37. Ciemność

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wejście do City od reszty miasta, nie licząc herbów, różniło się jedynie posągami smoków ze skrzydłami oraz długimi wijącymi się językami i szponami jak u harpii. Według miejskich legend miały chronić City przed ludźmi skąpymi i niegodnymi wejścia do tej dzielnicy.

Sara stała przy jednym z posągów, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Jessica uśmiechnęła się, widząc ją, ale chwilę później przypomniała sobie, że nie rozmawiała z nią od ponad tygodnia i trochę się speszyła. Podeszła do niej już nieco wolniejszym krokiem.

- Cześć. - Przywitała się, poprawiając torbę na ramieniu. Ruda podskoczyła w miejscu i odwróciła się w jej kierunku.

- O, hej... - Odpowiedziała trochę zaskoczona. Nie miała pojęcia jak się zachowa, kiedy naprawdę spotka się z Jessicą. Nawet nie wiedziała dlaczego ta zmieniła zdanie. Nie chciała powiedzieć nic co by to w jakikolwiek sposób zepsuło. - Ja wiem, że głupio wyszło, ale naprawdę...

- Już w porządku. - Przerwała jej blondynka, którą uspokoiły słowa przyjaciółki. Sara nadal chciała wszystko naprawić. - Neil mi o wszystkim opowiedział i jest dobrze...Tylko, musiałam sobie wszystko poukładać.- Uśmiechnęła się słabo, ale w tym samym momencie diametralnie spoważniała. - Ale teraz są inne priorytety...

Obu dziewczynom nie zbierało się na żarty. Słońce rzucało ostatnie, zamglone promienie na miasto i każdy zdawał sobie sprawę, że za kilkadziesiąt minut pozostanie widoczny tylko księżyc i gwiazdy.

- Chyba nie tylko my tak uważamy. - Sara uśmiechnęła się krzywo, patrząc gdzieś na bok. Jessica podążyła za jej wzrokiem i ujrzała cztery, zbliżające się do nich postacie.

Przeszedł ją dziwny dreszcz i miała wrażenie, że do żołądka wpadł jej kamień. Nie dlatego, że się tamtych ludzi bała, wręcz przeciwnie; pod maskami Shadows byli jej przyjaciele. Poczuła się naprawdę dziwnie i nie miała pojęcia jak się zachować. W końcu tyle razy widziała się z nimi z jak i bez kostiumów, a teraz wreszcie wiedziała kto kryje się pod maskami.
Bracia żywo o czymś dyskutowali i zwrócili uwagę na dziewczyny dopiero gdy Sara zagrodziła im drogę, wychodząc w ich kierunku.

Neil, w przeciwieństwie do swoich towarzyszy, minął ją i od razu zwrócił się do blondynki.

- Myślałem, że jednak zostaniesz w hotelu. - Powiedział z naciskiem, patrząc na jej niewinną twarz. Chciał być na nią zły, ale strach, że coś jej się stanie zagłuszał inne uczucia.

- To dlaczego przekazałeś Sarze, żeby poczekała? - Uśmiechnęła się chytrze.

- No ja... W razie czego. - Podrapał się po karku. - I jak widać dobrze, że to zrobiłem.

Rzuciła mu pobłażliwy uśmiech.

- Co zamierzacie zrobić? - Zapytała, kiedy reszta do nich podeszła. Czekała tylko aby powiedzieć im o wszystkim czego się dowiedziała, ale na początek musiała sama zorientować się ile sami już wiedzą.

- Na pewno znaleźć kretyna, który cofnął nas do prehistorii. - Prychnął Zack, krzyżując ręce na piersi.

- Brak technologii to jeszcze nie koniec świata. - Stwierdziła Zara z wyrzutem w głosie. - Tylko trochę utrudnia życie...

- Znalezienie Dean'a nie powinno być takie trudne... - Wszyscy spojrzeli pytająco na Jessicę. - Dean to mężczyzna, którego widzieliśmy w fabryce. - Przypomniała, zwracając się do trójki osób, które z nią wtedy były. - Dean von der Vlug.

- Ma krwawy kamień. - Powiedział smętno Denny, który przypomniał sobie słowa z książki. - Ale znalezienie go nie będzie łatwe, bo fabryce nie mamy czego szukać.

Sara zmarszczyła brwi.

- O czym ty mówisz? Skoro nie w fabryce to gdzie?

- Nie wiem. - Wzruszył bezradnie ramionami. - Fabryka była miejscem przywołań, ale wątpię aby zakon był aż tak głupi żeby tam zostać.

- Co jeszcze wiesz? -Neil odwrócił się w kierunku Jessicy.

- W sumie niewiele. Tylko tyle, że Dean wstąpił do zakonu aby się zemścić... - Przerwała na moment i, aby nie patrzeć przyjaciołom w oczy, wbiła wzrok w jakiś odległy punkt. - Między innymi na moich rodzicach. Przy okazji, żeby dostać to. - Wskazała naszyjnik. - Nie udało mu się z moją mamą, więc teraz uwziął się na mnie. - Skrzywiła się na dźwięk własnych słów. - Ale żeby dostać kamień muszę sama mu go oddać...

- To chyba dobrze...Znaczy, ty mu go nie oddasz, nie? - Jasne oczy Thomasa wpatrywały się w nią z cichą ulgą i nadzieją.

- Pewnie, że nie. - Pokręciła głową, odganiając złe myśli. - Ale wtedy Dean ma drugą opcję... - Głos jej zadrżał.- czyli zabicie mnie.

Podświadomie zacisnęła dłonie na pasku torby. Brwi Neil'a ściągnęły się w gniewie.

- Nie pozwolimy mu na to. - Stwierdził zdecydowanie.

- No jasne. - Potwierdził z powagą Zack. - Najpierw ma nam oddać technologię. - Uśmiechnął się pod nosem.

Brunet zmroził go wzrokiem, a blondynka się zaśmiała.

- Oczywiście. Najważniejsze priorytety, żebyś mógł sobie popykać minecrafta. - Przytaknęła z rozbawieniem Sara. 

- To jaki jest plan? - Spytała Jessa, zmieniając temat. - I bez "powinnaś wrócić". I tak zostanę.

Neil westchnął zrezygnowany.

- Skoro Dean chce ... Ciebie to prędzej czy później i tak się pojawi. I nie powiem, że powinnaś wracać, ale na pewno nie powinnaś iść z nami.

Jessica poczuła się trochę winna, bo tak naprawdę mogła im tylko przeszkadzać. Mimo wszystko wiedziała, że to właśnie ona jest kluczem i musi coś zrobić.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, kątem oka dostrzegła ruch. Niemal niezauważalny w słabym świetle, a raczej jego braku, ale wystarczył. Zanim ktokolwiek inny zdążył zareagować, wyciągnęła z torby tessen [wachlarz] i sprawnym ruchem rzuciła w kierunku demona, skradającego się za plecami Sary. Srebrne wstawki na brzegach broni przecięły zbity w postać dym, rozpraszając go wokół. Wachlarz skręcił w powietrzu i z powrotem znalazł się w ręce dziewczyny; odetchnęła z ulgą. Trening to jedna sprawa, ale działanie w chwili gdy sekundy dzielą ją lub jej przyjaciół od śmierci to zupełnie coś innego.

 Sara wpatrywała się osłupiała w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się cień, a potem przeniosła ten sam wzrok na Jeesicę.

- To jest... wachlarz. - Stwierdził z niedowierzaniem Thomas i podszedł do blondynki, przyglądając się przedmiotowi.

Dziewczyna podniosła głowę. Dostrzegła zdezorientowane twarze towarzyszy. Wzruszyła ramionami i złożyła tessen.

- Mówiłam, że mogę się przydać.

- Miałeś rację. - Denny zwrócił się do Neil'a. 

Sara zmrużyła oczy, patrząc na nich badawczo.

- W czym miał rację? - Zapytała niemal oskarżycielsko, ale Jessica już doskonale znała ten ton jej głosu, który tylko z pozoru był groźny, a wewnątrz śmiał się razem z właścicielką.

- Porozmawiamy o tym, ale nie tutaj. - Brunet zdecydowanie zlustrował otoczenie wzrokiem. - Władze miały w planach wstawienie do latarni lamp naftowych. Przynajmniej w najważniejszych punktach miasta. Musimy mieć nadzieję, że na razie to wystarczy, bo bez informacji nie możemy zrobić za wiele.

Blondyn się skrzywił.

- Czyli wracamy?

- Zrobimy tak: dwie osoby zostaną na patrolu, będziemy się zmieniać. Reszta spróbuje się czegoś dowiedzieć. Saro, twój ojciec nie będzie miał nic przeciwko żebyś wróciła dopiero rano? Możemy potrzebować pomocy. Jessica?

- Już przywykł. - Zaśmiała się ruda, a chłopak przeniósł wzrok na blondynkę.

- W porządku, to nie problem. 

Pierwszą "wartę" wzięli Thomas i, ku jego boleści, Zack. Pozostali poszli do domu Silverów. Kiedy znajdowali się już stosunkowo blisko celu, Jessica zauważyła, że nagle zrobiło się o wiele ciemniej, ale nikt poza nią nie zdawał się zwracać na to uwagi. Nie wiedziała co się dzieje do momentu gdy przestała cokolwiek widzieć, a głowa wręcz zaczęła bębnić z bólu. Zatrzymała się z już i tak wolnego tempa, chwytając głowę w dłonie.

Widziała jedynie ciemność, ale usłyszała znajomy głos.

- Witaj kochana. - Cyniczny głos Dean'a wpijał się w jej umysł jak wirus, a najgorszy był fakt, że nie potrafiła nic z tym zrobić. - Witaj w erze ciemności.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro