31. Twórczość w garażu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poza jednym, Jessica zadała mniej ważne pytania. Aby zadać te ważniejsze, musiała sobie wszystko przetrawić. Dowiedziała się za to, że Maron jest bliskim przyjacielem jej babci i byłym strażnikiem oraz, że Eleonor od zniknięcia Scarlett prawie nie rozmawia ze swoim mężem. Dworek natomiast był jedną z wielu siedzib Rady, rozsypanych po całym świecie.

Maron, po całej rozmowie, odwiózł ją do hotelu. I tym razem również w drodze nie rozmawiali o niczym.

Dziewczynę najbardziej drażnił i nie dawał jej zasnąć temat, który poruszyła już przy wyjściu.

Podchodząc do drzwi, zatrzymała się. Stwierdziła, że jeśli teraz się nie zapyta to nigdy sobie tego nie wybaczy, bo następna okazja może trafić się zbyt późno. Przyciskając książkę do piersi, odwróciła się na pięcie do Eleonor.

- Co się stało z Brianną? - To pytanie błądziło po jej głowie od chwili gdy usłyszała o swojej siostrze. Wypowiedzenie go wcale nie było takie łatwe, a czekanie na odpowiedź jeszcze trudniejsze.

Babcia Jessicy miała nieodgadniony wyraz twarzy, ale dziewczyna wyczuła w niej napięcie.

- Zginęła w pożarze... - Odparła kobieta trochę wolniej jakby bojąc się, że jej słowa mogą Jessicę za drugim razem skrzywdzić jeszcze bardziej. 

- Ale nie powiedziałaś nic o tym czy znaleziono jej zwłoki. - Przypomniała blondynka, patrząc na nią badawczo. - Ani o pogrzebie... A nie wydaje mi się żeby mama wyjechała zaraz po śmierci Brianny bez jakiejś uroczystości.

Nie miała pojęcia czy to co mówi ma jakiś sens, bo gdziekolwiek kiedyś mieszkała Scarlett, mogły panować inne zwyczaje, ale coś jej się zwyczajnie nie kleiło w tej całej historii. Rozumiała, że śmierć dziecka mogła być trudna dla jej rodziców, ale żeby zaraz uciekać? Nie. Coś tu nie pasowało.
Uważnie obserwowała każdy ruch czy gest swojej babci. Ludzie za często ją ranili, a zwłaszcza kłamstwami. Teraz już była wyczulona.

- Posłuchaj, znaleziono jej spalone ubrania. - Oznajmiła kobieta, uważnie dobierając słowa.

- I serio myślicie, że się, przepraszam bardzo, rozebrała? - Teraz już była pewna, że nie mówi jej wszystkiego. - Ona miała wtedy niecałe dwa lata! Jakim cudem ona ... ona spłonęła, a jej ubrania nie? To niemożliwe. Więc co się z nią stało?

Eleonor się zawahała, a Jessica zorientowała się o co chodzi. Szeroko otworzyła oczy.

- Wy nie wiecie... - Stwierdziła niedowierzającym tonem. - Wy naprawdę nie wiecie...

Zakryła usta dłonią i odwróciła wzrok. Teraz to już miało sens. Jej mama nie uciekła dlatego, że jej córka zginęła... Tylko dlatego, że najprawdopodobniej spotkało ją coś o wiele gorszego.
Babcia podeszła do niej i objęła ją ramieniem pocieszająco.

- Chcieli cię chronić. - Powiedziała cicho, niemal przepraszająco. - Rada szukała twojej siostry, ale nie było po niej śladu, a to znaczyło, że albo nie żyje, albo... - Nie dokończyła. Wcale nie musiała. - Twoi rodzice zgodzili się abyś uczyła się walczyć, żebyś w razie czego potrafiła się obronić. Byliśmy przekonani, że Brianna nie żyje, bo jako niepełnokrwista i tak miała marne szanse... Ale ty... - Chwyciła ją za ramiona i spojrzała prosto w oczy. - ...jako niepełnokrwista otrzymałaś kamień aer... Więc teraz już niczego nie możemy być pewni.

Brak pewności... ona również nie była niczego pewna... Niczego poza sobą. Była tu i teraz. Nie miała pojęcia co powinna zrobić, jak się zachować, ale w końcu miała poczucie, że naprawdę jest. Nie załamała się, nie płakała w poduszkę tak jak zrobiłaby to jeszcze kilka miesięcy temu...albo nawet tygodni. 

- Odnajdę ją. - Powiedziała do siebie, odwracając się w łóżku na plecy, choć wcale nie była taka pewna swoich słów. Zegar wskazywał drugą w nocy, ale ona stwierdziła, że pewnie w ogóle nie będzie spała. Za dużo spraw miała do przemyślenia. - Jeśli jeszcze żyje, odnajdę ją.

Zdawała sobie sprawę z ryzyka, ale nie mogła tak tego zostawić, nie potrafiłaby. Jak na razie jednak musiała poradzić sobie z innymi problemami. Cóż, tak jak doradziła jej babcia, miała po prostu chodzić do szkoły i udawać, że nic się nie dzieje aż Rada nie znajdzie sposobu aby rozwiązać tę sprawę. Musiała tylko uważać... bardzo uważać aby nie wpaść w ręce Dean'a i reszty zakonu.

Wszystko było takie proste! Ale takie niewykonalne.

Matylda wcześniej krążyła po jej łóżku, ale później do połowy wcisnęła się pod poduszkę i zasnęła. Jessica zdała sobie sprawę, że czuje się tutaj samotnie. Zawsze miała takie odczucie, ale teraz się to spotęgowało.

*******

Następnego dnia w szkole, wbrew oczekiwaniom, czuła się dobrze. Nawet Sara i Mark nie zauważyli, że zarwała całą noc. Od rudej dowiedziała się, że, tak samo jak dzisiaj, Donovana dzień wcześniej nie było w szkole i z informacji uzyskanych przez dziewczynę wynikało, że się przeniósł. Jessica mogła odetchnąć z ulgą. Przynajmniej na razie.

Na pierwszej lekcji mieli chemię, na której nie pojawili się bracia Silver. Jessica już przywykła, że często zrywali się z lekcji, ale tym razem postanowiła o to zapytać.

Stoliki pokryte kafelkami i zapełnione podstawowym sprzętem laboratoryjnym, miały po trzy miejsca, a dziewczyna od początku roku siedziała przy jednym stanowisku pomiędzy Markiem i Sarą.

Podczas jednego z wykładów nauczycielki, nawiązujących do bezpieczeństwa, wyrwała kawałek kartki z zeszytu i napisała na nim:

"Wiesz co się dzieje z chłopakami? Znowu ich nie ma."

I przysunęła kartkę pod nos przyjaciółki. Po chwili otrzymała odpowiedź.

"Z tego co wiem, są w trakcie przeprowadzki. Jutro pewnie też ich nie będzie"

Blondynka poczuła się dziwnie... Gorzej niż mogłaby przypuszczać.

"Przeprowadzają się? Gdzie???"

Nieoczekiwanie kartkę zgarnął Mark i nabazgrał jakąś odpowiedź:

"Niedaleko Lancaster Gate. Spoko, twój LOVElas dalej będzie chodził z nami do szkoły"

Dziewczyny przeczytały tekst w tym samym momencie i na ostatnie zdanie równocześnie rzuciły, śmiejącemu się głupkowato brunetowi, mordercze spojrzenie.

- W każdym razie, - Szepnęła ruda, udając, że pisze temat lekcji. - mieliśmy dzisiaj do nich dołączyć, żeby trochę pomóc. - Zerknęła swoimi szmaragdowymi oczami w kierunku Jessicy. - Chcesz iść z nami?

Blondynka tylko przytaknęła i uśmiechnęła się pod nosem, przepisując z tablicy listę potrzebnych do doświadczenia materiałów.


Dom prezentował się całkiem ciekawie. Nie był za duży, ale też nie za mały. Całą trójką wysiedli z radiowozu i poszli podjazdem do drzwi.
Sara stwierdziła, że nie chce jej się iść pieszo gdy zobaczyła ulewę na dworze. Zadzwoniła po wujka, który akurat był na służbie, więc spod szkoły zabrał ich policyjnym radiowozem. Z wielkimi uśmiechami odjechali w aucie, machając wszystkim zdezorientowanym twarzom i pytającym spojrzeniom uczniów. Jessica zdobyła się nawet na to aby posłać Faith buziaka co tylko spowodowało jej oburzoną minę i śmiech Sary.

Ruda pożegnała się z policjantem i zapukała do drzwi. Już stamtąd było słychać dudniące, nieco stłumione basy. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Zack w rozczochranych włosach, poplamionych różnokolorową farbą tak samo jak jego spodnie, tenisówki oraz nagi tors. Bordową t-shirtkę miał przewieszoną przez ramię.

- Te, nie za ciepło ci? - Od razu skomentowała ten widok Sara.

Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo do rozmowy wtrącił się Mark.

- Nie wiedziałem, że chcieliście malować. - Wychylił się przez ramię czerwonowłosego.

- Bo nie chcieliśmy. - Chłopak odsunął się na bok, robiąc przyjaciołom przejście. - Ale Thom znalazł w garażu prawdziwą kolekcję farb. - Prychnął, ale Sara znała go na tyle dobrze, że wiedziała, iż sam się z tego cieszył. Po prostu musiał zakrywać swoje emocje, tak już miał. Miała szczerą nadzieję, że chłopak spotka kiedyś kogoś kto to zmieni. 

- No! To my się przyłączamy! - Oznajmiła ruda, rzucając swoją torbę pod kremową ścianę przedpokoju.

- Dobra! Tylko nie odpowiadam za niedopieralne plamy po farbie i toksyczne substancje w nich zawarte. - Ostrzegł z rozbawieniem Zack. - Jakby co, obwiniajcie Neil'a. Jesteśmy w garażu! - Krzyknął gdy zniknął już za ścianą.

Mark poszedł w ślad za przyjaciółką i swój plecak razem z kurtką rzucił gdzieś na podłogę, zupełnie olewając pustą ławkę i wieszaki. Tylko Jessica się chwile wahała.

- Blondi, na co czekasz? - Zagadnął do niej.

- Na nic... - Uśmiechnęła się delikatnie, ale czuła się trochę nieswojo. Jak nieproszony gość. Zostawiła rzeczy i poszła za chłopakiem do garażu.

Muzyka była tam zdecydowanie głośniejsza i dobiegała z dużego głośnika wspomaganego wzmacniaczem, więc zaaferowani malowaniem nie zauważyli, że ktoś przyszedł.
Ściany były oryginalnie szare, ale teraz w wielu miejsca widniały na nich kolorowe plamy i malowane z rozmachem rysunki. W garażu, poza dwoma drabinami i masą, w większości już do połowy pustych, wiader z farbą, nie było praktycznie nic, a duża przestrzeń aż prosiła się o zaaranżowanie. Bracia najprawdopodobniej zaczęli malować na kompletnym spontanie, bo nawet nie pofatygowali się żeby rozłożyć na posadzce gazety.
Nie licząc Zacka, który wymachiwał swoją koszulką w rytm muzyki, wszyscy byli kompletnie ubrani. Dziewczyna zaśmiała się widząc Thomasa i Neil'a toczących walkę na brudne pędzle.

- Hej! - Wrzasnęła Sara na całe gardło, przekrzykując muzykę. Gdy wszyscy spojrzeli w jej stronę natychmiast spadła z tonu. - Hejka! - Wyszczerzyła się i pomachała im na przywitanie. Odpowiedzieli uśmiechami. Ruda i Mark dobyli pędzli, które zamoczyli w wiadrach z farbą i dołączyli do twórczej pracy.

Jessica zaczęła się rozglądać za jakimś wolnym ławkowcem*, ale żadnego nie dostrzegła. Po chwili podszedł do niej Neil, trzymając w wyciągniętej ręce swój. Podobnie jak Zack, cały był brudny z farby. Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Przejęła od niego narzędzie, również się uśmiechając. 

- Teraz to ty nie będziesz miał czym malować. - Stwierdziła.

Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Jak to? - Udał zaskoczenie. -  Przecież nie oddałem ci swojego pędzla. - Oznajmiła, powodując teraz, już nie udawane, zaskoczenie u dziewczyny, która zerknęła na trzymany w ręce przedmiot. - Jedynie się podzieliłem. - Mrugnął do niej i niespodziewanie ujął jej dłoń, w której trzymała owy pędzel. - Będziemy malować razem.

- Jak chcesz. - Zaśmiała się, czując rumieniec, pokrywający jej policzki. - Ale to może być trochę trudne.

- Damy radę. - Odparł pewnie i roześmiani zaczęli razem bazgrać po ścianach. Skupili się na największej i najbardziej widocznej ścianie garażu.

Po niedługim czasie obok nich pojawił się Mark.

- Uuu, miłość rośnie wokół nas. - Zanucił, śmiejąc się z własnego dowcipu.

Jessica i Neil wymienili porozumiewawcze spojrzenie i świeżo zamoczony w fioletowej farbie pędzel strzepnęli w jego kierunku. Stał na tyle blisko, że cała jego twarz wyglądała teraz jak wystraszona jagoda. Zaskoczony zastygł w miejscu i zamrugał kilka razy. 

Thomas zaczął krztusił się ze śmiechu i po chwili już tarzał się po podłodze, nie potrafiąc się opanować. Równie roześmiany Denny, podszedł do Marka i poklepał go pocieszająco po plecach.

- Widzisz...Teraz już przynajmniej wiesz, że z tym duetem lepiej nie zadzierać.

Chłopak i dziewczyna poczuli się trochę nieswojo i odsunęli się od siebie, odwracając wzrok.

W tym momencie z głośnika zaczęła lecieć piosenka Katy Perry Firework [załącznik].

Thomas pozbierał się z podłogi, ale jeszcze z szerokim uśmiechem na twarzy, podszedł do telefonu, leżącego na głośniku aby przełączyć utwór.

- Ani. Mi. Się. Waż! - Krzyknęła w jego kierunku Sara, wymawiając wyraźnie każde słowo i celując w niego mokrym pędzlem. - Spróbuj tylko zmienić tę piosenkę na inną, a poczujesz mój gniew!

Blondyn uniósł obie ręce do góry na znak kapitulacji i powoli odsunął się od odtwarzacza. Oczywiście i tak nie ominęła go kolorowa zemsta, bo w takiej sytuacji każdy pretekst był dobry aby kogoś pobrudzić i po niedługim czasie chłopak skończył z całym wiadrem farby na głowie.

W tym samym wiadrze znajdował się jeszcze jeden pędzel, więc Jessica wzięła się za samodzielne malowanie. Po kilku godzinach w całym pomieszczeniu nie było już czystej przestrzeni, łącznie z ubraniami malarzy i głośnikiem. Na dworze zaczęło się ściemniać, a przyjaciele przemieścili się do kuchni.
Bracia cieszyli się w duchu, że stroje i cały sprzęt wrzucili do jednego pokoju, bo teraz nie musieli jakoś specjalnie ukrywać go przed Jessicą.

Jako, że dom stał się własnością Silverów niedawno, nie mieli czym poczęstować gości, ale nikomu nie robiło to różnicy. Wszyscy w swoim towarzystwie czuli się swobodnie i żartowali  na wszystkie możliwe tematy. Jessica nie martwiła się ani nie myślała za dużo. Na początku martwiła się, że jeśli chłopacy się przeprowadzą, ich relacje się zmienią, a kontakt ograniczy, ale teraz z wielką ulgą mogła stwierdzić, że się myliła. Naprawdę chcieli ją w swoim życiu tak samo jak Sarę lub Marka.

A miły gest Neil'a sprawił, że z rosnącym zniecierpliwieniem oczekiwała piątku. 

Gdyby tylko wtedy wiedziała...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro