Rewelacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Gaja***


Odkąd pamiętam, były ze mną jakieś problemy. Najpierw strasznie długo nie mówiłam. Później poszłam do szkoły i tam znów były schody. Miałam (i w sumie mam nadal) problemy z czytaniem, pisaniem i rozumieniem tekstu. Ale, co ciekawe, tylko w języku polskim. Angielski w ogóle nie stanowi dla mnie problemu. Przez pewien czas nie było wycieczki,z której wróciłabym bez mniej lub bardziej poważnej kontuzji. Trzeba być mną, aby w ciągu roku cztery razy  skręcić kostkę.  Ponoć na początku wszystko było ze mną w porządku. Kiedy miałam trzy lata, nagle się ,,popsułam".  Nie można było mnie z nikim zostawić. Wściekałam się o bzdury takie jak kolor koszulki czy spinek do włosów. Z powodu takich detali potrafiłam godzinami wrzeszczeć, waląc głową o ścianę czy podłogę. Może to dlatego teraz mało kto mnie w rodzinie toleruje i,nadal widząc we mnie tę małą terrorystkę sprzed kilkunastu lat, zastanawia się, jakim cudem jakikolwiek chłopak wytrzymał przy mnie dłużej niż tydzień? Chociaż...nad tym zastanawiam się ja sama.Babcia twierdzi,że to przez dzielącą nas odległość. Nie żyjemy obok siebie,więc Adrian nie wie jeszcze, na co mnie tak naprawdę stać. Do jakiego stopnia potrafię być, cytując klasyka, okrutna, zła i podła. Czyżby był tak zdesperowany? Nie...więc, co on we mnie takiego zobaczył? Co mam mu do zaoferowania? O książkach nie porozmawiamy, bo większości nie rozumiem,oglądam filmy z jednym i tym samym aktorem,zapętlam ten sam rodzaj muzyki. A nie sądzę,żeby moje ciało było jakieś wyjątkowe. Bo co jest pięknego w widocznych kościach i posiniaczonych w wyniku intensywnego używania wrotek kolanach?


***

Czy to normalne, wiedzieć,że spotkasz kogoś, kogo kochasz, i czujesz z tego powodu niepokój? Nie wiem,ale tak właśnie się czuję.Kocham mojego brata,ale podczas naszej ostatniej rozmowy brzmiał dosyć..dziwnie. Jakby coś ukrywał i fakt,że dziś przyjedzie z Zuzą do Poznania działa na mnie trochę stresująco. Żeby odwrócić uwagę, przypominam sobie o plakacie wiszącym w gabinecie mojego psychiatry. A w zasadzie o samym tytule, który mnie rozbawił, czyli ,,Jak być fajnym ludziem". I tak sobie myślę, czy można mnie kimś takim nazwać. Ale wszystkie te moje pseudofilozoficzne przemyślenia przestają mieć znaczenie,kiedy, wchodząc do domu, widzę i Sebastiana, i Zuzę całych we łzach:


- Co jest?- nerwowo poprawiam bluzę w odcieniu różowego złota.- Ktoś umarł?


- Przeciwnie, kochanie. Porozmawiajmy u ciebie, co?- mój brat w końcu doprowadza się do porządku.


- Słucham. Co się stało,że weszłam i wszyscy płaczą?- pytam, kiedy siedzimy w moim pokoju. Z nerwów skupiam się na detalach: tablicy, na której rozwiązuję zadania, ścianach w odcieniach różu i szarości i otwartym w połowie ,,Przedwiośniu" ułożonym na środku biurka.


- To jeden z tych momentów, kiedy nie wiem, jak mam ci coś powiedzieć,więc powiem wprost...


- Zaraz, uosobienie charyzmy i ciętej riposty nie wie, co ma mówić?- przerywam mu. 


- Dasz mi to w końcu powiedzieć?- zapominam,że mój brat nie cierpi, kiedy wpada mu się w słowo.-Ja i Zuzia w połowie grudnia będziemy mieli dziecko.- informuje, a mnie wbija w podłogę. Patrzę to na nią, to na niego, i sama już nie wiem, czy powinnam ich teraz przytulić, udusić, poprosić,żeby mi to powtórzyli. 


- Aha-udaje mi się  w końcu wykrztusić i bardzo chce mi się śmiać. Tak u mnie właśnie jest.Im poważniej, tym ja bardziej głupieję, choć psychiatrzy nazywają to paragelią.


- Z czego my się tak właściwie śmiejemy?- słyszę od Zuzy po paru minutach.


- Nie wiem. Ale chyba zaraz połamię sobie żebra. 


Dalej ktoś myśli,że wszystko ze mną w porządku?


***


- Żyjesz?- Seba chyba chce sprawdzić, czy po napadzie śmiechu wszystko wróciło u mnie do normy.


- Powiedzmy,że dochodzę do siebie.


- Zaskoczyło cię to, prawda?


- Nie do końca. Zastanawia mnie tylko,że się nie boisz.


- Czego mam się bać?-siada obok mnie na łóżku.


- Tego,że twoje dziecko będzie takie samo jak ja. 


- To znaczy?


- A jaka ja byłam jakieś piętnaście lat temu?


- Urocza. 


- Chyba okropna. 


- Gaja, proszę cię....przestań. 


- Przepraszam. Mogę cię przytulić?-wypalam, a on w odpowiedzi rozkłada ręce. Chyba jednak mam w sobie jeszcze zdolność do okazywania uczuć, chociaż przyzwyczajenie się do tej ich rewelacji pewnie zajmie mi sporo czasu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro