4. Namiastka wspomnień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jessica z wielką ulgą opuściła szkolne mury. Koniec wymyślania jakiś porąbanych planów, słuchania obraźliwych uwag na wszystkie możliwe tematy, wzdychania do chłopców...czyli po prostu koniec przebywania z Faith. Właściwie to sama się jeszcze zastanawiała czemu z nią trzyma, ale doszła do wniosku, że chcąc nie chcąc, nie miała za bardzo wyjścia. Gdyby powiedziała jej co myśli, a to prędzej czy później i tak nastąpi, zostałaby całkiem sama, a w dodatku oczerniona przez nią w ramach zemsty. Tego była pewna i w tej chwili tego najmniej potrzebowała.
Dobrze też dogadywała się z Sarą. Nie miała jednak zamiaru się do niej przyczepiać i robić problemu. Musiała za to uzbroić się w cierpliwość.
Jak zwykle, ze słuchawkami na uszach, szła przez uliczki parku. Dopiero teraz do niej dotarło, że ma sąsiadów w swoim wieku. I na dodatek chodzących do jej szkoły. I mimo tego, że dość przyjemnie się z nimi rozmawiało, coś ją bardzo niepokoiło. Nie była pewna co, ale wiedziała, że to coś związanego właśnie z nimi, mieli w sobie coś... coś czego nie potrafiła nazwać, ale to z pewnością nie było nic dobrego.
Wzięła głęboki oddech.

Nie powinnam tak szybko oceniać ludzi, powiedziała sobie w myślach, muszę ich po prostu trochę lepiej poznać... Ale sama nie do końca była pewna czy tego chce.

Nim się obejrzała była już pod hotelem. Przy recepcji, jak zwykle, stało kilka osób. Tym razem jednak wszyscy, łącznie z Dorothy, pilnie oglądali i dyskutowali na temat jakiś wiadomości w internecie - jedna z osób trzymała tablet. Po chwili recepcjonistka podniosła głowę i zauważyła zaciekawioną minę dziewczyny. Powiedziała coś do gości i obie do siebie podeszły.

- Coś się stało? - blondynka przestąpiła z nogi na nogę podciągając wyżej torbę na ramie.

- Północna Mafia włamała się na teren fabryki, zajmującej się składowaniem toksyn i chemikaliów. Podłożyli tak bombę - wytłumaczyła Dorothy. Jessy zrobiła przerażoną minę. - Na szczęście kilkanaście minut temu pojawili się Shadows, rozbroili bombę i związali wszystkich przestępców. Co prawda zniknęli przed przyjazdem policji, ale jakiś przechodzień zrobił im zdjęcia. Wszystko wyciekło do sieci.

Kobieta mówiła to wszystko z takimi emocjami, że dziewczyna poczuła się trochę nieswojo.

- Ale to przecież bez sensu - powiedziała w końcu. - Jaki cel miałaby mafia w podkładaniu bomby w jakiejś fabryce?

Dorothy wzruszyła ramionami.

- Chcieli zrobić jeszcze większe zamieszanie.

Albo odwrócić uwagę od czegoś innego, pomyślała Jessica, ale nie powiedziała nic na głos. Kiwnęła głową na pożegnanie i poszła do swojego pokoju. Otwarła go używając karty i rzuciła torbę w kąt swojego pokoju. Opadła na łóżko.

To ją naprawdę przerastało. Mafia?... Przez zeszłe pół roku jej życie diametralnie się zmieniło, ale przez te dwa ostatnie miesiące mieszkania w Londynie, chciała jedynie uciec jak najdalej. To nie tu było jej miejsce, ale mimo tego i tak czuła, że powinna zostać. Nie miała jednak pojęcia dlaczego.

Została w pokoju długo. Musiała się zastanowić co dalej chce zrobić. Krążyła od kuchni, przez salon, aż po balkon. Nie miała ochoty na nic. Nawet kąpiel w jacuzzi nie wydawała jej się wystarczająco kusząca.
W końcu się poddała.
Chciała ucieczki od rzeczywistości chociaż na chwilę, ale wiedziała, że spacer do parku nic jej nie da. Była końcówka września i na dworze robiło się coraz zimniej, a na mokrej trawie nie mogłaby nawet usiąść. Gdy mieszkała w Nowym Jorku, w takich chwilach zawsze tańczyła. Tu jednak nie miała gdzie. Wszystkie sale zawsze były zajęte. Zwalniały się zazwyczaj po godzinie dwudziestej pierwszej, ale zdarzało się nawet, że po północy, a wtedy również zamykano główne wejście hotelu, tym samym recepcję i odcinano wszystkim dostęp do kluczy. Już nie mówiąc o tym, że gdyby ktoś ją przyłapał, miałaby spore kłopoty. Czasami jednak wykradała się na dach, a przynajmniej na tę część gdzie nie było baru. Tam mogła puszczać głośną muzykę bez ryzyka, że ktoś ją usłyszy, bo zawsze wina mogłaby spaść na klub. Dostanie się tam też nie było zbyt trudne, ale trochę ryzykowne. Hotel miał dwadzieścia pięter, więc dach można by zaliczyć jako dwudzieste pierwsze. Na dwudziestce znajdowały się specyficzne okna w jednym z zakrętów. Tamtędy bez problemu potrafiła wejść na schody pożarowe, a z nich na dach. Ale na taniec musiała poczekać do zmroku, żeby nikt jej nie widział. Teraz nie miała co ze sobą zrobić.

Stanęła na balkonie opierając ręce na poręczy. Usłyszała stłumiony odgłos radosnych okrzyków i odległy plusk wody. Delikatnie się wychyliła. Z prawej strony na dworze był przecież basen! To byłby idealny pomysł gdyby nie to, że mimo niskiej temperatury było tam pełno ludzi. W tej chwili wchodzenie wśród obcych niespecjalnie do niej przemawiało. Przypomniała sobie jednak coś ważnego: hotel miał drugi basen, na parterze. Tam z pewnością też będą ludzie, ale nieliczni.

- To jest myśl - uśmiechnęła się pod nosem.

Zabranie stroju i kilku innych drobiazgów zajęło jej tylko chwilę. Po niecałych piętnastu minutach szła już dolnym korytarzem. Skręcał on na końcu i kawałek za zakrętem znajdowały się duże drzwi prowadzące do szatni.

Wewnątrz było ciepło i parno, ale nikogo nie było słychać, co zrodziło nadzieję. Dziewczyna szybko się przebrała. Aby dostać się na basen, trzeba było przejść przez łazienkę i pomieszczenie z prysznicami. To tam zostawiła ręcznik i żel pod prysznic. Zanim jednak zdążyła wejść do docelowego miejsca, szybko oblała się zimną wodą z prysznica, aby później łatwiej zanurzyć się w basenie.

Popchnęła biało-srebrne drzwi i poczuła delikatne uderzenie ciepła. Na basenie było cieplej i bardziej parno niż w szatni, a zapach chloru wyraźnie unosił się w powietrzu. Zaciągnęła się. Uwielbiała ten zapach.
Całe pomieszczenie składało się z pięciu basenów: olimpijskiego, dwóch zwykłych (w tym jednego z biczami wodnymi i drugiego ze zjeżdżalniami) oraz brodzika dla dzieci, wewnątrz którego znajdowały się sikawki wodne w kształcie zwierząt i wielki dmuchany plac zabaw.
W jednym miejscu znajdowały się trzy okrągłe jacuzzi, trochę większe od tych z pokoi, a plastikowe leżaki symulujące fakturę drewna, porozsypywane były niemal wszędzie.

Dziewczyna poszła w kierunku basenu olimpijskiego, chowającego się w połowie za ścianą. Oprócz jednej osoby pływającej w nim, wszystkie baseny były puste. Jessica zaczęła się nad tym zastanawiać.
Początek października, zaczęła sobie układać w głowie, a wszyscy siedzą na dworze. Na zimnym dworze mimo, iż basen wewnętrzny jest pusty...

- To przecież bez sensu. - Bąknęła pod nosem.

- Co jest bez sensu?

Podskoczyła wystraszona. Osoba pływająca w basenie, chłopak, opierał się teraz na brzegu zbiornika i jej przyglądał. Gdyby wcześniej zwróciła na niego trochę więcej uwagi to od razu by go rozpoznała. W końcu nie każdy ma czerwone włosy.

- Cześć Zack. - Wydukała dalej lekko wystraszona. - Nie zauważyłam cię...
Zaśmiał się.

- Zauważyłem. - Dalej jej się przyglądał. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że jest przecież w dwuczęściowym kostiumie kąpielowym. To tak jakby była w bieliźnie. Poczuła, że policzki oblewają jej się rumieńcem. Chłopak jednak nie zwrócił na to uwagi. - To powiesz mi co jest tym bezsensem?

- Tak właściwie to ostatnio całe moje życie. - Uśmiechnęła się krzywo i usiadła na kafelkach, zanurzając nogi w wodzie. - Ale teraz to fakt, że wszyscy są na dworze zamiast tutaj.

- Może przez to, że tam baseny są ogrzewane? - Wzruszył ramionami. - Nie wiem. A ty czemu jesteś tutaj, a nie tam?

Zmieszała się trochę, ale w końcu jej twarz wykrzywiła się w uśmiechu.

- Tam są ludzie. Ludzie to zło - zasymulowała dłońmi szpony.

W oczach chłopka coś błysnęło.

- Czyli myślimy podobnie - zauważył, szczerząc się w ten swój specyficzny sposób. - I przyszłaś tutaj sobie popływać?

- Jak widać - jednym płynnym ruchem wskoczyła do wody. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. - Masz jeszcze jakieś pytania?

- Tak, całkiem sporo, ale na dzisiaj to już chyba dam ci spokój.

W tym momencie drzwi z męskiej szatni otwarły się i do środka wszedł Thomas. Był tak rozpromieniony, że skojarzył się Jessice z radosnym chochlikiem. Przybiegł do nich.

- Hej, cześć Jess.

- Hej Tom.

- Hej, co tu robisz? - Zack podciągnął się na rękach i stanął koło brata.

- A tak sobie przyszedłem - przestępował z nogi na nogę. - Reszta też zaraz będzie - nagle rozpromienił się jeszcze bardziej i można było odnieść wrażenie, że zaraz eksploduje z emocji. - Czy to jest dmuchany plac zabaw? - zapiszczał i rzucił się w kierunku dziecięcego baseniku.

Zack stał, wpatrując się w niego z ledwo zauważalnym zawstydzeniem. Jessica wygrzebała się na powierzchnię i zaśmiała.

- To się nazywa radość z życia.

Blondyn odbijał się od gumowych ścian i wrzeszczał rozbawiony. Przez chwilę nawet przypominał dziewczynie jej dziesięcioletniego kuzyna.

- Tak, ale trzeba uważać aby z nią nie przedobrzyć. Na niego to niestety już chyba za późno.

- Czemu? Tacy ludzie są potrzebni, a odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła - mówiąc to, z rozbiegu rzuciła się na gumowe schody prowadzące do części placu zabaw wyglądającego jak zamek.

Czerwonowłosy stanął koło brodzika. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową.

- Jak dzieci.

- Dorosły się odezwał - rzucił ironicznie Tom, który w jednej chwili znalazł się przy wodnej sikawce w kształcie kaczki. Pociągnął za wajchę i zimny strumień wody uderzył jego brata prosto w twarz. Zakrztusił się i zamrugał zaskoczony.

- Ej!

- No co? - ponownie uruchomił sikawkę. - Jessica! Potrzebne mi wsparcie!

Dziewczyna nakierowała plastikowego pelikana na cel i teraz chłopak z dwóch stron oblewany był wodą. Gdy skończyła im się amunicja, Zack wyglądał na naprawdę wkurzonego, ale kąciki jego ust delikatnie drgały. Z trudem powstrzymywał się od śmiechu.

- W nogi! - krzyknął Thomas i schował się w placu zabaw. Jessica jednak nie zdążyła uciec, bo w biegu zaczęła ślizgać i prawie upadła. Zack skorzystał z okazji i chwycił ją od tyłu w pasie, unieruchamiając ręce.

- Po czyjej jesteś stronie, co? - szepnął jej do ucha. - Teraz pożałujesz.

- Nie! Boje się!

Starała się, aby zabrzmiało to szczerze, ale praktycznie krztusiła się ze śmiechu. Zaczęła kopać nogami, ale wtedy jej porywacz tylko uniósł ją delikatnie do góry i pozostało jej kopać powietrze. Nie miała szans na wydostanie się. Chłopak był od niej większy i silniejszy.

Drzwi szatni chłopaków ponownie się otwarły. Stanęli w nich Denny i Neil.

- Ratunku! Porywają mnie!

- Zamknij się jeśli nie chcesz wylądować w basenie!

- Pomocy! On chce mnie wrzucić do wody!

- Ostrzegałem.

Chwilę później, z głośnym pluskiem, wylądowała w olimpijskim. Wynurzyła się łapiąc oddech. Denny i Neil złapali Zack'a i podeszli do basenu.

- Ładnie to tak dziewczynami rzucać? - zapytał z przekąsem Neil. Już obaj mieli go spuścić do wody, gdy ten niespodziewanie się odwinął i w basenie wylądowali całą trójką. Wystarczyła chwila, aby rozpętała się wodna wojna na chlapanie.

Jessica nawet się nie zorientowała, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Dopiero gdy wyszła zrozumiała jak szybko minął jej czas. I jak miło. Miała wrażenie, że znają się od lat. Po tym jak stwierdziła, że nałykała się już wystarczająco dużo wody, i że musi jeszcze zrobić pracę domową poszła się przebrać. W pokoju znalazła się po dwudziestu minutach. Zrobienie zadania też nie zajęło jej zbyt dużo, ale gdy skończyła było już na tyle późno, że większość gości siedziała już w pokojach. Decyzja o pójściu na dach natychmiast została podjęta.
Dziewczyna przebrała się w swój ulubiony strój do tańca. Składał się on ze sportowego topu, na który narzucona była luźną bluzkę, odkrywająca jedno ramię, czarne krótkie spodenki oraz adidasy.
Pozgaszała wszędzie światło i wymknęła się na korytarz.

Denny pilnie coś kalkulował na swoim laptopie i szeptał pod nosem jakieś niezrozumiałe terminy. Tylko chwilami odgrywał się od obliczeń aby odpowiedzieć na jakieś pytanie. Tak jak w tej chwili.

- Czyli po co są ci te obliczenia?

Tom wychylił głowę przez jego ramię próbując dostrzec więcej szczegółów na ekranie.

- Już ci mówiłem. - Denny trochę się zdenerwował powtarzającym pytaniem, ale głos miał opanowany.

- Ale ty nie potrafisz tłumaczyć. Nic nie zrozumiałem z tego co powiedziałeś - lekko się skrzywił.
Brunet westchnął.

- Pracuję nad nowym systemem komunikacji dla nas. - wytłumaczył powoli, jak dziecku. - Tak aby komunikatory mieściły się w zegarkach i aby miała więcej opcji niż te wcześniejsze wersje- spojrzał na brata aby upewnić się, że rozumie. - Do tego potrzebne są obliczenia.

Thomas, niezbyt usatysfakcjonowany odpowiedzią, wycofał się do salonu gdzie siedzieli Zack i Neil. Wcześniej dyskutowali na temat ostatnich ataków na miasto, teraz jednak tylko siedzieli i skakali po kanał w telewizorze.

- Nic nie leci - stwierdził zrezygnowany Zack. - A przynajmniej nic ciekawego...

- Wiesz - zaczął brunet siedzący na fotelu, zaraz obok zajmowanej przez Zack'a sofy. - wcale nie musisz oglądać telewizji.

- To co według ciebie miałbym robić?

- Nie wiem - podniósł się. - Ale tu jest mnóstwo możliwości. Choćby siłownie. I nie wiem jak ty, ale idę sprawdzić czy któraś jest wolna.

Nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Gdy znalazł się już piętro niżej, zauważył ruch przy jednych drzwiach. Odruchowo schował się we wnęce obok, której stał. Niespecjalnie chciał aby ktoś wiedział o jego nocnych spacerach. Dopiero po chwili zauważył, że to Jessica. Chciał wyjść z kryjówki, ale coś nie dawało mu spokoju. Dziewczyna bardzo cicho zamknęła za sobą drzwi tak jakby też nie chciała zdradzić swojej obecności, po czym zaczęła wchodzić po schodach. Zaciekawiony dał jej kilkanaście sekund przewagi i ruszył za nią. Schody miały kształt spirali, więc nie musiał się martwić o to, że go zauważy. W końcu znaleźli się na ostatnim piętrze, co jeszcze bardziej zaintrygowało Neil'a, jednak wciąż nie zdradzał swojej obecności.

Jessica skręciła w niewielką ślepą "uliczkę", na końcu której znajdowało się uchylone, dość duże okno. Neil zatrzymał się za zakrętem i delikatnie wychylił głowę. Dziewczyna rozejrzała się, po raz kolejny z resztą, i otwarła okno na oścież po czym powoli przeszła na drugą stronę i zniknęła z jego zasięgu wzroku. Podszedł do okna, ale odczekał chwilę zanim się wychylił. W końcu jednak zdecydował się pójść w jej ślady. Kaskaderka to nie było dla niego nic nowego, wiec zwinnie przedostał się na zewnętrzny gzyms, a z niego na drabinkę. Już stamtąd mógł usłyszeć klubową muzykę. Ostrożnie wychylił głowę na dach. Klub znajdował się z drugiej strony dachu, więc tu znajdowało się kilka kominów, w tym jeden w połowie zasłaniający mu widok. Jessica stała na tyle daleko, że nie musiał się, przynajmniej chwilo, martwić tym, że go nakryje. Przyglądając się jej oparł głowę na rękach.

Blondynka trzymała telefon, ale dopiero po chwili odważyła się włączyć na nim muzykę. Dopasowała głośność, tak aby ona słyszała muzykę, ale ludzie z klubu już nie. Gdy tylko położyła odtwarzacz na ziemi, dała się ponieść rytmowi. I See Fire [ załącznik ]. To do tej piosenki uwielbiała tańczyć gdy jeszcze mieszkała w Nowym Jorku. Chodziła w tedy do Akademii Tańca - najlepszego studio tańca w mieście, a przynajmniej dla niej. To od tamtego miejsca wszystko się zaczęło, cała jej przygoda z tańcem, a teraz to wszystko miało minąć. Nie mogła na to pozwolić.

Kierowana emocjami rozkręcała się razem z utworem. Czuła się wolna. Szczęśliwa. Wirowała w powietrzu, czując na skórze powiewy wiatr. Uwielbiała to uczucie, dawało jej znak wolności, namiastkę wspomnień, ale i wiadomość o tym, że wszystko jest ulotne. Tańczyła, skupiając się tylko na tej chwili. Tak jak to robiła kiedyś. Nie wiedziała jednak, że jest obserwowana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro