Mała(wielka) miłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Zuza***


Miłość. Temat- rzeka w serialach, piosenkach, filmach i książkach. Myślę, że tej łączącej Scarlett i Rheta, Romea i Julię, czy Rose i Jacka nie muszę nikomu przedstawiać ani jakoś szczególnie opisywać, prawda? To chyba jedno z tych niewielu uczuć, które ma dziesiątki, o ile nie tysiące obliczy. Jako nastolatka (i, jak wszyscy wiemy, już dorosła kobieta), długo się zaklinałam, że dzieci nie chcę.  Na początku chodziło głównie o ciało. O to, że po ciąży  nie będzie wyglądało już tak dobrze. Później, chyba w połowie studiów, stwierdziłam, że fajnie byłoby mieć kiedyś kogoś do kochania poza partnerem. Ale niedługo potem rozstałam się z ówczesnym chłopakiem. Więc logicznym jest, że na dziecko nie było wtedy szans. Zresztą, chciałam rodzinę założyć w momencie, kiedy ,,coś" będę miała. Mam na myśli chwilę, w której do czegoś w życiu dojdę. Będę miała stabilną pracę, wynagrodzenie, przy którym nie musiałabym się pod koniec miesiąca zastanawiać, czy zabrać dziecko w wakacje na kilka dni nad morze, czy lepiej wymienić pralkę. Bo takich wyborów musieli dokonywać moi rodzice, kiedy byłam mała. Nie chciałabym tego dla swojego syna. Chcę dla niego tego, czego ja sama nie miałam okazji dostawać. 


***


- Mów coś do mnie- nakazuję podenerwowana. Zapomniałam, jak bardzo nie znoszę szpitali.


- A co?


- Powiedziałam: cokolwiek. Opowiedz mi o tej wygranej sprawie Adriana, czy coś.


- Już ci wszystko powiedziałem. Ale jeżeli ci to pomoże, zrobię to znowu- kiwa głową, nic sobie chyba nie robiąc z faktu, że jesteśmy na nogach od czwartej rano, a więc od prawie jedenastu godzin.- Adrian rozwalił system, rujnując Wani całą  linię obrony. Rozwijał się przy mowie końcowej, a ta kanalia ukraińska siedziała, jakby nie wiedziała, co tu się właśnie wydarzyło. Spojrzał się na niego, jakby chciał się zerwać i mu powybijać zęby. Albo powiedzieć coś w stylu: ,,Jeszcze jedno słowo, bezczelny gówniarzu".


- Cicho bądź- rzucam, z bólu omal zapominając oddychać. To trochę tak, jakby odcinało mi kontakt ze światem. Nie wiem, o czym rozmawiamy, która jest godzina czy pora dnia.


- Co jest?- dziwię się po pewnym czasie.- Czemu nic nie mówisz?


- Kazałaś mi. 


- Co? Że niby ja ci kazałam?


- Tak. 


Znowu chwila ciszy. Przez chwilę obserwuję Sebastiana, jakby jego postępowanie było dla mnie wybitnie nielogiczne. A on po prostu siedzi obok mnie, opierając czoło na mojej ręce zaciśnietej na jego dłoni.


- Kochanie?


- Hm? 


- Jesteś zmęczony?


Wywołuję u niego parsknięcie śmiechem. Czyżbym znów gadała od rzeczy jak dosłownie pięć minut temu?


- Co cię tak rozśmieszyło?


- To, że zamiast w obecnej sytuacji skupić się w całości na sobie, martwisz się o to, czy ja przypadkiem nie jestem zmęczony.


- A jesteś?


- Nic mi nie będzie


***


Dokładnie cztery minuty przed dziewiętnastą słyszę bardzo wysoki, pełen gniewu wrzask. A potem dostaję na ręce tę małą, krzyczącą istotę. Julka, a dokładniej Juliusza Aleksego. 


- Dobry wieczór, malutki- udaje mi się powiedzieć.- Ale ty jesteś piękny.


- Zuza...


- Tak?- patrzę na zapłakanego męża.


- Dziękuję za niego. Kocham cię.


***


Pierwsze dni z maleńkim dzieckiem w domu, opisane jednym słowem? Bardzo proste. Chaos. Powoli dochodzę do wniosku, że kupowanie prezentów świątecznych w połowie listopada nie było z naszej strony fakapem. Przeciwnie, mam wrażenie, że było to najlepsze, co mogliśmy zrobić. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz latała po sklepach, kiedy mam problem nawet z tym, żeby normalnie usiąść. Poważnie, zazdroszczę dziewczynom, które chwilę po urodzeniu dziecka są w stanie funkcjonować zupełnie normalnie.  Chciałabym tak. Ale Julek jest cudny. Owszem, drze się w nocy, ale nie wydaje mi się, żeby gdzieś na świecie było dziecko, które tego nie robi. No i piękny jest! Samo patrzenie na niego pozwala mi zapomnieć o tym, że męczyłam się w szpitalu prawie piętnaście godzin. Cóż, wychodzi na to, że mamy z Sebą swój własny, przedświąteczny cud...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro