1. Wolf

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Neil stał przy biurku recepcji, oglądając całe wnętrze hotelu. Hotel Wolf. Ta nazwa nieustannie pojawiała się w jego myślach. To właśnie to miejsce miało być dla jego braci - jak i również dla niego - nowym domem.

Miejsce to posiadało swoją klasę i już od lat słynęło z dobrej sławy. Zjeżdżali się tu sami najważniejsi i najbogatsi ludzie z kraju oraz bzza granicy. Przeważnie z powodu sali konferencyjnej, która była tylko jedną z licznych ofert i atrakcji hotelu. Znajdowało się tu dosłownie wszystko: sale imprezowe, kinowe jak i te do wystawnych przyjęć, sauny, siłownie, sale do tańca, gimnastyki, boksu, kluby hazardowe, restauracje. Zatrudnionych było też wielu animatorów zajmujących się poszczególnymi zajęciami umilającymi czas gościom.

I mimo tak wielkiego zainteresowania i ruchu spowodowanego popularnością budynku - przez miejscowych nazywanego po prostu Wolf - wszystko zostało tak dokładnie rozplanowane, że ludzie nie tłoczyli się w jednym miejscu. Zresztą przy kilkunastu piętrach trudno by było, aby wszyscy przesiadywali tylko w holu głównym i to jeszcze od strony recepcji, ale Neil doszedł do tego wniosku dopiero po dłużej chwili zastanawiania się nad pustkami. Przez cały pobyt w budynku widział zaledwie kilka osób przechodzących koło niego, ale byli to zazwyczaj bagażowi, których bacznie obserwował aż wraz ze swoim wózkiem od bagażu nie znikali za drzwiami windy.

Chłopak westchnął, zerkając na zegarek. Zack, Denny i Tom spóźniali się już ponad pół godziny. Zastanawiał się, co ich tak zatrzymywało, bo mieli jedynie zgarnąć jakieś potrzebne papiery od Sary i zaraz przyjść. Przez chwilę pomyślał nawet o tym, że zgubili się gdzieś na korytarzach, wchodząc z innej strony, ale później uświadomił sobie, że przecież główne wejście jest zaraz przed nim, a inne były dla gości i prowadziły od wewnątrz do ogrodu lub na basen.

Recepcjonistka już kilka razy zapytała go, czy czegoś potrzebuje i czy czeka na kogoś z gości. Zdążyli ze sobą chwilę pogawędzić jak gdyby nigdy nic i kobieta chyba nawet zdążyła go polubić, jednak później przyszło do niej dwóch innych gości i jako recepcjonistka musiała ich obsłużyć. Właściwie to wyglądała na bardzo młodą i na oko miała nie więcej niż dwadzieścia lat, co rozmowę kierowało na dosyć swobodne tematy, teraz jednak brunetowi pozostało stać w oczekiwaniu na braci.

Hol, jak pewnie reszta korytarzy, był w jasnych kolorach z przewagą bieli i ecru. Schody, razem z poręczą, były szklane, podobnie jak żyrandol i blat recepcji, a większość powierzchni ścian zajmowały okna lub właściwie zwykłe szyby, będące tej samej wysokości. Podłoga wykonana została z błyszczących płytek, układających się pośrodku w srebrny napis: "Hotel Wolf". Po lewej stronie od wejścia, czyli zaraz tam gdzie stał, znajdowały się sofy i fotele oraz dwa drewniane stoliki z czarnymi, lśniącymi blatami. Prosto od drzwi głównych oraz z prawej strony rozciągały się dwa korytarze. Z tą jednak różnicą, że ten na wprost kończył się dość szybko przeszklonymi, ale matowymi drzwiami, a ten z prawej najprawdopodobniej skręcał na końcu. Przez jedną z jego ścian ciągnęła się nieskończona liczba drzwi, natomiast pomiędzy tymi, jak to sam określił, tunelami znajdowały się schody i dwie windy. Nie wspominając o kilku zwyczajnych, drewnianych drzwiach z napisem: dla personelu.

Neil przyjrzał się całemu wnętrzu i przestudiował każdy najmniejszy detal. Gdy już poważnie zaczął rozważać nad możliwością usadowienia się na kanapie, do środka wpadł Thomas, a za nim spokojnym, ale zdecydowanym krokiem Zack i Denny.

- Gdzie wyście byli? - Brunet natychmiast do nich podszedł. Miał opanowany głos, ale jego bracia zdążyli już zauważyć, że się niepokoił.

- Sara trochę się rozgadała - odparł Denny, jak zwykle w pełni spokojny, wyciągając z torby na laptopa papiery niezbędne do dostania pokoju. - Znasz ją - Podał je Neil'owi, pokazując głową na Zack'a. - I ten tutaj też musiał się wpakować w konflikt z prawem...

Neil westchnął, podłapując zabójcze spojrzenie czerwonowłosego. Postanowił jednak pozostawić to bez komentarza.

- Dobrze, skoro już jesteście to trzeba to teraz dobrze rozegrać. - Wskazał recepcję.

Wszyscy podeszli do recepcjonistki, która uśmiechnęła się na ich widok.

- No i są te twoje zguby - zwróciła się do bruneta i zaśmiała, widząc pytające spojrzenia pozostałych chłopaków. - A więc? Czym mogę służyć?

Neil podał jej dokumenty i nerwowo zaczął bawić się brzegiem koszulki. Recepcjonistka obejrzała każdą kartkę, równocześnie notując coś w komputerze. Sam nie wiedział, czego się właściwie boi. Nie robili w końcu niczego nielegalnego, a dokumenty dostali od zaufanej osoby. Mimo to nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że zaraz usłyszy słowa świadczące o jakichś brakach w dokumentacji i braku możliwości dostaniu pokoju.

- Teraz tylko podpiszecie się tu... - Recepcjonistka podsunęła im pod nos jeszcze inną kartkę wyciągniętą zza lady, wyglądającą na umowę. - ...i tu. Później was zamelduję - uśmiechnęła się ciepło. - Macie jakieś bagaże?

- Tak - odparł rozpromieniony Tom. - Są tutaj.

Wskazał kupkę kilku torb i walizek znajdującą się obok. To on zajmował się przygotowaniem wszystkich rzeczy i nie ukrywał dumy z tego powodu. Zresztą Thomas potrafił cieszyć się dosłownie ze wszystkiego.

Nagle gdzieś na wyższych piętrach rozległo się donośne szczekanie. Wszyscy zwrócili głowę w stronę owego dźwięku, ale dopiero gdy wyszli trochę do przodu, tak aby widzieć zwiniętą niczym skorupa ślimaka klatkę schodową obramowaną balustradą i drzwiami pokoi, dwa piętra wyżej zobaczyli dużego psa, goniącego małego pudla.

- Kaps! Stój! - dało się słyszeć również nawoływanie w kierunku jednego z psów i po chwili bracia dostrzegli też szczupłą blondynkę, biegnącą za zwierzakami.

- Och, nie... Znowu - westchnęła kobieta z recepcji, oglądając w nerwach całą tą scenę. Neil zerknął w jej kierunku, a ta zauważyła to i ruszyła z odpowiedziami. - To Jessica. A to pies jej kuzyna, którym miała się dzisiaj zająć.

Wskazała na wilczura, który coraz bardziej się rozpędzał, ślizgając na wypolerowanych kafelkach, i szczekając groźnie, podczas gdy pudel biegł na tych swoich małych łapkach, jakby był na wybiegu. Może ze względu na to opanowanie nadal pozostawał z przodu.

- Myślałem, że można mieć tu tylko małe psy.

- I owszem. Ale ona nie jest gościem, tak jakby. Jej stryj jest właścicielem hotelu, tym samym, jej kuzyn jest synem właściciela. To dlatego. - W oczach chłopaka błysnęła nuta niesmaku albo może zawodu? I nawet to podłapała kobieta, która szybko sprostowała. - Ale ona nie należy do śmietanki towarzyskiej tak jak jej rodzina. Jest tu od niedawna i po prostu nie miała wyjścia żeby tu przyjechać. A z tego, co widzę, jest w waszym wieku. - Dodała, zerkając do dokumentów. - Siedemnaście, tak?

Neil przytaknął. Chciał się jeszcze dopytać co znaczy, że "nie miała wyjścia", ale w tej samej chwili dostrzegł jeszcze większe zamieszanie na górze. Z windy wyszło dwóch pracowników, niosących pokaźny tort ślubny. Psy bez problemu zmieściły się po spodem.

- Będzie kolizja - stwierdził Zack bez emocji. Stał oparty o blat recepcji ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i chociaż nie dawał tego po sobie poznać, cieszyła go wizja zderzenia.

Dziewczyna jednak zwinnie prześliznęła się pod tortem, niemal hacząc włosami o tacę i wywołując zaskoczenie oraz ulgę u wszystkich, którzy oglądali tą scenę.

Jessica przeciskała się pomiędzy ludźmi z nieco większym trudem niż zwierzęta, ale równie zwinnie. Przed nią pojawił wózek pełen bagażu i choć uciekinierzy zmieścili się obok niego, ona nie zdążyła. Wbiegła po torbach na samą górę i zeskoczyła, robiąc obrót w przód przy lądowaniu. Serce łomotało jej jak oszalałe.

- Przepraszam! - rzuciła przez ramię do człowieka, zajmującego się transportem bagażu i pognała dalej. Psy skręciły na schody i zaczęły po nich zbiegać w dół. Pozostało im kilka stopni aby znaleźć się na parterze, tym samym przy drzwiach. Nie mogła pozwolić na to, aby uciekły. Modląc się w duchu, z rozpędu usiadła na poręczy schodów i zjechała w dół, znajdując się na dole w tym samym momencie co wilczur. Za późno jednak, aby go złapać.

- Kapsel! - Krzyknęła ponownie, jednak Kaps nie zareagował.

Poczuła, że już nie ma siły. Najchętniej byłaby teraz z nim na spacerze, ale przy wychodzeniu z pokoju oczywiście musiał przypałętać się ten pudel! Na szczęście w tym momencie nie biegł w stronę drzwi tylko recepcji. Przemknęło jej od razu przez myśl, że może tam wreszcie zdoła ich unieruchomić. W tej samej chwili dostrzegła cztery osoby, stojące przy biurku, na które wcześniej nie zwróciła uwagi. Pudel biegł właśnie w ich stronę.

Neil w ostatniej chwili unieruchomił wilczura, kucając przed nim. Mniejszy pies zdążył mu się wymknąć, ale teraz stał za nim, czekając tylko na atak większego od siebie zwierzęcia. Blondynka z wyraźną ulgą przykucnęła obok psa i przypięła mu linkę do obroży. Ten zaś popatrzył na nią, tak jakby chciał przeprosić. Brunet dopiero teraz go puścił co spowodowało, że i on, i Jessica popatrzyli sobie prosto w oczy. Neil'owi przemknęło przez myśl, że jeszcze nie widział tak ładnej dziewczyny. Jej jasne blond włosy spływały na ramiona niczym wodospad, okalając różane policzki. Błękitne oczy wpatrywały się w niego z wdzięcznością. On również się do niej uśmiechał.

- Dziękuję - szepnęła, ale po chwili pociągnięta przez Kapsla gwałtownie wstała. Zdezorientowana obróciła się i od razu zrozumiała, czemu zwierzak jest niespokojny.

Przed nią stała pulchna, wysoka kobieta ubrana w długą suknię i obwieszona biżuterią. Pudel natychmiast rzucił się w jej stronę.

- Nic ci się nie stało? - zaczęła do niego mówić jak do małego dziecka. Miała lekko francuski akcent, co sprawiało, że Jessica miała coraz gorsze skojarzenia z Francją. - Ten zły pies cię gonił? Nie bój się, mamusia zrobi z tym porządek. - Teraz zwróciła się do Jessicy. - Co ty sobie myślisz, co?! Ten rozwydrzony kundel nie ma prawa tutaj przebywać, a jeszcze niewiele brakowało, a mojej mysi pysi zrobiłby krzywdę. Więc gówniaro przygotuj się. Ty i ten futrzak jeszcze w tym tygodniu stąd wylecicie!

Jess zaczęła liczyć oddechy. Jeden, dwa, trzy... Nie pomagało, ale przynajmniej powstrzymało ją od powiedzenia czegoś niewłaściwego, aż do odejścia wielkiej Madam.

- Nie przejmuj się - uspokoiła ją recepcjonistka, patrząc na rozemocjonowaną twarz dziewczyny. - Wiesz, że nic nie może zrobić.

- Dzięki Dorothy... - Blondynka uśmiechnęła się słabo. - Ale ona jest typem człowieka, którego nie potrafię tolerować. Chciałabym żeby już wyjechała...

- Tak, ja też. Podobnie z resztą jak i inni pracownicy.

- Pewnie i tak, ale nikt nie ma na to wpływu - westchnęła. - Ja mam dość dzisiejszego dnia mimo, że dopiero się zaczął... Jakby mnie ktoś szukał, jestem w parku.

Wyszła przed hotel z Kapslem, tylko na chwilę zerkając w kierunku chłopaków.

Neil podszedł do Dorothy, aby podpisać papiery i nawet nie zdawał sobie sprawy, że się uśmiecha, dopóki kobieta mu tego nie uświadomiła.

- Ładna jest, prawda? - Uśmiechnęła się na ukos, patrząc na niego znacząco. Brunet się zdezorientował. - Pokój na tym samym piętrze rozumiem? - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i przygotowała do zapisania czegoś w komputerze.

Chłopak odwrócił się do braci. Denny tylko wzruszył ramionami, a Tom się wyszczerzył.

- Wydaje się całkiem fajna... - stwierdził niewinnie.

Tylko Zack, wciąż nadąsany, wywrócił oczyma.

- Niech będzie - powiedział w końcu.

I oficjalnie zostali zameldowani.

~*******~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro