38. Warunek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Witaj kochana. - Cyniczny głos Dean'a wpijał się w jej umysł jak wirus, a najgorszy był fakt, że nie potrafiła nic z tym zrobić. - Witaj w erze ciemności. Nie bądź głupia, przestań z walczyć.

Ból trochę osłabł i dziewczyna się poddała. Im Dean szybciej powie jej o co chodzi, tym szybciej ją zostawi. Uspokoiła się trochę i istotnie przestała walczyć.

- Grzeczna dziewczynka. - Zarechotał mężczyzna, którego w dalszym ciągu mogła jedynie słyszeć. - A teraz mnie posłuchaj. Dobrze wiesz, że bez prądu to miasto długo sobie nie poradzi, i że dzięki temu demony mają idealne warunki. Więc mam dla ciebie propozycję. Doskonale wiesz czego chcę i możemy zrobić wymianę...

- Nie. - Przerwała mu od razu, mając świadomość, że w oczach przyjaciół rozmawia sama ze sobą. 

- Przemyśl to lepiej. Jesteś pewna, że chcesz mieć tylu ludzi na sumieniu? - Mówił tonem troskliwego tatusia, czym niesamowicie ją denerwował. Nie miał prawa nią manipulować, a już na pewno nie w ten sposób.

- Nie. - Powtórzyła o wiele pewniej i głośniej, ignorując ból.

- Pożałujesz tego. - Warknął mężczyzna. - Będziesz cierpieć bardziej nić po stracie rodziców. A kiedy wreszcie zmienisz zdanie, przyjdź jutro po północy do opuszczonego kościoła w Nunhead.

- Nie zmienię zdania. - Oznajmiła, ale sama słyszała drżenie w swoim głosie i tą delikatną, ale palącą nutę niepewności.

- To się okaże. - Syknął i chwilę później ból zupełnie odpuścił. Dziewczyna zachwiała się na nogach i omal nie upadła, ale kiedy otworzyła oczy, znajdowała się silnych ramionach Neil'a.

- To był Dean? - Zapytał chłopak, mocniej ją tuląc. Czuła jego przyspieszone bicie serca.

- Tak. Groził mnie i Londynowi.

- Chciał naszyjnika? - Zadał pytanie tak jakby sam na jakieś odpowiadał. - Kiedy?

Zamilkła na chwilę. Wszyscy wpatrywali się w nią z troską, a ona wiedziała, że jedno słowo może zaważyć na wszystkim.

- Dał mi czas do północy. - Skłamała, skrupulatnie unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, myśląc pewnie, że głowa wciąż jej dokucza.

- Przecież to za dwie godziny! - Obruszył się Zack.

Jessica gwałtownie się wyprostowała.

- Już dziesiąta?! Ej... Skąd wiesz, która jest godzina?

Czerwonowłosy nabrał rozbawionego wyrazu twarzy i wskazał na swój nadgarstek.

- Nie wszystkie zegarki są na baterie. - Przypomniał, a dziewczyna zaśmiała się, opuszczając głowę.

- Głupie pytanie. -  Stwierdziła.

Sara podeszła do niej aby w słabym świetle móc zobaczyć twarz przyjaciółki. Jej wyrażała strach.

- Nie zgodziłaś się, prawda?

- Nie, ale boję się, że nie będę miała zbyt dużego wyboru. - Jessica wzniosła oczy do góry, patrząc na księżyc, któremu brakowało tylko jednej nocy do pełnego kształtu. Chciała wierzyć, że wszyscy dożyją pełni.

Przez resztę drogi wsłuchiwała się w głuchą ciszę nocy. Radosne śmiechy, alarmy, muzyka... wszystko na ulicy ucichło i gdyby nie wcześniejsze głosy funkcjonariuszy, informujące o nowych zasadach, można by pomyśleć, że we czwórkę byli jedynymi osobami, które nie pomyślały nawet o tym aby schować się do domu.

- Nie boisz się, że ktoś nas widział? - Jessica zatrzymała Neil'a, chwytając go za ramię. Stali na podjeździe, prowadzącym do drzwi jego domu. Zack i Sara nie zwrócili uwagi na ich zwłokę. - Jesteście w strojach...

- Spokojnie. - Uśmiechnął się do niej, ściągając maskę. - W tej ciemnicy jaką stał się Londyn ledwo widzę choćby twoją twarz. - Delikatnie przejechał kciukiem po jej policzku. - Nie martwiłbym się przypadkowymi gapiami.

- Ej! Zakochańce! - Przerwał im głos Sary, która stała w otwartych drzwiach. Gestem przywołała ich do siebie. - Chodźcie! Czas leci.

Brunet westchnął, nie odrywając oczu od dziewczyny. Popatrzeli po sobie porozumiewawczo i ruszyli w stronę rudej.

Neil zamknął za sobą drzwi.

- Gdzie Zack?

- Poszedł po świece. - Sara przewróciła oczami. - Ale patrząc na wasze tempo to pewnie już czeka w jadalni.

Jessica spojrzała zaciekawiona na bruneta, a kąciki jej ust uniosły się do góry.

- Macie tu jadalnię?

Chłopak wzruszył ramionami, idąc wzdłuż przedpokoju. Jessica nie rozumiała jak to możliwe, że tak płynnie się przemieszcza, bo sama nie widziała kompletnie nic poza słabym światłem dochodzącym z jednego z pomieszczeń. Żeby się nie przewrócić, musiała ciągnąć jedną ręką wzdłuż ściany.

- Zwykły stół w kuchni.

Sara zatrzymała się w przy framudze jadalni i uniosła jedną brew, opierając ręce na biodrach. 

- Zwykły? - Zaśmiała się. - Mógłby przy nim usiąść mały oddział. No sama oceń! - Zwróciła się do przyjaciółki, widząc jej niedowierzającą minę i przesunęła się w drzwiach aby mogła przejść.

Stół był duży, ale słowa Sary i tak zawierały wiele przesady. Krzeseł stało nie więcej niż osiem i dziewczyna szczerze wątpiła czy jakikolwiek oddział ma w swoich szeregach tylu członków. A przynajmniej przed bitwą.
Pomieszczenie było oświetlone jedynie paroma świeczkami, ale Zack dopiero zaczął wyciągać je z pudła, więc szybko się do niego przyłączyła, zapalając te, które były już rozstawione.
W tym samym czasie Neil zajął się przynoszeniem jakichś papierów, które wkrótce znalazły się na stole, rozsypując się po jego powierzchni.

- Nie wiedziałem, że się do nas wprowadzasz. - Rzucił kąśliwie czerwonowłosy, kiedy cała kuchnia lśniła już płomiennym blaskiem. Stał koło stolika, czyli obok Jessicy, która dopiero po chwili zrozumiała, że chodzi mu o torbę.

- To tylko moje rzeczy... - Odparła nieco skołowana, patrząc na Sarę, która ledwo powstrzymywała śmiech. Słowa blondynki zabrzmiały o wiele gorzej, z czego niestety zdawała sobie sprawę. - Znaczy... Pomyślałam, że mogą się przydać.

- Jeśli jest tam jakaś seksowna bielizna to na pewno przyda się tobie i Neil'owi. - Zaśmiał się, widząc ich miny. W tym samym momencie przez pomieszczenie przeleciała paczka zapałek, która celnie uderzyła go w głowę. Następnie Neil podszedł do niego i popchnął go na bok.

- Temu panu już dziękujemy jeśli chodzi o udzielanie opinii i teorii. - Zerknął znacząco na Jessicę, a ta cicho się zaśmiała. Zack ograniczył się tylko do morderczego spojrzenia.

Sara pochyliła się nad papierami, opierając ręce o blat.

- Okej, boys and girl, jakie są plany? Bo te białe kartki raczej nie pomogą...

- Jakie białe kartki? - Jessica wzięła jeden z papierów do ręki. Widniały na nim odręcznie napisane słowa, najprawdopodobniej w języku łacińskim. Były drobne z masą zawijasów i zajmowały niemal cały wolny obszar kartki, ale były doskonale widoczne. - Przecież kartka jest pełna. - Odwróciła ją w stronę dziewczyny. Ta tylko zmrużyła oczy i wbiła wzrok w notatkę.

- Ściema jak nic. - Prychnęła. - Fajnie się żartuje, nie?

- To nie żarty. - Odparł grobowym tonem Zack, najwidoczniej zapominając o wcześniejszej zniewadze. - Zwyczajnie nie dane ci zobaczyć tego tuszu.

-Co to niby znaczy?!

- Spokojnie dziewczynko. Tylko tyle, że nie należysz do świata nadnaturalnego, więc sorry.

- Lepiej uważaj na słowa, bo następnym razem oberwiesz zapalniczką! I nie myślcie sobie, macie mi wszystko streścić!

Zack uniósł ręce do góry, prostując się.

- Dobrze, dobrze. Nie chciałbym przy okazji dostać też z obcasa... - Dodał pod nosem, głupkowato się uśmiechając.

Ruda usłyszała każde słowo i schyliła się lekko, sięgając po buta.

- A oberwiesz. - Zamierzyła się na chłopaka i błyskawicznie wypuściła prowizoryczną broń, która okręciła się kilka razy, lecąc nad stołem do celu. Zack nawet nie zdążył się zorientować co się dzieje, ale wcale nie musiał, bo obuwie dosłownie rozpłynęło się w powietrzu tuż przed jego twarzą. Tęczówki Neil'a lśniły czerwienią, czego Jessica jeszcze nie widziała, ale nawet się nie wzdrygnęła na ten widok, a taką reakcję podejrzewała. - Ej! Oddawaj! To oryginalne... Eee, buty...

- No co ty. - Zaśmiała się blondynka. Położyła dłoń na ramieniu Neil'a, stając na palcach. - Lepiej naprawdę jej go oddaj jeśli nie chcesz ucierpieć przez drugi. - Szepnęła.

Znała Sarę, tak samo jak on i oboje wiedzieli, że tak właśnie by się to skończyło. A przynajmniej miałoby skończyć gdyby nie magia. Brunet machnął niedbale ręką w stronę rudej, a ta zachwiała się lekko i zerknęła na swoją nogę, na której ponownie pojawił się czarny, wiązany but. Zacisnęła usta, powstrzymując się przed komplementem. W tej chwili zdecydowanie wolała się kłócić niż chwalić.

- Dobra, do rzeczy. - Jessica odsunęła się od Neil'a i położyła swoją torbę na krześle. Starała się unikać patrzenia na tańczące płomienie, które rzucały równie przez przedmioty równie ruchliwe cienie. Powstrzymała się przed komentarzem na temat tego, że w obliczu zagrożenia jej przyjaciółka hasa po mieście w obcasach.

Kiedyś pojechała z rodzicami w góry do jednej z drewnianych chatek, w której mieli spędzić weekend majowy. Wokół był las, a w lesie zwierzęta i strumyki, tak bardzo ją wtedy wszystko zachwycało. Miała nie więcej niż siedem lat. Było cudownie. Do momentu, gdy rozpętała się koszmarna burza. Jessica nie bała się grzmotów ani ulewy, wręcz przeciwnie,lubiła to. Ale kiedy okazało się, że jej rodzice byli zmuszeni zatrzymać się w drodze ze sklepu i zamiast kilkudziesięciu minut musiała w domu czekać na nich kilka godzin, przeraziła się. Później padło zasilanie. Piorun uderzył w słup wysokiego napięcia, odcinając prąd w połowie miejscowości, również na kempingach.

Przyszedł wtedy do niej starszy pan, który zajmował się opieką nad kempingami i przyniósł jej świece. Bała się go. Był wysoki, chudy i miał przerażającą minę; zawsze tak samo ponurą i złowrogą. Natychmiast po jego wyjściu zapaliła wszystkie świece i całą noc czekała aż jej rodzice wrócą. Patrzenie na ogień ją uspokajało, a ruchome cienie na ścianach sprawiały wrażenie jakby nie była sama. Wtedy nie mogła wiedzieć ile jest w tym prawdy, ale stępiła tym strach.

Teraz nie mogła, a dziecięcy strach powracał.

- Co to za teksty? - Kontynuowała, wskazując na stolik.

Słysząc to, Sara naburmuszyła się i usiadła na stołku z niezadowoloną miną jak małe dziecko, któremu odmówiono cukierka.

- Należały do Tokeshi'ego. - Wyjaśnił  Neil. - Dowiedzieliśmy się z nich trochę o przywołaniach. O symbolice krwi... 

- I o tym jak usunąć pentagram. - Wtrącił Zack, bawiąc się w dłoni swoim sai. - Skutecznie.

- Znacie łacinę? 

Przez twarz bruneta przemknął uśmiech, nieco pobłażliwy.

- Ty też. - Oznajmił. - Dla nas nie ma czegoś takiego jak "obcy język". To, że coś wydaje ci się niezrozumiałe wynika z nawyku, ale za niedługo sama zrozumiesz o co mi chodzi. Tak naprawdę każdy język jest taki sam.

Nie zrozumiała za bardzo o co mu chodziło, ale nie zdążyła zapytać, bo wszyscy w pomieszczeniu stanęli bez ruchu, kiedy usłyszeli trzask przy drzwiach frontowych i szybkie kroki, zbliżające się w ich kierunku. Było za dużo świec aby wszystkie pozgaszać, ale  Zack i Neil zatrzymali dłonie na rękojeściach swojej broni, a Jessica sięgnęła instynktownie do torby w poszukiwaniu wachlarza.

Jakaś postać stanęła w przed pokoju i już wolniej weszła do kuchni, a wszyscy niemal widocznie odetchnęli z ulgą na widok znajomego blondyna.  Nie trwało to jednak zbyt długo, bo plamy krwi na jego ubraniu i skórze stały się widoczne. Jessice serce ugrzęzło w gardle.

- Thom! - Podeszła do niego, odzyskawszy panowanie w ciele. Chłopak był roztrzęsiony i nie potrafił wykrztusić słowa, choć widocznie próbował to zrobić. Ale to co najbardziej ją zaniepokoiło o fakt, że miał żadnych obrażeń, a to by znaczyło, że krew nie była jego. - Spokojnie, już dobrze.

Poklepała go po plecach i zadziało to jak lekarstwo na zombifikację. Chłopak wziął głęboki oddech, tak jakby właśnie wynurzył się  na powierzchnię po godzinie zmagania się pod wodą.

- Mamy problem. - Powiedział wypuszczając powietrze. - Oni znowu to zrobili.

W oczach jego braci pojawił się strach, który szybko ukrył się pod determinacją. Neil zawiązał maskę i od razu chciał wyjść. Jessica zagrodziła mu drogę.

- Kto i co zrobił? - Zapytała z ostrym naciskiem. Brunet wahał się przez chwilę.

- Wysłali demony, zakon je wysłał. Tak jak było z Północną Mafią...

- Która jest godzina? - Wszyscy spojrzeli na nią pytająco, a ta minęła bruneta i skierowała się do, niczego nie spodziewającego się Zack'a, biorąc jego nadgarstek w dłonie. Szybko zerknęła za zegarek. - Przed północą.

W tej chwili pożałowała, że skłamała. Wiedziała, iż Dean będzie chciał się zemścić, ale miała ogromną nadzieję, że zdążą cokolwiek omówić. Nie byli gotowi. 
oOdsunęła się od czerwonowłosego z beznamiętnym wyrazem twarzy. Ile ludzi będzie musiało przez nią  zginąć? Nie mogła pozwolić aby Dean'owi się upiekło.

- Idę z wami. - Oznajmiła, zbliżając się do torby. Powstrzymało ją przed tym pociągnięcie za ramię. Odwróciła się i napotkała nieprzyjazny wzrok Neil'a.

- Nigdzie. Nie. Idziesz. 

- Ja...

- Nie. Jessica, mówię poważnie. - Położył jej ręce na ramionach, przez co trudno jej było unikać jego spojrzenia. - Widziałem jak atakują cienie, wiem co zrobiły z tamtymi ludźmi. Jesteś zbyt ważna. Zbyt ważna dla mnie. - Ostatnie zdanie powiedział ciszej i znacznie łagodniej. Nie odpowiedziała mu, ale po chwili zniknęli całą trójką.

- Niech żadna z was stąd nie wychodzi. - Rzucił na odchodne Zack i już ich nie było.

Blondynka westchnęła, stojąc chwilę bez ruchu, po czym odwróciła się na pięcie do Sary.

- I tak pójdziesz, prawda? - Uśmiech rudej był pełen niedowierzania, ale i szacunku oraz wsparcia. Jessica poczuła ulgę widząc go.

- Nic się przed tobą nie ukryje. - Uśmiechnęła się słabo. - Ale nie pójdę bez przygotowania.

Zgarnęła torbę i zniknęła w łazience. Przez małe okienko przy suficie pomieszczenie było słabo oświetlone, ale wystarczająco. 

Kostium leżał na niej idealnie. Pamiętała, że kiedy go dostała był za duży, ale bała się jak będzie wyglądał gdy ponownie go założy. Nie była jednak zadowolona z faktu, że podkreślał jej talię i inne kobiece walory, bo przez to mogła zapomnieć o misjach incognito. Chyba, że założy na górę worek na śmieci.

Na szczęście obeszło się bez przeszkadzającego pasa, bo przy biodrach znajdowało się kilka przegródek przymocowanych do materiału, do których przyczepiła kilka małych sztyletów i umocowała wachlarz. Przed założeniem maski, upięła włosy w wysoki kucyk. Wychodząc z łazienki zawiesiła na chwilę wzrok na swoim odbiciu w szybie. Wyglądała jak najprawdziwsza kunoichi*. 

- Chapeau bas - Przerwał jej pełen uznania głos Sary. - Mówiłaś poważnie, że jesteś przygotowana... Tylko, proszę, wróć razem z nimi. - Przytuliła ją mocno. - Niech to nie będzie pożegnanie.

- Nie będzie. Obiecuję.


*kobieta ninja

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro