Wiadomość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Zuza***


Czy jestem kobietą sukcesu? Wielu mi tak mówi, a ja sama mocno się nad tym zastanawiam. Z jednej strony słyszę,że jestem świetna w swojej pracy i z pełnym zaufaniem można powierzyć mi swoją sprawę,wiedząc,że albo klienta wyciągnę, albo zagwarantuję najlepszy dla niego wyrok w zależności od zarzutu. Z drugiej strony, spotykam się z innym przekonaniem. Otóż,moja cudowna siostra uważa,że moja praca polega na popijaniu kawusi z sędziami(tak, zdarza mi się to) i sypianiu  z prokuratorem, z którym pewnie jestem dla kasy. No i jeszcze na, wiernie cytując ,, siedzeniu i gadaniu o dożywociu", co prawdą w ogóle nie jest, bo, odzywając się do sądu, należy wstać, a o dożywocie dla klienta jeszcze nie miałam okazji wnieść. Czasem nawet mam wrażenie,że praca adwokata czy prokuratora to taki... stand up, podczas którego nikt się nigdy nie śmieje. To znaczy...raz na aplikacji zostałam przez Ivana lekko rozbawiona w trakcie rozprawy, kiedy Seba mimo odmowy złożenia wyjaśnień zadał oskarżonej pytanie. Mój były patron zgasił go wtedy zdaniem ,,Pan prokurator ma jakiś problem ze słuchem i nie słyszał, co powiedziała moja klientka?". Zresztą,aplikacja u niego będzie chyba zawsze jednym z ważniejszych i fajniejszych momentów mojego życia. Pamiętam,że kiedy dowiedziałam się,że to właśnie jego przydzielili mi jako patrona i pierwszy raz z nim rozmawiałam, byłam mocno...sceptyczna Wydawał mi się zbyt ,,niepoważny" na adwokata, a sposób, w jaki mówił( i mówi do tej pory) przypominał mi bohaterów ,,Samych swoich". Zbłaźniłam się przy nim trochę, pytając: ,,Jest pan z podlaskiego?", na co on z typowym dla siebie poczuciem humoru odpowiedział:,,Nie, pani Zuziu, z donieckiego". Jestem mu ogromnie wdzięczna nie tylko za przyuczanie mnie do zawodu,ale też za to,że tak naprawdę dzięki niemu poznałam kogoś, przez kogo jestem kochana.


***


Znasz to,że czasem nie wiadomo czemu czujesz się chory i zupełnie wycięty z własnego życiorysu. Jeżeli tak, to się dogadamy, bo ja od paru dni mam to samo.  Najchętniej ostatnio cały czas bym spała (ostatnio prawie zasnęłam, pisząc apelację do jednego z wyroków). Wszystko to zrzucam na początek wiosny i idące za tym przesilenie. Odkąd pamiętam, zawsze na jakiekolwiek zmiany w pogodzie tak właśnie zachowywał się mój organizm. Niby wiem, jak jest,ale i tak siedzę w pracy z oczami na przysłowiowe zapałki, walcząc z tym,że bardzo chciałabym je zamknąć. 


- Zuza,żyjesz?- zagaduje mnie Agata wchodząca właśnie do mojego gabinetu ze swoją czarno- niebieską togą radcowską przewieszoną przez ramię. 


- Ledwo- uśmiecham się słabo.- Kiepsko spałam.Możliwe,że właśnie mnie coś bierze. 


- Wyglądasz trochę jak moja córka po dodatkowej matematyce w każdy poniedziałek. Ona też wtedy jest półprzytomna- śmieje się. 


- Ale która twoja córka?-pytam, prawie nie kontaktując. 


- No...Oksana. Pozostałe dwie jeszcze korepetycji nie potrzebują. Boże, dziewczyno, ty naprawdę ledwo żyjesz! A może...


- Co ,,może"?


- Może ty wcale nie jesteś chora?


,,Oho, oto kolejna odsłona życiowych refleksji Agaty Jagielskiej- Krawczenko . Co tym razem odkryła?", myślę.


- A co sugerujesz?


- Kiedy ostatni raz miałaś okres?


- Proszę cię...nie, nie jestem w ciąży, jeżeli do tego zmierzasz. Zawsze na początku wiosny jestem tak rozwalona. A okres,odkąd go tylko pierwszy raz dostałam, był strasznie nieregularny. Więc nie, to nie to. Ale nie ukrywam, bardzo bym się ucieszyła, gdybym nie znała tak dobrze swojego ciała.


- Nic ci nie będzie, jak to sprawdzisz. 


- Niby nie.


***


Korzystając z tego,że jestem sama w domu, postanowiłam rozwiać wątpliwości zasiane przez przyjaciółkę. Wiem,że to nie to,ale wolę mieć stuprocentową pewność,że tak jest. W ciągu ciekania na wynik testu( najdłuższe trzy minuty życia) zaczynam z nudów wertować kodeks cywilny, mimo że prawo cywilne jest dla mnie nudne jak żadne inne, które znam. Zaczynam się cała trząść na dźwięk rozdzwaniającego się w telefonie alarmu. Odwracam leżący obok umywalki plastik wynikiem do góry i przez chwilę mam wrażenie,że dwoi mi się w oczach.


- O, Boże!- wrzeszczę sama do siebie na widok dwóch bardzo intensywnych kresek i z oczu tryskają mi łzy. Siadam przy stole w kuchni, starając się opanować, bo wiem,że Sebastian w każdej chwili może wrócić z prokuratury. Siedzę tak chyba kilka minut, aż drzwi się otwierają. 


- Cześć,skarbie...płakałaś?


- Mamy do pogadania- informuję,m siląc się na spokój.


- Przepraszam. Potrzebowali mnie tam- zaczyna się tłumaczyć.


- Usiądźmy na kanapie, co? Powiem ci coś. 


- Coś nie tak?


- Nie. Wszystko w porządku.


- Jesteś na coś chora? Dlatego płakałaś?


- Chorobą bym tego nie nazywała.


- Zuza, o co tu chodzi?


Łapię go za rękę:


-  Kochanie...jestem w ciąży. 


- Yhm - kiwa głową, jakby ta informacja do niego nie doszła.


- Nic nie powiesz? To może powtórzę. Jestem w ciąży. 


Patrzy na mnie i  krztusi się powietrzem:


- Tak?!- pyta niczym dziecko, które  po zobaczeniu pod choinką wymarzonego prezentu szuka u rodzica zapewnienia,że jest on prawdziwy.


- Tak - kiwam głową, zwracając uwagę na jego trzęsące się ramiona i sama już nie wiem, czy jeszcze się śmieje, czy już płacze. 


- Kocham cię- mówi mi z oczami pełnymi łez i zaczyna obsypywać pocałunkami dolną  część mojego brzucha. 


- Ja ciebie też.


- Teraz tylko muszę to jakoś powiedzieć Gai. 


- Gaja jak Gaja. Ale weź to powiedz mojej siostrze! Ona mnie udusi...


- Aż tak?


- Miałaby poczucie,że ukradłam jej marzenie. 


- Wiesz,że to zachowanie na poziomie przedszkolaka, prawda? A Sara nie ma pięciu lat,żeby się za takie coś obrażać. 


- Fakt, nie ma pięciu lat. Ma prawie dwadzieścia siedem. Ale kiedy ktoś ma coś, czego ty pragniesz, a nigdy mieć nie będziesz, gniew wychodzi sam. 


***


Do mojej mamy przyjeżdżamy w drodze powrotnej od lekarza, który ku naszemu ogromnemu zadowoleniu potwierdził,że pod sam koniec roku pojawi się w naszym życiu ktoś maleńki. 


- Coś się stało?- moja niczego nieświadoma siostra okazuje mi odrobinę swojego zainteresowania.- Rzadko zaszczycacie nas swoją obecnością razem. 


- Tak, stało się- uśmiecham się tajemniczo. - Za jakiś czas prawdopodobnie będę musiała na chwilę zrezygnować z pracy.


- Niewiarygodne, znaleźli kogoś lepszego od żony prokuratora? Nie mogę...


- Nie o to chodzi.. Po prostu...mniej więcej w połowie grudnia rodzę. 


- Pierdolisz- zarzuca, a mama patrzy na mnie i Sebastiana zszokowana. - Ty wcale nie jesteś w żadnej ciąży, prawda?


- Jestem. 


Nic nie mówi. Zamiast tego wstaje, ubiera się i wychodzi, z premedytacją trzaskając drzwiami, dając nam chyba do zrozumienia,żebyśmy, delikatnie mówiąc, spadali na drzewo. 


- To prawda?- mama lustruje mnie wzrokiem, który widziałam, kiedy coś jako nastolatka przeskrobałam. Na przykład, kiedy dowiedziała się,że podkradam jej kosmetyki. 


- Tak. Cieszysz się?


- Tak,ale...nie mogłaś zadzwonić? Musieliście tu przyjeżdżać, żeby to wszystko usłyszała?


- Zawsze mi powtarzałaś,że o pewnych sprawach nie mówi się przez telefon, a przed rodziną nie powinno się mieć tajemnic. Coś się zmieniło? Coś źle zapamiętałam?


- Wiesz co? To było bezczelne. 


- Kiedy?


- Wiesz, w doskonale, w jakiej ona jest sytuacji. A jednak przyjeżdżasz tu i chwalisz się,że będziecie mieli dziecko.


- Aha, czyli teraz nikt nie może mieć dzieci, bo taka jedna chora  na endometriozę ich nie ma?  Zajebiście, mamo, nie musisz gratulować. 


To ze mną jest coś nie tak, czy z nimi dwiema? Może faktycznie nie powinnam tego w ten sposób mówić?



Hej!

Oto jeden z najważniejszych rozdziałów tej książki!

Przyznaję, miałam zamiar jeszcze trochę z tym poczekać,ale było mi szkoda Zuzy po ostatnim rozdziale,więc postanowiłam spełnić ich marzenie już teraz.

Tak więc, możecie gratulować:)

Mam nadzieję,że rozdział Wam się podoba<3

Do następnego!

P.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro