Dylemat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Zuza***


Jak się czuję, siedząc w domu od prawie roku, z czego prawie dwa miesiące z malutkim dzieckiem? Świetnie, chociaż nie jest łatwo. I coraz bardziej brakuje mi togi. Co oczywiście nie znaczy, że dziecko mi w czymś przeszkodziło. Przeciwnie, mam wrażenie, że Julek pojawił się w moim życiu w najlepszym możliwym momencie.


Fakt, nie daje mi się jeszcze wyspać, ale kiedy nie śpi, jest...cudny. Powoli robi się coraz bardziej kooperatywny, między innymi sporo obserwując. Na razie bardzo interesuje go sufit, karuzela, którą ma nad łóżeczkiem i...moje - obecnie czerwone- paznokcie.  


No i robi się coraz bardziej rozgadany, jeśli tak możemy nazwać jego aktualny sposób komunikowania się ze światem.  Gaja określiła, że brzmi to jak...gruchanie gołębia. 


Co do mamy, dalej go nie widziała. I chyba nie chce zobaczyć. O ile o to, że nie wpadła do mnie przyjaciółka, nie mam pretensji, bo rozumiem, że łączenie wychowywania trójki dzieci z prowadzeniem kancelarii jest bardzo wymagające, to mamy nie jestem w stanie zrozumieć.  Wiem, że ona też nie ma łatwej pracy. Ale kiedy wraca do domu, tak naprawdę niewiele musi robić. Moja siostra przecież nie wymaga opieki. Gotować też nie ma potrzeby, bo obie jedzą na mieście, wychodząc z założenia, że dla dwóch osób nie opłaca się brudzić naczyń. 


Czy to się w końcu zmieni? Nie wiem. Już przestałam przez nie obie płakać. Bo nie ma chyba sensu przejmować się rzeczami, na które nie ma się praktycznie żadnego wpływu, prawda?


***


Chwilę po siódmej budzi mnie płacz. To całkiem miła odmiana, biorąc pod uwagę, że do tej pory Juliusz organizował mi pobudki jakieś dwie godziny wcześniej.


- Dzień dobry panu - odwracam do niego głowę. - Wyspałeś się? 


Patrzy w sufit tymi swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. 


Przechodzę z nim do salonu i chwilę po zajęciu miejsca na kanapie, niemal automatycznie wciskam przycisk zasilania w pilocie od telewizora. Po chwili włącza się TVN24 i na charakterystycznym żółtym pasku widzę informację o brutalnym zabójstwie młodej dziewczyny w centrum Krakowa.  Jako karnistce, od razu zapala mi się czerwona lampka. Ciekawe, jaki był motyw, myślę. Biorąc pod uwagę to, że ofiara miała niewiele ponad dwadzieścia lat, mogło to być zabójstwo na tle seksualnym. 


Bardzo prawdopodobne. I niestety wcale nie takie rzadkie. 


Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek telefonu.


- Hej, jesteś zajęta?- słyszę od Agaty.


- Karmię małego, ale mów. Stało się coś?


- Słyszałaś, co się stało w centrum?


- Właśnie przed chwilą się dowiedziałam. I wiem, że mają już podejrzanego.


- No właśnie...


- Czy ja słyszę tu jakieś drugie dno?


- Tak się składa, że sprawca to też dzieciak. Dokładnie rocznik '04. Zadzwonili do nas  jego rodzice i...chcą ciebie. 


- Co?


- Chcą, żebyś go broniła. 


- Wiecie, że ja teraz nie...


- Tak. Ale się uparli. Słyszeli o tobie sporo dobrego. Wiedzą, że wygrywasz prawie każdą sprawę i nie chcą słyszeć o nikim innym. 


- Wiesz, że gdybym to wzięła i przegrała, cała kancelaria dostałaby po dupie, nie?  Ivan nie mógłby się tym zająć?


- Tak, jak mówiłam, chcą ciebie. Ale wiemy, jaka jest sytuacja, więc będziemy kombinować. Mimo wszystko chcieliśmy, żebyś wiedziała, że nie tylko my tu na ciebie czekamy.


- Dzięki. Bardzo się cieszę, że o mnie pomyślałaś. 


- Nie ma sprawy. Powiedz, jak się czujesz?


- Coraz lepiej.  Ale... jeżeli nie zgodzą się na kogoś innego, to co robimy? Mam wrócić wcześniej?


- Na razie spokojnie. Niech chłopakowi postawią zarzuty. Wtedy będziemy się martwić. 


***



- Słyszałem, że jest problem - słyszę od męża, kiedy wraca z prokuratury późnym popołudniem. - Bardzo komuś zależy na twojej obronie.


- Nie powiem, mam w związku z tym lekki dylemat - przyznaję, blado się uśmiechając. Tak naprawdę nie mam pojęcia, jak z tego wybrnąć. 


- Tak się składa, że uciąłem sobie z gówniarzem miłą pogawędkę. 


- Sądząc po tym, jak go nazwałeś, musiało być bardzo sympatycznie- żartuję, szturchając go lekko łokciem.  - Przyznał się?


- Nie. W ogóle się nie odezwał. 


Kolejna czerwona lampka.


- Może jest w szoku. Mogłabym wtedy iść w niepoczytalność. Albo chociaż ograniczenie poczytalności.


- To samo mu powiedziałem. Dodałem jeszcze, że jeśli nie będzie współpracował, z ogromnym prawdopodobieństwem będą go rypać przy każdej możliwej okazji.  Ale czekaj...mogłabyś mówić? To znaczy, że wzięłabyś tę sprawę? 


- Jeśli miałabym możliwość, to chyba tak. Po takiej przerwie przydałoby mi się jakieś spektakularne zwycięstwo. 


- Nie znasz szczegółów - kręci głową. 


- Bo nikt mi nic o nich nie mówi. 


- Wiesz, że nie mogę - wzdycha, jakby coś na tym tracił.- Artykuł 102 ustawy ,,Prawo o prokuraturze". - Jedyne, co mogę ci zagwarantować, to że nie  byłby to łatwy proces. 


- W prawie karnym żaden taki nie jest. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro