6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Filip***

Poczucie winy. Przez pierwsze osiemnaście lat mojego życia, było ze mną cały czas. Dopiero postawienie diagnozy i rozpoczęcie terapii pomogło mi zrozumieć, że bycie w spektrum nie jest w żadnym, nawet najmniejszym stopniu moją winą. Po prostu taki już jestem. I raczej będę już zawsze.  Adam od ponad dwudziestu lat mi powtarza, że to nie ja mam problem ze światem, tylko świat ze mną. Mamy  teorię, że przed narodzinami Kingi przeszedłem jakąś łagodną formę depresji, bo kiedy podejrzewano u niej wadę serca, kilka razy przeszedł mi przez głowę pomysł, żeby wsiąść w samochód i roztrzaskać się o pierwsze napotkane drzewo albo wziąć leki i popić je wódką.  Wyciągnął mnie z tego i za to byłem mu cholernie wdzięczny.


***

Na komendę wpłynęła informacja o zaginięciu nastoletniej Alicji Szywińskiej. Niby nic w mojej pracy, w końcu cały czas ktoś ginie, ale ta dziewczyna szczególnie przyciągnęła moją uwagę. Przyjrzałem się bliżej jej zdjęciu. Była bardzo podobna do mojej siostry. To nie była ona, ale musiałem się uważnie przypatrzeć, żeby to zauważyć. Te same oczy, usta, kolor włosów...ich podobieństwo wydawało mi się wręcz przytłaczające. Wprawdzie zdarzają się tzw. bliźniacze zaginięcia, ale dzieje się to dość rzadko. A może tak właśnie jest tym razem?


- Dzień dobry, panie komisarzu- słyszę w drzwiach. Odwracam się. To Lilia. Co ona tu robiła? Jej sprawa jest już w rękach prokuratury, więc ja nie miałem tam już nic do roboty.


- Co tu robisz?- zapytałem. Na dźwięk mojego głosu owinęła się jeszcze szczelniej ubraną na siebie skórzaną kurtkę. Zmieniła się. Już nie wyglądała jak krzyżówka Agnieszki Dygant z Angeliną Jolie. Przypominała raczej zmizerniałą, wychudzoną kukłę, na którą ktoś narzucił drogie ubrania. Przyciągała na siebie spojrzenie przez wystające kości policzkowe, zapadnięte i podkrążone oczy i niezdrowo szary odcień skóry.


- Przyszłam... przeprosić - zaczęła, poprawiając włosy. Kolorowe pasemka zostały zastąpione delikatnymi refleksami.- Zachowując się przy panu w tamten sposób, miałam ukryty cel.


- Jaki?


- To proste. Chciałam, żeby czuł pan to samo, co ja wtedy. Chciałam, żeby to pana bolało, żeby... dobra, wyszłam na socjopatkę. Fuck it. - wyrecytowała , a mnie wreszcie udało się spojrzeć jej w oczy. Nie było w nich widać beztroski. Był tylko ciężar dziecka, które przedwcześnie dorosło. Przez parę dni była maltretowana, więc niemożliwością byłoby całkowicie normalne funkcjonowanie.


- Zakładam, że zapewniono ci opiekę psychiatry- stwierdziłem, opierając się plecami o okno.


- Tak.  Ale na razie i tak jedynym mężczyzną, którego do siebie dopuszczę, jest mój tata.  No i David, jeśli się nie rzuca. To, że z panem teraz rozmawiam, jest swoistą formą terapii. Chodzi o to, żeby obcować z czymś, co budzi przerażenie.  Nie byłam wtedy sobą.


- Człowiek zawsze jest sobą. Czasem  do głosu dochodzi jego ciemna strona. Ale to tylko oznacza, że jest się sobą.


***

- Mila...- mruknąłem, sunąc nosem po jej szyi. Zapach jej perfum lekko mnie drażnił, ale dało się to wytrzymać.


- Przestań, głowa mnie boli- westchnęła z irytacją.


-Ale ciebie boli od miesiąca. Ja też potrzebuję miłości, Mila...


- Porozmawiamy o tym jutro.


- Kurwa, Mila, nie ignoruj mnie!


- Filip, ogarnij łeb- rzuciła. Zrobiła to specjalnie, bo wiedziała, że Kasia powiedziałaby to samo. Tylko skąd ona to wiedziała?


- Skąd ty to...


- Nieważne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro