13. Donovan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cześć Jessi. - Usłyszała za sobą znajomy głos. Głos, którego nie słyszała od bardzo dawna. Gwałtownie się odwróciła. - Kopę lat mała.

- Donovan... - Aż ją wmurowało. Całkiem się zmienił, ale jego niebieskie oczy i łobuzerski uśmieszek wciąż sprawiały, że kolana jej miękły. Odwzajemniła uśmiech, mając nadzieję, że nie zauważy rumieńca na jej policzkach. - Co tutaj robisz?!

- Chciałem się z tobą zobaczyć i coś mi mówi, że chyba zostanę tu na dłużej.

- Tak się cieszę, że cię widzę! - Rzuciła mu się na ramiona, a on objął ją w pasie. Po chwili ją puścił cicho się śmiejąc.

- Ani trochę się nie zmieniłaś. - Stwierdził, patrząc na nią z ukosa. - No może ciut wyładniałaś. A widzieć mnie będziesz tutaj codziennie.

Dziewczyna poczuła delikatne motyle w brzuchu.

- Pff... - Odrzuciła włosy do tyłu i obróciła się w stronę wyjścia. - No oczywiście, że wyładniałam, a co ty sobie myślisz? - Zażartowała próbując się nie uśmiechać. - A teraz chodź, bo jesteśmy prawie ostatni. W jakiej jesteś klasie? - Zapytała gdy wyszli na korytarz.

Donovana znała od dziecka. Właściwie nie pamiętała skąd. Po prostu znała go od zawsze i już. Był rok starszy od niej, ale gdy byli dziećmi zawsze się razem bawili, a kiedy jeździła do Japonii, zawsze marudziła, że chce go zabrać ze sobą. Oboje zawsze lubili patrzeć jak ktoś tańczy ( w końcu Don mieszkał koło studia ) i to taniec stał się ich wspólną pasją. Niestety gdy chłopak skończył jedenaście lat wraz z rodzicami wyjechał z Nowego Jorku do Norwegii. Od tego czasu widywała się z nim raz na kilka lat głównie po to aby trochę potańczyć i powspominać. On cały był dla niej wspomnieniem dzieciństwa. Ostatni raz widziała się z nim dwa lata temu. A teraz pojawił się w Londynie i to podobno z jej powodu! Naprawdę cieszyła się, że go widzi. Wreszcie w tym zwariowanym miejscu jest ktoś znajomy. Dalej miał te swoje rozczochrane brązowe włosy i kompletnie gryzące się z nimi niebieskie oczy. Patrząc na niego, przypominała sobie wszystko sprzed wypadku.

- Trzecia B - odparł. - Z tego co wiem, naszym wychowawcą jest pan Turkey. - Uśmiechnął się przy wymawianiu jego nazwiska. - Uczy matmy, nie?

- Tak, więc musisz iść do sali z matematyki... Prawe skrzydło na drugim piętrze, sala numer trzydzieści osiem. - Powiedziała z dumą, bo na początku z trudnością orientowała się w chodzeniu po budynku. - Ja zostaję na parterze. - Zatrzymali się przy schodach, a Jessica wskazała zgromadzenie uczniów dwie sale od nich. - Tam idę, a z tego co widzę wszyscy wchodzą do klasy... Też powinieneś już iść.

- Jasne, ty też. Dzięki za instrukcje. - Puścił do niej oko i powoli zaczął wchodzić po schodach, a ona ruszyła do swojej klasy. - Zobaczymy się po lekcjach? - Zawołał za nią.

- Pewnie! - Odkrzyknęła i odwróciła się nie przestając iść. - Opowiesz mi dokładnie jak to się stało, że tutaj jesteś! - Ostatni raz się do niej uśmiechnął i zniknął na pierwszym piętrze. Jessica dobiegła do swojej grupy i z ulgą stwierdziła, że nie weszła jako ostatnia.

- W drodze wyjątku możecie usiąść z kim chcecie. - Poinformowała uczniów pani Moning, a sama usiadła na swoim biurku dając nogę na nogę. Była może trzydziestoletnią kobietą, która wyglądała na około dwadzieścia i świetnie dogadywała się z młodzieżą. Często udawała surową, ale niespecjalnie jej to wychodziło i większość uczniów ze starszych klas nic sobie z niej nie robiła, więc na jej lekcjach chemii nieraz bywało dość... rozrywkowo.

Jessica zaczęła rozglądać się za jakimś wolnym miejscem i jedyne co dostrzegła to machającą do niej Sarę. Choć na początku chciała się od niej i chłopaków odseparować, teraz poczuła, że naprawdę pała sympatią do tej rudaski, która coraz bardziej wybałuszała na nią oczy, wskazując wolne miejsce obok siebie. W końcu blondynka przewróciła oczami i z uśmiechem na twarzy zajęła wolne miejsce.

- Kurde, no, myślałam, że mnie olejesz - powiedziała z udawanym wyrzutem Sara, a potem trochę posmutniała. - Tak samo jak z tym telefonem... Myślałam, że przynajmniej oddzwonisz.

- Wiem, przepraszam, ale trochę się pokomplikowało... - skłamała w odpowiedzi i zaczęła szukać pomysłu na zmianę tematu. Znalazła go szybciej niż myślała. - Ale ty za to olałaś Marka - stwierdziła, z uśmiechem przyglądając się chłopakowi, który bezradnie szukał miejsca.

- Eee tam... - Machnęła ręką. - Jest już dużym chłopcem. Jakoś sobie poradzi. - Brunet podszedł do ławki Zack'a i szybko zajął miejsce Thoma, na które ten nie zdążył usiąść. - Widzisz?

- Taaa...Biedny Tom - zaśmiała się Jessica, ale chłopak też nie robił dużego problemu i usiadł w ławce z Dennym. Neil wcześniej rozmawiał z Bradem, który siedział po drugiej stronie pomieszczenia i już po czasie zorientował się, że jest bez miejsca. Siedząca dwie ławki przed dziewczynami Faith, od razu to zauważyła. Nie czekając zbyt długo, dosłownie zrzuciła Darcy z krzesła i odesłała ją do innego stolika. - Co ona kombinuje? - Szepnęła Jessica, z przymróżonymi oczyma wpatrując się w dziewczynę. Sara zerknęła na nią zdziwiona, ale szybko zrozumiała o co chodzi.

- Hej Neil! - Zawołała Faith, trzepocząc rzęsami. - Ja mam wolne miejsce - powiedziała słodkim głosikiem. - Usiądź ze mną.

Chłopak chwilę się wahał, ale potem stwierdził, że i tak niespecjalnie ma wyjście, więc usiadł obok dziewczyny. Wcześniej jednak, ledwo zauważenie zerknął na Jessicę. Faith posłała jej triumfalne spojrzenie.

- Nie wierzę... - warknęła blondynka.

- Eee... Jessy... - zaczęła niepewnie Sara. - Jess! Zaraz połamiesz mój ołówek. - Dziewczyna ocknęła się i dopiero teraz dotarło do niej, że ściska w ręce ołówek przyjaciółki. Nie pamiętała nawet kiedy go zabrała. Szybko oddała go Sarze.

- Przepraszam - wybełkotała.

- Nie szkodzi... - Ton jej głosu był lekko podejrzliwy, a przez resztę lekcji, która defakto była lekcją organizacyjną, zerkała na przemian to na Jessicę, to na Neil'a, kontaktując się przy tym niemo z Markiem. On też zauważył, że coś jest na rzeczy.

- Kurcze. Zapomniałam napisać do Wincenta... - Jessica ukradkiem wyciągnęła telefon z kieszeni.

- Do kogo? - Ruda nachyliła się nad jej komórką.

- Do kierowcy limuzyny...tej z hotelu. Chciałam go uprzedzić żeby po mnie dzisiaj nie przyjeżdżał.

- Będziesz wracać sama? - W jej głosie pobrzmiewał niepokój.

- Nie. Z przyjacielem. - Uśmiechnęła się. 

I w tym momencie, gdy naciskała "wyślij", komórka wyśliznęła jej się z ręki i płasko spadła pod ławkę z głuchym trzaskiem. Dziewczyna przeklęła odrobinę głośniej niż chciała i jeśli wcześniej patrzyło na nią zaledwie kilka osób to teraz widziała ją cała klasa, włącznie z nauczycielką.

- Panienko Striker - zwróciła się do niej wychowawczyni. - Jakiś problem?

- Nie. Skąd... - Na oślep próbowała zakryć telefon butem, ale nauczycielka szybko odnalazła go wzrokiem przy stopie dziewczyny.

- Chyba jednak coś ci spadło. Lepiej to podnieść zanim ktoś zorientuje się co to. - Puściła do niej oczko i wróciła do tematu. Blondynka odetchnęła z ulgą i szybko schowała urządzenie do torby.

- No, nieźle blondi - rzucił przez ramię Mark, siedzący ławkę na skos od dziewczyn, tak aby nikt inny go nie usłyszał. - Masz fory u psorki.

Jessica lekko skrzywiła się na tę myśl, ale nic nie powiedziała. Po dzwonku, który rozbrzmiał po kilkunastu minutach, pożegnała Sarę tłumacząc, że się spieszy i wyszła z sali. Naprawdę bardzo chciała porozmawiać z Donovanem i w tej chwili liczyło się tylko to, aby dostać się pod jego salę. Nie słyszała nawet wołania Neil'a.

Gdy wbiegała na ostatnie piętro dosłownie zderzyła się z przyjacielem. Zachwiała się do tyłu, ale w ostatniej chwili chłopak złapał ją w tali tym samym przywracając równowagę.

- Gdzie tak lecisz? - Uśmiechnął się do niej wciąż ją trzymając.

- Chciałam do ciebie... - Zaczęła i zaśmiała się. - Ale chyba coś mi nie wyszło.

- Czemu? Mnie się tak podoba. - Przez chwilę jego wzrok zawisł na czymś albo na kimś. stojącym gdzieś za dziewczyną. W jego oczach dostrzegła niebezpieczny błysk.

- Na co się tak gapisz? - Zapytała z przekąsem, próbując się odwrócić, ale chłopak jej to skutecznie uniemożliwił.

- Na nic... - odparł, lecz jego głos był jakby nieobecny. Po chwili się opamiętał i puścił Jessicę pomagając jej stanąć obok. - Wybacz. - Widać było, że się trochę zmieszał. - Ja już jestem gotowy. - Dopiero teraz zobaczyła, że ma ubraną kurtkę.

- To chodźmy - rzuciła i pociągnęła go za sobą po schodach aż do wyjścia.

Przed szkołą stało kilka grupek uczniów. Wśród nich dostrzegła Marka, Zack'a i Neil'a. Postanowiła nie dać po sobie poznać przy Donovanie, że ich zna, chociaż sama nie wiedziała,iała czemu, ale nie chciałam mieszać ze sobą tych dwóch znajomości i pozwoliła aby włosy zakryły jej twarz, tak aby nawet nie kusiło jej żeby spojrzeć w tamtym kierunku. Kiedy znaleźli się przy bramie szkoły, mocno odczuła swoją głupotę w postaci zbyt cienkiej kurtki i zrezygnowania z powrotu pojazdem. Zaczęła trząść się z zimna i próba ukrycia tego przed chłopakiem spełzła na niczym. Zatrzymali się i Don, nic nie mówiąc, przykrył jej ramiona swoim nakryciem. Zaskoczona podniosła głowę.

- Ale... - zaczęła jednak on nie pozwolił jej skończyć.

- Żadnych "ale". Nie chcę żebyś mi tu marzła.

- Ale teraz tobie będzie zimno.

- O mnie się nie martw. - Uśmiechnął się do niej i coś kazało jej mu uwierzyć. Szatyn dłonią zgarnął kilka pasemek blond włosów za jej ucho. Gdy to zrobił posłała mu delikatny uśmiech. Teraz kątem oka widziała budynek szkoły oraz stojącego pod nim Neil'a, który ukradkiem patrzył w ich stronę. Kiedy zorientował się, że dziewczyna go widzi, szybko odwrócił wzrok.

Oboje wolno ruszyli w kierunku Wolf.

*******

- Kim on jest? - zapytał Neil, bardziej siebie niż przyjaciół.

- Mówisz o chłopaku, z którym wraca Jessica? - W drzwiach szkoły pokazała się Sara. Brunet tylko przytaknął. - Z tego co mówiła to jej przyjacielem.

- Nie wyglądają jak przyjaciele - stwierdził oschle. - Coś mi się tu nie podoba.

- Ah ta zazdrość... - skwitował z rozbawieniem Mark.

- Nie. Tu nie o to chodzi. Sam nie wiem... ale coś mi mówi, że trzeba na niego uważać.

- Mój drogi Neil'u - dziewczyna próbowała brzmieć poważnie. - Jesteś zazdrosny. To normalne... Ale mogę ci powiedzieć, że ona o ciebie też była.

- Neil ma rację - wtrącił Zack. - Mnie też się coś w tym gościu nie podoba. - Spojrzał na wszystkich morderczo. - I to nie zazdrość - powiedział z naciskiem.

- Ale, że ona co...? - brunet chciał wrócić do wcześniejszego tematu, nie ukrywając zbytnio ciekawości.

- No, też była o ciebie zazdrosna. Kiedy usiadłeś z Faith.

~*******~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro