Wymysły
***Sebastian***
Wiele o mnie można powiedzieć. Że bywam za ostry w kontaktach z oskarżonymi,że przesłuchuję ich często brutalnie,nierzadko wyprowadzając z równowagi(tak podobno obrońcy straszą mną swoich klientów ),ale nie zgadzam się z tym,że jestem materialistą. Zdaniem babci,to,że pobierzemy się z Zuzanką na Mazurach jest wynikiem tego,że nie mamy już,co robić z zarabianymi pieniędzmi. Na nic są moje tłumaczenia,że chcę spełnić marzenie przyszłej żony,chociaż i tak nie zrobię tego w stu procentach,bo jej idealny plan zakładał,że do ślubu odprowadzi ją tata. Widzę,że jest jej przykro,bo z oczywistej przyczyny się tak nie stanie. No i boję się też o Gaję, a raczej o to,jak zniesie jakieś pięć godzin jazdy z Poznania na Mazury i całą noc w otoczeniu prawie setki osób.
***
Ivan spada do mojego gabinetu mocno wkurzony.Przed chwilą,zgodnie z moim wnioskiem, jego klient został skazany na piętnaście lat za stalking i oblanie swojej ofiary kwasem.
-Tu cię mam,poznańska kanalio. Zadowolony z siebie jesteś?-pyta z udawanym wyrzutem.
- Bardzo. Jestem nawet skłonny powiedzieć,że za takie momenty kocham tę robotę.
- Zapomniałem. Ty to byś najchętniej wszystkich pozamykał w więzieniach i życzył często spadającego mydła.
- Nie przesadzaj. Potrafię zachowywać się po ludzku - oponuję
-Tak. I za każdym razem,kiedy się tak dzieje,zastanawiam się,czy nie masz gorączki.
- Mam do ciebie sprawę. Mógłbyś zapytać swoje dzieciaki,czy nie zechciałyby sypać nam kwiatków na ślubie? - odbiegam od tematu,pozostawiając jego uwagę bez komentarza.
-Seba,ja ich nawet pytać nie muszę. One się już zadeklarowały. To znaczy...nie wiem,jak Oksana. Wątpię,żeby dziewczyna niewiele młodsza od twojej siostry była chętna do czegoś takiego.
- Dzięki. Ale wiesz...jeżeli nie chcesz,nie musisz tam jechać. To w sumie całkiem blisko...
- Granicy polsko-kurewskiej?-podsuwa,posługując się używaną przez siebie od ponad roku nomenklaturą.- Nie ma problemu. Nie jadę tam dla nich,tylko dla was.
- Ale na pewno?
- Wyjaśnijmy sobie to raz,a dobrze. Ty na moim ślubie spisałeś się mistrzowsko,więc teraz muszę się postarać zrobić to dla ciebie równie dobrze.Tak więc,na kiedy mam się szykować?
-Połowa kwietnia. Czternasty,uściślając.
- To w jakiejś sali,nie?
- Tak się składa,że w pałacu- informuję.
-No tak...para prawników. Spodziewałem się,że będzie luksusowo. Co na to babcia?
- Twierdzi,że to mój kolejny durny wymysł.
- Kolejny?! Ja czegoś nie wiem?!
- Kolejny dlatego,że zamiast zrobić to w Krakowie albo Poznaniu,będziemy wszystkich ciągnąć przez pół Polski,bo nam się zachciało Mazurów - wznoszę oczy do góry.
- Ale nie będę musiał jeść tego waszego zielska przez cały czas?
- Nie. Mamy na względzie,że nie wszyscy tak jedzą,więc spokojnie,zielsko tylko dla mnie i Zuzy.
- Dobry z ciebie Polak-kiwa głową z uznaniem.
- Nigdy nie pytałem,ale...nie myślałeś przez te dwadzieścia lat o powrocie na Ukrainę?-zadaję mu pytanie najostrożniej,jak tylko potrafię.
- Nie. Tu mam pracę,dzieciaki szkołę,przedszkole,znajomych. Tam nigdy nie zarabiałbym jako adwokat tyle,ile w Polsce. Mam tam znajomego sędziego. Po dwudziestu latach pracy płakał ze szczęścia,bo sobie z żoną kupili kawalerkę. Zresztą,nawet gdybym chciał tam wracać, nie byłoby do czego. Przecież z Mariupola nic nie zostało. Cieszę się tylko,że w porę ściągnąłem rodziców i siostrę.
- Twoje córki tam w ogóle kiedyś były?
- Nie. Znają ukraiński tylko dlatego,że z nimi rozmawiam.To trochę wstyd,ale mówią po polsku lepiej niż ja.
- Bo tu się urodziły,tu się uczą i mają mamę Polkę. Cała tajemnica.
***
- Mam wiadomość dnia! -Zuza brzmi,jakby była czymś jednocześnie podekscytowana i wystraszona.
- Dostałaś aplikantów?
-Nie. Moja siostra przyjedzie na wesele.
- Mam się ucieszyć?
-Ja jestem wkurwiona. Jak ją znam,przyjdzie na biało albo na czarno,żeby mi dowalić i pokazać,jak bardzo jej to nie obchodzi. Dam sobie rękę uciąć,że mama ją do tego namówiła,ale z drugiej strony...chciałabym,żeby wtedy ze mną była. Tak jak ty chciałbyś tam widzieć Gaję.
- O wilku mowa-uśmiecham się,widząc,że do mnie dzwoni.- Tak,malutka?-witam się z nią.
-Seba,świat się kończy.
- Co się dzieje?
-Babcia powiedziała,że skoro mam iść na twój ślub w szpilkach,to ona się do mnie nie przyzna,bo za jej czasów to było nie do pomyślenia,żeby dziewczyna w moim wieku chodziła w czymś takim.
Bo za jej czasów... myślę
- Czasy się zmieniają,kochana. To tobie mają pasować buty,nie babci.
- Mam sprawę. Tak sobie ostatnio myślę,że chciałabym na twoim weselu ładnie wyglądać i musiałabym sobie w tym celu...powiększyć usta-mówi,a ja chcę się przesłyszeć.
- Jasne,świetny pomysł! Dam ci na te usta,zrobisz sobie! Nawet chirurga ci znajdę.
- Serio? Dziękuję,kocham cię!
-Ty chyba zwariowałaś. Wstrzyknięcie sobie czegokolwiek gdziekolwiek byłoby ostatnią rzeczą,na którą dałbym ci kasę.
- Ale...
- Nie. Mogę ci je rurą od odkurzacza powiększyć. Chcesz?
- Nie!
-To nie gadaj głupot. Jesteś za ładna na takie rzeczy.
- A powiecie mi coś chociaż o weselu? O pierwszym tańcu....-domaga się.
- Powiem ci na razie tylko tyle,że będzie bardzo efektowny i do...bardzo ładnej piosenki...
- Po angielsku?
-Tak.
- Znam?
-Jak oglądasz ze mną filmy,to powinnaś-podpowiadam,zastanawiając się,czy przypadkiem nie powiedziałem za dużo...
Hej!
Jak widzicie,troszkę przybliżyłam Wam wesele.
Możecie typować piosenkę. Dwie wskazówki już macie:)
Mam nadzieję,że rozdział Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro