41. Ghule

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga,dłuugi rozdział i dużo grafik ( od połowy ), ale jeśli się nie czytają, to się nie przejmujcie, mają być tylko dodatkiem, a nie podstawą. Ale chyba pobiłam rekord ;p

*******

Mimo świtu, nadal było ciemno, ale drastycznie się to zmieniło. Nie dzięki słońcu, ale latarniom, które rozbłysnęły znajomym, żółtawym światłem. Razem z latarniami rozświetlone zostały pojedyncze okna.

 Jessica wciągnęła powietrze, patrząc na zakrwawioną ulicę, teraz już dobrze widoczną. Jej oddech stał się urywany, a jej ręce delikatnie drżały, chociaż sama na początku tego nie czuła. Zorientowała się, dopiero kiedy Neil dotknął jej dłoni opuszkami palców i splótł razem.

- Jak to możliwe, że wszystko znowu działa? - zapytał, patrząc badawczo na Zack'a. 

- Nie. Mam. Pojęcia. - przyznał tamten, oglądając się wokół. - Przypuszczam, że to dzięki Dennemu... Może dlatego mnie odesłał, a sam został... Mam nadzieję, że nie przepłacił tego zbyt wysoką ceną.

Rozległ się przerażony krzyk.  Blondynka i brunet odskoczyli od siebie. Przy jednym z domów stała kobieta w średnim wieku, która prawie zemdlała na widok ciał. Inni ludzie, przepadkiem przechodzący - z ciekawości, bądź słysząc krzyk -którzy teraz mogli już bez problemu zobaczyć całe swoje otoczenie, zachowywali się podobnie. Można było zobaczyć jak krew odpływa z ich twarzy, jak rysy krzywią się, wyrażając przerażenie i ślady niedowierzania. Jedak później przenosili wzrok na Shadows z niejakim zdenerwowaniem. Jedna z kobiet nawet odwróciła się i zwymiotowała na trawnik.

Przyjaciele jak na razie tylko stali, odrobinę przytłoczeni obrotem spraw. Później wszystko poleciało jak lawina. Wystarczył jeden tweet i jeden telefon, aby wszyscy w mieście wiedzieli się, co się stało. Niemal od razu na miejscu pojawiła się prasa, media oraz radiowozy policyjne i karetki, które na powrót cieszyły się sprawnością oraz, co trzeba dodać, szybkością. Bracia Silver byli tak pochłonięci rozmowami z przybyłymi osobami i uspokajaniem tych o zbyt nadwyrężonej psychice, nawet nie spostrzegli, kiedy wokół nich uzbierał się cały sztab gapiów.

Samochody władz oraz cała reszta tłumu zablokowały większość uliczek prowadzących do okolic parku, który teraz bardziej przypominał czerwony plac. Po jakimś czasie zamieszania nikt miał odwagi podejść do trójki osób w poszarpanych i zakrwawionych strojach, a każdy z nich zdawał sobie sprawę, że musi wyglądać naprawdę paskudnie, a broń również nie zachęcała. Shadows nieczęsto bywali aż tak na widoku i przy aż tak licznej widowni, więc wiele osób nadal miało o nich raczej niepewne zdanie, a teraz ta niepewność oraz nieufność dawały o sobie znać w postaci ostrych spojrzeń. 

Widząc, że policjanci wychodzą z samochodów, Neil chciał do nich podejść, przekazać choć część tego, co już wiedział, ale w momencie gdy się zbliżył, wszystkie pistolety z charakterystycznym klekotem przeładowań skierowały się w jego stronę. Zatrzymał się w półkroku. 

- Stać! Ręce do góry! - krzyknął jeden z funkcjonariuszy, którego odznaczenie informowało, że jest on komendantem. - Broń na ziemię! Jesteście aresztowani za liczne morderstwa i zdradę stanu! Ty również, jeśli z nimi współpracujesz! - dodał tym samym nieugiętym tonem w kierunku Jessicy.

Brunet zamrugał zaskoczony, ale chcąc uniknąć większego konflikt, uniósł ręce, upuszczając przy tym katany na ziemię. Zack i Jessica zrobili to samo, również wolno puszczając broń, a dziewczynie podniesienie ramion przyszło z ogromnym bólem, z którym zdradziła się przez grymas.

- Wydaje mi się, że zaszła pomyłka - zaczął Neil dyplomatycznym tonem. - Próbowaliśmy jedynie pomóc.

- Będziesz to gadał przed sądem! - wrzasnął któryś z funkcjonariuszy, a Jessica zauważyła, że u większości dzierżących pistolety, oddechy chodziły nierówno, a dłonie się trzęsły. Bali się ich. - Oszukaliście nas wszystkich! I chcecie żebyśmy wam teraz uwierzyli?!

Przez plac przeszedł szmer i oskarżycielskie głosy. Jessica czuła jak narasta w niej determinacja, podczas gdy Neil emanował spokojem. Zack na razie tylko zaciskał pięści.

- Proszę posłu...

- Nie ma mowy! Wszystkim by ulżyło gdybyśmy was rozstrzelali tu i teraz! Ale prawo to prawo, więc lepiej mnie nie prowokuj!

"Mordercy" - tylko to jedno słowo potrafiła wyłapać Jessica spośród coraz głośniejszych rozmów. I wraz z tym słowem coś w niej pękło.

- Ma pan rację - powiedziała, wymawiając wyraźnie każde słowo, tak aby jak najlepiej dotarło one do rozmówcy. 

Podeszła dwa kroki do przodu, wywołując pełną gotowość u władz. Nie mogła zareagować inaczej jak jeszcze opuścić ręce, co zrobiła z wielką ulgą.

- Cofnij się - warknął komendant, a Neil dotknął jej ramienia, popierając jego słowa. 

W tamtej chwili liczył na pokojowe rozwiązanie sprawy i nie był pewien czy jej niemy sprzeciw pomoże. Posłała mu stanowcze spojrzenie i cofnął dłoń. Było w niej coś, co za każdym razem gdy ją widział, mówiło, że jest gotowa nawet na największe ryzyko, jeśli uzna je za konieczne, i że jej od próby jego poniesienia nie jest w stanie odwieźć. Teraz to coś wręcz krzyczało.

- Ma pan rację - powtórzyła. - Londynowi by ulżyło. Tak samo jak ciężko choremu może ulżyć śmierć. - Ostre jak stal spojrzenie wolno przenosiła z jednej osoby na drugą, tylko na jeden dłuższy moment zatrzymując je na komendancie. Rozmowy trochę ucichły. - Nie widzicie co tu się dzieje?! - Rozłożyła ręce, rozglądając się wokół. - Londyn umiera i nie możecie zaprzeczyć; to już zaczęło się dawno. Ale kiedy jest najgorzej, zamiast przyjąć pomoc, szukacie winnych! I to w osobach, które jako jedyne robią coś w obronie miasta! Ryzykują życie! - Ponownie zwróciła się komendanta. - Naprawdę pan myśli, że upozorowaliśmy to wszystko? - Wskazała na swoje obrażenia oraz na Shadows. - Mogliśmy umrzeć, ratując was!

Część pistoletów przestała w nią mierzyć. Opuszczone w dół lufy tylko złowrogo połyskiwały, przypominając o swojej obecności. Zrobiła jeszcze kilka kroków w przód i tym razem nikt nie chciał jej powstrzymać, a za to każdy chciał słuchać.

- Nie jestem stąd - oznajmiła trochę spokojniejszym tonem i ku własnemu zdumieniu, że w ogóle zaczęła od opowiadania o sobie. - Kiedy tu przyjechałam, nie miałam zbyt dobrego zdania o miejscowych bohaterach. No bo rany! Ktoś, kto nie jest z Londynu, kto nie widział ich poświęcenia, nie może tego tak łatwo zaakceptować, bo wszystkie te opowieści brzmiały jak mocno przerysowana rzeczywistość, której nie można było tak po prostu uwierzyć! I rozumiem wasze wątpliwości. Ale wy jesteście stąd! Widzieliście już tyle razy, jak ratowali życie innych, nie dbając o swoje własne! I naprawdę dalej im nie ufacie? Po tym wszystkim? Rozumiem, że nie jest łatwo, ale cały kraj stoi w obliczu nowego zagrożenia, którego większość z was nawet nie rozumie i czasem trzeba zaryzykować. Tak jak ja ryzykuję choćby w tej chwili. Przecież wystarczy, że dostanę kulką i po sprawie... Ale świat tak nie wygląda. A nasz... Wasz świat się wali i trzeba coś zrobić, nawet jeśli mierzymy się z czymś czego nie da się łatwo wyjaśnić. Bo ja nie rozumiem, zupełnie tak jak wy. Ale jestem pewna co do jednej kwestii: żeby wygrać albo przynajmniej przeżyć, nie możemy widzieć winnych w ludziach gotowych na śmierć w imię życia innych. - Przerwała na chwilę. - Dajcie sobie pomóc, zanim będzie za późno.

Ostatnie zdanie wypowiedziała niemal błagalnie. Mówiła szczerze i z takimi emocjami, że gdy skończyła, poczuła łzy w oczach. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że wokół zapanowała grobowa cisza, a wszystkie oczy były wpatrzone właśnie w nią. Odwróciła się do przyjaciół, a tamci przyglądali się jej z niemym uznaniem. 

Ciszę przerwało wolne, teatralne klaskanie. W jej kierunku szedł mężczyzna, przeciskając się przez tłum. Reporterskie kamery przeniosły się z Jessicy na niego i śledziły każdy jego krok. Miał na sobie czarny garnitur, ale nastolatka z ulgą  stwierdziła, że nie jest do Dean. Mimo wszystko i tak bardzo jej kogoś przypominał. Jego przyjazny wyraz twarzy sprawił, że poczuła się trochę lepiej.

Policjanci natychmiast zrobili mu przejście, ani jeden nie odezwał się słowem.

- Bardzo trafna przemowa. - Przyznał krawacik. - Gdyby wszyscy nasi politycy potrafili tak pokazywać swój punkt widzenia...

Gdy tylko wspomniał o politykach, natychmiast go skojarzyła.

- David Cameron? - Szeroko otworzyła oczy na widok premiera.

- We własnej osobie. A ty jesteś...? - spojrzał na nią wyczekująco, a ona, zerknąwszy na reporterów, uśmiechnęła się delikatnie i gestem pokazała, że zamyka usta i wyrzuca klucz. Mężczyzna się zaśmiał. - No dobrze, skoro tak wolisz... W każdym razie uważam, że masz dużo racji. Poza tym chyba nie mamy wyboru w sprawie zaufania. - Puścił jej oczko i dziewczyna wiedziała, że polityk jest z nimi. Teraz próbował im pomóc przekonać ludzi. - Moje mieliście już wcześniej. - Zwrócił się do Neil'a i Zack'a. - To wam zawdzięczam życie moich dwóch córek i syna.

- To...nic. - Nieśmiały uśmiech odmalował się na twarzy Zack'a. 

Jessica nawet się nie spodziewała, że chłopak wie co to nieśmiałość. "Czego ja jeszcze o nich nie wiem?"

- Więc co mamy zrobić? - Jedna z reporterek wyszła z tłumu, mocno, w napięciu ściskając mikrofon w dłoni.

Jessica przesunęła się na bok, robiąc przejście Neil'owi. Jeśli ktoś wiedział, co robić to właśnie on.

- Nadajemy na żywo, cały kraj zobaczy nagranie - poinformował go kamerzysta, podążający w jego kierunku za kobietą.

- Dałoby się  wyemitować to na wszystkich stacjach? - Komendant stanął przy Shadows z zupełnie odmiennym wyrazem twarzy.

Kamerzysta wymienił porozumiewawcze spojrzenie z innymi reporterami.

- Po prostu mów. -  Reporterka mrugnęła do niego uwodzicielsko, a Jessica zmroziła ją wzrokiem.

- Londyńczycy - zaczął komendant - patrząc na ostatnie zdarzenia, na jakiś czas musimy wprowadzić środki wyjątkowe. Sytuacja jest o wiele bardziej poważna, niż przypuszczaliśmy.

Zerknął w kierunku Neil'a, dając mu znak, że ma przejąć sprawę.

- Najgorzej jest w centrum, więc jeśli ktoś ma taką możliwość, powinien przynajmniej pojechać na obrzeża miasta - powiedział Shadow ze śmiertelną powagą. 

- Mamy wszystko zostawić? - zapytał z oburzeniem ktoś ze zbiorowiska.

- Tylko na jakiś czas - uspokoił go chłopak. - Reszta po zmroku niech ma cały czas włączone światła, ale niech zachowuje się tak cicho, jakby nikogo nie było.

Neil kontynuował, teraz próbując wytłumaczyć z czym tak właściwie walczą, próbując wymyślić coś wiarygodnego. Nie mógł przecież powiedzieć o demonach.
Jessica wycofała się i stanęła obok Zack'a.

- Mówiłeś coś wcześniej... O tym, co widziałeś przy pentagramie. Co to było?

Chłopak westchnął.

- Inferniści musieli się zorientować, że cieni zbyt łatwo można się pozbyć, więc wykorzystali krwawy kamień do stworzenia ghuli - odparł, nawet na nią nie patrząc.

- Ghuli? Wiesz, że ja jestem łysa jeśli chodzi o sprawy tamtego świata, więc może rozwiniesz tę myśl?

- Cóż, czarna magia jest zakazana głównie przez zaklęcia nekromanckie. Wiesz, czerpanie mocy ze zwłok, ożywianie ich i tak dalej. Tym razem zakon wziął się za ghule czyli ożywione ludzkie szczątki.

Blondynka się skrzywiła.

- Zombie? - zapytała z niechęcią.

- Powiedzmy. - Czerwonowłosy odwrócił się do niej i kontynuował. - Od typowych "zombie" różni ich przede wszystkim to, że myślą. Są niemal tak inteligentni jak normalni ludzie, ale całkowicie kontrolowani przez posiadacza kamienia. No i za pomocą magii mogą się wtopić w tłum, upodobnić do kogo zobaczą. 

- Czyli mogą być każdym - podsumowała z westchnieniem i zadrżała na tę myśl. Teraz faktycznie cienie były ich najmniejszym problemem. - Ale jakoś przecież można je odróżnić..?

"Proszę, powiedz, że tak."

- Utrzymanie kształtu ludzkiego kosztuje ich bardzo wiele wysiłku, więc nie mogą tak wytrzymać zbyt długo. Później zaczynają drgać, wykrzywiać się, trząść. Można zobaczyć, że w niektórych miejscach ich skóra jest tak jakby przeżarta... Trudno powiedzieć... Ale raczej się zorientujesz, normalni ludzie tak nie mają, a przynajmniej nie tak nagle.

Zapisała w pamięci te informacje.

- A jak je zabić? 

Zaraz gdy zadała to pytanie, musiała zdusić chęć uśmiechnięcia się - ironicznie, rzecz jasna. Uznała za dosyć zabawny fakt, że po tym wszystkim jest w stanie tak spokojnie pytać o podobne rzeczy.

- Odcinając głowę, przecinając wpół. - Zack uśmiechnął się krzywo, widząc jej przerażoną minę. - Ich organy i tak są martwe, więc przebicie serca nijak ci nie pomoże. Odcięcie nogi też nie sprawi, że się wykrwawią, ale przynajmniej je spowolni.

- Świetnie - prychnęła i odwróciła się z powrotem w stronę  kamer i policji.

Cały czas myślała o odróżnieniu ghuli od ludzi. Skoro Dean je stworzył i kontrolował, musiały gdzieś tu być. Nie przepuściłby takiej okazji do "pilnowania" Shadows i jej.

- Nie wiemy, jak dramatycznie może zmienić się sytuacja, ale lepiej dmuchać na zimne. W grę wchodzi życie. - Neil powiedział ostatnie zdanie i reporterka miała jeszcze tylko rozmówić się z komendantem, ale wtedy Jessica zauważyła coś niepokojącego.

Jeden z policjantów  zachowywał się dziwnie. Dokładnie tak jak to opisał Zack: cały się trząsł, a jego twarz wykrzywiała się w nieludzkich grymasach, przyciągając uwagę swoich kolegów po fachu. Dostrzegła to jednak zbyt późno i był to najwidoczniej ostatni sygnał, bo nie zdążyła nawet zareagować, a w jednym momencie jego skóra od czubka głowy zaczęła się rozrywać, ukazując nadgniłe ciało. Stojący najbliżej niego ludzie gwałtownie się rozpierzchnęli na boki, kilka osób krzyknęło, ale nie padł ani jeden strzał, jakby część z tych osób jeszcze nie dostrzegła, że to nie człowiek. Ghul jednak ich zignorował i z całym impetem rzucił się do przodu.

- Neil! Uważaj! - krzyknęła natychmiast Jessica, wychodząc potworowi naprzeciw, zanim ten wystarczająco zbliżył się do swojego celu.

 W ostatniej chwili zorientowała się, że broń została na ziemi. Zdołała kopnąć stwora w ohydną głowę, powalając na ziemię i zyskując tym sposobem chwilę czasu. Teraz stwór przypominał człowieka jedynie budową. Całą resztę nadgniłych mięśni miał czerwono-szarą, a miejscami wręcz zieloną. Oczy były jedynie czarnymi, zapadniętymi miejscami w czaszce.

Zobaczyła jeszcze dwa inne ghule, wychodzące z tłumu i zanim ktokolwiek inny zdążył zareagować, skoczyła do przodu i robiąc przewrót w przód, chwyciła katanę, która znajdowała się najbliżej niej. Za wachlarzem już nawet się nie rozglądała. Rozległy się kolejne krzyki, ale ona starała się zachować spokój. Wiedziała, co musi robić, mimo iż strasznie się bała.

Zawahała się. Przez ułamek sekundy zawahała się, czy naprawdę chce to robić, ale nabrała pewności, widząc przerażającą twarz, znajdującą się centralnie przed nią. Obróciła się wokół własnej osi, nabierając rozpędu i z całym impetem wbiła miecz w ramię napastnika, następnie przeciągając go w dół. Ostrze haczyło o kości, ale w końcu wygrało i dwie połówki martwego ciała upadły na ziemię z głuchym hukiem. Zaraz gdy zderzyły się ziemią, zamieniły się w brązową kupkę piachu.

Drugi ghul stał tuż za nią, więc schyliła się, okręcając na pięcie. Przy wstawaniu przeciągnęła katanę od jego krocza aż do ramienia. Nie obchodziło jej to co dalej działo się z ciałem, bo od razu zaczęła wzrokiem szukać trzeciego potwora. Tamten niebezpiecznie się do niej zbliżał.

Dziewczyna obróciła katanę kilka razy w dłoni, aby lepiej ją ułożyć i zanim ghul zdążył zadać atak, jednym zdecydowanym ruchem pozbawiła go głowy. Wbrew oczekiwaniom, poczuła ogromną. Wzięła głęboki oddech, patrząc na przeistaczający się w piasek korpus.

Większość ludzi uciekała, inni patrzeli oniemiali na całą scenę, a reporterzy przeciskali się do przodu aby mieć jak najlepsze ujęcia. Blondynka współczuła wszystkim dzieciom, które przypadkiem znajdowały się teraz przed telewizorami. Skierowała się do Neil'a i Zack'a,którzy chyba jeszcze nie do końca wiedzieli co właśnie miało miejsce. Twarz bruneta wyrażała strach i zaskoczenie, a otwarte usta Zack'a świadczyły o wielkim szacunku jaki nabrał do Jessicy. Ona nie widziała w tym niczego wielkiego, zrobiła to co uważała za słuszne, ale nie chciała psuć efektu. W końcu przyjaciele pierwszy raz widzieli ją w prawdziwej walce.

- Trochę tępa. - Powiedziała z delikatnym uśmieszkiem, rzucając katanę Neil'owi. Chłopak złapał ją lekko zdumiony.

- Jesteś niesamowita... - Stwierdził niedowierzającym tonem.

Czar pewności siebie prysł i blondynka spuściła wzrok wciąż się uśmiechając.

Zanim wrócili do domu Silver'ów, Neil jakby na usprawiedliwienie albo wytłumaczenie całego zajścia, zdążył jeszcze na chwilę podejść do kamer.

- To właśnie przed tym próbujemy was chronić. - Powiedział,kończąc "wywiad". Nikt nie wiedział jak się zachować, ale w końcu zaczęto zbierać ciała.

Nad miastem zawisły czarne chmury.

*******

Krew nie chciała zejść. Próbowała ją zmyć, ale jeśli już się zaczynała zmywać to bardzo opornie. Podejrzewała, że reszta też ma taki problem, ale nie musiała sprawdzać. Korzystała z przywilejów bycia dziewczyną, bo dostała osobną łazienkę. Bracia musieli poradzić sobie, co prawda w większej, ale znajdującej się piętro wyżej. 

Po przebraniu się stwierdziła, że strój jest zniszczony, co kompletnie zepsuło jej humor.

- Fantastycznie, że tak długo mi służył... - Westchnęła, rzucając go w kąt pomieszczenia. Nie chciała nawet na niego patrzeć, nie chciała nawet patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Musiała się dowiedzieć co z Theo, bo inaczej czuła, że nie wytrzyma.

Właściwie tylko po to wróciła z chłopakami, żeby doprowadzić się do porządku i iść do Wolf. Nie wyobrażała sobie jednak jak będzie funkcjonować ze swoimi ranami, które nie dość, że wyglądały paskudnie, straszliwie ją bolały.  Kiedy przyszli, zaraz po tym jak Sara przekazała im wieści o tym, że widziała wszystko w telewizji, chcieli sprawdzić co u Thomasa. Tamten nawet nie wyglądał na kogoś, kto brał udział w walce. Był za bardzo zmęczony aby z nimi w ogóle rozmawiać, ale jego obrażenia zniknęły niemal całkowicie. Neil wytłumaczył jej, że na wyleczenie ich zużył prawie całą swoją magię.

Ona nie miała pojęcia jak, w jakikolwiek sposób, wykorzystać swoją. Zwłaszcza do leczenia.

Przechodząc przez przedpokój, zobaczyła uchylone drzwi w pokoju Neil'a. Musiała komuś powiedzieć, że wychodzi, więc skierowała się do nich. Zanim zdążyła zapukać, przez przerwę między nimi a framugą zobaczyła bruneta, siedzącego na łóżku tyłem do niej. Nie miał na sobie koszulki, przez co zobaczyła na jego plecach liczne zadrapania, w większości świeże.

Neil już miał się do niej odwrócić, więc szubko zapukała. Jego zdecydowanie chciała oglądać bez t-shirt'u, ale mimo wszystko czuła się niezręcznie.

- To ty. - Powiedział z delikatnym uśmiechem. Teraz był do niej przodem i rana przecinająca jego tors oraz brzuch stała się doskonale widoczna. Gwałtownie wciągnęła powietrze.

- Mój Boże... - Szepnęła i zajęła miejsce koło niego, od razu przyglądając się jego urazowi.

- To nic...

- To zdecydowanie nie jest nic.  - Pokręciła głową. - Nie da się tego wyleczyć? Znaczy, tak jak to zrobił Tom?

Podniosła głowę i ich spojrzenia się spotkały. Jego ciemnoniebieskie wyrażały zmartwienie, chociaż dobrowolnie pewnie nie chciał po sobie niczego pokazywać.

- Nie zawsze można mieć wpływ na regenerację. To zależy od organizmu. Zwłaszcza u magów jest to bardziej skomplikowane... Czasem coś tę zdolność może blokować. - Wykrzywił twarz w grymasie, kiedy spróbował się wyprostować. - Tak jak było z Tomem zanim go nie odstawiłem.

- Trzeba to zabandażować, zszyć...

- Spokojnie, nic mi nie będzie. W końcu magia zadziała, ale na razie muszę wytrzymać. - Ponownie się do niej uśmiechnął. - To naprawdę nic.

- Nie mów tak. - Nie wiedziała dlaczego to robi, ale wyciągnęła rękę i dotknęła opuszkami palców skóry przy cięciu. Poczuła dziwne, ale przyjemne mrowienie dłoni i nieoczekiwanie rozdarcie skóry zaczęło się zrastać. Wolno, ale widocznie.

Nie odrywając ręki, spojrzała na niego zaskoczonym wzrokiem, który odwzajemnił. Przeciągnęła palcami do końca draśnięcia, aż skóra została bez skazy.

- Nie wiem jak to... - Zaczęła i przygryzła wargę, patrząc na jego idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha.

- Ja też nie. - Odparł miękko. Ponownie na siebie popatrzeli i zastygli. Żadne nie wiedziało co powiedzieć jako pierwsze. 

Jessica odwróciła wzrok i odchrząknęła.

- Muszę iść do hotelu. - Wstała, a brunet razem z nią. - Sprawdzić czy Theo tam jednak jest i... Później przyjdę...

Przerwała, nie wiedząc już kompletnie co chciała dodać. Poszła w stronę drzwi zanim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć czy choćby do niej dołączyć.

*******

W hotelu, mimo wszystko i tak było dużo ludzi. Co prawda tym razem nie wyglądali na wypoczętych ani nawet zadowolonych, ale  przede wszystkim jeszcze tam byli. Na początku Jessica złapała tylko Dorothy, ale ta nic nie wiedziała. Próbowała tylko uspokoić gości.

Jej wujkowie byli zajęci tym samym, ale jej ciotka płakała. Usłyszała jak rozmawia z kimś o synu. Dziewczyna już nawet nie chciała z nią rozmawiać. Sprawa była jasna, Theo nie ma. Wybiegła przed hotel i zaczęła uspokajać oddech. Theo został porwany...

Miał dziesięć lat! Dlaczego to on miał płacić za to co się dzieje? Dlaczego nie ona? On miał marzenia... Chciał dostać się do krajowej drużyny rugby. Obiecała, że nauczy go robić salto, że chociaż pokaże mu podstawy sztuk walki, zawsze go to ciekawiło. Obiecała, że wróci.
Był dzieckiem i mógł umrzeć tylko dlatego, że jest z nią spokrewniony.

To nie tak miało się skończyć, nie mogła na to pozwolić. A jedynym sposobem aby go uratować, było oddanie naszyjnika.

Wróciła do domu Silver'ów zupełnie przymulona. Nie miała ochoty na nic poza cofnięciem czasu. Jej przyjaciele rozmawiali o czymś w salonie, a ona tylko zgarnęła książkę z torby i poszła na piętro. Początkowo pomyślała tylko o balkonie, ale kiedy już się na nim znalazła, zobaczyła dosyć obszerną rynnę, schodzącą w dół. Bez problemu wspięła się po niej na dach i usiadła na nim, opierając się o komin.

Niebo było niemal czarne od ciężkich chmur, a z oddali można było usłyszeć potężne grzmoty, ale nie robiło jej to różnicy. 

Jeszcze nie rozumiała do końca jak działa księga. Kiedy pierwszy raz ją otworzyła, wszystkie kartki były czyste, dopiero po chwili jedną ze stron wypełniły czarne, odręcznie napisane litery. Znalazła tam, jak podejrzewała, zaklęcie w języku łacińskim, które potrafiło stworzyć kopię czegoś. Ale była tam również informacja o wysyłaniu wiadomości drogą bezpośrednią, co również wiązało się z magią.

Dziewczyna, będąc jeszcze w hotelu, wzięła ze sobą ze sobą kilka białych kartek i pióro. Teraz napisała nim, niezbyt starannie, wiadomość, którą miała zamiar wysłać babci, chociaż nie wiedziała jak miałoby to wyglądać, ale miała zamiar się o tym przekonać.

Zatrzymała liścik przed twarzą i skupiła się na osobie, która ma go dostać. Jednak kiedy  brzegi papieru zaczęły się delikatnie błyszczeć i powoli znikać, zrezygnowała z tego pomysłu. Szybko strzepnęła kartkę i westchnęła.

Czy ten liścik cokolwiek zmieni? Nie potrafiła na to odpowiedzieć, zmięła papier i rzuciła najdalej jak umiała. Była na siebie taka wściekła. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Wszystko przez naszyjnik, wszystko przez nią... 

- Magia przynosi same problemy. Po co to komu? - Westchnęła, podkulając nogi.

- Nie tylko problemy.

Usłyszała głos Neil'a i odwróciła się w jego kierunku. Chłopak opierał głowę na rękach o rynnę, a sam najwidoczniej stał na poręczy balkonu. Ona by tam w życiu nie dosięgnęła.

- Jak długo tu jesteś? - Zapytała z delikatnym niepokojem.

- Niezbyt długo, ale widziałem jak weszłaś... - Zmienił ton. - Czyli Theo naprawdę jest w zakonie?

Spuściła głowę.

- Tak.

- Odbijemy go. - Obiecał kojącym głosem. - Ale teraz chciałbym ci coś pokazać. Pójdziesz ze mną na dół?

"Pod warunkiem, że znowu zobaczę cię bez koszulki", pomyślała, ale natychmiast znieruchomiała na dźwięk własnych słów.

- Powiedziałam to na głos. - Zakryła usta ręką, całkowicie przerażona, ale Neil tylko się zaśmiał.

- Jeśli chcesz, żebym się rozebrał, wystarczy powiedzieć. - Oznajmił rozbawiony i ponaglił ją gestem.

Będąc już na parterze, zahaczyli o kuchnię, z której Neil zabrał jakieś papiery, a Jessica odłożyła książkę.

- Trochę cicho. - Zauważyła, kiedy szli do pokoju bruneta.

- Sara poszła szukać Marka. Nikt nie wie co się z nim dzieje. Zack jest z Thomasem w mieście, pomagają policji. Mamy się wymienić o zmierzchu.

Jessica całkiem zapomniała, że było dopiero południe. Przez ciemne niebo wszystko sprawiało wrażenie jakby był środek nocy. Nagle poczuła ogromne zmęczenie.

Weszła do pokoju za Neil'em, który wyciągnął jeszcze jakąś makulaturę z etażerki i usiadł na łóżku obok niej.

- Co to? - Zapytała, wskazując książkę oprawioną wiekową skórą.

- Bestiariusz. - Neil przewertował kartki i zatrzymał na kolorowej stronie. - W tym jest zapisana większość... Cóż, bestii. Ale nie tylko. - Wskazał jej rysunki, przedstawiające stworzenia podobne do kwiatów, ale zarazem wyglądające niemal jak ludzie przebrani na halloween. Kolorowe płatki ozdabiały ich główki i stroje. - Te chyba nie są straszne, co?

Uśmiechnął się, zerkając na nią.

- Pewnie, że nie... Wręcz przeciwnie...

Zaraz po jej odpowiedzi wstał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili, pełnej dezorientacji Jessicy, wrócił, trzymając donicę, w której rosły różowo-żółte kwiatki. Postawił przedmiot na tej samej etażerce, z której wcześniej wyciągnął książkę. Spojrzał z uśmiechem na zaskoczoną blondynkę.

- Te stworki na rysunku to Silie. - Ponownie przeniósł wzrok na donicę. - No dalej, Eri, nie bój się. Jessica to przyjaciółka. - Powiedział trochę ściszonym głosem.

Jeden z kwiatów zaczął się ruszać, a po chwili wynurzyła się z niego maleńka główka.

- Ojej. - Szepnęła Jessica na widok istotki. Silia się do niej uśmiechnęła.

- Faktycznie jest ładna. - Powiedziała piskliwym głosikiem. - Tak jak mówiłeś.

Neil popatrzył na Eri, karcącym wzrokiem, a Jessica na niego rozbawionym.

- Tak jej mówiłeś?

- Nie do końca jej...

- Jego bracia o tobie rozmawiali. - Wtrąciła się mała.

- Eri! - Skarcił ją brunet, a tamta zrobiła naburmuszoną minę.

- Ej, to ty mnie budzisz, więc mogę mówić co zechcę.

Chłopak westchnął.

- No tak, przepraszam, już cię odkładam.

Ponownie zniknął za drzwiami, a kiedy wrócił, Jessica natychmiast zapytała:

- To ją chciałeś mi pokazać?

- Też. Ale nie tylko. Ta Silia była już u nas gdy się wprowadziliśmy, ale jest całkiem miła... Jak na Silię. A co do magii...

Stanął po drugiej stronie łóżka i skierował dłonie na szklankę, stojącą na komodzie. Resztki wody z naczynia zaczęły z niego wypływać, zupełnie przecząc prawu grawitacji. Zatrzymały się pomiędzy dłońmi Neil'a, zmieniając kształty kształty, aż w końcu uformowała się w małą rybkę.

Jessica patrzyła z zapartym tchem i podziwem jak wodne zwierzątko płynie w powietrzu, okrążając jej głowę. W końcu zatrzymało się nad szklanką i oddając grawitacji, wpadło z powrotem do niej, zamieniając się w bezbarwny płyn.

- Wiem o czym myślisz. - Zaczął chłopak. - Ale wszystko jest niebezpieczne w nieodpowiednich rękach i tak samo wszystko co należy do świata nadnaturalnego jest również piękne. Trzeba umieć patrzeć, a ty się dopiero uczysz. Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego.

- Neil, ja...

- Obiecaj. - Powiedział z naciskiem i władczością. Podszedł do niej, a determinacja na jego twarzy, sprawiła, że chciała uciec od odpowiedzi. Cofnęła się. Złapał ją i pchnął lekko, plecami oparła się o ścianę. Próbowała się uchylić, ale zablokował ją ramieniem. Był od niej o wiele silniejszy i chyba pierwszy raz od bardzo długiego czasu naprawdę podobało jej się to, że może być słaba, nawet w takiej chwili.

- Jessy. - Szepnął. - Spójrz na mnie.

Przestała błądzić wzrokiem po pokoju i skierowała go na Neil'a. Ogarnął  nią znajomy zapach siarki i drzewa sandałowego.  Przyglądał jej się uważnie, a ciepło jego ciała powoli przenikało przez materiał jej koszulki. 

- Neil - odszepnęła, zatrzymując spojrzenie na jego ustach. Już wiedziała, jak są miękkie, znała jego smak, ale teraz pragnęła go poczuć jeszcze raz.

Stanęła na palcach, wolno i z namysłem wsuwając dłoń za jego szyję, drugą zatrzymując na ramieniu. Poczuła na skórze, jak jego tętno przyspiesza w rytm bicia jej serca, jak ich oddechy łączą się ze sobą, stapiając w jedno. 

Pocałowała go spokojnie, namiętnie, ale trwało to zaledwie kilka sekund, bo po chwili słodycz tego dotyku pobudziła ich głód i bez słów pożegnali się z kulturalną rozgrywką. Ich ręce błądziły po ciałach, nie zbaczając na materiał ubrań. Usta smakowały skóry nie tylko ust. Jessica z trudem sobie później przypominała, jak znalazła się w jego łóżku, ale każdy inny szczegół, Neil pochylający się nisko nad nią wśród ciemnej pościeli, jego język na jej szyi i elektryzujący dotyk dłoni tam, gdzie nikt inny wcześniej nie miał dostępu.

- Chyba nie powinniśmy - stwierdziła subtelnie zdyszanym, kiedy ponownie nachylił się do niej, aby gestem powiedzieć to, co wisiało między nimi i ogrzewało ich swoją obecnością.

- Wiem - odparł, przyglądając się jej tak pożądliwie, że znienawidziła się za próbę przerwania tej chwili. - Ale nie mogę się powstrzymać.

Jako potwierdzenie, że ona również, przyciągnęła głowę Neil'a bliżej. Tęczówki jego oczy w jednej chwili zmieniły kolor na czerwony, ale z tak małej odległości potrafiła dostrzec jeszcze czarne drobinki, które błyszczały w otoczeniu szkarłatu. 

Przeszedł przez nią delikatny prąd, inny niż wszystkie pozostałe bodźce.

- To magia, prawda?

- Pieczęć ciszy - odszepnął. - Zatrzymuje wszystkie dźwięki wewnątrz pomieszczenia, które jest nią objęte.

Pocałował ją, kradnąc jej dech i skubiąc zębami dolną wargę. Po chwili żadne z nich już nie miało na sobie ubrań nawet nie byli pewni kiedy się to stało, ale nie miało to znaczenia. Zupełnie zatopili się w cieple swoich ciał, poddając się błogiemu zapomnieniu.

Dużo później, Jessica rozgrzana i absurdalnie szczęśliwa, leżała na boku przytulona do Neil'a, z głową na jego ramieniu. Oboje byli zmęczeni i wiedziała, że kiedy tylko euforia zniknie, zmęczenie wygra. Musiała tylko poczekać aż Neil zaśnie.

Tylko to mogła dla nich zrobić. Musiała oddać kamień aeris i nie pozwolić, aby ktoś ją przed tym powstrzymał, nawet z obawy o nią. Przecież wiedziała, co robi.


~*******~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro