18. W ostatnim momencie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W rozmyślaniach przerwał jej szept, w którym nie potrafiła odróżnić żadnych słów, a sam odgłos wydawał się zniekształcony, ale dziwnie jej coś przypominał... Coś z fabryki.

Nie potrafiła stwierdzić skąd dany dźwięk się wydobywa i miała wrażenie, że słyszy go z każdej strony. Tak jakby otaczał ją wokół, coraz głośniej.

Szybko odsunęła się od skraju dachu i wstała. Odwróciła się, ale było zbyt ciemno aby coś zobaczyć na pierwszy rzut oka, więc tylko znieruchomiała i wytężyła zmysły. Dźwięk zbyt usilnie narastał i mieszał się z basami klubu po drugiej stronie dachu, aby mogła go sobie uroić. Na tak wysoki budynek jak Wolf nie docierały prawie żadne światła, ale księżyc wystarczał, aby nie zderzyć się przypadkiem z jakimś kominem. Tym razem też pomógł, bo gdy czarna jak smoła plama zaczęła się przesuwać bliżej Jessicy, niemal natychmiast ją zobaczyła.

Nie zdążyła nawet zrobić kroku w jakąkolwiek stronę, bo cień zaczął się uwypuklać, zlewając w postać, która wyglądała zupełnie jak człowiek. A dokładniej, jak samurai tylko z trochę mniej rozbudowanym strojem, a na oczy zamiast hełmu nachodził mu worzasty kaptur. Nie umiała się jednak doszukać u niego broni i gdy zaczęła się nad tym zastanawiać, jak na zawołanie, w dłoni cienia czarny dym zaczął się kształtować w miecz. Na początek tylko się wydłużył, ale po chwili już lśnił metalowym półblaskiem.

- Też bym tak chciała... - mruknęła myśląc o tym, że sama nie ma nic czym mogła by się bronić. Musiała przyznać, że chociaż napastnik bardzo przypominał tych z fabryki, to jednak wyglądał jakby.. groźniej. I coś jej mówiło, że musi zwiewać. Problem w tym, że nie miała pojęcia gdzie. Nie mogła przecież wrócić do hotelu, bo po pierwsze by nie zdążyła, a po drugie było to zbyt ryzykowne dla gości.

Szybko zorientowała się w sytuacji i gdy miecz zalśnił tuż przed nią, uchyliła się i skoczyła w bok, wykonując bezbłędnego rolla. W rękach ninja wszystko może być śmiercionośną bronią, przypomniała sobie słowa, które często powtarzano w dojo.

- Tylko, że ja wcale nie jestem ninja! - krzyknęła, uświadamiając sobie bolesną prawdę. Tylko umiała walczyć. To jej jeszcze nie dawało żadnego tytułu.

Samurai zbliżał się w jej kierunku. Była świadoma, że jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, będzie po niej.

*******

- Znalazłeś coś? - Zack podniósł głowę znad kartonowych pudeł i spojrzał na Neil'a.

- Nie - odparł tamten. - Zupełnie nic. - Westchnął, jeszcze raz przyglądając się pomieszczeniu w fabryce, które kiedyś miało uchodzić za biuro. Teraz jednak nie było tu nic poza starym, ledwo stojącym biurkiem, podgniłymi kartonami oraz kotarami na ścianie, które w gruncie rzeczy niespecjalnie przypominały kotary. Reszta budynku była pusta.

- Spóźniliśmy się - stwierdził czerwonowłosy, kopiąc ze złością jedno z pudeł. - Zdążyli się zwinąć.

- Albo ukryć - dodał Neil, patrząc na ścianę, z której odsunął kawałek kotary. - Lepiej chodź to zobaczyć. - Kiwnął na brata głową i zerwał materiał.

Na ścianie widniał krwawy pentagram w kole z runami na każdym wierzchołku i głową kozła pośrodku.

- No nieźle... - podsumował Zack, nie wierząc w to co widzi. W głowie zaczął powoli łączyć fakty. - Teraz przynajmniej wiemy skąd się wzięły te cienie.

Neil podszedł bliżej muru, uważnie przyglądając się każdemu fragmentowi rysunku. Krew była świeża.

- Trzeba powiadomić Dennego. Może coś jeszcze znajdą na temat obrzędów przyzywania demonów... A przynajmniej coś czego jeszcze nie wiemy.

- Neil. - Czerwonowłosy położył mu rękę na ramieniu i zaczął z pełną powagą. - To czarna magia. Walcząc tak jak dotychczas, nic nie osiągniemy. Oni sobie w każdej chwili mogą i przyzywają demony albo kierują je gdzie im się podoba. Nawet nie wiemy z kim mamy do czynienia!

Chłopak odsunął się parę kroków.

- Wiemy, że to magowie - stwierdził pewnie. - I to kilku. Jeden nie byłby w stanie dokonać czegoś takiego. - Wskazał dłonią pentagram. - I... - Przerwał na chwilę. - Od teraz nie obowiązują żadne zasady.

Zack spojrzał na niego, jakby nie do końca był pewny czy dobrze usłyszał. Neil, który doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji i w szczególności dbał o dyskrecję, teraz chce zawiesić zasady?

- Mówisz poważnie?

Brunet tylko przytaknął

- W razie ostateczności - dodał i uśmiechnął się słabo. - Nie możemy ryzykować. Musimy walczyć tak samo jak oni albo przyznaj... - Urwał gdy zauważył niewielką karteczkę, leżącą na ziemi pod rysunkiem gwiazdy. Zack też po chwili ją ujrzał i zmarszczył brwi. Brunet podniósł fotografię i natychmiast spochmurniał. - Hotel Wolf.

- Co?

- Hotel Wolf - powiedział nieco głośniej. - Nakierowali jakiegoś demona na Hotel Wolf! I to chwilę temu... - Rozejrzał się gorączkowo wokół. - Musimy wracać.

- Przecież i tak nie zdążymy!

- Ale tam jest mnóstwo ludzi! I Jessica... Powiadommy chociaż chłopaków.

- Żartujesz... Oni nawet nie mają ze sobą broni. Nawet Denny by nie zdążył wszystkiego zgarnąć. - Oboje umilkli, nie wiedząc co zrobić. - Musisz skoczyć. - Czerwonowłosy śmiertelnie poważnie spojrzał na brata. - Do hotelu.

- Zwariowałeś! Niby jak? Tylko Denny...

- Ty też potrafisz się przenosić. Jak każdy z nas. Pamiętasz kiedy Dennemu się pierwszy raz to udało?

- Kiedy chciał ratować Sarę...

- A ty chcesz ratować Jessicę! To właśnie po nią kogoś wysłali, wiesz o tym... Po prostu się skup. Ułatwię ci trochę walkę. - Dotknął palcem pentagramu i wszystkie krwawe linie zaczęły się palić, po czym zgasły nie zostawiając na ścianie żadnego śladu.

Neil wiedział co to znaczy, cokolwiek wezwali, nie będzie mogło wrócić i nikt tak właściwie nie będzie miał nad tym kontroli. Będzie liczył się tylko pierwotny cel. Chłopak zamknął oczy i skupił całkowicie na tym aby znaleźć się tam gdzie dziewczyna, modląc się, aby przypadkiem nie wylądował gdzieś w powietrzu.

*******

Po serii uników, Jessica poczuła, że traci już siły. Nie mogła ciągle uciekać, ale nie miała też jak walczyć. W jednej chwili nieuwagi znalazła się pod ścianą jednego z kominów. Był zbyt szeroki, żeby prześliznąć się na druga stronę, a ona czuła straszliwy ból w przedramieniu. Nie wiedziała nawet kiedy się dała okaleczyć, ale miała głęboką nadzieję, że tym razem nie jest to trucizna. Zatamowała krwawienie drugą ręką i przygotowała się na cios.

Nie dałaby rady już dalej uciekać. W chwili gdy cień wziął zamach, zamknęła oczy. Nie poczuła jednak żadnego bólu, ale usłyszała dźwięk uderzającego o siebie metalu. Gdy znowu otworzyła oczy, zobaczyła katanę samuraja zablokowaną tuż nad jej głową, jakąś inną kataną. Jeden z Shadows stał obok niej. chroniąc ją przed uderzeniem.

- Uciekaj! - krzyknął do niej, nie odwracając wzroku od napastnika i odepchnął go bronią do tyłu. Dało jej to dosłownie chwilę aby oddalić się na minimalnie bezpieczniejszą odległość. Rana wciąż ją bolała, ale zupełnie przestała o niej myśleć patrząc jak chłopak kilkoma ruchami wytrąca miecz przeciwnika i rani go swoim. Demon rozpłynął się w powietrzu. Dopiero teraz dotarło do niej jakie ma braki odkąd przestała regularnie ćwiczyć.

Shadows podszedł do niej. Niebieska opaska na oczach, pomyślała. Coś kazało jej ją zapamiętać.

- Wszystko w porządku? - zapytał. Dziewczyna nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa, więc tylko pokiwała głową. Chłopak przez chwilę się wahał, ale w końcu zwyczajnie się odwrócił i poszedł w swoją stronę. W tym momencie Jessica odzyskała głos.

- Czekaj! Stój! - zawołała za nim, z trudem pokonując gulę tkwiącą w jej gardle. Wiatr targał jej włosami, utrudniając rozmowę. Jej wybawiciel stanął i powoli się odwrócił. - Kim jesteś?! - spytała, próbując przekrzyczeć wietrzysko, które z każdą chwilą było coraz mocniejsze. Podeszła kilka kroków do przodu. - Czemu mi pomagacie?! - Gdy oboje znaleźli się w mniejszym odstępie, powtórzyła pytanie. - Kim jesteście?!

Chłopak jej nie odpowiedział, ale przyciągnął ją do siebie wprawiając w zaskoczenie. Przez chwilę patrzyła w jego szare oczy zupełnie się w nich zatapiając i nie protestowała gdy ich usta złączyły się pocałunku. Zamknęła oczy i cały świat wokół przestał istnieć. Czuła tylko jego zapach, drzewa sandałowego wymieszanego z delikatną wonią siarki. Jedną dłonią obejmował ją w talii, zaś drugą mierzwił plątane wiatrem włosy. Nie otwierając oczu, zarzuciła mu ręce na szyję. Po chwili się odsunął.

- Chciałem to zrobić od kiedy cię zobaczyłem. - Szepnął jej na ucho. Cofnął się kilka kroków i uśmiechając do dziewczyny, odwrócił i zeskoczył z dachu. Podbiegła szybko na skraj budynku i spojrzała w dół, ale niczego nie widziała. Wciąż czuła na ustach jego dotyk, dzięki czemu wiedziała, że to nie sen.

Ku jej zaskoczeniu, coś ukłuło ją z żalu... Była ciekawa dlaczego ją pocałował, ale bardzo chciała aby to był ktoś inny. Nie wiedzieć czemu, myślała tylko o Neil'u.

Spojrzała prosto na księżyc i westchnęła cicho.

- Dlaczego to wszystko musi być takie zagmatwane...

~*******~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro