Rozdzial 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudził go dźwięk dzwonów. Leżał półnagi na posłaniu obok kominka, z którego wciąż biło ciepło. Głowę miał unieruchomioną.

— Co jest do diabła? — wymruczał.

Próbował nią poruszyć i zrozumiał.
Izabella znów spała z palcami wplecionymi w jego włosy. Bawiła go fascynacja jego czupryną. Dość często budził się w nocy ze zdrętwiałym karkiem. Uwielbiał, kiedy przeczesywała jego włosy dłońmi albo bawiła się, przeplatając ich kosmyki pomiędzy palcami. Ostrożnie, tak by jej nie obudzić, próbował wyplątać jej dłonie ze swoich włosów.

— Czy dzisiaj jest niedziela? Te dzwony są takie głośne. — Poruszyła się mrucząc sennie.

Uśmiechnął się do siebie, patrząc na Izabellę. Większą część jej twarzy zakrywały wijące się pasma jasnych włosów. Leżała obok półnaga z koszulą owiniętą dokoła bioder co sprawiało, że wyglądała zachwycająco. Wieczorem tak szybko usnęli, że nawet nie zdążyła jej założyć na siebie. Kiedy to zauważyła wtuliła się w Iana, tak jakby chciała ukryć swoją nagość. Odkrył ich pledem, objął ją ramionami i przycisnął do siebie. Okazywanie jej czułości przychodziło mu bez najmniejszego trudu.

— Chyba będę musiał zakazać bicia w dzwony w tygodniu — wymruczał, całując ją na dzień dobry.

— Biskup będzie cię straszył piekłem.

— Ten człowiek ma więcej na sumieniu, niż ja, więc lepiej niech tego nie robi — mruknął.

— Nie wierzysz w Boga?

— A cóż to za egzystencjalne pytanie o poranku? — odgarnął potargane włosy z jej twarzy.

— Słyszę różne dziwne historie na twój temat — uśmiechnęła się wciąż zaspana, ale uniosła się składając ramiona na jego piersi, oparła brodę na dłoniach i spojrzała mu w oczy.

Ian zmarszczył brwi i nagle roześmiał się.

— Chodzi ci o plotki, na temat tego, że czczę Szatana?

— A ile jest w tym prawdy? — zapytała ostrożnie.

Kiedy wychodziła z zamku i chodziła ulicami Nottingham, robiąc sprawunki, słyszała najróżniejsze niedorzeczności na temat Iana. Nawet takie, że została porwana, jest więziona i torturowana przez okrutnego męża. Katarzyna powiedziała, że nie można się złościć na ludzi ani karać za to, co mówią, bo jej mąż zasłużył sobie na taką opinię.

— Może połowa — odparł beztrosko.

Spojrzała na niego z otwartymi ustami. Roześmiał się na widok jej miny.

— Żartowałem — pacnął ją delikatnie palcem w czubek nosa. — Ale to prawda co o mnie słyszałaś, że jestem człowiekiem obłudnym i bezczelnym, który kłamstwami chciał zdobyć królestwo. Oskarżano mnie o wiele złych rzeczy, zrobiłem kilka głupot w swoim życiu, ale nie zmienię przeszłości, tego, co o mnie myślą i mówią — pogładził ją po rozgrzanym snem policzku. — To nie wiara w Boga mnie zmieniła, ale błędy, które popełniłem w swoim życiu i blizny które po nich pozostały.

Patrzyła na mężczyznę, który dla niej okazał się zupełnie kimś innym, niż dla reszty świata. Codziennie pokazywał jej tę część siebie, której nikt nie znał i którą tak skrzętnie ukrywał przed innymi. Nieznany i zupełnie obcy człowiek, który został jej mężem, stał się jej tak bardzo bliski.

— A co do wiary, to prawa boskie jestem w stanie zaakceptować. Praw w wierze narzuconych przez ludzi, którzy ich sami nie przestrzegają, już nie. Będę żył tak jak mi się to będzie podobać i według moich praw, więc jeśli obudzę się w piątek i będę miał ochotę kochać się z moją żoną to zrobię to i nie będę się zastanawiał czy, to grzech, czy nie.

— W piątek? — zapytała, patrząc na niego z rozbawieniem. — Co takiego jest w piątek?

— W piątek umarł Jezus, więc kochanie się z tobą będzie grzechem. W sobotę też nie wypada, bo trzeba okazać szacunek jego matce. W niedzielę jej syn zmartwychwstał, a w poniedziałek musimy czcić pamięć zmarłych.

— Zostaje jeszcze wtorek, środa i czwartek.

— Owszem moja pani, jest na to jakaś szansa, ale tylko wtedy gdy nie ma postu, adwentu albo, nie odprawiasz pokuty za jakiś grzech, który popełniłaś w tygodniu. — Była zaskoczona, z jaką niefrasobliwością o tym mówi.

— I jeśli bym trzymał się tych zasad to chyba bym oszalał, gdybym nie mógł cię tknąć. — Jego głos stał się miękki i głęboki, a ona uwielbiała słuchać tego tonu.

Lekko przesunęła się tak by jej twarz znalazła się bliżej jego twarzy. Dotknęła czubkami palców jego ust. Uśmiechnął się leniwie czując te delikatną pieszczotę i upajał się ciepłym blaskiem jej oczu.

— Czyli w każdą niedzielę stwarzamy tylko pozory, chodząc do kościoła? — nie odrywała palców od jego ust.

— Przeszkadza ci to? — Jego lewa brew lekko się uniosła.

— Przestałam wierzyć — wzruszyła ramionami. — Bo kiedy tego najbardziej potrzebowałam, to Bogowie moich rodziców, mnie nie wysłuchali.

— Bogowie? — Teraz jego brwi lekko zmarszczyły się w zdumieniu.

— Jak zapewne wiesz, mój ojciec jest Anglikiem i chrześcijaninem, a matka Kastylijką, która uczyła mnie szacunku do religii Allaha, w której się wychowała. — Izabella uciekła wzrokiem gdzieś w bok.

— Twoja matka była Mauretanką? — ujął ją pod brodę i delikatnie zmusił, by spojrzała na niego.

— Moja matka i jej rodzina to Maurowie — przytaknęła. — Mój dziadek pochodził z dynastii Nasridów — spojrzała na niego czarnymi jak onyks oczyma. — Rozumiał, że urodził się w czasach, które mają się ku końcowi i nadchodzą zmiany. Świadomie wysłał moją matkę do Anglii, by nauczyła się języka i poznała kulturę kraju, który lubuje się w... krucjatach. I nawet kiedy wróciła do Malagi z angielskim mężem, dziadek nie zaprotestował. Chciał, by jego córka była bezpieczna i czuła się szczęśliwa.

— To jest niezwykle.

— Niezwykle jak na niewiernych? — W jej głosie wyczuł uszczypliwy ton.

Przechylił głowę i mrużąc oczy patrzył na dziewczynę, która spoczywała na jego piersi. Doskonale rozumiał co miała na myśli. Maurów uważano za dzikusów i pogan, których należało wytępić. Nikt nie zauważał jak bardzo górowali nad resztą Europy w nauce, medycynie czy architekturze.

— Nie, moja pani. Chciałem powiedzieć, że masz niezwykłą rodzinę i szczęście, że znasz jej historię. Ja swojej nigdy nie poznałem — dodał cicho.

— Jak to? — spojrzała na niego zaszokowana.

— Nie znam swojej rodziny i nie wiem skąd pochodzę. Zostałem znaleziony przy drodze, jako trzylatek z rozbitą głową. Niczego nie pamiętam, choć próbowałem coś sobie przypomnieć. Nawet moje imię, nie jest... moje. Później dałem sobie z tym spokój, bo i po co, kiedy wiodłem wygodne życie w rodzinie kupca, który mnie znalazł i wychował.

— Przykro mi.

— Dlaczego?

— Bo to smutna historia.

— Masz męża znajdę — w jego oczach widziała rozbawienie.

— A ty żonę dziwadło i mieszańca.

— Co?

— Tak usłyszałam na królewskim dworze.

— Cóż, dwórki królowej są bezlitosne jak wrony, pomiędzy, które wpadł kolorowy ptak, ale nie przejmuj się nimi — pocałował ją lekko w usta.

Nagle coś sobie uświadomił.
Karą nie było samo małżeństwo, ale to, kim jest kobieta, z którą został ożeniony. Tu w Anglii Izabella z powodu swojego pochodzenia była nikim, ale czy to zmieniało, w jakikolwiek sposób jego uczucia, które zaczął żywić do niej? Nie, pomyślał uśmiechając się do siebie.

— Możesz mi coś obiecać? — zapytała cicho.

— Co tylko zechcesz — popatrzył na nią zaciekawiony, delikatnie gładząc jej policzek.

— Obiecaj mi, że nigdy nie wyruszysz na żadną krucjatę — poprosiła.

— Mogę ci to obiecać, bo jako szeryf, jestem zwolniony z tego obowiązku przez króla.

Na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi.
Pocałował ją jeszcze raz.

— Muszę iść.

— Dokąd? — poruszyła się zaskoczona, kiedy uwolnił ją ze swych ramion i usiadł na posłaniu. Na jego plecach wciąż widziała żółte i zielone siniaki, pozostałe po upadku z konia.

— Do sądu. Jest tam kilka spraw, które wymagają mojej obecności.

— Rozumiem.

Uklękła za nim i przytuliła się do jego pleców, obejmując go ramionami.
Uśmiechnął się, czując jej nagość.

— Mam jeszcze małe pytanie — zgarnęła włosy z jego karku.

— Hmmm... — poczuł jej usta na swojej szyi. Przymknął oczy i odchylił głowę, ciesząc się jej ciepłymi pocałunkami.

— Czy wystarczy ci pięć minut, by zadowolić żonę? — Jej usta prześlizgnęły się w górę szyi aż za ucho.

— Mogę znacznie dłużej, niż tylko pięć minut — wymruczał.

— Czy to nie są, aby czcze przechwałki, mój panie?

— Och ty szelmo! — odwrócił się nagle w jej stronę i przewrócił na posłanie.

Izabella krzyknęła i zaczęła się śmiać czując jego kłującą brodę na szyi, dekolcie i piersiach.

— Przestań! — śmiała się na całe gardło.

— O nie moja pani, najpierw musisz odwołać swoje słowa! — całował ją po twarzy.

— Błagam cię, przestań! — Jej radosny śmiech rozchodził się po całej komnacie.

Patrzył na jej zaróżowioną, roześmianą twarz i nie mógł sobie przypomnieć, czy ściany tej sypialni, kiedykolwiek słyszały tak szczęśliwy i beztroski śmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro