Zainteresowanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Gaja***


Mało jest osób,które są mną zainteresowane w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zwykle ta ludzka ciekawość odzywa się wtedy,kiedy zrobię lub powiem coś, co nie jest normalne. Albo raczej w momencie, kiedy czegoś NIE robię. Pół rodziny jest przekonane,że mam anoreksję, bo nie widują mnie z pełnym talerzem,więc rodzice powinni mnie siłą zmusić do jedzenia.  Z nikim się nie spotykam, a moją jedyną rozrywką jest liczenie i słuchanie ,,bezpłciowej" muzyki. I nagle pojawił się przy mnie Adrian, dając mi asumpt do myślenia,że chyba nie jestem aż tak płytka. W końcu...on jest człowiekiem wysoce inteligentnym, więc przypuszczam,że gdy dobiera sobie partnerki, poza ich urodą interesuje go również umysł.  A ja jakaś szczególna pod tym względem nie jestem,więc tym bardziej nie wiem, co nas tak do siebie ciągnie. Umówmy się, polskie prawo karne raczej ma mało wspólnego z matematyką, prawda? Ale, skoro mnie znosi, to chyba mu faktycznie zależy. 


***


Mniej więcej co dwa tygodnie widuję się z chrzestną. Wychodzimy wtedy na kawę do Starbucksa i...po prostu rozmawiamy. Jakby to ona określiła, o wszystkim i o niczym. Jesteśmy bardziej jak koleżanki niż jak rodzina,więc nie ma między nami jakichś większych barier w rozmowie, mimo,że w połowie listopada ciocia obchodziła pięćdziesiątkę. Chociaż jest mocno...wyrazista,zdążyłam się już przyzwyczaić do jej charakterystycznej osobowości,więc nie mogę powstrzymać uśmiechu na widok jej samochodu pod moim blokiem. 


- No cześć, kierowniczko-całuje mnie w policzek, chwilę po zapięciu pasów.- Kawka?


- Jasne. Mam później sama wrócić,czy...


- Kurde,ledwo wsiadła, a już się pyta, czy ma wracać, no!-udaje irytację.- Luzik, młoda, odwiozę cię. 


- Dzięki.


- Powiedz mi, gdzie ty jutro jedziesz? Na Podlasie?


- Zgadza się- przyznaję.


- Poznać rodziców tego twojego...Adama, tak?


- Adriana. 


- Adam,Adrian, jedno i drugie na A -macha ręką. -Coś jeszcze tak będziesz robić?


- Adrian chce mi pokazać miasto. Białystok jest ponoć piękny.


- Jest. Byłam, sprawdziłam. Zielono tam bardzo. Spodoba ci się.


- Oby.


***


Ponad cztery godziny drogi zdają się być niczym,kiedy cały czas się z kimś rozmawia. A raczej zdawały się,kiedy Białystok zrobił się niebezpiecznie...blisko. Jak na zawołanie ściska mi się żołądek. A co, jak nie chcą autystycznej gówniary jako partnerki swojego syna?


- Co się dzieje?- pyta mnie Adrian.


- Boisz się? 


- Uchylam się od odpowiedzi na to pytanie w oparciu o artykuł 191 kodeksu postępowania karnego. 


- 183, kochanie.  191 dotyczy przesłuchania świadka. Czego się boisz? Że cię nie polubią?


- Tak. 


- Skarbie, będą zachwyceni, to ci mogę obiecać. 


***


Podjeżdżamy pod sporą willę na obrzeżach miasta. Adrian otwiera mi drzwi i wchodzimy po kilku schodach. Drzwi otwiera nam mężczyzna z wyglądu trochę podobny do bliskiemu mojemu sercu przez rolę w ,,Sarze" Bogusława Lindy. 


- Dzień dobry- próbuję zabrzmieć naturalnie.


- Więc to ty jesteś tą, która uszczęśliwia mi syna, tak?


- Na to wygląda. 


- Miło cię w końcu zobaczyć, Gaju.


Chwilę później obok niego zjawia się kobieta, również przywodząca na myśl jakąś znaną personę. Oboje wzbudzają respekt, niczym władcy jakiegoś liczącego się na świecie kraju. 


- Dokładnie. Chcielibyśmy,żebyś wiedziała,że bardzo nam jest miło,że zdecydowałaś się przejechać pół kraju,żeby tu dotrzeć. 


- To nie ja zdecydowałam. To Adrian!- chyba udaje  mi się zażartować, bo wywołuje u nich śmiech. To dobrze, prawda/



***


Nigdy nie zdarzyło się jeszcze,żeby ktoś spoza rodziny rozmawiał ze mną w tak naturalny i przyjazny sposób. Rodzice Adriana, pani Matylda i pan Rysiek(tak kazał mi się do siebie zwracać), to naprawdę bardzo mili i ogromnie cierpliwi ludzie.A już się bałam,że z racji swojej pozycji będą patrzeć na mnie z góry albo interesować się moim bratem i jego prawniczą karierą, ale...nic podobnego. Cały czas pytali o mnie. Momentami miałam wrażenie,że ja interesuję ich bardziej niż syn. To miłe, być dla kogoś kimś ciekawym.


***


- I co, było tak strasznie? Zjedli cię?- zagaduje mnie Adrian lekko rozbawiony. 


- Nie. Było...miło.


- Mówiłem,że nie masz się czego bać?- siada obok mnie na łóżku, obejmuje ramieniem i przejeżdża ustami po mojej szyi. Powoli, jakby dawał mi czas na reakcję.


- Co robisz?


Przytulam cię. W porządku?


- W porządku. 


To naprawdę było przyjemne. I miło mi,że wziął pod uwagę,że mogłabym chcieć się z tego wycofać. On mnie chyba faktycznie kocha!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro