Pomarańczowe Niebo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejnego dnia Kageyama nie odezwał się do mnie ani słowem. Kompletnie nie rozumiałem, co tym razem sprawiło, że się na mnie obraźił. Przecież nie zrobiłem nic złego. Gdy kolejny raz ominął mnie na korytarzu, nie wytrzymałem i rzuciłem w niego tym co miałem pod ręką. Tym razem był to pusty kartonik po soku jabłkowym. Od razu tego pożałowałem i zacząłem uciekać. Co najdziwniejsze - poszedłem do klasy Yamaguchiego i Tsukishimy, a po Kageyamie ani śladu. Zupełnie jakby mnie nie gonił.

- Kageyama nie przyszedł z tobą? -zapytał piegowaty i wziął dla mnie jedno z wolnych krzeseł.

- Tym lepiej dla mnie. - zaftórował mu złotooki.

- Też się dziwię! Przecież zrobiłem to samo, co zawsze! Rzuciłem w niego kartonem, a on powinien od razu za mną pobiec!

- Zazwyczaj tak jest. - Yamaguchi podrapał się po głowie i z zamyśleniem spojrzał na jedną z kartek na jego ławce. Zobaczyłem na niej śmieszne rysunki jakiegoś dziwnego stworzenia, które ani trochę nie przypominało jakiegokolwiek zwierzęcia. Być może nie znam wielu gatunków, jednak przynajmniej podstawowe powinienem pamiętać z lekcji biologii.

-  A może on chory jest? - zagaiłem, przyglądając się lepiej rysunkowi na kartce.

- Możliwe. A co ty myślisz, Tsukki?

- Jeśli to choroba, najprawdopodobniej jest ona spowodowana nadmiernym egoizmem. Diagnoza: rekrutacja do szpitala psychiatrycznego.

- Bądź przez chwilę poważny, Tsukishima! Wiem, że go nie lubisz, ale to nie powód, abyś dokuczał mu na każdym kroku! - zamachnąłem się i przez przypadek wytrąciłem z ręki blondyna długopis - Przepraszam.

- I dobrze, że przeprosiłeś. A tak w ogóle, po kiego grzyba tu przyszedłeś? Nie jestem od słuchania twoich zmartwień.

- Tsukki! Tak nie wolno. - chyba pierwszy raz widzę kiedy Yamaguchi na złość Tsukishimie go poucza. Ale czy to nie jest zabawne? Gdy oglądam to z boku, naprawdę widzę, jak obaj są dobrymi przyjaciółmi.

~●~

Po wejściu do pokoju klubowego, na samą myśl o treningu iskrzyły mi oczy. Byłem naprawdę podekscytowany. Tak bardzo, że nie zdążyłem zauważyć, jak wpadam na kogoś po przebraniu się. Na moje nieszczęście był to Kageyama. Jednak od samego rana chciałem z nim porozmawiać, więc czy teraz nie jest odpowiednia okazja?

- Kage-

- Nie.

Jego odpowiedź zmyliła mnie z tropu i wszystkie pozytywne emocje wyleciały ze mnie. I to wszystko z powodu jednego słowa! Ale nie dziwmy się. Kageyama ma taki urok, że nawet zwierzęta się go boją. W sumie to się im nie dziwię. Gdybym był psem i spotkał na ulicy Kageyamę z jego groźną miną, nie wachałbym się i uciekł. Opcja z pogryzieniem także mogłaby się przydać.

- Czemu jesteś dla mnie taki niemiły? - zatrzymałem się przy drzwiach i zapytałem z nadzieją, że odpowie. Z moim szczęsciem, szanse na to wynosiły mniej niż zero.

- Nie jestem niemiły. Po prostu nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - jednak odpowiedział.

- Dlaczego? Dalej jesteś zły za to co zaszło wczoraj?

- Nie.

- Więc powiedz o co ci chodzi! W końcu jesteśmy przyjaciółmi, co nie?! - nie wytrzymałem i krzyknąłem na niego. Czy jest już za późno na ucieczkę?

- Jeśli Ci powiem, odczepisz się ode mnie?

- Doskonale wiesz, że tak nie będzie.

- Więc sio. - machnął na mnie ręką. W jego języku to znaczy "Lepiej wyjdź, inaczej będzie źle". Jeśli taka jest nasza przyjaźń, to ja już chyba wolę, aby na nowo stał się moim wrogiem. Może wtedy nie cierpiałbym tak, jak teraz.

Kiedy wychodziłem z pokoju klubowego za drzwiami usłyszałem jeszcze głośne przekleństwo. Spojrzałem na niebo. Miało ono kolor pomarańczowy. Tak jak poprzedniego dnia, dzisiaj również było piękne.

Więc tak, nie wiem czy u was tak jest, ale mi pokazuje że rozdziały są po dwa takie same. U was też są takie powtórki?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro