Zmartwienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*** Sebastian***


Wbrew powszechnemu przekonaniu, wcale nie mam łatwej pracy.Czasami widzę rzeczy, których wcale bym widzieć nie chciał i siedzę naprzeciw ludzi, obok których na neutralnym gruncie raczej nie chciałbym przechodzić na ulicy. Ale wiedziałem od początku, na czym będzie polegać moja praca i, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, nie żałuję ani jednej swojej ,,prokuratorskiej" decyzji. Przez ostatnich prawie dziesięć lat zdążyłem całkiem nieźle poznać ludzki umysł ( ten swój także). Widziałem mnóstwo ludzkich tragedii. Rozmawiałem z kobietą, której zamordowano męża, przesłuchiwałem młodą, brutalnie zgwałconą dziewczynę i obiecałem jej,że dopilnuję,żeby ci, którzy ją tak skrzywdzili, poszli siedzieć na długie lata i dotrzymałem słowa. Lubię tę pracę i to,że mnie w niej doceniają. Ale co z tego,skoro zdaniem kochanej babci ja tylko siedzę w todze i  ,,wypisuję papierki"(akty oskarżenia, gdyby się ktoś zastanawiał". I czym ja jestem w tej pracy zmęczony, skoro tak naprawdę nic nie robię? A przecież zawód, który nie opiera się na pracy fizycznej, nie może męczyć,prawda? Ale co szanowna seniorka mówi koleżankom? Coś w stylu ,,Mój wnuk to prawnik!"Żeby nie było, kocham babcię,ale nie znoszę tego, co i jak mówi o mojej siostrze. Dla niej Gaja rzadko kiedy jest Gają. Najczęściej to ,,ona" albo ,,ta".  Czasem jeszcze ,, młoda". Nie uznaje autyzmu u Gajenki, bo ,,tego kiedyś nie było! Kiedyś ojciec zdzielił dzieciakowi pasem i nikt żadnego spektrum nie miał". Zresztą, po niej nic nie widać. A jak czegoś po kimś nie widać, to, zdaniem Danki z Poznania, tego nie ma. Więc Gaja nie jest autystyczna, tylko rozpuszczona, pazerna i niewychowana. I  pytanie, które ostatnio wbiło mnie w podłogę to...ile dałem Adrianowi pod stołem,że ją zechciał? A że jako liberał ogromnie cenię sobie wolność słowa, odpowiedziałem,że są jeszcze w tym kraju ludzie, którzy nie oceniają pozornie.


***


- Muszę z kimś pogadać- zaczepia mnie Ivan po skończonej rozprawie.- Idziemy- narzuca.


- Co się stało?- zadaję mu pytanie, tak naprawdę widząc,że to zbyteczne, Wystarczyło na niego spojrzeć,żeby wiedzieć. 


- Nie sądziłem,że w wieku prawie czterdziestu lat będę ryczeć po pytaniu od swojego pięcioletniego dziecka.


- To co ona ci powiedziała?


Bierze głębszy oddech:


- Zapytała, czy ja też pojadę na Ukrainę i umrę. 


- Skąd takie teksty u pięciolatki?


- Słyszała, jak się w tamtym tygodniu pożarłem z siostrą. Cieszyłem się z wygranej sprawy,a Irinę to wkurzyło i kazała mi, dosłownie tłumacząc, wypierdalać do okopów. Zarzuciła mi,że nie mam honoru, bo jestem tu i  bronię obcych zamiast własnego kraju. 


- Ostry wjazd na sumienie- kiwam głową.


- Żebyś wiedział. Tak dojechać to nawet ty nie umiesz. 


- Ale mam  do powiedzenia coś, co może ci poprawić humor.


-  Dawaj, Polak. 


- Zuza jest w ciąży! 


- Poważnie?-wybucha śmiechem.


- Jak najbardziej.


- O nie...prokuratorska menda się rozmnaża...


- Przywalił ci ktoś kiedyś kodeksem karnym?


- Gaja wie?- nie reaguje na moją uwagę. 


- Wie. 


- I jak jej z tym?


- Nie wiem. Śmiała się, więc chyba w porządku. Nie zdziwię się,jeżeli powiedziała Adrianowi. 


- Macie jakiś pomysł na imię?


- A żebyś wiedział,że mamy. I będzie normalne, a nie jakieś Oksany,Eleny czy inne Sofie.


- Masz coś do imion moich dzieci?


-Absolutnie...ale żeby dziecko nazywać jak stolicę Bułgarii? Kto to wymyślił? 


- Powiem ci więcej. Wszystkie trzy mają to samo drugie imię.  Przynajmniej w tym się nie mylę. 


***


Na każdą większą okazję mam dla Gai prezent. Tym razem w ramach wielkanocnego prezentu postawiłem na bransoletkę z pierwszą literą swojego imienia. Gaja patrzy, podwija rękaw sukienki i wybucha śmiechem:


- Patrz, co dzisiaj rano do mnie przyszło!- pokazuje mi analogiczną biżuterię, tyle że z literą A.- Ty się jakoś z Adrianem umawiasz i dajecie mi takie same prezenty?Czy może chcecie,żebym miała na rękach cały alfabet?-pyta i na chwilę milknie.


- Coś nie tak?


- Tak się zastanawiam...Adrian powiedział,że nie dziwi go,że mam na imię Gaja. O co chodziło? Że co? Zrodziłam się z chaosu? 


- Nie do końca. Pamiętasz Parandowskiego, prawda?


-Niestety tak. Niczego stamtąd nie zrozumiałam. 


- To ja ci wytłumaczę. Gaja to bogini, nie?


- Tyle to wiem.


-  I Adrianowi chodziło o to,że ty dla niego jesteś kimś w tym rodzaju.


-  Powinno mi być teraz miło? To dziwne...on mi prawi komplement,a ja zupełnie nie mam pojęcia, co miał na myśli.  Może babcia ma rację i ja się faktycznie nijak nie nadaję do związku?


- Jeżeli to było pytanie, to w tym momencie je uchylam. 


- Nie jesteś sędzią. 


- To prawda, nie jestem sędzią. Ale nie muszę być,żeby stwierdzić,że to pytanie było niepotrzebne. Nadajesz się, skoro w nim jesteś. Zobacz, to kolejne święta, na które Adrian daje ci prezent. A prezenty daje się komuś, kto jest dla nas ważny. A  ty dla niego jesteś. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Naprawdę tego nie zauważyłaś? Przejechał czterysta kilometrów,żeby z tobą potańczyć i spędzić urodziny, poznał naszych rodziców. Myślisz,że robiłby to wszystko, gdyby mu nie zależało?


Ostatnio zauważyłem,że Gaja nie dopuszcza do siebie,ze ktoś mógłby ją lubić czy kochać,ale...w sumie to nic dziwnego. Kiedy się przez ileś lat słyszy,że jest się złem wcielonym, ciężko później wierzyć,że tak wcale nie jest. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro