zbliżał, no może poza Edem, który to zignoruje. Ale sprawa z seksem i gryzieniem, jakoś do mnie nie przemawia. Tak jakby pierścionek na palcu nie załatwiłby sprawy.

Nie odezwę się dzisiaj do niego nawet słowem. Totalna obojętność, to jest to, co mu dzisiaj zafunduję. 

Przekraczam próg jadalni i od razu rzuca się na mnie urocza brunetka, bardzo podobna do Colina, więc za pewne jego siostra.

-Jestem Michelle- mówi wesoło.

- A ja Ellie- uśmiecham się do niej.

- Wiem, jesteś mate naszego Colina- podnosi głowę i zaciąga się powietrzem.- Pachniesz nim. Oznaczył cię, grzeczny braciszek.

- Aż tak nim pachnę? Brałam prysznic dopiero co.

- Och głuptasie, nie pozbędziesz się jego zapachu przez bardzo długi czas i nawet moczenie się w wodzie przez tydzień tego nie zmieni.-Potakuję głową, bo teraz już jest dla mnie jasne to ugryzienie, chodziło bardziej o zapach niż o znamię. 

- Tak jakoś wyszło- kłamie, bo nie powiem jej, że ten dupek najzwyczajniej w świecie mnie użarł.

- Ja też mam swojego wybranka, ale w tej chwili go tutaj nie ma.

Siadamy obok siebie przy stole i czuję, że z nią się nie da nudzić. Odrywam wzrok od zastawionego stołu i mimowolnie moje spojrzenie ląduje na wejściu, gdzie stoi Colin. Nasze spojrzenia się krzyżują, a ja czuję coś czego się nie spodziewałam.

Ignoruj go- nakazuje sobie i odwracam wzrok.

Colin

Ubieram się błyskawicznie i pędzę do jadalni, gdzie za pewne wszyscy już są. Wchodzę i liczę... sam nie wiem na co. 

Widzę praktycznie komplet rodziny i moją małą złośnicę, która rozmawia z moją młodszą siostrą. W pewnym momencie przerywa rozmowę i patrzy centralnie na mnie. Widzę w jej oczach błysk, oznaczający pożądanie, ale szybko odwraca głowę. I to byłoby na tyle.

Ech kobiety.

Siadam koło niej na krześle i łapie za jej dłoń pod stołem, jednak ona nijak nie reaguje, co mnie wkurza.  Ignorowanie jest gorsze od krzyków, wolę żeby na mnie się darła, niż była taka chłodna jak teraz.

Posiłek upływa w śród rozmów, ale ja błądzę myślami gdzie indziej i chyba tato to wyczuwa, bo daje mi znać, że po skończeniu mam iść do niego, na co się zgadzam.

El przez całe śniadanie unika kontaktu wzrokowego ze mną, totalnie mnie olewając, czym powoduje narastającą we mnie frustrację.

Nie, tak nie będziemy się bawić, o nie kochanie.

Odstawiam pusty kubek po kawie i wprowadzam w życie plan.

-Kochanie?- Zwracam się do El i łapię dłonią za jej twarz, obracając ku sobie.- Mam do pogadania z tatą, więc jak tylko skończę, przyjadę do ciebie- oświadczam najnormalniej w świecie.

Patrzy na mnie oniemiała, więc robię krok dalej i wyciskam na jej ustach namiętnego całusa, kąsając jej dolną wargę. El tylko wydaje z siebie cichy jęk, który mogę tylko ja usłyszeć.

O tak maleńka, działam na ciebie- z tą myślą udaję się do gabinetu ojca.

- Możesz mi powiedzieć, co to było przy śniadaniu?- Tato pyta przekraczając próg.

- Skradłem całusa mojej ślicznej mate- szczerzę się niczym wioskowy głupek.

- O to wszyscy widzieli, aż biedna El poczerwieniała. Tylko skąd takie ostentacyjnie okazywanie uczuć przy wszystkich?

- Tak jakbyś ty tego z mamą nie robił- zarzucam mu.

-Ok, masz mnie. El pachnie tobą, więc ją oznaczyłeś, ale jakoś przy śniadaniu nie wyglądała na szczęśliwą.

- A bo dałem ciała. Rano chciałem pomóc jej się umyć, bo upadła. W każdym razie skończyło się tak, że ją ugryzłem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

- No i pewnie nawrzeszczała na ciebie- potakuję głową.- Kiedyś złość jej minie, a tymczasem musisz jej pokazać, że zależy ci na niej.

- Ale to nie wszystko- krzywię się, bo naprawdę zawaliłem sprawę. A przecież mam prawo ciskać gromy, wiedząc, że jakiś fagas miał ją przede mną. 

Nie, ta myśl jest nie do zniesienia.

- Co jeszcze zrobiłeś?- Ojciec pyta podejrzliwie.

- Nawrzeszczałem na nią, że nie będę jej pierwszym.

- Och, już rozumiem. Też byłbym wkurwiony, ale znaleźć dwudziestoletnią dziewicę wśród zmiennych, graniczy wręcz z cudem.

- Którego ty doświadczyłeś- mówię z małą zazdrością.

- Zgadza się, ale pamiętaj, że El jeszcze do niedawna nie wiedziała, że jest wilkiem. Bądź wyrozumiały.

- Chciałbym, ale na samą myśl, ze ona z innym... Kurwica mnie bierze.

- Już wystarczająco narozrabiałeś dzisiaj, więc synu przystopuj swojego wilka. 

- Dobra, spróbuję- wstaję z krzesła.- Myślisz, że przebaczy mi, jeżeli będę się przed nią czołgał?

- Warto spróbować. Tylko zrób to jak należy-mruga do mnie i zajmuje się papierami.

Żegnam się z nim i idę do mojej kruszynki, jednak w moim pokoju jej nie ma, co wywołuje u mnie lekką panikę.

Obchodzę cały dom i trafiam na nią w ogrodzie rozmawiającą z kimś. Podchodzę bliżej i już wiem, że tym kimś jest jej przyjaciel.  Wychodzę na zewnątrz jednak zatrzymuję się słysząc ich rozmowę. 

- Jesteś tego pewna?

- Tak, Colin nie może się dowiedzieć- Ten skurwiel przytula ją. 

- Nie mogę się dowiedzieć czego?- Oboje odwracają głowę w moją stronę-  I zabieraj te pieprzone ręce od moje mate!- Wykrzykuje wkurwiony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro