#30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

// Narrator //

Po tym jak Primus uratował Ashley przed zabiciem jej. Skazał Quile na śmierć. Kirra zrozpaczona stanem Ashley starała się ją wyleczyć mocą, ale nic nie pomagało. Ashley po tym jak trafiła na oddział z powodu zagrożenia jej życia, zapadła w śpiączkę, ale szybko została zmieniona w swoją holo. Jej ciąży nic nie groziło, wszystko było dobrze. Sunstreaker czuwał przy niej non stop. Dni mijały, jej ciąża się rozwijała prawidłowo. Po 2 miesiącach Sunny dowiedział się, że został ojcem trojaczych iskrzątek. Cała trójka to były Femme. Znów dni zaczęły mijać, termin się zblizał a Ashley się nadal nie budziła. Ratchet obawial się, że maluchy urodzą się martwe, gdyż na USG miły z lekka mało ruchliwe ruchy.

// Sunstreaker //

Patrze smutno na swoją ukochaną. Pragne żeby się już obudzila i przez te 2 tygodnie do terminu nabrała sił. Siedzę i trzymam delikatnie dłoń na jej brzuchu w którym nosi nasze maleństwa. Nasze maleńkie trzy córeczki. Gładze brzuch okazując uczucia maluszką i mówiąc do nich zamiast Ashley. Ja siedzę tu non stop, czasem przychodzą to rodzice Ash z jej siostrzyczką oraz inni.
Gdy tak trzymałem zawsze dłonie na jej brzuchu czułem ruchy i kopnięcia. Było to słodkie i urocze. Z tego co wiem wszyscy w bazie złożyli się by po kupować łóżeczka, wózek, ubranka i inne pierdoły.

- Zostały 2 tygodnie, iskiereczko...- mówię do niej.- Błagam obudź się...

-...- nawet nie drgnęła.

-Dobrze kochanie, jeśli naprawdę potrzebujesz jeszcze czasu, zrozumiem...- delikatnie pocałowałem jej dłoń i przykryłem kołdrą.- Pójdę teraz na obiad i zaraz do ciebie kochanie wrócę...

Wyszedłem z oddziału i pokierowałem się na obiad do stołówki. Starałem się ignorować współczujące spojrzenia.
Zobaczyłem, że Jolt rozmawia przez komunikator, a potem wybiega. Pewnie KnockOut go zawołał. Gdy skończyłem jeść, odniosłem tacę i spowrotem wróciłem na oddział. Gdy weszłem do sali doznałem szoku. Nie było Ashley na sali. Pędem pobiegłem na sale operacyjną gdzie zatrzymał mnie Megatron.

-Musze do niej wejść !- krzyczałem.

- Nie możesz...- starał się mnie uspokoić.- Ratchet ratuje ją i maluchy...

- Co się dzieje ?!- zaczynam szlochać.

- Jej serce się zatrzymało, medycy ją ratują a maluchy trafią do inkubatorów...- trzyma mnie nadal.

Słyszałem płacz moich córeczek, moich maleńkich córeczek. Popłakałem się niekontrolowanie. Po 20 minutach wyszedł Ratchet.

- Wszystko jest dobrze, Ashley ma lekkie problemy z oddychaniem, ale wyjdzie z tego....- usmiecha się lekko.

- A maluchy ?- jestem zdenerwowany.

- Całe i zdrowe oraz silne, za chwilę przeniesiemy maluchy do inkubatorów w sali Ashley więc możesz tam już iść.-biwgiem się tam pościłem.

Wbiegłem do sali gdzie akurat KnockOut, przykrywał Ashley. Pokazał głową na inkubatoy. Podeszłem do nich. Były w nim moje córeczki. Co chwilkę otwierały buzie pokazując języczki i zamykały buzie. To było urocze.

- Na ręce będziesz mógł je wziąć jutro, dzisiaj możesz jedynie dotknąć.- powiedzial medy otwierając okienko w inkubatorze.- Akurat ta urodziła się pierwasza, po środku druga a przy ścianie gdzie są drzwi trzecia.

- Rozumiem, a można wstrzymać się z wybraniem imion dopóki Ash się nie obudzi ?- włożyłem dłoń i dotknąłem palcem wewnętrznej strony maleńkiej dłoni malutkiej, a ta zacisnęła paluszki na moim palcu.

- Tak, ale poszukaj w pokoju czy przypadkiem Ashley nie ma zapisanych imion.- mowi.

-Dobrze....- patrzyłam na iskierki ze szczęściem.

Każdą lekko pogładziłem po policzku lub nożce, a potem zasnąłem na fotelu przy nich.

~ ShadowWolfLuna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro