Ważny dzień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Gaja***


Wszystko kręci się wokół wesela. Ostatnie dni skupiały się na odbiorze sukienek, garniturów,doborze biżuterii i innych tego typu rzeczy. Kiedy dwa dni temu wyjeżdżaliśmy na Mazury,miałam nadzieję,że chociaż w aucie będę miała spokój. Nie miałam. Dziadkowie wiecznie mieli jakieś pytanie. A czemu tyle ludzi? A po co im pieniądze zamiast prezentów? A czy moja sukienka nie jest za długa,a szpilki nie za wysokie jak na mój wiek?Ale i tak najgorsza była droga,a w zasadzie czas. Mieliśmy jechać niespełna cztery godziny,a przez remonty i jakiś wypadek jechaliśmy...dziewięć. Myślałam,że tego nie przeżyję. I nie pomagało słuchanie audiobooków, rysowanie,ani nic innego,za co się brałam. Przyjechaliśmy wykończeni,a wczoraj byliśmy zobaczyć salę. Wiem,że jeśli chodzi o brata,mogę być nieobiektywna,ale jest tam pięknie.Elegancko,ale jednocześnie trochę ekstrawagancko. Nie powiem,spodobało mi się. Mam nadzieję,że będzie tam tak dobrze,jak wygląda. I że będę w stanie wytrzymać do północy bez konieczności zakładania słuchawek.


***


Ostatni raz przeglądam się w lustrze,ubrana w moją długą różową sukienkę z tiulowym dołem, z jasnymi sandałami na małej szpilce założonymi na nogi. Z pasującym do stylizacji makijażem i włosami spiętymi na górze w warkocz,podczas gdy reszta jest rozpuszczona i pofalowana. Otwieram drzwi do pokoju,w którym jest Seba i z rodzicami wchodzę do środka.


- Cześć,brat-witam się z nim,nie wiem czemu,łamiącym głosem.Odwraca się,skanuje mnie wzrokiem z góry na dół i stwierdza:


- Różowo się tu zrobiło. Ale bardzo,bardzo ładnie. Mamusia to prawie jak Kleopatra-komplementuje.


- Widziałeś już Zuzę?-pytam. 


- Jeszcze nie.


Jak na zawołanie na schodach rozlega się dość głośny stukot szpilek. Najprawdopodobniej w naszą stronę zmierza kilka kobiet,a wśród nich,patrząc na godzinę,na pewno jest Zuza.


- Oho,jest i ona!-woła Ivan,a moja bratowa wchodzi do pomieszczenia. Jest piękna. Delikatnie umalowana,z włosami upiętymi w kucyka trzymanego w ryzach przez subtelny perłowy grzebień z welonem.


-Odwróć się- szepcze do mojego brata,a on wykonuje jej polecenie.


- O,a kto to? Czy to moja wymarzona narzeczona?


- Na to wygląda- uśmiecha się.


- Cudownie wyglądasz.


- Dzięki. Ty też,skarbie.


***

Każdy zajmuje swoje miejsce naprzeciwko łuku,nad którym będą brać ślub.Moją uwagę przykuwa stojąca na ozdobionej kwiatami białej sztaludze tabliczka tego samego koloru,na której widać napisane srebrnymi literami zdanie ,,Dziadku,ze wszystkich spacerów,które razem przeszliśmy,ten zapamiętam do końca życia",a odrobinę niżej podpis ,,Twoja Z." Zatrzymuję się na chwilę wzrokiem na Sebastianie. Widać,że jest cholernie zdenerwowany. Znowu patrzę na zegarek. Jeszcze pięć minut i dwadzieścia cztery sekundy. To tylko chwila,myślę.


***

Kiedy z głośników zaczyna płynąć akustyczna wersja jednej z piosenek Presleya,zaczyna do mnie docierać,że to naprawdę się dzieje. W tym przekonaniu dodatkowo utwierdzają mnie ubrane w białe sukienki córeczki Ivana rozsypujące kwiaty po czerwonym dywanie.Za nimi powolnym krokiem idzie ubrana na biało śliczna adwokatka. Patrzę w stronę brata. Płacze, a przyjaciel poklepuje go po ramieniu.Ludzie tak zawsze reagują,czy tylko ja jestem powalona do tego stopnia,że nawet teraz,w takim momencie,niczego nie czuję?


***


Przychodzi pora na złożenie przysięgi. Niektórzy już nagrywają,inni zaczynają płakać i w pośpiechu szukają chusteczek. A co robię ja? Ja rozglądam się po gościach z zamiarem obliczenia,jaki procent z nich znam. Moje spojrzenie spotyka z grupą ośmiu osób ubranych na czerwono. Spogląda na mnie Adrian,a z jego ust wydobywa się ledwo słyszalne ,,Siema".Uśmiecham się i odwracam twarz w stronę Młodych.


-Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny,uroczyście oświadczam,że wstępuję w związek małżeński z Zuzanną Lidią Szostak...-tu Seba robi przerwę, tłumiąc wybuch panicznego śmiechu.-I przyrzekam,że uczynię wszystko,aby nasze małżeństwo było zgodne,szczęśliwe i trwałe.


Teraz chyba kolej Zuzy,nie?


-Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny,uroczyście oświadczam,że wstępuję w związek małżeński z Sebastianem Jakubem Olszewskim i przyrzekam,że uczynię wszystko,aby nasze małżeństwo było zgodne,szczęśliwe i trwałe- swoją część mówi na tyle cicho,że gdyby nie podsuwany przez urzędnika mikrofon,pewnie wcale nie byłoby jej słychać. Głos jej się kilkukrotnie podłamał,a z oczu popłynęło kilka łez..Zaczyna pękać mi głowa,kiedy po ich pocałunku rozlega się kakofonia oklasków. Lekko nie będzie.


***


Wreszcie czas na pierwszy taniec. Seba i Zuza stoją po obu stronach parkietu,a z głośników słychać ,,Hold my hand" Lady Gagi z ubiegłorocznej wersji ,,Top gun'a".Pod ich nogi wydostają się kłęby sztucznego dymu. Zuza rusza w jego stronę,wykonując lekki obrót w połowie drogi, a mój brat całuje wierzch jej dłoni,kiedy znajduje się już wystarczająco blisko.Przez większą część trwania utworu zastanawiam się,na czym niby ma polegać efektowność tego tańca,skoro to tylko walc angielski,tyle że do znanej piosenki. Odpowiedź przychodzi sama,przy ostatnim refrenie.Znów się od siebie oddalają,Zuza podchodzi,a mój brat chwyta ją jedną ręką. Wygląda to tak,jakby leżała. Z fontann tryskają sztuczne fajerwerki mające na celu,jak się domyślam,wzmocnienie efektu. Ledwo przez to stoję. Ba,mam wrażenie,że gdyby nie trzymający mnie od tyłu tata,już runęłabym jak długa. Najchętniej już wyszłabym i posiedziała na balkonie.No ale przecież teraz nie wyjdę.Bo jak to tak, wyjść w jednym z ważniejszych momentów wesela. 


- Słuchajcie,zrobili to!-mówi przez mikrofon ich podekscytowany wodzirej- Jakież to było dobre!


Czemu on tak drze mordę,pytam w myślach.


***


Od godziny siedzę na balkonie,wpatrując się w telefon i próbując doprowadzić się do porządku. Może gdybym nie przekonała Seby,że wyjście ze mną na parkiet jest świetnym pomysłem,byłoby inaczej. Sama tak naprawdę jestem sobie winna. Ale nie żałuję,bo tych paru minut,które poświęciłam na wirowanie z nim do ,,Zawsze tam,gdzie ty",nie zmieniłabym na nic innego.


- Hej,mogę z tobą posiedzieć?- słyszę od Adriana.Wbija we mnie swoje niemalże czarne oczy, czekając na odpowiedź.


-Jasne.


- Napijesz się?-stawia przede mną puszkę truskawkowego bezalkoholowego piwa.


- Czemu nie-wzruszam ramionami,a on rozlewa je do dwóch kieliszków.


- Jak się bawisz?


- Nieźle,dzięki.A ty?


- Jestem na imprezie swojego życia- śmieje się - Nie jest ci ciężko tańczyć w tych butach?-wskazuje na moje szpilki.


- Nie narzekam.


- Dasz mi się zaraz zaprosić do tańca?


- Nie ma problemu.


***


Po zakończeniu  tańca do ,,Opowiadaj mi tak",zbijamy żółwika, a on chwile później bardzo delikatnie mnie przytula. Czuję coś dziwnego. Jakby poraził mnie prąd.  Co to było? Takiego czegoś jeszcze nie było. To nie było nic złego,prawda?


Hej!

Oto i Wasz wyczekany rozdział;)

Mam nadzieję,ze Wam się podoba i udało mi się Was choć trochę wzruszyć<3

Do następnego!

P.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro