43. Dwadzieścia sekund odwagi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piosenka jest tak przegenialna i tak świetnie wpasowała się w treść, nie tyle rozdziału, co całej książki, a przede wszystkim zawikłań miłosnych Neil'a i Jessy, że na dole rozdziału macie tłumaczenie :>

( Ostatnio wgl stwierdziłam, że piosenki z Darów Anioła i Shadowhunters ( no tak, wiem, teoretycznie to to samo ;p ) oddają nastrój Niech nikt nie wie ... )

*******

Z każdą chwilą, z którą motocykl zbliżał się do brzegu, Jessica próbowała wymyślić dobrą wymówkę. Nic jej jednak nie przychodziło do głowy. Kiedy pojazd stanął na stałym gruncie, od razu z niego zeszła, stając twarzą w twarz z niezbyt pokojową miną bruneta.

- Jak mogłaś zrobić coś tak głupiego?! Obiecałaś! - krzyknął od razu, ignorując obecność Brietty.

- Nie obiecałam. - wybroniła się Jessica, zgodnie z prawdą. Czuła na policzku delikatny i chłodny wiatr,bijący od strony rzeki. Włosy bruneta niemal niezauważalnie falowały w jego rytm.

- Ale myślałem, że jesteś chociaż trochę bardziej rozsądna! Masz pojęcie jak to się mogło skończyć?! Wiesz w ogóle co narobiłaś oddając naszyjnik?!

Brietta stanęła między nimi, odsuwając dwójkę od siebie,nim Jessica zdążyła odpowiedzieć.

- Ej, ej, ej, ej! - spojrzała prosto na Neil'a. - Możesz po niej nie krzyczeć?! - jej śmiertelnie poważy wzrok, grobowa mina i oschły ton, sprawiły, że chłopak nawet nie widział co odpowiedzieć. - Dziękuję! No i ogólnie super, że nas uratowałeś i tak dalej... Ale jeszcze raz nieprawa magia dotknie mojego Crossrunner'a, a obiecuję, że połamię ci tyle kości ile zdołam policzyć! - wrzasnęła i poszła sztywnym krokiem w stronę brzegu, bełkocząc pod nosem.

- Powierniczka? - zapytał chłopak, lekko zbity z tropu. Wciąż mówił zdenerwowanym głosem, ale dwa tony niżej. Brietta może i nie była zbyt ciepłą osobą, ale stanowiła całkiem przydatną sojuszniczkę.

- To aż takie oczywiste?

- Wpadliśmy, w pewnym sensie, na strażników pieczęci. Wiesz kim są? - Przytaknęła. - Więc nam pomogli i poinformowali o dwóch powierniczkach, które również miały pomóc... Ale nie musiałyby nic robić gdybyś tam, do cholery, nie poszła! Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Odwróciła wzrok i kątem oka zobaczyła jak czarodziejka lodu rozmawia ze swoim zegarkiem. Postanowiła to zignorować. Jeszcze brakowało, żeby traciła zmysły.

- A pozwoliłbyś mi iść? - wbiła wzrok w swoje stopy. - Chciałam ratować Theo i...

- Poszedłbym z tobą. - przerwał jej już spokojniejszym tonem.

Podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Mówił szczerze.

- Świetnie! - oboje usłyszeli sarkastyczny krzyk Brietty, która szła ponownie w ich kierunku. - Wzywają nas do głównego dworu. - zapukała w tarczę dość niecodziennego zegarka. Wyglądał jak prosta, złota bransoleta ze szklanym, prostokątnym okienkiem. Wokół owego okienka znajdowało się kilka kolorowych kamieni. - Czekają tylko na nas.

Jessica przyjrzała się jej uważnie.

- Skąd wiesz?

Brietta, zirytowana, przewróciła oczami.

- Rozmawiałam z nimi!

- Przez zegarek? - dziewczyna wpatrywała się w rozmówczynię z niedowierzaniem.

Ciemna blondynka przeniosła wzrok na Neil'a i głośno wypuściła powietrze.

- Ona tak na serio? - Chłopak z delikatnym rozbawieniem pokiwał głową. Głośno westchnęła, zwracając się ponownie do zdezorientowanej Jessicy. - Wy w Nirei macie smartwatche, my mamy magię. Zegarek jest przykrywką, żeby nie rzucał się tak w oczy. Kamienie mają pomóc w przemieszczeniu się, więc teraz uwaga.

- Nirei? - słowa utkwiły jej w gardle, kiedy dziewczyna przeciągnęła dłonią nad tarczą zegarka, uwalniając tym małe światełka, które urosły z ogromną prędkością i pochłonęły wszystko w białym blasku.

Jessica poczuła bolesny ścisk w głowie i mocne mdłości. Kiedy światło zaczęło się rozpraszać, ledwo ustała na nogach.

Usłyszała różne, w większości znajome głosy, a dopiero potem zobaczyła ogromną salę, pośrodku której stał równie duży, owalny stół. Wokół niego rozstawione były krzesła, w jedną ze ścian wbudowany został kamienny kominek, a przy pozostałych stały półki z książkami i szafy. W pomieszczeniu było dość dużo osób, ale dziewczyna skupiła się tylko na jednej.

Na Theo, siedzącym przy stole z niemrawą miną. Swoje złe samopoczucie zepchnęła na dalszy plan.

Podbiegła do niego i zamknęła w uścisku pełnym ulgi.

- Nic ci nie jest? - odsunęła się i przyjrzała uważnie jego twarzy. Miał zaczerwienione i opuchnięte okolice lewego oka, przez dolną wargę ciągnęło się rozcięcie, a na koszulce widniała czerwona plama. Mimo to chłopiec się do niej uśmiechał. - Co on ci zrobił? - zapytała i ponownie go uścisnęła.

- Nic. Jest w porządku... - wybełkotał w odpowiedzi. - Gdyby nie...

- Gdyby nie skrajna nieodpowiedzialność Jessicy, nikt nie musiałby za nią ryzykować. - wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli głęboki, męski głos.

Dziewczyna odwróciła głowę w stronę obszernych drzwi, którymi właśnie wchodził mężczyzna w podeszłym wieku razem z jej babcią, więc zdanie było kierowane właśnie do niej.

- Chciała uratować życie tych dwóch młodych ludzi... - Eleonor próbowała wybronić wnuczkę,niestety bez skutku. Twarz jej rozmówcy była twarda jak głaz.

Blondynka podniosła się, zyskując tym wgląd na całe pomieszczenie. Denny siedział na krześle kawałek od Theo w otoczeniu Thomasa i jakiejś postaci w czarnej szacie. Nie wyglądał źle, ale chyba był nieco oszołomiony. Osób w podobnych strojach stało jeszcze troje w różnych częściach pokoju, każdy z nich miał na piersi naszyty srebrny heksagram. Dziewczyna dostrzegła również Zack'a, który teraz rozmawiał z Neil'em i Lillantę, w napięciu obserwującą przebieg rozmowy. Brietta usiadła na stole, kompletnie nie przejmując się sytuacją. Kilku osób w ogóle nie rozpoznała.

- Nie obchodzi mnie to! - ryknął staruszek i zatrzymał się, biorąc głęboki oddech. Jego szczęka była mocno zaciśnięta. - Dean z kamieniem aeris może zrobić wszystko! Może nas całkowicie pogrążyć albo zniszczyć całą ziemię! Myślisz, że ci chłopcy byli godni takiego poświęcenia?! Otóż nie! Nie byli! Nikt by nie był, Eleonor! W tej kwestii nie możesz się ze mną kłócić. I to ta dziewczyna miała być najważniejszą z powierniczek?!

Dorośli kompletnie nie zwracali uwagi na nieletnich, tak jakby ich tam w ogóle nie było.

Niespodziewanie do pomieszczenia wszedł Maron.

- Ale po co się tak unosić?

- Jeszcze się pytasz Maronie?! Straciliśmy jeden z sześciu kamieni!

Jessica nie wytrzymała i podeszła do dyskutujących. Nie dbała o to czy będzie taktowna, czy też nie.

- Może najpierw pozwolilibyście mnie powiedzieć coś na ten temat?

Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Najchętniej by się nie odzywała. Najchętniej w ogóle leżałaby nadal w łóżku... Z Neil'em. Ale musiała zacząć brać sprawę w swoje ręce i nie miała zamiaru pozwolić na to, aby ktoś ją krytykował bez wiedzy o niej samej.

Mężczyzna spojrzał na nią jakby nie dowierzając, że się odezwała. Miał, rzucające się w oczy, siwe wąsy i nieprzyjemny wyraz twarzy. Jego oczy informowały o gniewie.

- Jak śmiesz się do mnie odzywać tym tonem, młoda damo?! Po tym co zrobiłaś, nie jesteś godna aby tutaj z nami siedzieć. Postąpić tak bezmyślnie!

- Wcale nie zrobiłam tego bezmyślnie! Ja...

- Nie masz prawa zwać się powierniczką! - wybuch staruszka poniósł się echem po pomieszczeniu.

Jessicę wmurowało.

- Bachamerze! Spokojnie. - wyparował jeden z obecnych w pokoju. Blondynka nie miała pojęcia kim jest, ale nawet nie chciała tego wiedzieć. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała.

- Nie mogę być spokojny, kiedy ten..ten... Zdrajca ma w dyspozycji tak potężną magię! Eleonor, musimy powiadomić Adwiela!

Kobieta też wyraźnie zaczynała tracić panowanie, ale bynajmniej nie z powodu wnuczki.

- Nie dramatyzuj. Obejdzie się bez tego. - rzuciła ostro. W ołówkowej, czarnej sukience, jej postawa wyglądała naprawdę władczo. Bachamer odwrócił się w jej stronę, gotów do kłótni. Jednak kiedy napotkał jej miażdżące spojrzenie, zamilkł.

- Zgadzam się z nim! - odezwał się ktoś z sali. - Król powinien wiedzieć. Nie my powinniśmy płacić za błąd tej smarkuli.

Te ostatnie słowa nie spodobały się części dorosłych. Wystarczył moment aby rozpętała się dość ożywiona... Wymiana poglądów. Wszystko przez nią. Niestety o tym wiedziała, ale przecież mogła to naprawić. Na jej twarzy odmalował się delikatny uśmiech. Przecież, w przeciwieństwie do swoich towarzyszy, doskonale znała prawdę. Wyciągnęła z kieszeni bezcenny przedmiot.

- Ale naszyjnik i tak przepadł!

W momencie gdy rozległo się to zdanie, wyciągnęła dłoń przed siebie, a na jej palcach zawisł błyszczący łańcuszek. Kłótnia ustała i każdy z niedowierzaniem patrzył w kryształ. Bachamer mimowolnie otworzył usta.

- Nie oddałaś go. - Lillanta była równie zaskoczona co reszta, ale jej twarz została rozjaśniona szerokim uśmiechem.

- Ale... - zaciął się Zack. - No przecież widziałem!

- Oddałam kopię. - oznajmiła Jessica, zakładając biżuterię. Zerwany łańcuszek złączył się za jej szyją, tak jakby zawsze był całością. - To jest oryginał.

Dziewczyna nie była pewna czy babcia patrzy na nią ze zdumieniem czy strachem, ale duża część osób wpatrywała się w nią tak samo.

- Stworzyłaś kopię kamienia? - nie dowierzała. - Ale jak?

- W tej księdze, którą od ciebie dostałam było zaklęcie...

- Nie, dziecko, nie rozumiesz. - podeszła do niej kilka kroków. Wpatrywała się w oczy dziewczyny, szukając oznak kłamstwa. - Magicznych przedmiotów nie można skopiować. A już na pewno nie magią.

Zdezorientowana dziewczyna zmarszczyła brwi. Widziała oryginał i kopię. Dean się nabrał, ale jeśli to nie powinno mieć miejsca...

- Co to oznacza? - zapytała z wahaniem.

Eleonor wymieniła zgodne spojrzenia z Maronem i Bachamarem, po czym ponownie zwróciła się do dziewczyny.

- Oznacza, że wasze pokolenie jest o wiele bardziej wyjątkowe niż podejrzewaliśmy. - oznajmiła z powagą i uznaniem.

Jessica nadal nie miała pojęcia co powinna o tym myśleć, ale kiedy zerknęła w stronę Neil'a, chłopak pokazał jej, że ma się uśmiechnąć. Tego nie mogła zignorować.

- To i tak było niesamowicie nieodpowiedzialne. - syknął Bachamer, odzyskawszy głos.

Brietta zmarszczyła brwi.

- No bez przesady. - warknęła i zwlekła się ze stołu w dość nonszalancki sposób. Nie pozwoliła nikomu dojść do słowa. - Właściwie nie ryzykowała znowu aż tak dużo. Przecież od pierwszego kontaktu z kamieniem jest on tylko przekaźnikiem mocy, ale osobno niewiele może zdziałać. - mówiła, tak jakby opowiadała o nudnej książce. - Zyskuje wartość dopiero po śmierci powiernika. Problem w tym, że wtedy ląduje na powrót w rękach rodziny ostatnich powierników. Ale Dean najwidoczniej o tym nie wie.

Przez twarz Eleonor wyraźnie przemknął cień nadziei. Oczy pojaśniały z determinacji.

- Właśnie. Dean o tym nie wie. Nie wie nawet, że ma podróbkę. Dowie się dopiero, kiedy będzie chciał go użyć, a nie ma czasu na próby... - radość zniknęła z jej twarzy.

- Czyli cokolwiek będzie chciał zrobić, wymknie się spod kontroli. - dokończył Denny.

Kobieta pokiwała z namysłem i odwróciła się w jego stronę zaskoczona.

- Musimy działać rozważnie. - później przeniosła wzrok na jego braci i dopiero w tym momencie dotarło do niej, że ich nie zna. - Co tutaj robicie?

Jessica błyskawicznie pojawiła się przed babcią.

- To moi przyjaciele. - poinformowała ostrożnie, nie wiedząc jakiej reakcji ma się spodziewać.

- Tak, wiem. - kobieta machnęła ręką. - Ale mieli być w bezpiecznym miejscu razem z tymi dwoma Nirejczykami. I chłopcem. Nie możemy ryzykować, że znowu ruszysz komuś na ratunek. - dodała z rozbawieniem. - Ale nadal nie wiem skąd się tutaj wzięli?

Nirejczycy. Nirea. Blondynka była pewna, że skądś zna tę nazwę, ale nie potrafiła sobie przypomnieć skąd.Teraz jednak nie był to najlepszy moment na pytania. Domyślała się, że chodziło o Sarę i Marka, inaczej chłopacy już by o nich wypytywali.

- To magowie. - odezwał się jeden ze Strażników Pieczęci o czarnych włosach, przeplatanych srebrnymi nićmi. - Więc pomyślałem...

- Jesteście magami? - zdumiał się Maron, który wszedł w głąb pokoju, popychając stojącego mu na drodze Bachamera. Staruszek zrobił oburzoną minę, ale niczego nie powiedział.

Podczas gdy Maron wypytywał braci o jakieś szczegóły, Jessica stanęła obok zdezorientowanego Theo. Siedział skulony, nie wiedząc co powiedzieć ani zrobić.

- To jeden z tych szalonych snów, tak? - spytał bardziej siebie niż kuzynkę.

- Niestety nie. Ale tutaj jesteś bezpieczny. - uśmiechnęła się delikatnie.

Nie było to dobre, a już na pewno nie przekonujące pocieszenie, ale nie miała innego. Nie chciała kłamać, że owszem, śni mu się to wszystko. Prędzej czy później i tak by wiedział, a miał prawo być świadomym tego, że znalazł się tutaj nie bez powodu.

- Chcę do domu. - bąknął pod nosem.

- Pójdziesz jak tylko uratujemy świat! - przy Jessice stanęła Lillanta, opierając dłonie na biodrach i patrząc w nieistniejący punkt przed sobą. Jej słowa zadziałały na Theo jak zaklęcie, jego twarz pojaśniała z ciekawością, a nawet wyprostował się na krześle.

- Serio?

- Serio serio. - potwierdziła rudaska, puszczając Jessice dyskretne oczko i zaczęła snuć niestworzone...albo może nawet prawdziwe opowieści o magicznych stworzeniach i krainach. Jessica nie miała pojęcia jak je odróżnić od fikcji, nie wiedziała nic o tamtym świecie, ale Theo był zafascynowany każdym słowem. Dziewczyna, opowiadając, wyglądała na równie zadowoloną jak on.

- Lillant... - zaczęła Jessica, chcąc jej powiedzieć, że musi iść porozmawiać z babcią.

- Lilla. - przerwała jej tamta. - Dla przyjaciół Lilla. - uśmiechnęła się promiennie. - A tamta maruda to Bryłka. - szepnęła, wskazując na Briettę.

- Bryłka? - powtórzyła z rozbawieniem Jessa. Powierniczka lodu odwróciła się w stronę dziewczyn i z pytającą miną do nich podeszła.

- Tylko nie Bryłka. - powiedziała złowrogo, kręcąc głową.

- Ale to zdrobnienie do ciebie pasuje! - upierała się Lilla głosem dziecka.

- I weź tu z taką mieszkaj...

Jessica popatrzyła na obie z koncentracją, unosząc jedną brew.

- Mieszkać?

- No tak! Jesteśmy siostrami! - pisnęła rudaska podekscytowana faktem, że może się tym pochwalić. Zarzuciła rękę na szyję siostry, stając obok niej. Brietta ani trochę nie podzielała jej entuzjazmu i wykonała kilka kroków w bok, uwalniając się z uścisku.

Dzieci powierników urodziły się tego samego roku. Jessica uśmiechnęła się, przypominając sobie te słowa.

-Jesteście bliźniaczkami?

- Dwujajowymi! - natychmiast rzuciła Bryłka, jakby w obronie, tym samym pokazując, że jednak potrafi się czymś przejmować. Jessica się zaśmiała.

- W porządku. - odparła, ustępując jej. W gruncie rzeczy gdyby jej nie powiedziały, że są spokrewnione, pewnie nigdy by tego nawet nie podejrzewała. Były niczym ogień i woda. Albo w tym przypadku niczym woda i lód.

Lillanta westchnęła i wróciła do opowiadania Theo. Jessica, spokojna o niego, skierowała się do Eleonor.

- To są ci słynni Shadows, prawda? - spytała wnuczkę nawet na nią nie patrząc. - Skądś ty ich wytrzasnęła?

Blondynka uśmiechnęła się pod nosem.

- Powiedzmy, że nasze drogi skrzyżowały się przez przypadek.

- Przypadki rzadko się zdarzają. - kobieta spojrzała na wnuczkę. - Wszystko w porządku? - zapytała z troską. Dziewczyna westchnęła.

- Tak sobie myślę... Z jednej strony niepotrzebnie szłam spotkać się z Dean'em, bo nawet nie pomogłam Theo i Dennemu...

- Nie mów tak. Wykazałaś się niezwykłą odwagą i poświęceniem. Poza tym, gdybyś nie zagadała Dean'a, nigdy nie udałoby się odbić tych chłopców. - Jessica popatrzyła na nią zdumiona. - Nie pozwoliłby na to, więc dużo dla nich zrobiłaś. I miałaś dobry plan. No, prawie. Ale cieszę się, że nic ci się nie stało.

- To dzięki Lilli i Briettcie. - przyznała.

-Ach tak, dziewczęta mają już za sobą podstawy magii, dzięki rodzicom i bratu. Jak na razie tylko z nimi był jakikolwiek kontakt...

Jessica przez chwilę walczyła ze sobą czy na pewno chce powiedzieć to co miała w zamiarze. To mogło zmienić tak wiele... Chciała najpierw omówić to z chłopakami, ale okazja do rozmowy z babcią mogła się nie powtórzyć tak szybko.

- Muszę z tobą porozmawiać. - stwierdziła krótko z obawą, że może się rozmyślić.

Wystarczyło to krótkie zdanie i po chwili już obie siedziały w znajomym Jessice gabinecie, dzięki któremu rozpoznała dworek.

- Więc co takiego się stało? - kobieta nawet nie myślała o tym aby usiąść. Była jedynie nieco zaniepokojona, nie miała pojęcia co chce powiedzieć jej wnuczka, i to w cztery oczy, a za to Jessica nie miała pojęcia jak przekazać to co wiedziała.

- Cóż, kiedy rozmawiałam z Dean'em... Wydaje mi się, że powiedział mi trochę za dużo. Albo zrobił to specjalnie...

- Tak, Dean lubi zabawiać się ludźmi. - stwierdziła Eleonor, podchodząc do biurka. Poprawiła stojącą na nim figurkę. - Nie jest mistrzem manipulacji, ale trzeba uważać na to co mówi.

Zatrzymała się, wpatrując w okno.

- Właśnie, ale... umm, nie wydaje mi się, aby tym razem kłamał. Wręcz przeciwnie. Myślę, że dowiedziałam się czegoś bardzo istotnego... - zacisnęła wargi, biorąc oddech. Tylko dwadzieścia sekund odwagi, powiedziała sobie w myślach. - Chyba wiem kim jest syn von der Vlug'ów i pozostała trójka chłopców.

Eleonore natychmiast odwróciła się do wnuczki.

~*******~

Grrr, nie podoba mi się ten rozdział ani trochę. Poprawiałam go kilka razy ( dlatego jest tak późno ), zmieniając w nim coś bez przerwy, a i tak ani trochę nie jestem z niego dumna :< Relacje Brietty i Lillanty wydają mi się takie sztuczne... Mam nadzieję, że jakoś to nadrobię w następnych rozdziałach :/

No i nie myślcie sobie, że jak Jessica powiedziała już babci o czwórce zaginionych, wszystkie sekrety będą już odkryte :> Zostanie jeden bardzo ważny, który zapoczątkował wszystkie zdarzenia z książki ^^ Ale to na razie zostawię.

*******

Beth Crowley - Warrior

Zafascynowałeś mnie, okryty ciemnością i tajemnicą,
Pięknem upadłego anioła.
Ostrożnie zrobiłam pierwszy krok, bojąc się tego kim dla Ciebie będę,
Ale wkrótce już byłam w to uwikłana

Bierzesz mnie za rękę, a ja pytam kim jestem. ( to zdanie będzie później w książce bardzo ważne )
Naucz mnie walczyć, a ja pokażę Ci jak wygrywać.
Jesteś moją śmiertelną skazą, a ja twoim fatalnym grzechem.
Pozwól poczuć mi ukłucie, ból, oparzenie pod moją skórą.
Poddaj mnie próbie, a udowodnię że jestem silna.
Nie uwierzę w to, że nasze uczucie jest złe.
I w końcu zobaczę to co ty ujrzałeś we mnie,
Że pod delikatną powłoką kryje się wojowniczka

Moja pamięć odmawia oddzielenia fałszu od prawdy.
I szuka przeszłości wytworzonej przez mój rozum.
Ciągle próbuję znaleźć rozwiązanie,
Które w równej mierze pokochasz i znienawidzisz.

Bierzesz mnie za rękę, już widzę kim jestem.
Naucz mnie walczyć, a ja pokażę Ci jak wygrywać.
Jesteś moją śmiertelną skazą, a ja twoim fatalnym grzechem.
Pozwól poczuć mi ukłucie, ból, oparzenie pod moją skórą.
Poddaj mnie próbie, a udowodnię że jestem silna.
Nie uwierzę w to, że nasze uczucie jest złe.
I w końcu zobaczę to co ty ujrzałeś we mnie,
Że pod delikatną powłoką kryje się wojowniczka
Kryje się wojowniczka

Bierzesz mnie za rękę, jestem pewna kim jestem.
Naucz mnie walczyć, pokażę Ci jak wygrywać.
Jesteś moją śmiertelną skazą, a ja twoim fatalnym grzechem.
Pozwól poczuć mi ukłucie, ból, oparzenie pod moją skórą.
Poddaj mnie próbie, a udowodnię że jestem silna
Nie uwierzę, że to co czujemy jest złe.
I w końcu zobaczę to co ty ujrzałeś we mnie.
Że pod delikatną powłoką kryje się wojowniczka

Ożywione obrazy, budzą się w martwą noc.
Otwórz mi oczy, to musi być sen
Trzymaj mnie kurczowo, przygotuj mnie do walki.
Słyszałam, że zobaczyć to uwierzyć.

* źródło: tekstowo.pl

*******

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro