Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słowem wstępu: one-shot, który jest dla mnie emocjonalną ucieczką przed ciosem, jaki dostałam od losu (twórców) w odcinku "Truth". Opowiadanie może zawierać spoilery z wyżej wymienionego odcinka.

Dwie kręte ścieżki, które tak naprawdę nigdy nie miały prawa się ze sobą przeciąć. Dwa serca, które nie potrafiły przyjąć tego do wiadomości, usilnie wydeptując drogę na skróty, mimo iż przekorny wiatr zasypywał jej ślad piaskiem za każdym razem, kiedy wydawało się, że są już dostatecznie blisko siebie. Chociaż być może tak naprawdę serce, które dążyło do spotkania na rozstaju dróg, było tylko jedno? Być może to drugie, zbyt sparaliżowane lękiem przed zbłądzeniem stało usilnie w miejscu, bojąc się zmiany, choćby na lepsze?

Każdy krok stawiany w jej stronę był dokładnie przemyślany i ostrożny. Nie chciał ponaglać jej uczuć ani stawiać ultimatum niemożliwego do spełnienia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie on miał pierwszeństwo na pełnej niebezpieczeństw drodze do serca Marinette Dupain-Cheng. Mimo całej swojej ostrożności zapomniał jednak o najważniejszej zasadzie. Nie zapiął pasów bezpieczeństwa i zdał się na łut szczęścia, wierząc, że wyjdzie z tego cało. Niestety, fortuna miała wobec niego niecne zamiary.

To nie on ją znalazł. Ona znalazła jego. Jej bezkreśnie niebieskie spojrzenie, które przeszyło jego niespokojną duszę na wskroś, sprawiło, iż serce zabiło mocniej po raz pierwszy. Jej uśmiech, który nie wiedzieć, w którym momencie stał się sensem jego poranków i wieczorów uświadomił mu, że nie chce dłużej pogrążać się w samotności i izolować od świata, który wydawał mu się pusty, niczym wyrwa w jego sercu spowodowana brakiem ojca. Był ćmą, a ona najjaśniejszą lampą, jaką dane mu było spotkać.

Niesamowite, jak dwoje obcych sobie ludzi może stać się sobie tak bliskimi, w tak krótkim czasie. Melodia w jego sercu, która do niedawna zawsze rozbrzmiewała w mollowych tonacjach, z dnia na dzień zmieniła swoje brzmienie, zapisując na kartach jego duszy pogodną i lekką niczym wiosenna mżawka symfonię.

Na początku został jej powiernikiem. Chciał, żeby mogła czuć się przy nim swobodnie. Nie marzył o niczym innym, jak tylko o tym, by wiedziała, że w jego ramionach znajdzie ukojenie i ratunek, nawet jeśli podpaliłaby cały świat, a wszyscy ludzie na Ziemi odwróciliby się do niej plecami. Wtedy dokonało się nieuniknione. Nie zorientował się, kiedy jej wieczorne telefony, wiadomości i wizyty stały się jego rutyną, a dźwięczny głos wyznaczał mu pory dnia.

Uparcie szukał melodii, która pochodziła z wnętrza jej duszy. Było mu trudno, bo za każdym razem, kiedy już wydawało mu się, że poznał jej myśli, do starannie spisywanych nut wkradał się drobny fałsz, który psuł w jego mniemaniu całą dotychczasową pracę. Tak było do czasu, aż uświadomił sobie, że, nawet jeśli spędziłby resztę życia nad dopracowaniem melodii Marinette, fałsz dobiegający z jej serca nigdy nie zniknie. Był częścią jej, a on mógł to zaakceptować albo porzucić swoje uczucie raz na zawsze. Tak byłoby prościej, mniej boleśnie, lecz ból związany z nieszczerym uczuciem, którym go darzyła, stał się solą jego życia. Nie potrafił sobie wyobrazić życia bez płonnej nadziei, że pewnego dnia porzuci swoją miłość do Adriena i otworzy swoje serce wyłącznie dla niego. Być może był masochistą? A może desperacja w dążeniu do miłości, choćby na wskroś nieidealnej była tak silna, że z powodzeniem zagłuszała resztki zdrowego rozsądku?

Adrien również był pogubiony. Jego aura, tak potwornie chaotyczna sprawiała, że wysyłał zupełnie sprzeczne sygnały. Luka był specjalistą od bezładu uczuć, dlatego doskonale znał prawdę. Marinette, jego słodka, nieświadoma niczego Marinette nie była mu obojętna. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się krzyczeć do niego, by odpuścił. Szczęśliwe zakończenie tej historii nie było pisane jemu, lecz Adrienowi. Kwestią czasu było, kiedy tych dwoje zrozumie, że ich losy zostały połączone nicią przeznaczenia, która na każdym kroku bawiła się ich uczuciami, pchając ich w swoje ramiona i oddalając. Luka był tylko pionkiem, który prędzej czy później musiał zostać zbity, by umożliwić wygraną królowi i królowej.

Żył z tą myślą przez wiele miesięcy. Czasami świadomie ją od siebie oddalał, ciesząc się bliskością, jaka narodziła się pomiędzy nimi. Niestety, nachalna rzeczywistość wracała do niego w najmniej odpowiednich momentach, starając się wykrzyczeć mu w twarz, że ich związek nie miał prawa bytu. Mimo to postanowił zagrać przeznaczeniu na nosie i trwać przy jej boku tak długo, jak długo sobie tego życzyła. Być może był naiwny i nie potrafił uszanować swojego poobijanego serca, ale nie wyobrażał sobie, że ich romans mógłby dobiec końca. Nie potrafił sobie tego przyswoić, przynajmniej do czasu, gdy usłyszał od niej słowa, które przekreśliły wszystko. Jedno zdanie, które zadało ostateczny cios, kładąc go na łopatki, bezbronnego i obolałego na duszy.

— Ciii — uciszył jej oczywiste wymówki jednym gestem. — Wsłuchaj się w melodię wody. Wiesz... nigdy nie poznałem mojego ojca — westchnął. — Kiedy pytałem o niego mamę, zawsze mnie zbywała. Denerwowało mnie, że nie mogę poznać prawdy. W dni takie jak ten przychodziłem tutaj, nad rzekę. Siadałem nad brzegiem Sekwany i słuchałem, jaką prawdę ona ma mi do zaoferowania. Marinette... szczerość jest dla mnie najważniejsza, dlatego proszę, chcę znać prawdę — szepnął, spoglądając w jej oczy. — Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Jeśli chodzi o Adriena... jeśli nadal go kochasz, po prostu mi powiedz. Obiecuję, nie będę zły ani zazdrosny, chcę tylko szczerości.

— Nie! — zawołała, choć zdenerwowanie, jakie towarzyszyło jej odpowiedzi, było niezamierzone. — To znaczy, kompletnie nie o niego chodzi... — odparła, nabierając powietrza w płuca. — Luka, chodzi o to, że ja... Ja nigdy nie będę mogła być z tobą do końca szczera, a prawda to ostatnie, co jestem w stanie ci zaoferować...

Świat zawalił mu się na głowę wraz z wybrzmieniem tych ostrych niczym nóż słów. Jedno zdanie, wypowiedziane przez nią bez mrugnięcia okiem uświadomiło go, że znaleźli się w ślepej uliczce. Oczywiście Władca Ciem wykorzystał jego rozpacz. Stał się celem łatwym niczym przerażony jeleń, stojący na środku ruchliwej ulicy, oślepiany światłem reflektorów. Starał się walczyć, chciał ją chronić mimo wszystko i na przekór przeciwnościom, ale był za słaby. Poddał się. Poddał się na każdym możliwym polu.

***

Tu Marinette. Nie mogę teraz rozmawiać. Zostaw wiadomość.

Alya wzięła głęboki wdech, zastanawiając się, co powinna powiedzieć, żeby przyjaciółka w końcu zgodziła się z nią porozmawiać. Nie potrzebowała wyjaśnień. Nie chciała dopytywać o szczegóły. Zresztą, wszyscy doskonale wiedzieli, co musiało być przyczyną jej nagłego odseparowania się od świata zewnętrznego. Wystarczyło spojrzeć na Lukę, a wszystko stawało się oczywiste. Chciała tylko usłyszeć jej głos i dać jej sygnał, że jeśli poczuje się gotowa, może podzielić się z nią swoimi troskami, lub po prostu posiedzieć ramię w ramię, w ciszy. Bolało ją, że miała związane ręce i nie mogła jej pomóc.

— Marinette... — zaczęła niemal szeptem — to znowu ja, Alya. Wiem, że dzisiaj dzwonię już siódmy raz, ale liczę, że jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać, to może chociaż wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia. Nie mam pojęcia, co zaszło między tobą a Luką, ale... on też zaszył się w domu. Juleka mówi, że gdy wrócił do domu tamtego wieczoru, po jego akumizacji, położył gitarę w przedpokoju, poszedł do siebie i od tamtej pory nie chce nikogo widzieć, zupełnie jak ty. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie mogła być zwykła sprzeczka, skoro oboje zachowujecie się, jakbyście byli w żałobie po waszym związku... — zatrzymała się na moment, zastanawiając się, czy w taki sposób podniesie ją na duchu, czy jeszcze bardziej pogrąży. — Chciałam ci tylko zasugerować, że powinniście ze sobą porozmawiać. Dobrze wiem, że lwia część twojego serca nadal należy do Adriena i być może to właśnie było powodem, dla którego ty i Luka rozstaliście się, ale dziewczyno... Jeżeli go nie kochasz, jeśli nic nie czujesz do Luki, to dlaczego zamknęłaś się na cztery spusty w pokoju i nie odbierasz telefonów nawet od swojej wielkiej miłości? — zapytała z lekką pretensją. — Adrien również się o ciebie martwi i dobrze wiem, że wydzwaniał do ciebie przez cały ranek. Nie chcę brzmieć, jakbym robiła ci wyrzuty, ale nie rozumiem twojego zachowania, Marinette. Proszę... oddzwoń do mnie.

Odłożyła telefon, wymieniając zatroskane spojrzenia z przyjaciółkami.

— Nadal nic? — zapytała z przejęciem Rose, wbijając swoje zmartwione, błękitne spojrzenie w twarz Alyi.

— Przykro mi — westchnęła. — A co z Luką? — zerknęła w stronę Juleki.

— Luka... ciężko znosi ostatnie wydarzenia — bąknęła niewyraźnie w swojej manierze brunetka. — Zbyt wiele rzeczy spadło na niego jednocześnie. Z jednej strony dowiaduje się prawdy o naszym ojcu, z drugiej rozstanie z Marinette. Jest załamany — westchnęła, odwracając wzrok w stronę okna.

— A jak ty się z tym wszystkim czujesz? — spytała Mylene, otaczając ją ramieniem.

— Nigdy nie brakowało mi ojca — odpowiedziała po chwili zastanowienia. — To mój brat zawsze ciągnął mamę za język, nie mogąc się pogodzić z tym, że nie wiemy, kim on jest. Ja zawsze przyjmowałam życie takim, jakim jest. Luka jest inny. A jeśli chodzi o ich rozstanie... Wiecie, on bardzo kocha Marinette i jest w stanie zrobić dla niej wszystko, pomimo tego, że wie, że ona kocha Adriena. Myślę, że to nie było przyczyną.

— Co?! — pisnęła Alix, zasłaniając usta dłonią. — To chyba jakiś chory żart! Skoro Marinette zgodziła się zostać dziewczyną Luki, byłam pewna, że wyleczyła się z tej żałosnej psychozy na temat blondaska!

— Serce nie sługa, Alix! — odparła Rose, ściskając dłoń Juleki. — Luka kocha Marinette pomimo tego, że w jej sercu nadal jest Adrien. To się nazywa miłość bezwarunkowa.

— To się nazywa masochizm — odgryzła się niższa z dziewczyn. — Czy twój brat może przestać deptać swoje resztki godności, wziąć się w garść i zapomnieć o Marinette raz na zawsze?

— Nie — odezwał się zmęczony, szorstki głos dobiegający zza jej pleców.

— Luka! — zawołała radośnie Alya. — Co ty tu robisz?!

— Mieszkam — odciął się, wyjmując z lodówki szklaną butelkę z wodą mineralną. — Przynajmniej na razie.

— Co to znaczy „przynajmniej na razie"? — powtórzyła Mylene z zaciekawieniem.

— Dokładnie to, co usłyszałaś. Do zobaczenia — mruknął, powłócząc nogami w stronę drzwi do swojej kajuty.

Po chwili niezręcznej ciszy, w końcu Juleka postanowiła wyjaśnić sytuację.

— Jagged... to znaczy... ojciec — poprawiła się, odchrząkując — zaproponował nam, że weźmie nas ze sobą w trasę koncertową.

— Co takiego?! — zawołały chórem dziewczęta.

— Ja odpuściłam. Nie lubię być na świeczniku i średnio mi się uśmiecha wizja występowania przed tłumami, ale Luka... to od zawsze było jego marzenie — wyjaśniła. — Po rozstaniu z Marinette nic go tutaj nie trzyma. Od września wyjeżdża do Wielkiej Brytanii.

— Od września? A co ze szkołą? — dopytywała Alix.

— Mama też nie jest z tego powodu zachwycona — westchnęła Juleka. — Stwierdziła, że to właśnie między innymi dlatego nigdy nie chciała wyznać nam prawdy o ojcu. Bała się, że namiesza nam w głowach, a jej zawsze zależało na tym, żebyśmy skończyli szkołę i wyszli na ludzi.

— A Marinette wie? — spytała Rose.

— Nie mam bladego pojęcia... — westchnęła brunetka. — Jej imię to od kilku dni zakazany temat w naszym domu, pomimo tego, że Luka utrzymuje, że rozstali się w zgodzie i przyjaźni.

— Już ja widzę tę ich zgodę i przyjaźń — bąknęła Alya, zakładając torbę na ramię. — Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam mieć po dziurki w nosie całej tej mydlanej opery z Lukanette w roli głównej.

— Lukanette? — powtórzyła z kpiną Alix. — Nie mogłaś wymyślić durniejszej nazwy.

— Mniejsza — ucięła mulatka. — Zamierzam iść prosto do piekarni Dupain-Cheng, wyciągnąć jej dupsko spod łóżka, czy gdzie tam się przed nami chowa i nawtykać jej prosto w ten zadarty, piegowaty nos! Nie pozwolę, żeby te dwa nieświadome swoich prawdziwych uczuć matołki, zmarnowały to, co zaczęło się między nimi rodzić tylko dlatego, że nie nauczyli się jeszcze między sobą komunikować — warknęła z determinacją. — Kto jest ze mną? — zapytała, wystawiając przed siebie dłoń, na której kilka chwil później, znalazły się dłonie całej paczki.

***

Well, you only need the light, when it's burning low... "

Zanuciła, wciskając słuchawki ciaśniej do uszu.

Only miss the sun, when it's starting snow.
Only know you love him when you let him go...
And you let him go..."

— Marinette Dupain-Cheng, nie interesuje nas ani to, że nie chcesz nas najprawdopodobniej widzieć, ani to, że słoń nadepnął ci na ucho i fałszujesz tak paskudnie, że pobiłaś swoimi umiejętnościami wokalnymi nawet Alix na ostatnim karaoke.

— Hej! — zawołała różowowłosa, gramoląc się przez klapę do sypialni przyjaciółki zaraz za Rose. — Nie moja wina, że wylosowałam „my heart will go on"!

— Tsa. Gdyby DiCaprio cię usłyszał, z całą pewnością poszedłby się radośnie utopić po raz drugi — odgryzła się Alya, nachylając się nad wpatrzoną w tablicę ze zdjęciami fiołkowooką.

Only feel you've been high when you're feeling low,
Only hate the road when you're missing home.
Only know you love him when you let him go
And you let him go..." 

Zaśpiewała, wtórując nieporadnie wokaliście, podczas gdy dziewczyny popatrzyły po sobie totalnie zbite z pantałyku.

— Ona ześwirowała! — zarechotała Alix. — U mojej babci zaczynało się podobnie, a teraz...

— Daruj sobie mądrości o swojej babce, Alix! — fuknęła Rose, podchodząc bliżej łóżka. — Marinette? — zawołała, delikatnie wysuwając z jej ucha jedną słuchawkę. Dziewczyna wzdrygnęła się i odskoczyła pod ścianę. Kiedy uświadomiła sobie, że w jej pokoju znajduje się cała paczka jej przyjaciółek, zaczęła rozglądać się nerwowo po pomieszczeniu z nadzieją, że żadne z kwami nie znajduje się poza szkatułką, zdradzając tym samym jej tożsamość.

— Co wy tu robicie?! — jęknęła, wycierając nieporadnie wilgotny nos rękawem zbyt dużej, różowej bluzy.

— Mamy po dziurki w nosie tej waszej bezsensownej depresji — odparła Alix, wskakując na materac. Założyła ręce za głowę, opierając się o ścianę i włożyła jedną z białych słuchawek do ucha. — O w mordę! — ryknęła, odrzucając przedmiot, jakby był skażony jakimś zaraźliwym wirusem. — Odpaliłaś na spotify playlistę „Rzucił mnie facet, już nigdy nie ogolę nóg"? — zadrwiła, patrząc na nią z byka. — Masz zamiar się rzucić z dywanu w rytm tych skocznych kawałków żywcem ze stypy, czy co?

— Nie, to playlista pod tytułem: „Lubię sobie utrudniać życie, więc zerwałam z kolesiem, którego kocham, bo w moim życiu nie ma miejsca na szczęście" — odparła Alya, rzucając w stronę Marinette podłużną poduszką w kształcie pasiastego kota.

— Przyszłyście się ze mnie ponabijać? — spytała z wyrzutem, naciągając kaptur bluzy na potargane włosy. — Nie patrzcie na mnie. Nie myłam zębów.

— I to chyba od kilku dni — zaśmiała się Alix, trącając ją po przyjacielsku łokciem. — Czemu z nim po prostu nie pogadasz?

— Pogadam z kim? — zapytała, unikając wzroku przyjaciółek.

— Z Luką, gamoniu! — wybuchła w końcu Rose, wyciągając ręce w stronę sufitu.

— Dzwonił do ciebie dzisiaj Adrien? — zapytała Alya, podnosząc z łóżka telefon przyjaciółki.

— Dzwonił, ale co to ma do...

— A odebrałaś? — przerwała jej Mylene.

— Nie, nie odebrałam, ale nadal nie wiem dlaczego...

— Dlaczego nie odebrałaś? — dopytywała Juleka.

— Bo... — zastanowiła się przez chwilę, szukając w głowie odpowiedzi. — Bo nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.

— Nawet z miłością twojego życia?

— On nie jest miłością mojego... — zaczęła, zasłaniając usta w połowie zdania.

Dziewczęta wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Rose ujęła delikatnie dłoń Marinette i oparła głowę na jej ramieniu, pytając:

— Więc kto? Bądź ze sobą szczera, Marinette. Kogo tak naprawdę kochasz? Chłopaka, za którego uwagą goniłaś bezskutecznie przez kilka lat, a który tak naprawdę nigdy nie odwzajemnił twojego uczucia, czy tego, który pokochał cię bezwarunkowo, pomimo, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zawsze będzie zajmował w twoim sercu miejsce „zapchaj dziury"?

Przez ostatnie dwa lata wszystko wydawało się takie proste. Kochała Adriena i była w stanie zrobić wszystko, by odwzajemnił jej uczucie. Była gotowa sprzedać duszę diabłu, byle spojrzenie szmaragdowych tęczówek zatrzymało się na jej zarumienionej twarzy, choć na ułamek sekundy. Mogła zrezygnować ze wszystkiego, odrzeć się z resztek godności i paść przed nim na twarz, byle rozważył jej osobę w kategoriach czegoś więcej niż „tylko przyjaciółka". Mimo to każdy człowiek miał swoje limity. Jednostronna miłość do Adriena zaczynała być dla niej uciążliwa i bolesna, przez co coraz częściej zadawała sobie pytanie: „Czy warto?" Gdy jej duszę rozdzierały wątpliwości, pojawił się on. Na spowitym gęstymi chmurami, ciemnym niebie, na którym od zawsze to Adrien był księżycem, zamrugał nieśmiało niczym spadająca gwiazda. Choć nadal to księżyc był najjaśniejszym punktem jej życia, zawadiacka gwiazda przyciągała jej uwagę za każdym razem, kiedy przebijała się nieśmiało zza każdego, nawet najbardziej gęstego obłoku. I wtedy doznała olśnienia. Zorientowała się, że śledziła gwiazdę tak uparcie, iż nawet nie zauważyła, że księżyc wszedł w fazę nowiu. Z pełnej, jasnej tarczy, na jej niebie pozostał już zaledwie wąziutki rogalik, podczas gdy gwiazda stała się punktem kulminacyjnym. Teraz, gdy straciła jego miłość, wreszcie zrozumiała. Niebo bez niego, było niebem bez gwiazd.

Popatrzyła na twarz blondynki, mrugając szybko powiekami. Sprawiała wrażenie, jakby dotarła do niej prawda stara, jak świat. Oczywistość, na którą tylko ona pozostawała do tej pory ślepa. Bycie strażniczką, Biedronką, uczennicą, córką, przyjaciółką i sympatią było trudne do utrzymania w ryzach dla jednej nastolatki. Trudne, lecz nie niemożliwe. Dotarło do niej, że jeśli czegoś pragnie się dostatecznie mocno, żadne przeszkody nie są nie do pokonania. Musiała tylko wybrać mniejsze zło i zebrać się w sobie na odwagę, żeby przeprowadzić prawdopodobnie najważniejszą rozmowę w swoim życiu z najważniejszą w nim osobą.

— Chyba coś zaświtało w tej pustej łepetynce — zacmokała Alix, uderzając delikatnie pięścią w głowę niebieskookiej. — To teraz idź, wyszoruj paszczę, ubierz się ładnie i pędzimy na statek. Musisz go przekonać, żeby nigdzie nie wyjeżdżał.

— Wyjeżdżał? — powtórzyła, posyłając Julece pytające spojrzenie.

— Opowiemy ci po drodze. Szykuj się! — zawołała ciemnowłosa.

***

Serce biło jej jak oszalałe. Bywała na statku rodziny Couffaine setki razy, jednak nigdy wcześniej nie czuła się tam tak obco. W jej żołądku ciążyła ołowiana kula i modliła się, żeby dała radę wyrzucić z siebie to, co miała do powiedzenia bez zwrócenia śniadania na drewnianą podłogę. Stała przed drzwiami wyciągając i cofając swoją dłoń kilkukrotnie. Zanim dotarła na miejsce, miała w głowie misternie ułożone przemówienie, teraz jednak, stojąc przed drzwiami do jego pokoju, zapomniała nawet swojego nazwiska.

— Dasz radę, Marinette! — pisnęło czerwone kwami, wytykając z różowej torebki swoją małą główkę. — Po prostu powiedz mu, co czujesz. Bądź z nim szczera!

— Szczera... — wyszeptała. — Obawiam się, że mogę go zabić tą całą szczerością, Tikki.

— Luka zrozumie i doceni, że w końcu zebrałaś się na odwagę, żeby wyznać mu prawdę — odpowiedziała, puszczając jej oczko.

— Myślisz, że to naprawdę dobry pomysł? — zawahała się. — Sądzisz, że mistrz Fu nie miałby mi tego za złe?

— Teraz to ty jesteś strażniczką i to ty piszesz historię — odparło kwami. — Poza tym, jeśli mam być szczera, wydaje mi się, że nie znam nikogo bardziej godnego poznania twojej tożsamości niż on.

— Teraz i tak już za późno na to, żeby się wycofać — westchnęła. Zacisnęła powieki i zapukała do drzwi, by po chwili usłyszeć zaproszenie do środka.

Choć w pokoju było duszno, okna pozostawały zamknięte na cztery spusty. Wewnątrz panował chaos. Cała przestrzeń wyglądała, jakby przeszedł tam huragan. Na podłodze leżały pogniecione kartki z odręcznymi notatkami, które Marinette rozpoznała jako słowa piosenki. Starała się stawiać kroki ostrożnie, żeby nie potknąć się o rozrzucone po pomieszczeniu części garderoby i kiedy znalazła się dostatecznie blisko łóżka, na którym siedział pogrążony w pisaniu chłopak, wyciągnęła ku niemu dłoń, ujmując w nią jego szorstki policzek.

— Przepraszam... — szepnęła, gładząc jego twarz.

Błękitne tęczówki podniosły się do góry, zderzając się z jej fiołkowym spojrzeniem. Z jego twarzy odeszły wszystkie kolory, a oddech stał się szybki i urywany, gdy do jego nozdrzy dotarł dobrze mu znany zapach jej perfum.

— Marinette — szepnął nieco chrapliwie. — Co ty tu robisz?

— Przyszłam cię przeprosić — wyznała, zajmując miejsce na łóżku obok niego.

— Przeprosić? — powtórzył. — Przecież już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nie żywię do ciebie urazy za to, co się wydarzyło. Nadal jesteśmy... przyjaciółmi. Zawsze możesz na mnie liczyć, nic się nie zmieniło w tej kwestii.

— Nie o to chodzi — przerwała mu, ujmując jego dłoń. — Chciałam cię przeprosić za to, że nie byłam z tobą szczera. Dobrze wiem, że jedyne czego ode mnie oczekiwałeś to prawda. Byłeś przy mnie nawet wtedy, kiedy wiedziałeś, że to Adrien zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Zawsze oferowałeś mi pomocną dłoń i ramię do wypłakania, a ja... — zawiesiła głos. — Ja nigdy nie potrafiłam ci się za to odwdzięczyć.

Muzyk uważnie śledził jej mimikę. Widział, że jest zakłopotana i zdenerwowana. Jej policzki były zaróżowione, a dolna warga drgała w zwyczajowym tiku nerwowym. Odwzajemnił więc uścisk jej dłoni i pogłaskał kciukiem fragment jej jedwabiście gładkiej skóry.

— Nie denerwuj się — szepnął, nadal zataczając palcem kółka wokół jej kostek. — To tylko ja. Dobrze wiesz, że przy mnie możesz być sobą. Możesz powiedzieć mi wszystko, ja zawsze wysłucham i nigdy nie będę cię oceniał.

Te słowa dodały jej nieco otuchy. Podjęła ostateczną decyzję. Szczęście ich obojga spoczywało w jej rękach i nie miała zamiaru go z nich wypuścić. Zerknęła na niego spod firanki długich, ciemnych rzęs.

— Chodzi o to, że... Mam pewien sekret. Tajemnicę, która jest dla mnie śmiertelnie ważna, której nie mogłam zdradzić do tej pory nikomu. To przez tę tajemnicę opuszczałam wszystkie nasze randki, znikałam w najmniej odpowiednich okolicznościach. Czułam się z tym paskudnie, bo widziałam, jak bardzo się starałeś, żeby każde nasze spotkanie było wyjątkowe, a ja... wszystko popsułam — szepnęła, czując, jak po jej policzkach zaczynają spływać łzy. — Luka... zanim opowiem ci o tym całym pokręconym sekrecie, musisz wiedzieć, że Adrien jest mi drogi. Na początku osądziłam go niesłusznie, biorąc go za kogoś, kim tak naprawdę nie był, ale z czasem, kiedy zaczęłam go coraz lepiej poznawać, dostrzegłam w nim kogoś więcej niż tylko wziętego modela. Zobaczyłam dobrego, wrażliwego chłopca. Zakochałam się... — szepnęła zarumieniona.

— Nie wstydź się — odparł łagodnie, obejmując ją ramieniem. — Nie zrobiłaś nic złego. Miłość to nie zbrodnia. Pokochałaś go za jego wnętrze i to właśnie sprawia, że jesteś tak niezwykłą osobą, Marinette.

— Z czasem Adrien zaczął być dla mnie kimś więcej niż sympatią. Był przyjacielem, na którego wsparcie zawsze mogłam liczyć. Ja również stałam się dla niego przyjaciółką. Wtedy złościłam się za każdym razem, kiedy to podkreślał, ale dziś...

— Coś się zmieniło?

— Wszystko... — szepnęła z uśmiechem. — Dziś zrozumiałam, że Adrien faktycznie jest dla mnie drogim przyjacielem, ale nigdy nie będzie nikim więcej. Wiesz dlaczego? — zapytała, a na twarz gitarzysty wpełzł cień konsternacji. — Dlatego, że dopiero kiedy cię straciłam, zrozumiałam, że moje serce już dawno wybrało, kto będzie jego przyjacielem, a kto miłością. Kocham Cię, Luka. Od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłam, moje serce zaczęło wyrywać się z piersi, wiedząc, że to w twoich ramionach znajdzie swoje schronienie przed okrutnym światem. To ty nadajesz sens moim dniom, a moment, w którym straciłam twoją miłość, była dla mnie końcem mojego świata.

— Marinette... — uśmiechnął się pod nosem, przyciągając ją do siebie bliżej. — Nigdy nie straciłaś mojej miłości. To po prostu niemożliwe. Kocham cię i moje serce bije tylko dla ciebie. Od zawsze i na zawsze.

— W takim razie, muszę być z tobą szczera... Luka, wystawiałam cię tyle razy do wiatru dlatego, że ja jestem...

— Ciii — przerwał jej, kładąc palec na jej rozchylonych ze zdenerwowania wargach. — Miłość to zaufanie. Bezgraniczne zaufanie. Ufam ci Marinette i wiem, że prawda, jaką dźwigasz na swoich barkach, jest bardziej skomplikowana, niż mógłbym sobie wyobrazić. Zachowaj ją dla siebie. To nie jest odpowiedni moment, ja zaczekam — dodał, zatapiając swoje usta w jej miękkich wargach.

Nie sądziła, że gwiazdy potrafiły świecić na tyle jasno, by rozświetlać mrok tak ciemny, jak ten w jej doświadczonym pomimo młodego wieku sercu. I jeśli na tym świecie istniało coś pewnego, był to fakt, iż Marinette już nigdy nie chciała oglądać nieba, na którym brakowałoby jego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro