Dystans

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Sebastian***


Czego jeszcze, poza pewną bezwzględnością, decyzyjnością i powagą, wymaga moja praca? Chyba przede wszystkim szeroko rozumianego...dystansu. Do zawodu, do ludzi i do tego, co widzimy. Bo gdybym miał się ciągle katować widokiem zmasakrowanego ciała z mózgiem na wierzchu, raczej nie spał bym po nocach. A nie wolno mi przecież na sekcji czy oględzinach zamknąć oczu albo odwrócić głowy. Ale z drugiej strony, ciężko mi czasem upominać aplikantów, kiedy im się takie zachowania zdarzają.  Ja sam jako aplikant czy asesor za tym nie przepadałem( i dalej tych momentów nie lubię, ale dekada w prokuraturze zrobiła swoje). Ale ostatnio zauważyłem, że i ludzie dystansują się ode mnie. A w zasadzie jeden człowiek. Adrian. Zawsze był dla mnie bardzo miły i kulturalny, ale odkąd związał się z Gają, zrobił się wręcz niezdrowo ,,ugrzeczniony". Boi się ją przy mnie przytulić czy pocałować, jakbym miał go za to udusić czy w jakikolwiek inny sposób pozbawić życia. Lubię go. Wiem, że Gai się przy nim krzywda nie stanie.  Na początku ceniłem go wyłącznie jako prawnika, zauważając od razu, że w niedalekiej przyszłości będzie z niego dobry prokurator. A potem... potem zaczął uszczęśliwiać mi siostrę. Zaakceptował ją. Całą. Nawet to, jak bardzo czasem jest wymagająca i zasadnicza. Czy mogę chcieć od niego czegoś więcej?


***


Mam sobie za złe to, do jakiego stanu doprowadziłem Gaję. To znaczy...wyszła na chwilę, wróciła i kiedy wydawało nam się, że ten chwilowy kryzys ma za sobą, Zuza przez przypadek stłukła szklankę, na powrót powodując u mojej siostry tę przysłowiową białą gorączkę. Tym bardziej, nikt tak naprawdę nie wie, jak Gaja zareaguje. Warianty są dwa:  albo chwilę popłacze i padnie od nadmiaru bodźców, albo odwrotnie. Będzie  nimi do tego stopnia pobudzona, że przez całą noc będzie biegała jak nakręcona zabawka. Na razie tylko znowu chowa się w swoim pokoju. Mam zamiar iść za nią, ale zanim się obracam, robi to już Adrian.


- Poradzę sobie - deklaruje z uśmiechem.


- Uważaj na nią. I na siebie trochę też. Może być agresywna, a uwierz mi, że bliskie spotkanie skory z jej paznokciami nie jest zbyt przyjemne.


- Spokojnie, nic nie boli bardziej od tatuażu na kościach. Przeżyję, jeżeli zechce się na mnie rzucić z hybrydami. 


***


Adrian znika na mniej więcej godzinę. Wychodzi z Gają, już w lepszym stanie. 


- W porządku?- zagaduję ją.


- Jak widać. Całkiem nieźle. Tylko już nie dawaj Zuzie szklanek, co?


- Panie prokuratorze, dzwonią z komendy- Adrian przerywa nam rozmowę.


- Co się dzieje?


Bierze głębszy oddech, zastanawiając się pewnie, jak mi tę wiadomość przekazać, żeby Gaja nie słyszała. Więc rusza ustami, jakby miał zamiary wymówić słowo ,,zwłoki".  Kiwam głową na znak, że wiem, o co chodzi.


- Co jest?- Gajenka nerwowo się rozgląda.


- Nic - obaj naraz ją uspokajamy. Tak naprawdę nie wie, co dokładnie robię w pracy. I co w niej często widzę. I  chyba lepiej dla niej, żeby tego nie wiedziała. 


***


- Tak się czasem zastanawiam, jak pan to robi, że widok tych wszystkich zwłok pana nie rusza- Adrian przecina ciszę w moim samochodzie. 


- Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi. zdążyłem się już przez te lata do tego przyzwyczaić. Z szacunku do własnego ciała i psychiki nie rozpamiętuję wszystkiego, co widziałem. Ale czasami to nie jest proste. Ciężko mi ostatnio było, widząc dziewczynę w wieku Gai z pętlą na szyi, nie pomyśleć o niej. Skoro już o mojej siostrze mówimy, to...dziękuję. Zmieniasz ją. Zaczęła się przez ciebie uśmiechać, wychodzić do ludzi i... ostatnio sama z siebie sięga po  książki- przy ostatnim zdaniu nie mogę powstrzymać śmiechu.- Wiesz, miałem od czasu jej diagnozy takie marzenie, żeby kiedyś trafiła na kogoś, kto ją będzie kochał bez względu na autyzm.  I pojawiłeś się ty. Przypadek? Tak, czy inaczej, dziękuję ci, że z nią jesteś- mówiąc to, odruchowo klepię go po ramieniu. Ten gest przyszedł mi jakoś tak...naturalnie. Jakbym czynił go młodszemu bratu. To chyba dobry znak, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro