Obudź się 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Colin

Trzy dni cierpienia, trzy dni czekania, trzy doby usychania aby zobaczyć te piękne zielone tęczówki niczym wiosenna trawa. Tyle czasu mija dzisiaj odkąd lekarz stada podał jej odtrutkę, uprzedzając od razu, że na efekty będzie trzeba poczekać. Nie sprecyzował ile czasu minie, ale zapewnił nas, że El na pewno wyzdrowieje, a pierwszym tego objawem był spadek gorączki, która zamieniała jej ciało w pochodnię.

Każdą noc spędziłem przy boku mojej mate, czuwając nad jej snem i zdrowiem. Mój wilk skomlał żałośnie za każdym razem, kiedy tylko czułem pod palcami jej rozgrzane ciało. Jej zapach wyrył się w każdej komórce mojego ciała, a ja sam już nie potrafię funkcjonować bez niej. 

Każdą wolną chwilę w dzień spędzam blisko mojej kruszynki, mojego szczęścia. Kiedy nie mogę z nią siedzieć, towarzystwa dotrzymuje jej moja mama, a ja przekazuję cała moją wiedzę i szkolę Eda na nowego łowcę.

Rodzice zapowiedzieli, że jak tylko El obudzi się i dojdzie do siebie, wydadzą uroczystą kolację na powitanie jej w naszej rodzinie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że na dzień dzisiejszy ukochana widziała mnie tylko raz i do tego od razu zemdlała, ale wierzę, że zdobędę jej serce i duszę. Nasze wilki i tak będzie do siebie ciągnąc i  choćby nie wiem jak się temu człowiek opierał, to i tak jest na przegranej pozycji.

Obecnie siedzę na łóżku obok mojej mate i głaskam czulę jej dłoń. Pochylam się i składam pocałunek na jej delikatnym policzku, kiedy czuję jej sapnięcie. Odsuwam się od niej szybko i spoglądam z nadzieję na jej twarz. Lekko kręci głową, cała zaczyna się poruszać, obracając swoje ciało w moją stronę. Oczy ma wciąż zamknięte, a z jej ust wychodzi cichy pomruk jakby kogoś wolała,ale nic nie rozumiem z tego. Po chwili ponownie coś mówi i tym razem słyszę dokładnie co, a raczej kogo.

Ogarnia mnie gniew, bo ja tu siedzę i ją pielęgnuje, a ona wolała tego skurwiela Eda. Wiem, że mówił iż są tylko przyjaciółmi,jednak wywołuje to u mnie ból i rozdrażnienie.

~ A czego ty się spodziewałes, że to twoje imię będzie wmawiać?- Irytuje się mój wilk.- Jesteś beznadziejnym dupkiem.

~ Nie wkurwiaj mnie, ale... masz rację- wzdycham z rezygnacją.

~ Odnośnie bycia dupkiem, czy twojej głupoty?

~ Po prostu chciałbym usłyszeć swoje imię, a nie jego. Tak trudno to zrozumieć?

~ Ale ona cię nie zna cwoku- wilk kwitujesz wszystko jednym zdaniem i  kończy ze mną rozmowę.

Ponownie spoglądam na twarz ukochanej  zatopionej we śnie, jej powieki lekko drgają i uchylają się, po czym ponownie zamykają. Ogarnia mnie szczęście i czekam cierpliwie, aż ponownie otworzy te swoje cudne oczęta, co następuje po niespełna minucie. Patrzy na mnie, na co uśmiecham się do niej przyjaźnie i wymawiam jej imię.

-El, kochanie- jej oczy rozszerzają się na moje słowa i momentalnie odsuwa się ode mnie tak że w ostatniej chwili ratuję ją przed upadkiem.

Trzymam ją w swoich ramionach i gdybym mógł przytuliłbym ja tak, że połączyłaby się ze mną w jedność. Próbuje się wyrwać, jednak nie pozwalam jej na ten czyn.

- Ki-kim ty je-jesteś?- Słyszę panikę w jej głosie.- Gdzie jest Ed?

Na drugie pytanie, aż zaciskam szczękę, ale nie wolno mi wrzeszczeć, przecież ona mnie nie znam.

-Spokojnie skarbie, Ed jest na szkoleniu, a ty jesteś już bezpieczna- mówię uspokajająco.

-Kim jesteś?- Pyta ponownie.

Patrzy mi w oczy i widzę w nich pojawiające się drobinki złota, ale szybko zamyka powieki, tak jakby się bała co to może oznaczać.

-Jestem Colin Black.

-Łowca- wypowiada i zaczyna się szarpać.

Kurwa mać. Nie może się mnie bać, umrę jak nie będzie mnie chciała.

-El, uspokój się- proszę spokojnie, ale to nic nie daje, dziewczyna szarpie się coraz bardziej. Używam na niej swojej wilczej siły i zakleszczam ją w swoich ramionach, tak że nie może się ruszać.

-Kochanie nic ci nie zrobię, spokojnie moja maleńka, jestem przy tobie- szepczę jej do ucha i czuję jak się uspokaja, więc kontynuuję.- Uratowałem cię, byłaś bardzo chora- na te słowa zamiast wyrywać się, wtula się we mnie ufnie, co cholernie mi się podoba. Opiera się policzkiem o mój tors i cicho wzdycha.

-Jak się tu znalazłam i co z Edem?- Pyta  w moja koszulę.

- Odnalazłem cię, podczas ataku ktoś użył na tobie trucizny i nawet twój przyjaciel mimo chęci, nie był w stanie ci pomóc.

Nic nie odpowiada, tylko zaciska swoje dłonie na mojej koszuli i zaczyna łkać. Głaskam uspokajająco jej plecy, a kiedy to niezbyt pomaga wciągam moją przyszłą partnerkę na swoje kolana i kołyszę. Ku mojemu zadowoleniu przestaje płakać i przywiera całą sobą do mnie. Zaciągam się jej cudownym zapachem i całuję w czubek głowy, na co mruczy zadowolona.

-Dlaczego mnie szukałeś?- Odsuwa swoja twarz ode mnie i spogląda na mnie niepewnie. 

- Bo jesteś dla mnie ważna.- Marszczy brwi i spuszcza wzrok.- Spójrz na mnie, proszę.

El podnosi na mnie wzrok i widzę żarzące się łzy w jej pięknych oczach, na widok których serce mi się kraje. Łapię jej brodę między palce i unieruchamiam jej twarz.

-Jesteś dla mnie ważna, bo jesteś mi przeznaczona, skarbie. Jesteś moją mate najdroższa- zniżam swoją twarz do jej.

-Jestem twoją mate?- Pyta nieśmiało, ale bez zdziwienia.

-Tak kochanie, jesteś moim życiem, maleńka- nachylam się, żeby posmakować tych pełnych kuszących usta. Dzielą nas milimetry kiedy słyszę trzask drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro