5
Eric i reszta gadają już od prawie trzech godzin. Oczy mi się kleiły. Postanowiłam ich wygonić.
-Dobra, won mi z domu! Jutro się widzimy po lekcjach, Tony pokażesz Ericowi jak dojechać do naszej szkoły?
-Tak jasne.- odpowiedział.- Jeździsz na motorach, co nie?
-Jakbym nie mógł?
-Cudownie,- rzekłam.- A teraz spadać!
Po wyjściu chłopaków od razu poszłam spać.
Obudziło mnie lizanie.
-Terrorysta!- zaczęłam się śmiać.- Jesteś ohydny.
Poszłam pod prysznic, wymalowałam się i poszłam na śniadanie. Terrorystę zostawiłam na podwórku. I pojechałam do szkoły. Chłopcy już czekali na mnie na parkingu.
-Cześć chłopcy!- zaparkowałam obok nich.
-Cześć Charlotta!- odpowiedzieli chórem.
Poszliśmy na lekcje. Dziś zaczynaliśmy od lekcji wychowawczej. Nudy!!!!!
-Dzień dobry dzieci.- przywitała nas wychowawczyni.- Chciałabym wam przedstawić nowego ucznia.- chłopak, który obok niej stał zawarł głos.
-Część, mam na imię Aleksander. Razem z rodzicami przeprowadziłem się z Hiszpani.- chodził wzrokiem po klasie, a ostatecznie wylądowało na mnie.
-Macie jakieś pytania do Aleksandra?- zapytała nauczycielka.
-Jak często chodzisz na siłownię?- zapytała Angelika. Ma za wysokie ego. Czasem mam ochotę jej przyłożyć. W klasie zapanował chichot.
-Pięć razy w tygodniu.- uśmiechnął się przenosząc wzrok na Angi.
-Dobrze, siadaj przed Charlottą.- tak, bo on niby wie kim jest Charlotta. Podszedł do ławki przede mną i usiadł.
-Widziałem jak na ciebie patrzył- powiedział David nachylając się do mnie. (Siedział za mną)
-To się w takim razie nie znasz na spojrzeniach.- wyszeptałam.
-Zgadzam się z Davidem.- odpowiedział Arthur.
-A ty współlokatorze ławkowy siedź cicho, dobra?- dźgnęłam go łokciem.
Lekcja płynęła niemiłosiernie długo. Pani mówiła o wycieczce. Ja na 100% nie pojadę. Po co? Mamy niezłą frajdę w rozrabianiu.
Po lekcji gdy wychodziłam z chłopakami z sali podszedł do mnie Hiszpan.
-Cześć!
-Cześć.- "miła, miła, miła" powtarzałam sobie w głowie.- O co chodzi?
-Chciałem się zapytać, czy to twoja czarna Yamaha, która stoi przed szkołą?
-Tak, a czemu pytasz?
-Moi znajomi lecą na was obie.
-To niech przestaną lecieć.
-To już im powiedz.
-Nie muszę.
-Czemu?- Kurde, on jest dziwaczny.
-Matko! Dasz mi spokój?- podniósł ręce w geście poddania się.- To ja idę, na razie.
-Pa.
Kiedy dogoniłam chłopaków usłyszałam gwizdy.
-Oj, czy Amor postrzelił kogoś swoją strzałą?- śmiali się.
-Zamknijcie się. To wcale nie jest śmieszne.- wtedy Arthur podniósł mnie i przewiesił przez ramię jak worek ziemniaków.- Co ja jestem? Puszczaj mnie!
-O nie księżniczko. Najpierw przyznasz, że ty mu się podobasz.
- O nie. Nigdy.
-To w takim razie tak sobie powisisz.
-Dobrze.
Pięć następnych lekcji byłam dręczona liścikami od chłopaków. Były tego typu:
Miłość rośnie wokół
Was...
Strzałą Amora
Za niedługo
Zostaniesz postrzelona.
Ładna by była
Z was para
Miałam tego dosyć. Kiedy rozbrzmiał zbawczy dzwonek zwiastujący koniec lekcji wybiegłam z sali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro