Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Będziesz musiała przeprosić, za ten niewybredny żarcik na temat dzieci — usłyszała cichy pomruk za swoimi plecami i poczuła lekkiego klapsa w pośladek.

— A mogę już zacząć? — Z cichym śmiechem, zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała, napierając na niego.

Mogłaby przysiąc, że za jego plecami jest ściana, ale okazało się, że była tam niewielka, wnęka przesłonięta gobelinem. Zaplątali się w zerwaną tkaninę i tracąc grunt pod nogami, wpadli do środka. Ian uderzył plecami o ścianę i zsunął się po niej, na ziemię. Przez kilka sekund nie mieli pojęcia, co się stało, patrząc na siebie ze zdumieniem. Izabella zaczęła cicho chichotać.

— Nic ci nie jest? — W głosie Iana słychać było przerażenie.

— Nie, ale za to ty, będziesz miał znów obtłuczone plecy. Proszę, wybacz mi moją natarczywość — zarumieniła się.

— Pierwszy raz w życiu, jestem napastowany przez kobietę — usiłował, odgarnąć jedną z fałd gobelinu, która wciąż opadła mu na głowę.

— Nie podoba ci się to?

— Nie podoba się? Rób sobie ze mną, na co tylko ci tylko przyjdzie ochota — zamruczał.

— To może jednak pójdziemy do sypialni — powiedziała, słysząc pospieszne kroki w korytarzu.

Szybko się podniosła. Otrzepywała suknię, kiedy przybiegł strażnik zwabiony rabanem, jakiego narobili. Patrzył zdumiony to na Izabellę to na szeryfa, który wciąż nie mógł wygrzebać się z odmętów ciężkiej tkaniny.

— Wszystko jest w porządku — Izabella wygładziła suknię. — Prawda, mój mężu?

— Tak — burknął Ian, niezbyt zadowolony, że strażnik zastał go rozciągniętego na podłodze.

W sypialni Izabella niecierpliwymi palcami próbowała odpiąć pas, który miał na biodrach, nie przestając się z nim całować.

— Musimy o czymś porozmawiać — łapał oddech pomiędzy pocałunkami.

— Oszalałeś?! Teraz?!

Pas ze srebrzystym dźwiękiem uderzył o podłogę. Jęknęła, kiedy próbował niezgrabnie rozsupłać sznurki ściągające suknię pod pachami. Wreszcie odetchnęła z ulgą, kiedy uwolnił ją z niej. Rzucił suknię na oparcie krzesła, ale ta, zamiast tam zawisnąć, nieposłusznie zsunęła się na podłogę. Przyszła kolej na jego tunikę, którą Izabella porzuciła w połowie drogi między łożem a stołem, na ziemi. Pchnęła Iana na posłanie. Ten śmiał się, kiedy ściągnęła z jego nóg buty, rzucając nimi za siebie.

— Ależ moja pani! Tak nie można! — niemal krzyknął. — Ja stanowczo protestuję! — Nie przestał się śmiać, kiedy jego nogawice przefrunęły przez loże i zawisły na jego wezgłowiu.

— Jak to nie można?! Pokaż mi, jak nie można — zamruczała i przylgnęła spragnionymi ustami do skóry jego szyi, siadając okrakiem na jego udzie.
Objął ją ramieniem, żeby się nie ześlizgnęła.

— Przecież jeszcze chwilę temu mówiłeś, że mogę robić z tobą, co chcę — usłyszał, coś na kształt wyrzutu w jej głosie.

— Oczywiście, że możesz — jego śmiech zamienił się, w głęboki pomruk zadowolenia.

Zdjęła z niego koszulę. Wodziła dłońmi po jego szyi, torsie. Przebiegła palcami po bliźnie pod sercem i po mocnych ramionach, które usiane miał drobnymi piegami. Ich widok wywołał pełen czułości uśmiech na jej twarzy.

— Jesteś wyjątkowy — wyszeptała.

Intensywnie wpatrywał się w jej twarz, jakby szukał choćby odrobiny fałszu czy zakłamania, ale widział tylko głód dotykania, fascynację jego ciałem i tęsknotę, więc nawet jeśli go nie kochała, to jej pożądanie czuł każdym nerwem swojego ciała.

Jakim byłem durniem, że przez chwilę wierzyłem w brednie, które wygadywała Anna, pomyślał czując się winny.

Jej palce powędrowały po szyi do jego ust. Obrysowała ich kształt, a on je lekko rozchylił. Widziała jak delikatnie, chwycił wargami i musnął językiem, czubki jej palców.

— Och, Ian — przygryzła lekko wargę, przymykając oczy i czując, jak ta pieszczota wywołuje, przyjemne mrowienie skóry, a to sprawiło, że szybko postanowiła zamienić palce na usta.

Całowała go z coraz bardziej wzmagającym się w niej pożądaniem, które ogarniało jak potężna fala przypływu. Oparła się mocniej o niego, a Ian wyciągnął się wygodnie na łożu. Odgarnął falę włosów, która zasłoniła jej twarz. Oddawał każdy pocałunek z taką samą siłą.

— Kochana proszę, daj mi moment — jęknął chrapliwie.

— Dlaczego? — Jej zdyszany oddech znów poczuł na szyi. Zdumiony zauważył, jak drobną okazała się jej twarz, kiedy obejmował ją swymi dłońmi.

— Boję się — powiedział, to tonem mężczyzny, przyznającego się do słabości.

— O czym ty mówisz? — ciemne oczy popatrzyły na niego z niepokojem.

— Nie chcę ci zrobić krzywdy. Jesteś przecież brzemienna.

Niepokój zamienił się w zdumienie, a jej pięknie wykrojone usta wygięły się w lekko zawstydzonym uśmiechu.

— Moi rodzice spotykali się ze sobą w alkowie, niemal do ostatniego dnia, a matka urodziła zdrowego syna. Dowód na to, zapewne już śpi w sąsiedniej komacie — uśmiechnęła się jakby lekko speszona. — Bądź tylko... delikatny — dodała cicho.

Zobaczyła ulgę na jego twarzy.
Obrócił się tak, że teraz Izabella leżała w pościeli, a on pochylił się nad nią, tak by jej nie przygniatać swym ciężarem.

— Będę delikatny — powiedział, patrząc jak cienki materiał koszuli, opina się na jej kształtach. Pochylił głowę i całował jej piersi tak długo, aż pod wpływem ciepłej wilgoci jego ust materiał stał się przeźroczysty.

— Unieś biodra — poprosił, a kiedy to zrobiła, zdjął koszulę, odsłaniając jej nagość. Omiótł ją wygłodniałym wzrokiem.

— Jesteś stworzona dla mnie — powiedział, cichym, zmysłowym głosem. Zadrżał, kiedy go dotknęła. Miał wrażenie, że wyrwała go z jakiegoś zaklętego kręgu.

— Nie dotykaj mnie, proszę — wyszeptał.

— Dlaczego?

— Nie chcę cię zawieść — wodził, czule palcami po łukach jej piersi.

— Nie zawiedziesz — zapewniła. — Pozwól mi. — prosiła.

— Nie! — Głos niemal mu się łamał, pod wpływem pożądania, jakie czuł i z niemal nadludzkim wysiłkiem, oparł się pokusie, by się w niej zanurzyć.

— Oszalałeś!

— Tak moja słodka, oszalałem — przez kilka długich sekund przyglądał się zdumieniu w jej oczach i rozchylonym kusząco ustom. — Nie, bo przestanę — zamruczał, kiedy zobaczył jak jej dłonie, podążają ku jego twarzy.

Z cichym jękiem zacisnęła dłonie na pościeli. Uśmiechnął się do siebie zadowolony z jej posłusznej reakcji. Takie ujarzmianie żony w łożu bardzo mu się podobało. Powoli rzeka, pieszczot i pocałunków spływała pomiędzy jej uda. Szczęśliwy i wyzuty wszelkich wątpliwości złapał ją za biodra i przeciągnął delikatnie niemal na skraj łoża. Kleknął przed nią, rozsunął lekko nogi i całował wnętrze jej ud, pokryte drobnymi, długimi bliznami, którym nie szczędził pieszczot. Izabella szarpnęła się gwałtownie, czując jego usta w miejscu, gdzie ich się najmniej spodziewała.

— Ian! Co ty ze mną robisz?! — cicho krzyknęła.

— To, co zwykł robić stęskniony mąż z żoną, po powrocie do domu. Kocham się z tobą.

Spojrzała w dół pomiędzy swoje uda.
Widziała zachłannie patrzące
złoto-zielone oczy i pełen pożądania uśmiech. Przez chwilę miała wrażenie, że patrzy w oczy drapieżnika, który, gdy wreszcie pochwyci swoją ofiarę, to już jej nie wypuści.

— Jesteś, pani wyśmienita — wymruczał lubieżnie.

Zamknęła oczy i znalazła się w pałacu dziadka. W ferworze zabawy z młodszym bratem trafiła, do komnat jego kochanek. Usiłując wyjść z ich labiryntu, znalazła się, w jednej z wielu sypialni, jakie zajmowały. Pamiętała złote światło popołudnia, przemykające przez olśniewające zdobienia ścian sypialni i tańczące delikatnie na wietrze muślinowe zasłony. Przez ażurowe, fantazyjne wzory wycięte w cienkich ścianach zobaczyła mężczyznę i młodą, piękną dziewczynę, leżąca na łożu. Pamiętała jak od jej mlecznobiałej skóry, odbijało się światło, przez co wydawało się, że jej całe ciało lśniło.

Jej jęk i ciężkie westchnienia rozchodziły się echem po komnacie, odbijając się od spływających z sufitu, powleczonych czystym złotem gwiazd. Ojciec jej matki klęczał na podłodze, trzymając mocno za biodra kobietę i pieścił ją w dokładnie ten sam sposób. Wtedy nie do końca rozumiała, to co widzi. Wiedziała, co to jest miłość cielesna, ale nie miała pojęcia, że mężczyzna może kochać się z kobietą w taki sposób.

To wspomnienie sprawiło, że wybuchł w niej pożar. Czuła nieprzepartą chęć przyciągnięcia Iana do siebie jeszcze mocniej, ale ten dotyk był tak intensywny, że w tym samym momencie, chciała go odepchnąć, mając wrażenie, że nie wytrzyma ogromu doznań, jakie czuła. Nigdy by nie znalazła w sobie tyle odwagi, by poprosić Iana o ten rodzaj pieszczot. I już nie musiała. Nie zwracając uwagi na zakaz, zanurzyła palce w jego włosach i jęknęła, wykręcając biodra. Przytrzymał ją mocniej i nie przestawał jej pieścić.
To jest cudowne, przemknęło jej przez myśl, kiedy jej ciało poddawało się tym wszystkim pieszczotom, którymi ją obdarowywał. Nie mogła złapać tchu, kiedy poczuła w dole brzucha oszałamiające pulsowanie.

Uwolnił się spomiędzy coraz bardziej zaciskających się ud, kiedy poczuł znajome drżenie jej ciała. Nie przestawał jednak jej pieścić dłonią, gładząc ciemnozłoty trójkąt między udami, rozcinając go delikatnie i wchodząc w nią palcami. Patrzył z pełnym zachwytu uśmiechem, jak Izabella obejmuje sama siebie, poddając się gwałtownym dreszczom, które ją ogarnęły. Powoli otworzyła oczy, wracając do rzeczywistości i patrząc na mężczyznę, który pochylał się nad nią tak jakby, czekał na przyzwolenie.

— Chodź do mnie — wyciągnęła do niego ramiona. — Tak bardzo za tobą tęskniłam.

— Czuję to — szepnął, chwytając łapczywie i gwałtownie za kształtne biodra, by tej samej chwili przypomnieć sobie, o co go prosiła.
Spojrzał na nią i się opamiętał. Leżała pod nim bezbronna i oddana.

— Boże, jak ty mnie opętałaś? Czemu za każdym razem, tracę przy tobie rozsądek? — Te słowa z trudem wydobyły się z jego gardła.

Wszedł w nią powoli i delikatnie, tak jak o to prosiła. Czuł, że ich ciała idealnie do siebie pasują.

Jest mój, pomyślała, zachwycona obejmując jego twarz dłońmi. Jego krótko przycięta broda, delikatnie kłuła ją we wnętrza dłoni, które ześlizgnęły się po szyi na jego ramiona i na plecy a stamtąd na pośladki. Każdym zmysłem odczuwała, jego ogromną siłę, ale nie bała się jej. Kiedy spojrzała na jego twarz, napięte rysy i błyszczące z podniecenia oczy, przeszedł przez jej ciało przenikliwy dreszcz rozkoszy. Jęknęła, chwyciła go mocniej za pośladki i przycisnęła do siebie, gryząc go w bark. W tym samym momencie Ian pozwolił na ulgę swojemu ciału. Zacisnął zęby, wydał z siebie cichy jęk i osunął się w jej ramiona, mokry od potu.

— Na litość boską, co ty ze mną wyprawiasz, kobieto. — Stoczył się z niej po krótkiej chwili i znieruchomiał.

Leżał z przymkniętymi oczami, głęboko oddychając. Patrzyła, jak czubkiem języka oblizuje, wargi tak jakby wciąż czuł na nich, jej smak.

— Wszystko to, na co tylko mam ochotę. — Z cichym śmiechem obróciła się w jego stronę.

— Diablico, mało, żeś mi karku nie skręciła — wymruczał, obejmując ją ramionami.

— Następnym razem, dwa razy zastanowisz się, gdzie wkładasz głowę, mój panie — figlarny błysk pojawił się w jej oczach.

Jego śmiech zabrzmiał jak pomruk.
Wyciągnęła rękę i dotknęła blizny, nie przestając się uśmiechać.

— Chciałbym, żeby zniknęła — powiedział, poważnie bez wesołości, która jeszcze chwilę temu była na jego twarzy.

— Dlaczego? Ja ją bardzo lubię.

— Nie jest powodem do dumy.

— Nie wyobrażam sobie ciebie bez niej i nie obchodzi mnie to, kim byłeś przedtem. Ważne jest dla mnie, to kim jesteś teraz, tu, przy mnie — odgarnęła, kosmyki czarnych włosów i pocałowała go w kącik ust, który lekko wygiął się do góry pod wpływem tej pieszczoty.
Poczuła delikatny słonawy smak potu.

— Chciałeś mi coś opowiedzieć.

— Nie wiem, od czego zacząć — odparł po chwili milczenia.

— Najlepiej od początku.

— Hmm... to może zacznę od tego, że jestem skończonym głupcem.

— To interesujące. A skąd to przekonanie?

Ian opowiedział jej wszystko o kobiecie, która była jego kochanką.
O tym, kim była dla niego, a on dla niej. O tym, jak wiele brała, nie dając nic w zamian. Opowiedział jej o chwili, w której zrozumiał, jak ta kobieta nic dla niego nie znaczy. Izabella słuchała, nie przerywając mu. Doceniała jego szczerość i otwartość, jednocześnie uświadamiając sobie jak niewiele kobiet, ma szczęście i mężczyznę, który potrafi podzielić się myślami i uczuciami.

— Uwierzyłeś jej? — patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie miała pojęcia, że tak bardzo boli go wygląd jego twarzy. Zawstydzonym wzrokiem uciekł gdzieś w bok.

— Jesteś piękny Ianie de Black — poruszona tym, co usłyszała, objęła jego twarz dłońmi. Nie rozumiała, jak można było twierdzić, że jego twarz jest ohydna.

— Och, nie mów tak! — zaprotestował.

— Zatem wolisz wierzyć bardziej jej słowom niż moim? — Nie słyszał w jej głosie najmniejszego wyrzutu. Bardziej była poruszona całą historią, którą od niego usłyszała.

— Przecież mówiłem ci, że jestem głupcem.

— Może i tak, ale bardzo wrażliwym — wtuliła twarz w jego szyję, delektując się zapachem i ciepłem rozluźnionego ciała męża.

Cicho westchnął i przytulił do siebie, uświadamiając sobie, że nigdy w życiu nie trzymał w ramionach nic bardziej cennego od kobiety, która tuliła się do niego i dziecka, które w sobie miała.

Izabella obudziła się z krótkiej drzemki. Uniosła się na łokciach i rozejrzała po komnacie. Ian siedział półnagi, na niewielkim stołku tuż koło kominka i czytał jakiś list.

Wyślizgnęła się z łóżka, założyła koszulę, którą znalazła na jego brzegu i podeszła do męża.

— Co robisz? — zapytała, zanurzając palce w jego włosach. Pochyliła się i zauważyła siniaka na jego barku. Nie miała pojęcia, że tak mocno go ugryzła. Pocałowała go delikatnie to miejsce.

— Obowiązki — zamruczał cicho, czując jej usta.

Zerknęła mu przez ramię. List był opatrzony królewskimi pieczęciami.

— Nie siedź zbyt długo. Wiesz, że lubię, zasypiać obok ciebie.

— Poczekaj — złapał ją za skraj koszuli i delikatnie posadził ją, na poduszce pomiędzy swoimi udami.

— Co robisz?

— Mam coś dla ciebie.

— Przecież prosiłam, żadn...

— Och, zamilcz kobieto! — przerwał jej w pół słowa. — Będę ci robił prezenty, kiedy przyjdzie mi na to ochota.

— I kto tu jest tyranem — wymruczała, niby obrażonym tonem, patrząc, jak przysunął sporych rozmiarów i pięknie zdobioną skrzynkę.

— Co to? — pomimo protestu nie potrafiła ukryć ciekawości.

— Otwórz — zachęcił.

Przygryzła lekko wargę i uchyliła wieko. Widział jak jej oczy, rozszerzyły się z radości. Klara miała rację. Izabelli nie interesowały klejnoty.

Zachwycona oglądała rysiki z drewnianymi wyprofilowanymi na palce nakładkami, które chroniły je przed zabrudzeniem. Muskała palcami równo poukładane miękkie pióra i niemal przytuliła do siebie gruby zwój pergaminów. Kryształowe kałamarze kryły w sobie czarne, czerwone i niebieskie inkausty, a w kolejnych opisanych pudełkach znalazła sproszkowany bizmut i kredę. Złote płatki do uzupełniania wolnej przestrzeni w rysunkach poprzekładane były delikatnym pergaminem, który później, można było wykorzystać do rysowania. Powoli otwierała wszystkie pudełka, przeglądając ich zawartość. Kiedy dotarła do ostatniego, Ian na chwilę wstrzymał oddech. Izabella otworzyła go, a w jego środku znalazła złoty pierścień z rubinami.

— Jest w kształcie owocu granatu! — zachwyciła się.

— Pomyślałem, że ci się spodoba, bo lubisz granaty.

— Jest przepiękny!

— To jest... pierścień zaręczynowy.

Te ostatnie słowa wypowiedział z obawą młodego chłopaka, który stara się o rękę ukochanej.

— Chcesz mi się oświadczyć? — podniosła, na niego zdumione spojrzenie. Złoto i blask z kominka, całkowicie wyparły zieleń z jego oczu.

— Nie miałem ku temu okazji.

— Nie będziesz miał ze mną łatwego życia. Jestem krnąbrna i nieposłuszna — podjęła jego grę.

— Ja z pewnością, też wiele razy przysporzę ci zmartwień.

— Lubię bić mężczyzn — ciągnęła z szelmowskim uśmiechem na ustach.

— Jakoś mi to nie przeszkadza. No, chyba że zaczniesz podnosić rękę na męża. Wtedy będę cię musiał przywołać do porządku kilkoma klapsami na goły tyłek — spojrzał na nią zuchwale.

— Ta rozmowa idzie w złym kierunku, mój panie — pogroziła mu palcem, śmiejąc się.

— Naprawdę? A mi się ten kierunek bardzo podoba — wymruczał, lekko chwytając ją za dłoń i wkładając pierścień na palec. — Zostaniesz moją żoną?

— Bardzo lubisz ryzyko, mój panie.

— Uwielbiam — pocałował jej dłoń.

Spojrzała mu w oczy. On nie czekał na deklarację, on czekał na te konkretne dwa słowa.

— Kocham cię — szepnęła przepełniona pewnością słów, które wypowiedziała.

— Błagam cię, powtórz to jeszcze raz — popatrzył na nią niepewnym wzrokiem.

— Kocham cię mój złotooki diable — położyła dłoń na jego zeszpeconym policzku, gładząc go delikatnie. — Masz moją miłość Ianie — szepnęła, wtulając twarz w jego szyję.

Czuła jak ją obejmuje ramionami i przyciska do siebie. Nie miał pojęcia, że tak bardzo pragną usłyszeć od niej te słowa i że tak łakomie pragnie jej miłości.

— Jesteś mi tak bardzo potrzebna — cicho powiedział.

— Potrzebujemy siebie nawzajem kochany.

Ujął ją pod brodę i pocałował. Miała miękkie i czułe usta. Westchnęła, kiedy skończył.

— Zamknij oczy — poprosił.

— Dlaczego?

— Bo cię o to proszę — zamruczał tuż przy jej uchu, a ona zrobiła to, rozkoszując się dźwiękiem, jaki wydobył się z jego gardła. Jego głos, jest zniewalający, pomyślała czując delikatne mrowienie pod skórą.

— Już? — zapytała, z lekkim zniecierpliwieniem dziecka, czekającego na niespodziankę.

Ujął jej dłoń i położył na niej coś chłodnego.

— Już.

Otworzyła oczy i zobaczyła czarnogranatowy kamień, oprawiony w złoto z doczepionym doń łańcuszkiem. Jego wnętrze skrzyło się od błyszczących okruchów.

— Poprosiłaś mnie kiedyś o gwiazdę z nieba. W tym kamieniu masz zaklęte ich tysiące — szepnął.

Spojrzała na niego oszołomiona, kolejnym prezentem i jego niezwykłością. Patrzyła na niego długo i przeciągle, ogromnymi ciemnymi oczyma, w których połyskiwały płomienie z kominka i zaskoczenie słowami, które usłyszała.

— Jest wspaniały, ale... — zawahała się — ...ja dla ciebie nic nie mam. Ja nawet nie pomyślałam... — umilkła zawstydzona.

— Codziennie dostaję od ciebie więcej, niż na to zasługuję. Dałem ci dach nad głową, a ty stworzyłaś mi ciepły dom, do którego chcę wracać. Za każdy mój paskudny uśmiech, dajesz mi całe morze czułości, a za moje nasienie dałaś mi dziecko — dodał cicho, kładąc dłoń na jej zaokrąglonym brzuchu. — Proszę, nigdy więcej mi nie mów, że nie masz mi nic do zaofiarowania.

Spojrzał w ciemne, kochające oczy i poczuł się bezgranicznie szczęśliwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro