Błękit

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Zuza***


Wśród ludzi utarło się przekonanie, jakoby prawnicy byli w tej społecznej piramidzie kimś szczególnym. Obecną, bardziej unowocześnioną wersją staropolskiej magnaterii. Kiedy skończyłam studia i robiłam aplikację, mama uwielbiała chwalić się koleżankom, że ma córkę prawniczkę. A ja sama nie czułam się jakaś...wyjątkowa. W końcu na prawo rocznie idzie kilka tysięcy osób. Dziwnie mi było( i w sumie czasem nadal jest), bo tak naprawdę z dnia na dzień z Zuzy zostałam ,,panią mecenas" albo, tak jak zwraca się do mnie poza sądem Adrian, ,,panią Zuzanną". Zresztą, zauważyłam, że partner Gai to bardzo kulturalny chłopak. Nawet w luźnych rozmowach z nią nazywa nas właśnie ,,panią Zuzanną" i ,,panem Sebastianem", a ona biedna czasem musi się mocno zastanowić, o kim on w tym  momencie mówi, mimo że ja z racji naszej dość małej, bo zaledwie pięcioletniej różnicy wieku, proponowałam mu, żeby mówił mi po imieniu, a tę ,,panią" zachował na sytuacje wyłącznie oficjalne, czyli na przykład rozprawy. No ale nie chce, więc nie będę go zmuszać. Zresztą, rozumiem go, bo ja też mam problem ze zwracaniem się do byłej patronki Seby na ,,ty" i nie pomaga mi w tym jej bezpośrednie,, A jaka ja dla ciebie pani? Mów do mnie Jolka!". Wiem, że skoro sama na to pozwala, nie powinnam mieć skrupułów, ale nie potrafiłabym mówić tak do kobiety, która spokojnie mogłaby być moją matką. No właśnie...mama. Mam ostatnio wrażenie, że zaczyna jej mnie brakować. Ostatnio zadzwoniła. Rozmawiałyśmy, ale ani razu nie padło  z jej ust słowo ,,dziecko". Zupełnie, jakby moją ciążę wyrzuciła z pamięci. Odezwała się do mnie po...pięciu miesiącach. Niby starała się być w tym naturalna, ale średnio jej to wychodziło. Bo pewnie nie wiedziała, jak ma się zachować i o czym ze mną rozmawiać.


***


Powiedzieć, że moja przyjaciółka jest szalona, to jak nic nie powiedzieć. Stwierdziła, że pójdzie ze mną do lekarza, dowie się o płci dziecka i zrobi nam z tej okazji imprezę. Tak, Agata to jedyna osoba wiedząca, jakie imię będzie miało moje dziecko. Właśnie przed chwilą wpadła nam do mieszkania z naręczem różowych i niebieskich balonów oraz z dwoma tubami strzelającymi brokatem.


- Nie chcę wiedzieć, ile na to wydałaś- kręcę głową.


- Miliard, pięćset, sto, dziewięćset. Nie oddasz mi do końca życia. 


- A kto mówi, że chciałabym ci kiedykolwiek cokolwiek oddać?- nie mogę powstrzymać się od ironii. 


- Ty tak bez męża? Co ja będę bez Wani robić?- Sebastian udaje smutek.


- Spokojnie, Wania przyjedzie. Musi tylko opiekę dla dziewczynek ogarnąć.


- Kogo?- zagaduję.


- Teściową moją ukochaną. 


- Lubisz ją?- śmieje się do niej mój mąż.- Bo jakoś tak bez przekonania to mówisz. 


- A ty lubisz Janulewicza?


- Jasne! Kocham go.


- Taką samą miłością ja darzę Swietłanę. I ona mnie też. 


- Przez piętnaście lat nie zdążyła się do ciebie przyzwyczaić?- dziwię się.


- Nie. Bo nie jestem Ukrainką i nie mam na imię Katia. Czyli nie jestem byłą, cudowną narzeczoną Ivana. Jestem gówniarą, która uwiodła jej kochanego synusia. 


- To on się z nią nie rozstał, zanim wyjechał?


- Rozstał się. Ale ona ma swoją wersję. No i urodziłam Oksanę przed ślubem, więc jestem złem totalnym.  A że Ivan też miał w tym udział? Tę kwestię przemilczmy. Gdyby nie ja, on by czegoś takiego na pewno nie  zrobił. Ale nie przyjechałam tu gadać o teściowej. Twoja mama przyjedzie?


- Nie. Pytałam. Wiesz, nie dostała urlopu na sobotę- mrugam. - Gaja z rodzicami nie ma problemu, żeby przejechać cztery i pół godziny. Ona nie da rady wysiedzieć w PKSie trochę ponad godzinę. Zresztą, nie musiałaby. Mogłabym po nią podjechać do Oświęcimia. Ale nie chcę później przez miesiąc wysłuchiwać, jaka to ja jestem okropna, bo zmusiłam ją do przesiadywania godzinami z ludźmi, których ona nie zna.


- A siostra?


- Proszę cię, Sara ma śmiertelną alergię na dzieci. Gdyby tu była, ciągle by tylko manifestowała, jak bardzo tego nie chce.


***


Zjeżdżają się goście, a my stoimy na środku salonu z tubami wcześniej przywiezionymi przez Agatę. Słychać odliczanie od dziesięciu w dół, a ja cała się trzęsę, choć sama nie wiem czym jest ten stan wywołany. Na chwilę odwracam głowę w stronę zebranych i zatrzymuję się na Gai, której Adrian dłońmi zasłaniał uszy, żeby nie zwariowała od hałasu. Pięknie wygląda, ubrana w czerwoną sukienkę typu hiszpanka z falbanką ,odsłoniętymi ramionami i w białych sandałach na niskiej szpilce. Słysząc wywrzeszczane przez rodzinę i znajomych ,,Zero!" jak na zawołanie słyszę lekki huk, a potem widzę dookoła nas brokat w chyba każdym możliwym odcieniu...niebieskiego. 


- Ave Cezar -mówi mi do ucha Sebastian łamiącym się głosem, przytulając mnie do siebie.- Kocham cię!


- Ja ciebie też- zapewniam, też płacząc i mimochodem żałuję, że nie ma z nami mojej mamy. Zastanawiam się, jak by zareagowała. Czy też by się popłakała, czy może po prostu podeszła i nas przytuliła? Nie wiem. Ciężko mi powiedzieć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro