Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzyłam w totalnym szoku na małą, brązowowłosą dziewczynkę w niebieskim, paskowanym sweterku. Nie widziała mnie.
Stałam w dość korzystnym dla mnie miejscu, a mianowicie za drzewami. Przyglądałam się jej.
Mała zaczęła iść po śniegu. Postanowiłam ją obserwować. Powoli przemieszczałam się pomiędzy konarami, podczas gdy ona przyglądała się otoczeniu.
Faktycznie, oblodzone i przypruszone śniegiem drzewa może i wyglądają pięknie, ale jeśli oglądasz je praktycznie codziennie, to już nie czujesz zachwytu nad ich pięknem. Raczej flustrację, że to trwa tak długo. Że nikt nie wyszedł zza tych głupich drzwi.
Człowiek dotarł na swego rodzaju mostek. Wtedy do akcji wkroczył ten idiota sypiący żartami jak debil, Sans. Nie lubiłam go.
Postanowiłam wyteleportować się stamtąd, by nie musieć słuchać ich głupich żartów. Jeszcze nie chciałam pogarszać sobie humoru.
Pojawiłam się przed moim domem. Powoli, lekkim krokiem weszłam przez lekko skrzypiące drzwi. Taaa... Leniwa jestem. Od dwóc miesięcy obiecuję sobie, że w ońcu ruszę swój futrzany zad i naoliwię je, ale do tej pory tego nie zrobiłam.
Postanowiłam się przespać. I tak nie mam nic do roboty, więc czemu nie?
***
Byłam w Ruinach. A dokładniej leżałam na rabatce złotych kwiatów z powierzchni. Było bardzo cicho.
Podniosłam się i skierowałam w stronę wejścia do dalszej części dawnej siedziby potworów. Cisza wręcz piszczała w uszach. Westchnęłam i ruszyłam dalej.
Przechodziłam przez liczne pomieszczenia z rozwiązanymi zagadkami i nie natrafiłam na ani jednego potwora. Zaniepokoiło mnie to. Takie rzeczy się nie zdarzały.
Kolejne pomieszczenie i kolejne nic. Teraz poczułam coś, czego dawno nie czułam.
Strach.
Szłam dalej. Nagle w coś wdepnęłam. Spojrzałam, co to było i pisnęłam ze strachu.
To był pył. Pył, który zostaje po martwym potworze.
Gorączkowo otrzepałam stopę z białego proszku i nieświadomie zaczęłam uciekać w głąb Ruin, mając gdzieś swoją godność.
Z każdym krokiem, z każdym pokoje widziałam coraz więcej pyłu. Wpadłam szybko do domu zamieszkiwanego, chyba przez moją siostrę. Przeskakiwałam przez schody o mało nie tracąc przy tym zębów. Przebiegłam przez długi korytarz.
Dotarłam pod drzwi do dalszej części Podziemi. Były uchylone, a na ich powierzchni i pod nimi zalegał biały pył oraz kilka odłamków duszy potwora. Chwyciłam je delikatnie w palce. Wiedziałam, czyja to dusza. Zacisnęłam je jeszcze mocniej. Łzy pociekły po mojej pokrytej futrem twarzy.
Toriel nie żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro