6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Słyszałam, że chłopcy biegną za mną.
-Nie uciekniesz od miłości!- zawołał jeden. Otwarłam z rozmachem drzwi prowadzące na parking. Już tam czekał Tony z Ericiem.
"Dzięki Bogu..." pomyślałam.
-O Charlotta! Jak się masz?- przywitał się ze mną "lekarz".
-Źle.- odpowiedziałam zatrzymując się obok nich.
-A to czemu?- zapytał Eric.
-Bo oni mnie nękają.- odpowiedziałam  wskazując palcem na chłopaków, którzy właśnie wybiegli ze szkoły.- Pomocy!- schowałam się za Tonym i Ericiem. Chłopcy odłożyli plecaki i powoli podchodzili do mnie.- Zostawcie mnie w spokoju.
-O nie. Najpierw potwierdzisz, że mu się podobasz.
-A czemu wam na tym zależy?
-Bo, chcemy wiedzieć.
-To się nie dowiecie.
-Czemu?
-Bo tego nie potwierdzę. Na każdą tak patrzył.
-Nie, nie patrzy tak na każdą.- podeszli bliżej. I bliżej... Uciekłam od nich. Gonili mnie po całym parkingu, a Tony i Eric się z tego śmiali.
-Ha ha, bardzo śmieszne, moglibyście mi pomóc? Eric?- zapytałam dalej uciekając.
-Już idę, księżniczko.- podbiegł do mnie, chwycił za nogi i plecy i podniósł. Zaczął mną kręcić. Chwyciłam go za szyję i przysunęłam się bliżej niego. Nie wiem czemu, ale mi się podobało. Zaczęłam się śmiać. W sumie... Nie chciałam żeby skończył. Po chwili usłyszałam, że on też się zaczął się śmiać.
-Błagam Cię nie kończ.- powiedziałam mu gdy udało mi się ułożyć głowę na jego ramieniu.
-Naprawdę?
-Tak, proszę.
-Udało mi się zdobyć twoje zaufanie?- powoli moja karuzela przestawała się kręcić.
-Tym..... Chyba tak. Uratowałeś mnie przed chłopakami.
-Zawsze do usług.- postawił mnie na ziemi. Stanęłam na palcach i go przytuliłam.
-Dzięki.- pocałowałam go w policzek. Dopiero po tym zauważyłam, że mamy widownię. Dziewczyny, które oglądały "nasze przedstawienie" dopiero kiedy zobaczyły twarz Erica zacisnęły zęby (ładne zęby) i zacisnęły dłonie tak, że zbielały im knykcie. Trójca na której stała Angelika podeszła do nas.
-Cześć, mam na imię Angelika.- przywitała się gdy stanęła obok nas.
-Cześć Eric.
-Czy ty jesteś nowy?
-Nie, przyjechałem po Charlottę.- powiedział patrząc na mnie i mnie przyciągając ramieniem.
-Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale już musimy jechać. Chodź Eric. Pa Angi.
-Na razie.- wysyczała przez zaciśnięte zęby.
       Gdy odeszliśmy od niej na bezpieczną odległość powiedziałam:
-Dlaczego tak... tak... no...
-Bo wiem, że lubisz patrzeć na zazdrosne dziewczyny.
-Skąd to wiesz...
-Widocznie nie słuchałaś o czym gadaliśmy u ciebie.
-No nie. Ale, czekaj czemu zazdrosne? Uważasz że każda na ciebie leci, i że jesteś przystojny?
-Na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: Tak. A co do tego skąd to wiem, to twoi przyjaciele mi powiedzieli.
-Jak ja ich kocham...- powiedziałam sarkastycznie (ale ich kocham [serio])
-Wiem, to też mi powiedzieli.
-Widzisz, zaczęło się... wiesz czym, poznaliśmy się wczoraj i wszystko o mnie wiesz i... już zaliczyłeś u mnie buziaka.
-No wiesz, ma się ten talent.
-A co do tamtej akcji umówimy się u mnie, ale potem.
-Oczywiście, księżniczko.
-Nie wiem czemu, ale lubię jak tak do mnie mówisz.
-To ja będę księciem?
-O nie! Możesz sobie pomarzyć.
-Wiem, że w końcu się złamiesz.
-To w takim razie nie wiesz jaka jestem.
-A zakład?
-Tak. O dychę.
-Hmmmmmm, dobra.- uścisnęliśmy sobie dłonie. Jakie on ma cudowne dłonie! Jestem dziwaczna, ale on ma mięciutkie dłonie. Gdy zbieraliśmy się do wyjazdu z parkingu znowu usłyszałam gwizdy.
-Boże, zdecydujcie się w końcu, który!- powiedziałam lekko zirytowana. Niech się zdecydują "któremu się podobam" albo Aleksander albo Eric. Tylko dwie opcje. Takie trudne?
-Obydwoje.- nie przestawali gwiazdać.- Tony, ty też?
-Oj, tak. Jesteś jak magnes.
-Ciesz się, że mamy publiczność.- pokazałam na schowek w motorze, gdzie znajdował się pistolet. Oni dobrze o tym wiedzieli.
-Odważyłabyś się?- zapytał.
-Nie jestem seryjnym mordercą, ale kto wie.
-Dzięki.
-Dobra, jedziemy do mnie.
-O, mamy zaproszenie od szanownej pani?- śmiał się David.
-Jak nie chcesz to wypad.

         W domu chłopcy oglądali film, a ja robiłam lekcje. Wieczorem gdy reszta wyszła zostałam z Ericiem sama. No i z Terrorystą.
-To potem, to dziś?- zapytał.
-Tak. Cholera, papiery mam w kryjówce.
-Pojechać po nie?
-A wiesz gdzie?
-Eeeeeeeeee......
-Terrorysta Cię zaprowadzi.
-Co?
-Powtórzę. Terrorysta Cię zaprowadzi.
-Ok. Za chwilę będziemy.

          Po 40 min mojej udręki wrócili.
-O te chodziło?- zapytał stając w framudze drzwi.
-Tak, te.- podeszłam i chwyciłam je.- Skąd wiedziałeś?
-Terrorysta.
-Ojoj, piesku kocham cię.- przytuliłam się do zwierzaka.- Dobra, idziemy do piwnicy.
-Co ty chcesz zrobić?- powiedział kiedy brałam broń.
-A co boisz się?
-No... trochę.
-Dla twojej świadomości muszę wziąć broń... dla bezpieczeństwa.
-Mojego czy twojego?
-I tego i tego.
-Czemu?
-Jakby znaleźli broń wzieliby ciebie za mojego wspólnika. I moglibyśmy pójść wtedy do pudła.
-Dobra, weź to.
-Dzięki za zgodę.
-Nie ma za co.
             W piwnicy na stole ułożyłam papiery.
-Mogę ci zaufać?-zapytałam.
-Tak.
-Dobra.- ładnie rozłorzyłam papiery i zrobiłam wydech.- Mój brat zaginął gdzieś rok temu.
-Tak.
-Porwali go czarnym vanem.
-Skąd to wiesz?- na to pytanie napłyneły mi łzy do oczu.
-Bo...- głos mi się załamał.- Bo... Byłam przy tym. To ja się cały czas o to obwiniam.
-Czemu...?
-Byliśmy pod ostrzałem, kazali nam puścić broń, trzymał mu pistolet przy głowie, wsadzili go do bagażnika, odjechali, strzelałam...- wpadłam w panikę. Dostałam dreszczy, zaczęłam się trząść. Nie dostawałam zwykle ataków paniki. Do tej pory dostałam jej ze trzy razy łącznie z tym. Poczułam jak ręce Erica oplatają moje ramiona. Po chwili przyciągną mnie do siebie. Zaczęłam płakać. Miałam ochotę żeby pokręcił mną jak wcześniej. Poprosiłam go o to. Na moje życzenie zrobił to. Płacz zamienił się w śmiech. Jeju.... znam go dopiero od wczoraj, a ja już go uwielbiam. Serio. Jest dla mnie taki bliski, a wczoraj prawie mnie zabił. Tak na prawdę już się z tego śmieję. Wiem, że nie chciał mnie skrzywdzić. A teraz jak czuję jego perfumy... Boskie... Mogłabym go tak wąchać. Położyłam głowę na jego ramieniu i wtuliłam ją w jego szyję. O... Tu tak dobrze je czuć. Jestem dziwaczna, ale one działają na mnie kojąco.
-Nawet nie wiesz jak na mnie działasz.- powiedziałam kiedy powoli zmniejszał obroty. Położył mnie i trzymał blisko siebie.
-Mam nadzieję, że pozytywnie.
-Tak. I wiesz co mi jeszcze pomogło się uspokoić?
-Eeee... Nie.
-Twoje perfumy.
-Ach, tak?- poruszał brwiami w górę i w dół.
-Tak, wiem jestem zboczona.
-Nie, wcale nie. Ty nie wiesz jak na mnie działasz. Wiem, że dopiero co się poznaliśmy i... w to nie najlepszy sposób.
-Oj, zgodzę się.
-Ale jak ciebie widzę to się od razu uśmiecham.
-Nawet nie wiesz jakie to miłe. A od dziś jak ja ciebie widzę to wiem, że w ciągu godziny będę miała karuzelę.
-Wiem, że to uwielbiasz.
-Tak, masz rację.
-Może odpuścimy sobie tego wszystkiego i oglądniemy film.
-A wrócimy do tego?
-Jak tylko będziesz chciała księżniczko.
-Dziękuję nie księciu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro