Marzenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Zuza***


Razem  z moimi znajomymi- adwokatami czasem żartujemy,że kiedy sytuacja naszego klienta jest lekko...niezadowalająca dla nas,jako obrońców,mamy dwa wyjścia. Albo wypowiedzieć obronę i zostawić człowieka na lodzie,albo mieć nadzieję na cud, że może jednak sędzia przychyli się do naszego wniosku. Jak się tak mocniej zastanawiam,to w sferze prywatnej też bardzo często liczę na podobne ,,cuda". Kilka lat temu,ukradkiem podpatrując w kancelarii relację Ivana z żoną, marzyłam o tym,żeby ktoś kiedyś zwracał się do mnie tak,jak on do niej.  Od tego jego ,,Agatko" albo ,,Kochanie" czasem coś w środku mocno mnie kuło, a potem...  miałam swoją pierwszą w życiu rozprawę. To wtedy pierwszy raz miałam kontakt z Sebastianem i,jak już pewnie wszyscy wiedzą,nie polubiłam go.  Jakie było moje zdziwienie,kiedy wychodząc z sali usłyszałam uradowanego patrona mówiącego ,,Widzę,że poznałaś już mojego przyjaciela". Będąc szczerą, miałam nadzieję,że mnie wkręca. Nie pasowali mi do siebie.  Wania ciągle się uśmiechał( co do tej pory się nie zmieniło), a Seba mógłby każdego z osobna zamordować wzrokiem.  A że się zakochałam? To już inna bajka. Teraz fantazjuję raczej o tym,żeby siostra zaczęła mnie chociaż tolerować. Bo na miłość taką jak ta mojego męża i Gai nawet nie liczę.  Nie wyobrażam sobie,żeby Sara codziennie pisała mi,że mnie kocha i jest ze mnie dumna. To zupełnie nie w jej stylu. Ona raczej codziennie podkreślałaby,jak bardzo mnie nienawidzi i do jakiego stopnia nie obchodzi jej moje życie.


***


- Muszę ci się do czegoś przyznać- uśmiecham się do niego tajemniczo.


- Stało się coś?


- Wiedziałam o Gai i Adrianie trochę wcześniej niż ty. Zadzwoniła i poprosiła mnie o pomoc. Kazała mi to zachować dla siebie.Bała się. Nie miała pojęcia,jak ci o tym powiedzieć -tłumaczę mu szybko,starając się uniknąć jego przeszywającego spojrzenia,które do tej pory rezerwował wyłącznie dla oskarżonych. To takie jego niewerbalne ,,Nie łudź się,mnie i tak nie okłamiesz".


- No nie patrz tak na mnie. Czuję się,jakbym kogoś zabiła- śmieję się nerwowo i właśnie zaczynam w pełni rozumieć ten jego fenomen.Przy takim spojrzeniu człowiek jest w stanie naprawdę przyznać się do wszystkiego.


- Czemu mi nie powiedziałaś?- pyta z wyrzutem.


- Gaja prosiła.   Chyba się za to nie obrazisz,nie?


- Może-odpowiada poważnie,ale po chwili się uśmiecha,a szafir w jego oczach zaczyna topnieć.-  Zuza,kochanie, czy ty się mnie bałaś?


- Przyznaję,że powiało chłodem.  Już chyba wiem,czemu straszą tobą klientów.  


- Nie wiedziałaś?


- Wiedziałam,że ciężko obronić przed tobą człowieka. Ale nie miałam świadomości,czemu aż tak się ciebie boją. 


- O to chodzi -mówi dumny z siebie.- Mają się mnie bać. Ale ty nie. Zresztą...potrzebuję twojej pomocy.


- Zamieniam się w słuch.


- Nie wierzę,że to mówię,ale... moja siostra za jakiś czas kończy osiemnaście lat i..


- I? - udaję głupią.


- I zależy mi na tym,żeby o tym szybko nie zapomniała,więc...potrzebuję kogoś z poczuciem estetyki,kto pomoże mi ogarnąć imprezę.


- Gaja i imprezy? Serio?


- Sama to wymyśliła.


- Ma jakieś życzenia?


- A czym jest chaber?-odpowiada pytaniem na pytanie.


- No...to kolor.


- Tyle to ja wiem. Ale jaki?


- Niebieski. Taki ciemny- uściślam.


- Nie można tak było od razu?


- Coś jeszcze?


- Więcej nic nie wiem.Chociaż...najbardziej to ona pewnie życzyłaby sobie Adriana...


- Jak to zakochana nastolatka.


- Wiesz,przeraża mnie jedno.


- Co?


- Że on ją za jakiś czas...rozdziewiczy- niemal wypluwa to słowo. - A ona nie będzie tego chciała,ale nie da rady mu tego powiedzieć. 


- Oni się tak naprawdę dopiero poznają- uspokajam.- Na razie bym o tym nie myślała. Poza tym,przepraszam,że to znowu powiem,ale to będzie jej życie i jej wybory,na które nikt oprócz niej nie będzie miał jakiegokolwiek wpływu.


***


Decyduję się na odwiedzenie siostry i podjęcie próby rozmowy. Chwilę na nią czekam,bo zdaje się nie reagować na wołanie mamy. W końcu przychodzi,mierzy mnie spojrzeniem i mówi sztucznie:


- O, pani mecenas! Nie spodziewałam się,że tu panią zobaczę. Cóż za niespodzianka! Pan prokurator cię w końcu zapłodnił?


- Sara...po co ten ironiczny ton? 


- Nie przyjechałaś tu pieprzyć o swoim zajebistym życiu?  


- Nie.


- Czyżby kłopoty w raju?


- Żadnych.


- No tak. Zuzanna ma zawsze wszystko pierwszorzędne,prawda? Idealna praca, studia, świetny facet, zaraz pewnie dziecko... coś pominęłam? - ciągnie cynicznie.


- Cóż, w większości się zgadzam. 


- W większości...spodziewałam się po tobie bardziej wylewnych odpowiedzi. Ponoć prawnicy dużo mówią. Chyba że się rozmawia wyłącznie z wybranymi. 


- Masz coś do mnie?


- Hmm...pomyślmy...jaki problem można byłoby mieć do kogoś tak boleśnie wręcz idealnego?


- Boli cię,że żyję po swojemu?- odkrywam z niedowierzaniem.- Serio,uważasz,że nie masz sobie nic do zarzucenia? Gdzie w takim razie byłaś, kiedy mamie wypadł dysk i potrzebowała we wszystkim pomocy? Gdzie byłaś, kiedy ojciec umierał? Słucham. Pochwal się,gdzie,kurwa,byłaś! 


Spuszcza głowę.


- Nie pamiętasz? To ja ci przypomnę. Woziłaś się tym swoim kupionym na kredyt szpanerskim autem,żeby ci przypadkiem nikt nie powiedział,że cię nie stać. 

***



Tak,wiem,pewnie powiedziałam za dużo i za ostro,ale...czy dało się zrobić to inaczej? Prawda jest taka,że mojej siostry nie było nigdy,kiedy była potrzebna.  Widzę,że nie potrafimy już ze sobą jakkolwiek rozmawiać,więc te moje wyobrażenia nas jako przyjaciółek nadal chyba zostaną marzeniami.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro