#12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kocham cię Ash.- szepnął.

- A ja ciebie też Sunny.- też szepłam, a on znów złączył nas w pocałunku.

Gdy oderwaliśmy się od siebie, przytuliłam go i nie chciałm puścić. Głaskał mnie po plecach, co sprawiało mi przyjemność.
Chciałam, by ta chwil trwała wiecznie. Piękne nocne niebo z gwiazdami i pieknym księżycem w pełni. A na jego tle, wysoko na niebie widać Nemezis. Odsunął się ode mnie, uklęknął, wyciągnął z kieszeni marynarki małe pudełeczko, otworzył je i moim oczom ukazał się piękny złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie serca.

- Ashley Lily Moon, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną ?- zapytał z nadzieją w głosie.

- Tak !- krzyknęłm uradowana.

- Tak się cieszę.- zapiął mi na szyji naszyjnik, a potem cmoknął moje usta.

Zerwał się nagle wiatr, nie był mocny, ale za to zimny. Zadrżałam z zimna, gdyby nie patrzeć moja sukienka nie ma ramiączek. Poczułam nagle na ramionach coś ciepłego i pachniało moim ukochanym. Spojrzałam na niego i był w swojej żółtej koszuli, bo dał mi marynarkę.

- Nie musisz mi jej dawać.- chciałam ją zdjąć i mu oddać, ale mnie powstrzymał.

- Mną się nie przejmuj, mi nic nie będzie.- powiedział do mnie ze szczerym usmiechem. Czekaj ?! Szczerym !

- Sunny, ty się szczerze uśmiechasz.- położyłam dłoń na jego policzka, a on w nią wtulił twarzą.

- Przy tobie jest ciężko tego nie zrobić.- popatrzył mi w oczy.

- Wracamy ?- spytałam Sunny'ego.

- Jasne, księżniczko.- powiedział i obiął ramieniem.

Wróciliśmy do bazy, do odpowiedniego hangaru, od razu Sunny wzioł mnie do tańca, jak na złość Jazz puścił wolnego. Zaczęliśmy tańczyć wolnego, prawie wszyscy nam się przyglądali. Gdy skończyliśmy tańczyć usiedlismy do stolika. Każdy praktycznie pił alkochol, oprócz mnie, mamy bo jest w ciąży, taty, Optimusa, Sunny'ego, Sides'a i Jazz'a. Ja nie piję bo nie mam 18 lat i mój organizm nie toleruje alkocholu,zawsze mówię współczuje ci żołądku lub biedny kibel znów na to bedziesz patrzył. Pod nie uwagę Sunny'ego, wyszłm z hangaru i poszłam do siebie. Będąc w środku rozebrałam się, poszłam wziąć prysznic, przebrałam się w piżamę. Sukienkę złożyłam i na krzesełku położyłam, marynarkę uchochanego powiesiłam na oparciu. Posprzatałm szybko pokój, ta kto mądry sprząta o 1 w nocy. Wskoczyłam szybko do łóżka, przykryłm się,zgasiłam światło i od razu zasnęłam.

Rano obudziłam się z lekka nie wyspana. Spojrzałam ja zegarek i widzę 8.45. Wstałam, ubrałam się, uczesałm włosy i wyszłm z pokoju zabierając telefon do kieszeni. Gdy wychodziłam za zakrętu, poczułam silne uderzenie w głowę. Upadłam, a wzrok mnie się rozmazał.

- Podajcie jej lek nasenny by się nie obudziła tak szybko.- usłyszałam lekko zniekształcony męski głos.

- Tak jest, panie Gallowey.- poczułam ukłucie w kark.

Gdy zamknięłam oczy, usłyszałm zdanie którego nigdy usłyszeć już nie chciałam.
" White'owie się ucieszą, że ją przywieźliśmy do nich". Zemdlałam.

* Kilkanaście godziny później *

Otworzyłam oczy i od razu je zamknięłam od jasnego światła. Otworzyłam ponownie oczy i zobaczyłm turkusowe zasłonki, niebieskie ściany z białymi wzorami i reszte rzeczy których nienawidzę. Ktoś wszedł do pokoju.

- Wreszcie się obudziłaś kochanie.- przesłodzony głos Brooke.

- Dlaczego tu jestem ?- warknęłam.

- Jesteśmy rodziną, a rodzina trzyma się w komplecie.- powiedziała miło.

- Znam was macie w tym interes, co nie ?- zakpiłam.

-Lepiej, żeby tego ojcec nie usłyszał bo bedziesz mieć przerąbane mpja kochana.- powiedział stanowczo.

-Wy nie jesteście moimi prawdziwymi rodzicami, bo ich znam i nie nazywam się Ashley Kate White tylko Ashley Lily Moon !- krzyknęłam na nią i po chwili poczułem jej uderzenie na policzku.

-Jesteś nie wdzieczna smarkaczu !- uderzyła w drugi policzek i wyszł z pokoju trzaskając drzwiami.

Chciałam mocą zamrozić drzwi, ale na moich nadgarstkach miałam bransolety.
Widniał na nich napis: B & D White Mutant Hunter. O nie, oni są łowcami mutantów.

* Wspomnienie *

Mała 3 letnia dziewczynka siedzi w kącie i płacze. Przed nią kuca mężczyzna w białym kitlu. Pobiera jej krew i sprawdza na małym urządzeniu. Dziewczynka bardzo się boi. Jej adopcyjni rodzice rozmawiają z mężczyzną w kitlu przy niej, bo myślą że nie będzie i tak nic pamiętać.

- I jak Mike ?- pyta David.

- Jest bardzo potężnym mutantem, gdy dorośnie jej moc zasili ogromne miasta lub nawet całą planetę na 5 000 lat, ale w miedzy czasie bedzie trzeba pozwolić jej założyć rodzinę by jej pierwsze dziecko tak jak ona zasilało swoją mocą, i tak dalej.- odpowiada ten cały Mike.- Bedziecie bogaci jak nic.

-  5 000 lat to sporo, ale ona tyle nie przeżyje...- zaczęła Brook, ale przerwał jej naukowiec.

- Jej moc, nie pozwala jej się starzeć tak szybko.- powiedział ten Mike.

- Zgadzam się Mike.- podpisuje jakiś papier.

Malutka Ashley nadal płakała w kącie i bardzo nie chciała być żywa baterią.

* Koniec wspomnienia *

Otrząsłam się i zaczęłam płakać w poduszkę. Dlaczego mnie to spotyka ?! Primusie wiem, że mnie i tak slyszysz ! Dlaczego ! Krzyczałm w myślach dlaczego i po co. Zmęczona zasnęłam pomimo 15 na zegarku.

~ShadowWolfLuna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro