Stracona miłość 29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ellie

Stoję i patrzę jak ta blondynka,całkiem ładna,  zbliża się do nas.  Zatrzymuje się przed nami i zdaje się, że wącha powietrze, a jej oczy są jakieś dzikie.

- Cześć- mówi wesoło, a ja jestem w szoku, bo myślałam, że się zaraz tutaj na mnie rzuci.

- Cześć odpowiadam.

- Nie wiedziałam, że Colin jest sparowany. Nigdy bym się nie uśmiechała, do czyjegoś faceta. 

- Skoro tak twierdzisz- odpowiadam zdziwiona jej zachowaniem.

- Tak, a on nigdy mnie nie chciał- mówi z żalem- myślałam, że dzisiaj może.... Teraz to już nieważne. Przepraszam was- uśmiecha się i odchodzi.

- Nie powiem, ale mnie zaskoczyła- mówi mój partner, a ja się z nim zgadzam. 

Tata Colina wskazuje nam miejsce przy stole, które zajmujemy od razu. 

Natomiast jego dziadek jako członek Wilczej Rady, przedstawia mnie wszystkim zebranym i tłumaczy kim jestem. Na ich twarzach widnieje szok, taki  sam jak u tej  blondynki. Mam dziką satysfakcję patrząc na nią, bo ona o mało co nie wybuchnie. Dziwne, bo przed chwilą cieszyła się na mój widok.

- Ellie powinnaś o czymś wiedzieć- Odzywa się Senior rodu Black.- Zgodnie z prawem tobie jako potomkini rodu Moonlight i twojemu partnerowi, należy się przywództwo w Wilczej Radzie. Masz do niego pełne prawa i tylko od ciebie zależy, czy przyjmiesz, to co cię się należy.

- A mogę się zastanowić?- Colin ściska moją dłoń pod stołem w geście pocieszenia.

- Decyzje musisz podjąć teraz,przykro mi.

- Rozumiem. Proszę dać mi chwilę.- Kiwają głowami na znak zgody.

- Colin chcesz być przywódcą?- Pytam ukochanego.

- Nie wiem Ellie, będziemy musieli dbać o wszystkie stada. To bardzo duża odpowiedzialność. Ale pytanie czy ty chcesz, kochanie?

- Staniesz przy moim boku jeżeli się zgodzę?

- Oczywiście maleńka, zawszę będę przy tobie- szepcze mi do ucha i przygryza jego płatek.

Patrzę po wszystkich zebranych i widzę, że wyczekują mojej decyzji, więc niech już nastąpi nieuniknione. Wstaję, biorę dłoń ukochanego w swoją.

- Zdecydowałam przyjąć przywództwo- słyszę szmery, więc rozglądam się po sali i mrużę oczy.- Mam do tego prawo i zamierzam z niego skorzystać. Jednak tytuł przechodzi na  nazwisko Black.

- Tak nie może być- ktoś się odzywa.

- Ale tak będzie, bo ja tak mówię- warczę.- To mój przeznaczony, mój partner i to jego nazwisko przyjmę. Niestety nie ma męskich potomków mojego rodu, więc jestem jedyna. Dziedzictwo przechodzi na ród Black. Czy każdy tutaj zebrany rozumie?- Mówię opanowanych i chłodnym głosem.

- Tak- wymawiają wszyscy chórem.

- To dobrze, w takim razie na mojego następce wybieram seniora rodu Black- widzę zaskoczenie wszystkich. -Ta decyzja nie podlega dyskusji i od dzisiaj mamy nowego następcę.

Po podpisaniu wszelkich możliwych dokumentów, wychodzę z Colinem i dopiero teraz mogę odetchnąć. Całe emocje opadają ze mnie i czuję jak zaczynam drżeć.

Poprosiłam Colina o wskazanie mi łazienki, po czym samo udał się do ogrodu, gdzie będzie na mnie czekał. Wchodzę do środka i od razu podchodzę do umywalki. Zimną wodą obmywam sobie twarz, bo czuję jak pali mnie skóra. Kiedy mam wychodzi, do środka wchodzi ta blondynka, ale patrząc w jej oczy widzę czystą furię. 

- Och Colinek zostawił cię samą, tym lepiej dla mnie- śmieje się obłąkańczo, aż przechodzą mnie ciarki.

- Czego ty chcesz?

- To proste. Ciebie- uśmiecha się.

- Że co? O czym ty mówisz?

- Mówi ci coś nazwisko Solinger, Nicolas Solinger?- Na samą myśl o tym skurwielu robi mi się niedobrze.- Widzisz kochałam go, a ty mi go odebrałaś, a teraz zapłacisz za to!- Rycz i  rzuca się na mnie, ale w ostatniej chwili udaje mi się odskoczyć i wybiec z łazienki.

 Pędzę co tchu w kierunku ogrodu i widzę przez wielkie oszklone okna, mojego ukochanego. Jeszcze tylko kilka kroków i będę na zewnątrz, obok niego. Patrzy się na mnie i robi przerażoną minę, a jego wzrok skupia się na czymś za moimi plecy. Postanawiam sprawdzić, co jest grane i obracam się, a to jest najgorsza decyzja jaką podejmuję.

Wielkie wilczysko rzuca się na mnie, uderza z impetem swoim ciałem we mnie tak, że przelatujemy przez szklaną taflę za nami. Jestem lekko oszołomiona i nie wiem co się dokładnie dzieje, ale mój wzrok skupia się na ociekających śliną kłach tuż przed moją twarzą. Staram się odepchnąć wstrętny pysk wilka, ale on nie daje za wygraną i gryzie mnie w dłoń. Z mojego gardła wydobywa się ryk bólu, po czym nie czuję na sobie żadnego ciężaru. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro