15. Bestiariusz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gruba księga, oprawiona ciemną, niedźwiedzią skórą podniszczoną wiekiem, leżała teraz na stoliku przed braćmi. Na okładce narysowane było koło wewnątrz, którego znajdowały się nachodzące na siebie inne, mniejsze koła. Kartki wewnątrz bestiariusza były już pożółkłe, a atrament na nich i pigmenty, które miały za zadanie służyć jako obrazki zastępując opis stworzeń, lekko wyblakłe. Mimo to wciąż bez problemu można było się rozczytać w odręcznym piśmie twórcy książki.

- Tu nic nie ma! - Wkurzony Zack trzasnął okładką, zamykając bestiariusz. - Beznadzieja.

- Nic, to złe określenie. - sprostował Denny. - Tam po prostu nie ma nic o tych cieniach.

- Ale ta cała...Heronell o nich wiedziała. - Dodał Tom. - Czyli skądś wzięła tę wiedzę, nie?

Neil spojrzał na niego niepewnie.

- Pamiętaj jednak, że nie była zbyt...rozmowna. Ona ma swój świat i może poniekąd zahacza on o nasz, ale wątpię abyśmy się dowiedzieli czegoś od tej kobiety. Zastanawia mnie tylko skąd wiedziała, że porwą Jessicę.

- Mnie bardziej zastanawia to, że nie spróbowali drugi raz. - Rzucił czerwonowłosy. - Jeśli czegoś naprawdę od niej chcą i zrobili ku temu takie zamieszanie to nie powinni czegoś zrobić w tym kierunku?

- Nie do końca... - powiedział Denny, wstając z kanapy, na której dotychczas siedział. W zamyśleniu zaczął krążyć po pomieszczeniu. - Z tego co wiemy od tej obłąkanej staruszki, porywacze... demony chcą tego co ich pan...Ale nie mamy pojęcia czy chodzi o Jessicę czy o coś co ma. A na dodatek ona nic nie pamięta. Albo udaje, ale w każdym razie nic nam nie powie. Nie wiemy czego od niej chcieli, więc równie dobrze mogli to już dostać, prawda? - Zerknął na braci, ale kontynuował zanim zdążyli odpowiedzieć. - Z drugiej strony, jeśli jednak nie udało im się tego zdobyć, to na drugi raz będą bardzo ostrożni aby nie powtórzyć porażki.

Zack otworzył oczy ze zdumienia. Podobnie jak Neil.

- Czyli sugerujesz, że oni cały czas coś mogą planować?

Szatyn pokręcił głową.

- Nawet nie. Oni mogą już realizować te plany. - Wyjaśnił z delikatnym smutkiem.

- Musimy tam wrócić...Musimy... - Brunet już sam nie wiedział co powiedzieć, ale przerwał mu Denny.

- Neil. Ci ludzie, czy nie do końca ludzie... Chcą czegoś od niej, ale wcale nie muszą chcieć jej skrzywdzić. Nic jej nie zrobili...

- A trucizna?!

- Cienie najprawdopodobniej miały walczyć z nami, a ona znalazła się tam właściwie przez przypadek.

- Ale Neil i tak ma rację. - Wtrącił się Tom niepewnym tonem. - Po co w ogóle była im ta trucizna na broni? Samą kataną mogli nas sprzątnąć. Poza tym... pozabijali wszystkich członków Północnej Mafii... Bo z tym się nie możecie kłócić! Zajęli ich bazę zaraz po tym jak ciała znaleziono na ulicy. Szczerze wątpię aby to był przypadek.

- Dobra - powiedział pewnym głosem Neil, chcąc choć trochę opanować sytuację. Miał szczerze dosyć tych wszystkich teorii, bo faktów nie było prawie żadnych. - Nie wiemy tak naprawdę nic konkretnego, ale trzeba to nadrobić. Kimkolwiek oni są i nawet jeśli mają dobre intencje to zabierają się do "ratowania miasta" w fatalny sposób. My pomagamy - nie zabijamy, oni za to nie mają żadnych skrupułów.

- Co chcesz zrobić? - Zapytał blondyn, ciesząc się, że jego brat wrócił do siebie.

- Ja i Zack wrócimy do fabryki na małe przeszpiegi. - Czerwonowłosy kiwnął mu głową na zgodę i uśmiechnął się zadowolony. - Ty - Wskazał na Thomasa. - i Denny pójdziecie do wszystkich możliwych bibliotek w mieście i poszukacie czegoś na temat tych demonów. Możecie wziąć ze sobą Sarę i Marka, może szybciej coś znajdziecie. Gdzieś coś musi być.

- A kied...? - zaczął Denny, ale nie dane mu było skończyć.

- Zaczynamy od jutra. Teraz mam po prostu ogromną ochotę iść spać. - stwierdził z uśmiechem. A, no i trzeba będzie się już naprawdę rozglądać za jakimś mieszkaniem na stałe. W razie gdyby coś poszło nie tak, nie możemy narażać hotelu.

- I Jessicy - dodał Tom patrząc na niego wymownie. Nic więcej nie musiał mówić.

*******

Jessica zaśmiała się po ostatnim piruecie i odwróciła się do lustra, próbując wyrównać lekko przyspieszony oddech.

- Brakowało mi tegos - stwierdziła z uśmiechem, odwracając się do Donovana. Gdy tańczyła sama, również bawiła się świetnie, ale to miła odmiana podzielić się z kimś, kto cię zrozumie, swoimi pomysłami odnośnie nowych ruchów. Zatańczenie duetu, który obejmuje więcej niż jeden gatunek tańca było zdecydowanie czymś za czym tęskniła. - Taniec z kimś jest o wiele zabawniejszy.

- Nie myślałaś nad tym aby zapisać się do jakiegoś klubu w Londynie? - Chłopak z trudem ukrywał zdumienie. Spodziewał się, że tak właśnie zrobiła.

- Nie... - Dziewczyna odrobinę posmutniała. -To nie to samo co Akademia Tańca z Nowego Jorku. Nie wyobrażam sobie tańczyć gdzieś indziej.

- To twoja decyzja. - Wzruszył ramionami i w tym samym momencie jego telefon zawibrował. Zerkając na ekran lekko się skrzywił. - Muszę już iść.

- Jasne, w porządku - dparła. - Odrobinę i tak się zasiedzieliśmy.

- No, to do jutra w szkole. - Uśmiechnął się i poczochrał włosy niższej od siebie blondynki. - Cześć!

- Eh, czekaj! - Zawołała za nim gdy był już praktycznie przy drzwiach. Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił na pięcie. - Zapomniałam zapytać, z kim przyjechałeś?

- Sam. Solo. Samiusieńko. Pamiętasz? Osiemnastka! - Wyszczerzył się. - Od czerwca mogę wszystko. - Puścił do niej żartobliwie oczko.

- Yh, tak... Jasne. - Uśmiechnęła się, czując dziwny ścisk w żołądku. - Na razie - pożegnała się i odczekawszy chwilę, usidła na podłodze. Coś było bardzo nie tak. Była gotowa na to, że Donovan się zmienił, ale chodziło o coś więcej. Cały czas nabierała podejrzeń, ale gdy powiedział, że od czerwca ma osiemnaście lat była pewna, że coś nie gra... Przecież ma urodziny w maju! Nie mógł się aż tak pomylić.

Westchnęła, zerkając w stronę drzwi. Nagle poczuła się strasznie samotna, i że bardzo potrzebuje rozmowy. Wiedziała, że musi się choć trochę odciążyć od tego wszystkiego co jej się ostatnio przydarzyło. Z jakiegoś powodu pomyślała o Sarze. Czuła, że naprawdę jej ufa, ale nie była pewna czy na tyle aby powiedzieć jej o wszystkim. Bo był ktoś komu już powiedziała za dużo. Nie chodziło jej o Neil'a, któremu opowiedziała o swoim początku ze sztukami walki. Znacznie bardziej niepokoiły ją informacje, które przekazała staremu przyjacielowi o swoim pobycie w Londynie. Ominęła fragment z porwaniem, ale i tak była na siebie zła... Miała wrażenie, ze chłopak i tak już wszystko wie...

*******

Gdy Denny, Zack i Thomas zdecydowali, że jeszcze zostaną w podziemiach, Neil wrócił do hotelu. Chciał sobie wszystko w samotności poukładać, ale nie miał ochoty chodzić w nocy po mieście. Ostatnio starał się unikać Jessicy, bo czuł, że jest jej winien wyjaśnienia. W końcu ona powiedziała mu pewnie więcej niż chciała, o swojej babci, Japonii oraz pierwszym Dojo. On nie mógł jej powiedzieć prawdy. Chciał też zdusić swoje uczucia do niej, bo jeśli faktycznie są czymś więcej niż sympatią to nie mogło się skończyć dobrze i niestety doskonale i tym wiedział.

Hotel był już lekko opustoszały, a przynajmniej przy frontowym wejściu. Z klubu dobiegały stłumione basy muzyki. Gdyby był z nim Thomas, na pewno szalał by już w środku. Brunet jednak nie miał ochoty nigdzie iść.

Nagle z jednej z salek na parterze wyszedł chłopak, którego dopiero po chwili rozpoznał. To ten sam, który wracał z Jessicą ze szkoły. Gdy tamten go zobaczył, uśmiechnął się w specyficzny sposób: niby przyjaźnie, ale jednak można było dostać dreszczy.Neil zatrzymał się, nie wiedząc dokładnie na co czeka.

- To ciebie widziałem na schodach - rzucił od niechcenia nieznajomy, kiedy był już na tyle blisko aby brunet mógł go usłyszeć. Chłopakowi przypomniała się sytuacja gdy poszedł za Jessicą, bo go nie słyszała, ale zatrzymał się przed schodami podczas gdy ona przywitała się z tym chłopakiem. - Neil, mam rację?

Przytaknął niepewnie.

- A ty to... ? - Brunet postanowił uważnie go obserwować.

- Donovan. - Ponownie się uśmiechnął i zmierzył Neil'a wzrokiem. - Nie powinieneś uderzać do Jessy.

Brunet zmarszczył brwi.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Zupełnie nic... Tylko znam ją od dziecka. Nie jesteś w jej typie.

- Po czym wnioskujesz, że miałbym zamiar do niej "uderzać"? - Próbował zachować spokój, ale ton jakim Donovan z nim rozmawiał, znacznie to utrudniał. O co mu mogło chodzić?

W odpowiedzi się zaśmiał.

- A może nie? Widziałem w jaki sposób się na nas patrzyłeś w szkole i potem przed budynkiem. Bez powodu byś za nią też nie poszedł, więc nie próbuj mi wmawiać, że się jedynie z nią przyjaźnisz. - Ponownie się zaśmiał. - Znaczy, no może i tak. I tak już zostanie jeśli cię z friendzone nie wykreśli, ale nie rób sobie nadziei. Jak już mówiłem, nie jesteś w jej typie, Neil. - Imię chłopaka wypowiedział głosem pełnym jadu.

- A ty niby jesteś? - Mimowolnie jego dłonie zacisnęły się w pięści. Uśmieszek Donovana trochę zrzedł.

- To się okaże - syknął. - Ale dobrze ci radzę, nie wchodź mi w drogę - ostrzegł z pełną powagą i wyszedł z hotelu. Neil odprowadził go wzrokiem. Teraz był już pewien, że nie może odpuścić.

~*******~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro